tag:blogger.com,1999:blog-36435259962806284272024-02-19T21:08:33.779-08:00Look at me, you're strongRouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.comBlogger17125tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-69065368823648633022019-03-24T08:32:00.000-07:002019-04-04T13:33:40.214-07:00Rozdział 14<i>Louis</i><br />
<br />
Wchodzę do kuchni i pierwsze co robię chwytam butelkę wody. Ten cholerny kac nie daje o sobie zapomnieć nawet na chwilę. Biorę duże łyki i chociaż opróżniam prawie połowę zawartości to nadal czuję się okropnie.<br />
- Suszy co? - słyszę uszczypliwy komentarz.<br />
Dopiero wtedy dostrzegam Nialla i Liama siedzących przy wyspie kuchennej. Przewraca oczami widząc ich naganę w oczach.<br />
- Nie muszę wam się tłumaczyć.<br />
- Jesteś tego taki pewien? - zapytał Liam.<br />
Spojrzałam na niego pytająco.<br />
- Pamiętasz co wczoraj wygadywałeś?<br />
Chwilę mi zajęło zanim skupiłem myśli na tyle, aby przypomnieć sobie wczorajszy wieczór. Ból głowy wcale w tym nie pomagał. Udało mi się jednak przywołać wspomnienia i szybko zrozumiałem o co im chodzi.<br />
- Dziecko jest moje - powiedziałem bez żadnych emocji, chociaż w środku targały mną jak oszalałe - I nie pozwolę Stylesowi zabrać również jego.<br />
Po czym opuściłem kuchnię.<br />
<br />
Nie pojawiłem się na śniadaniu. Nie byłem w stanie nic zjeść. Mój żołądek nadal odmawiał mi posłuszeństwa. Zgarnąłem butelkę wody i zamknąłem się w pokoju. Nie nacieszyłem się jednak zbyt długo samotnością. Tobias, jeszcze nie dawno osobisty ochroniarz Alex przyszedł po mnie, bo udało im się rozszyfrować nagranie. Nie ukrywam, że nie mogłem się tego doczekać. Chciałem zobaczyć twarz skurwysyna, który zamordował mojego przyjaciela.<br />
Poszedłem bez słowa za Tobiasem do pokoju głównego ochroniarzy. Tam zostałem już Horana trzymającego rękę na ramieniu Holly. Po chwili pojawił się również Payne. Zastanawiali mnie tylko gdzie do cholery jest Colin. Postanowiłem jednak o to nie pytać.<br />
- Chodźcie, postaram się to maksymalnie powiększyć.<br />
Ustawiliśmy się przed monitorem. Każdy był mocno skupiony i poważny. Żarty się skończyły. Zginął nasz brat.<br />
Komputer stopniowo powiększał obraz i łapał ostrość. Jak dla mnie trwało to zdecydowanie za długo. Powoli puszczały mi nerwy. Mimo to czekałem. Musiałem się dowiedzieć, kto zagraża życiu mojej Aly.<br />
<i>Już nie twojej</i>.<br />
Gniew zalewa moje ciało, gdy sobie to uświadamiam. Mimo to czuje przymus. Ona może mnie nie chcieć. Ale nadal łączy nas dziecko. I nic tego nie zmieni.<br />
Nagle obraz zaczyna się wyostrzać na tyle, że dostrzegam pierwsze szczegóły w twarzy. Jeszcze chwila i będę go widział. Czekam kilka sekund i... Nie mam pojęcia kto to.<br />
- Niemożliwe- słyszę zaskoczony głos Tobiasa. Wygląda jakby zobaczył ducha.<br />
- Co? - pytam zniecierpliwiony- Co jest niemożliwe?<br />
- To Miles O'Conner. - przyznał Tobias który z wrażenia musiał aż usiąść.<br />
- No i? Co z tego?<br />
- To - zaczęła równie zaskoczona Holly - Że on nie żyje. To ten ochroniarz który został zabity po wybuchu bomby w sypialni Alex.<br />
Patrzę jeszcze raz na ekran. Faktycznie zobaczyliśmy ducha.<br />
O co tu, kurwa, chodzi?<br />
<br />
<i>Alex</i><br />
<br />
- Vicky o co tu, kurwa, chodzi? - pytam po trzech godzinach jazdy w ciszy. Można zwariować.<br />
Vicky patrzy na mnie przez chwilę i wraca do drogi. Mam wrażenie, że jest trochę zestresowana.<br />
- Musisz mi zaufać Alex. Wiem, że to nie łatwe po tym co ci zrobiłam i ile musiałaś wycierpieć. Ale na pewno lepsze od wierzenia naszej matce.<br />
Akurat w to jestem w stanie uwierzyć. Elizabeth jest ostatnia osobą, której mogłabym zaufać. A mimo to prawie zgodziłam się aby mnie zabrała ze szpitala. Sama już się w tym gubię.<br />
- Ona nie powiedziała ci wszystkiego. A właściwie przedstawiła wszystkie fakty w taki sposób, aby zdobyć twoje zaufanie.<br />
- Typowe zagranie Elizabeth. - mówię cicho.<br />
- No właśnie. Jakby się tak zastanowić to zawsze tak robiła.<br />
Uśmiecham się lekko. Miło, że chociaż z tej sprawie zgadzam się z siostrą.<br />
- Wytłumaczę ci wszystko już na miejscu. Zaraz będziemy.<br />
Przyglądam się przez chwile siostrze. Może faktycznie za długo ją winię za błędy z przeszłości. Jakbym zrobiła rachunek sumienia to wypadłabym o wiele gorzej od niej. Robiłam jej naprawdę wiele przykrości. Mniejszych i większych. Byłam zaślepiona gniewem i żalem za to ze wpuściła Jamesa do naszego domu. Ale skąd miała wiedzieć co mi zrobił? Zbyt pochopnie ja posadziłam. Uważałam za wroga. A ona zawsze stała po mojej stronie. Może uda mi się jeszcze to naprawić.<br />
- Jesteśmy - głos siostry wyrywa mnie z zamyśleń.<br />
Patrzę za okno i widzę zwykły piętrowy dom w stylu angielskim. Taki sam jak tysiące innych na tym osiedlu ustawiony w równej linii do pozostałych. Nie jest to willa chłopaków, ale mi jak najbardziej odpowiada.<br />
Vicky zaparkowała samochód na podjedzie. Wysiadłysmy i zabierając rzeczy z tylnego siedzenia ruszyłyśmy do drzwi. Wszystko wyglądało całkowicie zwyczajnie. Jakby ostatnie wydarzenia nie miały w ogóle miejsca.<br />
- Gdzie my w ogóle jesteśmy?<br />
- W Surrey.<br />
Patrzę na Vicky jak na idiotkę. Wiedziałam, że kojarzę to osiedle.<br />
Siostra wzruszyła ramionami.<br />
- Colin jest wielkim fanem Harry'ego Pottera.<br />
- Nie wiem czy ta informacja nie przebija wszystkich z ostatniej doby.<br />
Vicky śmieje się cicho i wciska dzwonek do drzwi. Czekamy chwilę, słysząc niepewne kroki.<br />
- Czeka cię dzisiaj jeszcze kilka niespodzianek. - mówi tajemniczo, lecz zanim zdążę dowiedzieć się czegoś więcej drzwi otwierają się, a ja nie mogę uwierzyć własnym oczom.<br />
- Drina?<br />
<br />
<i>Louis</i><br />
<br />
Meg nie czuje się dobrze. Właściwie jest z nią naprawdę źle. Nie może pogodzić się ze śmiercią Zayna. Każdego z nas traktuje jak syna. To był dla niej okrutny cios. Zupełnie nie poznaję tej kobiety. Wcześniej było jej wszędzie pełno, zawsze uśmiechnięta i radosna. Dom żył energią jaką w niego przelewała. Teraz dawała sobie radę wyłącznie na środkach uspokajających. Do nikogo nie chciała się odzywać i straciła swój dawny blask.<br />
Siedzę z nią w kuchni od prawie godziny próbując wciągnąć do rozmowy. Co bym jednak nie zrobił, kobieta mnie ignoruje. Czuje się bezsilny. Nie wiem jak jej pomóc.<br />
- Meg wiem, że jest ci ciężko. Tak jak nam wszystkim. Ale jemu już w żaden sposób nie pomożemy. Musimy się skupić na tym, co można jeszcze naprawić. On naprawdę jest teraz w lepszym miejscu. Skończył swoją wędrówkę na ziemi o wiele za wcześnie. Ale na pewno jest teraz szczęśliwy.<br />
Pierwszy raz odkąd tu siedzę kobieta na mnie spojrzała. Przeraził mnie ból w jej oczach.<br />
- Wiadomo coś o Harrym? - zapytała bardzo słabym głosem.<br />
Poczułem lekkie ukłucie złości słysząc jego imię, ale szybko je stłumiłem. Ja tez martwię się o przyjaciela.<br />
- Nic nowego. Wciąż go szukają.<br />
Kiwnęła głowa.<br />
- A Alex? Jak się czuje?<br />
- Lepiej. Jest w szpitalu, ale dochodzi do siebie. Jej i dziecku nic nie grozi.<br />
Oprócz szaleńca, który próbuje ją zamordować. Tego jednak nie mówię na głos, aby nie dobijać kobiety. Czuję jednak, że ona sama się tego domyśla.<br />
- Będziesz dobrym ojcem Louis.<br />
Uśmiecham się widząc jej zatroskaną minę. Mam wrażenie, że mała cząstka Meg wraca do siebie.<br />
- To nie jest takie proste. Alex nie chce mnie znać.<br />
- To mądra dziewczyna. Nie pozwoli aby jej dziecko nie miało tak wspaniałego taty. Ale ty tez się musisz postarać. Nie strać ich.<br />
Gdyby to było takie łatwe, myślę. Mam jakiś pieprzony talent do zjebania wszystkiego na czym mi zależy.<br />
- Już ich straciłem.<br />
Meg prostuje się z łagodny uśmiechem na ustach.<br />
- W życiu nie ma nic za darmo skarbie. Jak nie włożysz odpowiedniej ilości pracy w naprawę waszej relacji to nigdy ich nie odzyskasz. Alex musi zobaczyć, że zależy ci na waszym dziecku. Bo tak jest, prawda?<br />
- Oczywiście. Kocham ich.<br />
Meg spojrzała na mnie w ten jej ciepły sposób.<br />
- Więc się nie poddawaj. Zaufaj mi, warto.<br />
Oczywiście, że warto. Dla Alex i naszego dziecka jestem w stanie zapłacić każda cenę. Mogę zrobić wszystko. Jestem jednak świadomy, że zawiodłem już tyle razy, że mogę nie być w stanie odbudować tego co było. Mimo to będę próbował. Dla naszego dziecka. Alex zrobi, co będzie uważała za słuszne. Ale Meg ma racje. Ona nie pozwoli, aby nasze dziecko wychowało się bez ojca.<br />
Czuję, że rośnie we mnie nadzieja. Może jeszcze się ułoży. Jest szansa, że wszystko wróci do normalności.<br />
Nagle do kuchni wbiega Holly cala rozgorączkowana.<br />
- Alex zniknęła ze szpitala.<br />
I cała nadzieja prysła, zastąpił ją jedynie strach o ukochaną.<br />
<br />
<i>Alex</i><br />
<br />
Patrzę oniemiała na blondynkę. Wszystkich spodziewałam się spotkać w tym domu, ale nie moją Drinę. Skąd u licha ona się tu wzięła?<br />
- Nie stójmy tak w progu, chodźcie do środka - odezwała się Vicky. - Trzeba wszystko wyjaśnić Alex.<br />
Drina przepuszcza nas w drzwiach, ale kiedy tylko je za nami zamyka, rzuca mi się na szyję piszcząc jak nastolatka. Mimowolnie śmieję się głośno widząc jej ekscytację. Dopiero teraz dociera do mnie jak bardzo za nią tęskniłam.<br />
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że widzę cię w jednym kawałku. - mówi, a ja śmieję się jeszcze głośniej.<br />
- Wiesz, bywało rożnie - uwalniam się z jej uścisków - Ale skąd ty tutaj? O boże jaki masz duży brzuszek!<br />
- Tylko nie mów, że wygląda jak piłka, bo dostaje szału. Wiem z autopsji.<br />
Odwracam się i niemal skacze z radości.<br />
- Jack!<br />
Rzucam się mu na szyję zanim zdarzy powiedzieć coś jeszcze.<br />
- Spokojnie, bo moja narzeczona będzie zazdrosna.<br />
Patrzę na nich zaskoczona.<br />
- Narze... Co? - Drina pomachała mi pierścionkiem przed twarzą - O mój boże to wspaniałe!<br />
Przytulam ich oboje. Teraz wszystkie troski odeszły w niepamięć. Mam swoich przyjaciół obok siebie. Znowu. Dawno nie czułam się tak szczęśliwa.<br />
- Ciszej tam! Jest dopiero siódma rano, ludzie próbują spać!<br />
Wszędzie poznałabym ten głos. Podchodzę do schodów i patrzę na ich szczyt.<br />
- Tom?<br />
- Alex? - chłopak od razu zbiega na dół i biorąc mnie w objęcia kręci się kilka razy wokół osi. - Cudownie, że żyjesz!<br />
- Tez się cieszę - śmieje się - A teraz mnie puść, bo zaraz puszcze pawia.<br />
Chłopak odstawia mnie na ziemie i odskakuje jak poparzony.<br />
- No tak bo ty jesteś w ciąży! Zapomniałem! Nadal masz poranne mdłości? Przynieść ci miskę? Chociaż nie, szkoda miski. Tu po lewo jest toaleta a na piętrze druga. Korzystaj z której chcesz tylko błagam, nie każ mi tego sprzątać.<br />
Mówił tak szybko, że ledwo go zrozumiałam. To sprawiło, że śmieję się jeszcze bardziej. Nic się nie zmienił.<br />
- Nawet nie wiecie jak się cieszę, że was widzę.<br />
- Też miło cię widzieć.<br />
Dreszcz przeszywa moje ciało, gdy słyszę jego głos. Odwracam się i widzę go. Stoi w drzwiach do salonu oparty o futrynę. Olśniewający jak zawsze z tymi małymi iskierkami tańczącymi w jego oczach. Moje serce przyśpieszyło. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w jego ramionach. Na pewno nie zamierzam ich opuszczać. Tak długo na to czekałam.<br />
- Martwiłam się o ciebie - wyszeptałam w jego tors.<br />
- Przepraszam, uprzedziłbym cię gdybym wiedział, że twoi przyjaciele zamierzają mnie porwać. - przyznał z uśmiechem.<br />
Spojrzałam z zaskoczeniem najpierw na niego, a potem na pozostałych.<br />
- To byliście wy? Myślałam, że dopadł cię Maretti, że cię torturuje!<br />
- Nie spoko, to tylko ja i Jack - Tom uśmiechnął się łobuzersko - Ale na pomysł z torturami nie wpadliśmy. Szkoda, widziałem kiedyś fajny film...<br />
- Tom! - upominał go Drina.<br />
- Oj no żartuje. Harry'emu głos by z głowy nie spadł, to równy gość.<br />
Nie rozumiem o co tu chodzi i jakim cudem moi znajomi są w to zamieszani. Jednak teraz ma to małe znaczenie. Odwracam się z powrotem do Harry'ego. Nie potrafię opisać radości, gdy widzę że nic mu nie jest.<br />
- Dobra koniec tego sterczenia w holu - odzywa się nagle Vicky. - Harry pokaż Alex jej pokój a my w tym czasie przygotujemy śniadanie. Obgadamy wszystko przy stole.<br />
- Z miłą chęcią- stwierdził Styles i chwycił mnie za rękę.<br />
<br />
Sypialnia nie była duża. Przypominała trochę mój pokój w Doncaster. Najzwyklejsza w świecie sypialnia w najzwyklejszym w świecie domu. Idealna kryjówka. Usiadłam na niedużym łóżku. Może to głupie, ale w takich warunkach czuje się dużo bezpieczniej niż w willi chłopaków. Zupełnie jakbym była w domu.<br />
- Jak się czujesz? - zapytał Harry siadając obok. Słyszałam troskę w jego głosie.<br />
- Jest lepiej - przyznaję szczerze - choć może nie wyglądam.<br />
Harry uśmiecha się łagodnie. Zdaje sobie sprawę, że przypominam siedem nieszczęść.<br />
- Wszystko wróci do normy. Już nie długo.<br />
Nie potrafię mu nie uwierzyć. Harry stał się czymś w rodzaju kotwicy mojego bezpieczeństwa. Zawsze gdy jest obok wiem, że nic mi się nie stanie.<br />
Nie potrafię nie zapytać.<br />
- Uważasz, że dobrze zrobiłam, ufając Vicky? Wczoraj była u mnie moja matka i...<br />
- O wszystkim wiem - przerwał mi - I uważam, że podjęłaś bardzo dobrą decyzję.<br />
Patrzę na niego zaskoczona. W mojej głowie rodzi się coraz więcej pytań. Skąd on to wszystko wie? W jakim właściwie celu ci wszyscy ludzie się tutaj znajdują?<br />
- Wszystkiego dowiesz się przy śniadaniu - mówi jakby czytał mi w myślach - Jesteś bardzo zmęczona?<br />
- Trochę, ale to nic. Wezmę tylko szybki prysznic i będę gotowa.<br />
Kiwa głową. Coś mi się tu nie podoba.<br />
- Łazienka jest na korytarzu po prawej stronie. Jak skończysz to zejdź na dół - wstaje i kieruje się do drzwi- Nie musisz się śmieszyć - dodaje z uśmiechem.<br />
- Harry?<br />
Chłopak zatrzymuję się a ja do niego podchodzę. Patrzę na niego badawczo.<br />
- Coś nie tak? - pyta.<br />
Zastanawiam się czy znowu sobie czegoś nie uroiłam. Decyduję się jednak zaryzykować widząc przerwę miedzy nami.<br />
- Mam wrażenie, że podchodzisz do mnie z dystansem - mowię nieśmiało.<br />
Początkowo boje się na niego spojrzeć, ale widząc jego uśmiech łączę nasze spojrzenia. Ciepło jakie bije z jego oczu zapiera mi dech w piersiach. Harry unosi rękę i wkłada mi koszyk włosów za ucho. W naprawdę delikatny i przyjemny sposób.<br />
- Dałaś mi szansę Al - mówi - Ale wiem, że teraz potrzebujesz czasu, aby sobie wszystko poukładać. Nie chcę abyś była nieobiektywna w swojej decyzji.<br />
Zastanawiam się, kiedy sobie zasłużyłam na takie dobro w postaci tego człowieka. Czasami mam wrażenie, że to aż nierealne aby mężczyzna aż tak dobrze rozumiał kobietę. I darzył ja tak ogromnym szacunkiem.<br />
- A co z twoją decyzją?<br />
Nie musiał właściwie odpowiadać. Jego oczy zdradziły wszystko. A mimo to serce mi przyspiesza słysząc jego słowa.<br />
- Nigdy nie byłem tak nikogo pewny.<br />
I w tym momencie każda normalna dziewczyna cieszyłaby się jak wariatka. W końcu taki facet to naprawdę skarb. Ale nie Alex. Ja jak zwykle widzę kolejne przeciwności.<br />
- Ale - zaczynam i mam ochotę dać sobie w twarz za to, że psuję tak piękną chwilę - Nie możesz być tego pewny. Za kilka miesięcy urodzę dziecko. Moje i Louisa. Nie wiesz co wtedy zrobisz.<br />
- Zrobię to, co robię przez cały czas odkąd się poznaliśmy. Będę przy tobie Alex. Będę cię wspierał i pomagał. Niezależnie co postanowisz. Zawsze.<br />
Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Nie mogę już się powstrzymać i wtulam się w jego ciepłe ciało. Harry zamyka mnie w mocnym uścisku. Czuję jego oddech w moich włosach. Nie potrafię opisać uczuć jakimi go darzę. Wiem, że naprawdę mocno mi na nim zależy. I czuję, że z czasem może to się przerodzić w coś naprawdę wielkiego.<br />
<br />
<br />
Po dwudziestu minutach schodzę na dół w dobrym nastroju. Zmieniam ubrania na świeże i umyłam włosy. Nareszcie zmyłam z siebie ten szpitalny zapach. Czuję się o wiele lepiej. Możliwe, że to za sprawą moich przyjaciół. Niewiarygodnie za nimi tęskniłam, a widząc ich tu wszystkich bezpiecznych jestem zmotywowana do dalszej walki z Marettim.<br />
Kiedy wchodzę do salonu połączonego z jadalnią wszystko jest już gotowe. Każdy zajął już swoje miejsce przy stole. Brakowało wyłącznie mnie.<br />
- Może to nie jest pałacowe jedzenie do jakiego ostatnio przywykłaś - zaczyna Drina, gdy zajmuję miejsce obok niej - Ale jest naprawdę dobre.<br />
- Jest świetne, umieram z głodu.<br />
Jemy jajka na bekonie i popijamy sokiem pomarańczowym. Każdy jest w świetnym nastroju. Drina i Jack opowiadają mi o swoich zaręczynach i przygotowaniach do narodzin dziecka. Tom jak zwykle robi z siebie błazna, tym razem demonstrując wszystkim swoja sztuczkę z przyklejeniem łyżeczki do nosa. Towarzyszy nam mnóstwo śmiechu i żartów. Jest tak jak było kiedyś. Zanim rozpętało się to piekło. Spoglądam przez stół na Harry'ego. On rozumie mnie bez słów. Właśnie taka chwila beztroski była mi potrzebna.<br />
- Po południu przyjedzie Colin. Chce się z tobą widzieć - zwraca się do mnie Vicky.<br />
Patrzę na nią dłuższą chwilę. Colin? On tez jest w to zamieszany? W tym momencie przypominam sobie słowa siostry zanim weszłyśmy do tego domu. Colin jest wielkim fanem Harry'ego Pottera. No tak. To jego dom.<br />
- Śniadanie było genialne, ale chciałabym w końcu wiedzieć o co tu chodzi. To sprawka Colina?<br />
Drina patrzy znacząco na Vicky. Nagle wszyscy poważnieją.<br />
- Colina i Victorii.<br />
Odwracam się do siostry, która cicho wzdycha.<br />
- Colin okazał się naprawdę w porządku, biorąc pod uwagę, że to brat naszej matki.<br />
- Zebrał nas tu bojąc się o nasze bezpieczeństwo - dodał Jack - Zaraz po strzelaninie w Paryżu.<br />
- Zapewnił Jackowi opiekę medyczną po wypadku i dał pieniądze, abyśmy tu spokojnie żyli przez jakiś czas - przyznała Drina z uśmiechem - To bardzo miły facet. I naprawdę zależy mu na twoim dobru Alex.<br />
Zdążyłam to zauważyć. Colin stał po mojej stronie od samego początku. Mimo, że znaliśmy się krótko, wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Nie sądziłam jednak, że okaże się moim wujkiem. Sądziłam, że nie mam już rodziny oprócz mojej matki i Victorii. A tu proszę, miła niespodzianka.<br />
- O tym domu wiemy wyłącznie my i Colin - kontynuuje moja siostra - Wszystko po to, aby chronić nas przed Morettim i naszą matką.<br />
- Chociaż Colin zamierza niedługo wtajemniczyć więcej osób - dodaje Harry - Potrzebujemy pomocy Holly i Tobiasa, są najlepsi.<br />
- Zaraz - przerywam, marszcząc brwi - Chowamy się przed Elizabeth?<br />
Wszyscy cicho potakują widocznie zmieszani. Jedynie Victoria uśmiecha się smutno. No tak, dla pozostałych nie ufanie własnej mamie było czymś okropnym. Dla mnie i Vicky stało się już normalnością.<br />
- Nie mamy pewności, czy Elizabeth nie współpracuje z Morettim - mówi Jack.<br />
Mimo, że mogłam się tego spodziewać poczułam ból. Nawet nie próbowałam się kłócić i jej usprawiedliwiać. Po prostu przyjęłam to do wiadomości, bo wiedziałam do czego jest zdolna. I to dopiero było okropne.<br />
- Miło wiedzieć, że własna matka chce się mnie pozbyć - mówię bez rama emocji w głosie.<br />
Czuję na sobie wzrok innych. Nie chce jednak widzieć litości, bo to tylko pogorszyło by sytuację. Ja już po prostu nie mam matki. To obca osoba. Koniec tematu.<br />
Daję Vicky znak aby kontynuowała.<br />
- Elizabeth kłamała z tą całą historią o swoim pierwszym mężu - westchnęła - Znaczy miała męża, ale on wcale nie umarł.<br />
Podnoszę głowę i patrzę na nią zaskoczona. Wszystko w mojej głowie zaczyna się układać, ale nie chcę tego dopuścić do wiadomości. To po prostu niemożliwe.<br />
- Nie było żadnego Roberta. Jej mężem był Brian i prawdopodobnie również on jest moim biologicznym ojcem. Elizabeth uciekła od niego razem z naszym tatą, który swoją drogą był ich szoferem.<br />
- To dlatego tak cię nienawidzi - dodała łagodnie Drina.<br />
- Nie chodzi wcale o pieniądze, tylko zemstę - mruczę, gdy to wszystko do mnie dociera.<br />
- Zemstę na dziecku, które zabrało mu ukochaną. Elizabeth uciekła, bo była wtedy z tobą w ciąży. Brian już wtedy był mocno stuknięty i zobaczyła szansę normalnego życia u boku naszego taty.<br />
Dotknęło mnie jak mocno Vicky trzymała się terminu: ,,naszego taty''. Wiem, że trudno jej się pogodzić z faktem, że jej ojcem jest jakiś psychol. I cieszę się, że potrafi zaakceptować swojego przebranego tatę, tak samo jak za życia on akceptował ją. Zupełnie nie dawał znać, że nie są spokrewnieni. Była jego córeczką i kochał ją całym sercem. To był naprawdę dobry człowiek.<br />
- I co teraz? - pytam, bo jedynie to przychodzi mi do głowy.<br />
- Czekamy - mówi Vicky - Colin przyjedzie wieczorem i powie co się dzieje. Podobno Holly odszyfrowała nagranie.<br />
Kiwnęłam głową na znak, że wszystko rozumiem. Zdziwiło mnie, że przyjęłam wszystko z takim spokojem. Myślałam, że będzie o wiele gorzej.<br />
- To wszystko? - pytam, aby się upewnić.<br />
Jednak widząc twarz mojej siostry wiedziałam, że jest coś jeszcze. Coś, co zdecydowanie może mnie zdenerwować.<br />
Rozejrzałam się po pozostałych. Byli widocznie zmieszani i tylko spoglądali ponaglająco na Victorię, która spuściła głowę. Miałam złe przeczucia.<br />
- Jest jeszcze jedna osoba, która o wszystkim wie - powiedział w końcu Harry, najwidoczniej nie chcąc trzymać mnie w niepewności - I jest naszym łącznikiem z willą One Direction.<br />
Marszczę brwi.<br />
- Kto?<br />
Pierwsza moja myśl to Louis, ale tak szybko jak pojawił się w mojej głowie tak szybko ją opuścił. Miał układy z moją matką, niemożliwe, że mianowali go najbardziej zaufaną osobą, żeby przekazywać nam informację. Holly, Niall i Tobias odpadają, nie wierzę, że tak by się bali mi o tym powiedzieć. Meg również nie widzę w roli tajnego agenta. Pozostaje jedynie...<br />
- Liam - mówi w końcu moja siostra, a mi opada szczęka.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-27058894678992269432018-12-09T13:06:00.002-08:002018-12-27T13:52:12.699-08:00Rozdział 13<i>Louis</i><br />
<br />
Dzisiaj był pogrzeb Zayna. Bardzo skromny. Byliśmy my - jako przyjaciele i jego rodzina. Żadnych kwiatów i zniczy jak nakazuje jego wiara. Ceremonia była krótka. Mam wrażenie, że zbyt krótka, aby pożegnać przyjaciela. Albo pogodzić się z jego śmiercią. Nie wiem czy kiedykolwiek przyjmę to do wiadomości. Zayn miał całe życie przed sobą. Razem z Perrie, z którą planowali ślub. Był sławny i bogaty, nie musiał się martwić o pieniądze. Zdecydowanie zbyt szybko śmierć zapukała do jego drzwi.<br />
Biorę kolejny łyk wódki. Na początku je liczyłem, ale teraz straciłem już rachubę. Wiem, że mimo tego, że siedzę to świat zaczyna wirować. W dupie mam jednak to, że się upiłem. Teraz łatwiej jest mi o tym wszystkim myśleć. Świat wydaje się prostszy.<br />
Mijają dwa dni odkąd Harry został porwany i nie mamy żadnej nowej informacji. Kompletne nic. Zero. Równie dobrze może już nie żyć, a my nic o tym nie wiemy. W ciągu paru dni mogą zamordować mi drugiego przyjaciela. Znów przykładam butelkę do ust.<br />
Alex będzie strasznie wkurwiona gdy mnie zobaczy w takim stanie - myślę.<br />
Dopiero po chwili dociera do mnie, że przecież nie jestem już z Collins. A ona ma serdecznie wyjebane na to czy piję, czy nie. Prycham rozbawiony, a butelka wypada mi z ręki. Jej zawartość wylewa się na podłogę. No i chuj, mam kolejne.<br />
Próbuje odkręcić kolejna flaszkę, co jest nie lada wyczynem, gdy ktoś puka do moich drzwi.<br />
- Nie ma nikogo w domu! - język okropnie mi się plącze.<br />
Mimo mojego sprzeciwu drzwi się otwierają. Zapomniałem zamknąć się na klucz. Ja pierdole. Dostrzegam rozmyte postacie, zajmuje mi dłuższą chwilę, aby odgadnąć kim są.<br />
- Liam! Horanek! Jak się cieszę, że chociaż wy żyjecie! - próbuje wstać, lecz grawitacja mnie pokonuje i ląduje plackiem na łóżku. To również wydaje mi się strasznie komiczne i zaczynam się śmiać jak pojebany.<br />
- O stary... - słyszę głos Nialla i dostrzegam jak patrzy na puste butelki po piwach i połówkę wódki, która dopiero zamierzałem wypić.<br />
- Ale sobie znalazłeś moment na picie - burczy Liam.<br />
- Na to zawsze jest moment - mamroczę, chyba bardziej do siebie niż do chłopaków.<br />
- Alex nie będzie zadowolona - zauważa Horan.<br />
Znów wybucham niepohamowanym śmiechem.<br />
- Alex? Ma to w dupie, ona teraz jest ze Stylesem - mamroczę niewyraźnie, ale sens słów dociera do chłopaków.<br />
- Ale to z tobą spodziewa się dziecka i jestem pewien, ze nie tego oczekuje od ojca.<br />
Prycham głośno.<br />
- Chuj wie czy to moje dziecko.<br />
Chłopaki marszczą brwi zdziwieni.<br />
- Jak to? - pyta Liam.<br />
Wzruszam ramionami wciąż bardzo rozbawiony.<br />
- Zdradzała mnie z Harrym - śmieję się jakby to był najśmieszniejszy żart świata - Może to on jest ojcem?<br />
- Zaczynasz pierdolić głupoty, Lou. Idź spać. - słyszę głos Nialla. A może to był Liam. Z reszta wszystko jedno.<br />
- A podacie mi jeszcze butelkę?<br />
- Nie! - odpowiadają razem.<br />
No nie, to mają być przyjaciele. Patrzę na nich obrażony, pokazuję środkowy palec i kładę się posłusznie do łóżka. Ziemia wokół nie przestaje wirować jak pojebana. Chłopaki jeszcze coś tam do mnie mówią, ale już ich nie słyszę. Gdy tylko moja głowa styka się z poduszka momentalnie ogarnia mnie sen.<br />
<br />
<i>Victoria</i><br />
<i><br /></i>
Budzi mnie wibracja telefonu. Przecieram zmęczone oczy i spoglądam na ekran. Uśmiech sam wpływa mi na twarz.<br />
- Cześć Liam - witam się łagodnie.<br />
- Nadal jesteś w szpitalu? - pyta, a w jego głosie słyszę troskę.<br />
- Nie zostawię Alex samej.<br />
To było oczywiste. Alex to moja młodsza siostra. Nie pozwolę, aby stało jej się coś złego. I Liam dobrze o tym wie. A ja wiem, że się o mnie martwi. I słysząc tą troskę czuję miłe ciepło w okolicach żołądka.<br />
- Ktoś powinien cię zmienić. Z chęcią bym to zrobił, ale Alex dostaje kurwicy na sam mój widok. Może Niall się zgodzi zostawić na chwile Holly...<br />
- A co z Louisem? - przerywam mu.<br />
- Louis jest jakby... Niedysponowany.<br />
Marszczę brwi.<br />
- Co to znaczy, że jest niedysponowany?<br />
Przez dłuższą chwilę trwa cisza.<br />
- Znaleźliśmy go wczoraj z Niallem trochę wstawionego.<br />
Czuję jak narasta we mnie złość.<br />
- Jak bardzo?<br />
- Sądzę ze prześpię cały dzień.<br />
- No to świetnie. - mruczę z irytacja.<br />
Wybrał sobie do tego idealny moment. Powinien być tutaj i wspierać Alex. Taki właśnie z niego bohater.<br />
- Vicki? Musisz zrobić to dzisiaj.<br />
Kręcę głową i dopiero po chwili przypominam sobie, że Liam przecież mnie nie widzi.<br />
- Ona mi jeszcze nie ufa.<br />
- Jesteś jej siostra. Posłucha cię.<br />
Niemal prycham śmiechem.<br />
- To Alex. Nigdy nie wiadomo co zrobi.<br />
- Dasz rade, wiem o tym.<br />
Gdyby to było takie proste. Wzdycham głośno.<br />
- Nie mam wyjścia.<br />
Już sobie wyobrażam minę Alex, gdy mówię jej o tym wszystkim. Nie mam pojęcia jak zareaguje. Wiem, że nie może się teraz denerwować i to sprawia, że boję się jeszcze bardziej.<br />
Nagle słyszę stukot obcasów. Odwracam głowę i omal nie wypuszczam telefonu na podłogę.<br />
- Mój boże- szybko kończę połączenie.<br />
Patrzę na kobietę idąca obok Colina i nie wierzę własnym oczom. Bardzo długo jej nie widziałam. Zmieniła się. Jej zawsze ulizane kasztanowe włosy, są teraz dłuższe i ułożone w modną potarganą fryzurę w kolorze blondu. Cera jakby się wygładziła i ma mniej zmarszczek niż wcześniej. Może to z powodu perfekcyjnego makijażu. Wysokie obcasy i dopasowany kolorowy kombinezon od projektanta sprawia że kobieta wygląda na dużo wyższą. Ogólnie Elizabeth przypomina teraz bardziej moją siostrę niż matkę. Jeszcze ta jej dumna mina, nie dziwię się Alex, że ją znienawidziła. W ogóle nie przypomina naszej dawnej mamy.<br />
- To nie jest dobry pomysł - mówię od razu - Ona nie może się denerwować.<br />
Elizabeth patrzy na mnie z naganą.<br />
- Mi też cię miło widzieć, córeczko.<br />
- Ja mowie poważnie. Nie chcę, aby coś stało się jej i dziecku.<br />
- Jakbyś nie zauważyła to ktoś próbuje ich zabić. Jestem tu, żeby pomóc, w końcu to moja córka. Mam prawo ją zobaczyć. Szczególnie, że minęło mnóstwo czasu od naszego ostatniego spotkania.<br />
- Ciekawe czyja to wina - mówię uszczypliwie.<br />
Teraz widzę już złość na jej twarzy.<br />
- To nie jest pora na wyrzuty. Teraz musimy się zjednoczyć, aby powstrzymać tego szaleńca. Więc odsuń się Victorio, chcę porozmawiać z Alexandrą.<br />
- Naprawdę łudzisz się że będzie chciała z tobą rozmawiać?<br />
- Jestem wasza matką. - mówi z przekonaniem i wchodzi do sali, w której leży Alex.<br />
<br />
<i>Alex</i><br />
Spoglądam w lustro. Jestem przerażona tym jak wyglądam. Wiedziałam, że przez ostatnie wydarzenia strasznie schudłam, ale nie sądziłam, że aż tak. Wystające kości, zniszczona cera, sińce. Wyglądałam koszmarnie. Ale to wszystko wina nerwów. Bardzo wszystko przeżywam i to niestety odbiło się na moim zdrowiu. Lekarz powiedział, że dla dobra dziecka muszę się wyciszyć i zacząć normalnie jeść. Gdyby to tylko było takie proste... Ale dla mojego maluszka zrobię wszystko.<br />
- Alex? - Za drzwiami słyszę głos Colina. Co on tu robi tak wcześnie? Może dowiedział się gdzie porwano Harry'ego? Albo w końcu rozszyfrowano nagranie? Na pewno coś wie, skoro tu jest.<br />
- Już wychodzę - wołam.<br />
Przemywam jeszcze twarz zimną wodą i wychodzę z łazienki.<br />
Od razu napotykam zatroskany wzrok Colina. Uśmiecham się do niego łagodnie. Wtedy dostrzegam <i>ją</i>. Z początku jej nie poznałam. Dopiero po chwili dotarło do mnie kim jest.<br />
- Co ty tu robisz? - pytam zaskoczona.<br />
Elizabeth uśmiecha się i wyciąga w moją stronę ręce.<br />
- Nie przywitasz się ze mną?<br />
Czuję rosnąca we mnie złość. Staram się jak mogę kontrolować emocje ze względu na ciążę, ale to silniejsze ode mnie. Jak ona może się tu pojawiać i zachowywać jakby nigdy nic?<br />
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, sama nas tak uczyłaś - mówię chłodno.<br />
Mina Elizabeth zrzedła. Opuszcza ręce zirytowana.<br />
- Uczyłam was tez szacunku do matki.<br />
Przewracam oczami po czym odwracam się do Colina.<br />
- Co ona tu robi? - ponawiam pytanie.<br />
- Wspomniałem ci, że Elizabeth jest jedyną osobą, która odpowie na wszystkie twoje pytania. <br />
- Od kiedy braciszku mówisz o mnie Elizabeth a nie Lizz?<br />
Co? Co ona powiedziała?<br />
Otwieram szerzej oczy i patrzę zszokowana na Colina.<br />
- Braciszku? - powtarzam zaskoczona. Vicky też wygląda na zbitą z tropu.<br />
- Nie powiedziałeś jej? - dziwi się - Przepraszam cię skarbie, Colin zawsze lubił mieć tajemnice. Tak jesteśmy rodzeństwem. W prawdzie przybranym, ale jesteśmy. Myślisz ze wysłałabym cię do obcych ludzi?<br />
Patrzę na nią oniemiała.<br />
Co tu się dzieje?<br />
<br />
Z trudem okiełznałam emocje. Sam widok mojej matki sprawia, że mam ochotę ją rozszarpać. Ale cały czas myślę o dziecku, dzięki niemu jestem spokojniejsza.<br />
Wróciłam do łóżka i wsunęłam nogi pod kołdrę. Spojrzałam na Colina. Pozornie emanował spokojem, ale znałam go na tyle długo, aby widzieć jego zmieszanie. Ciekawy widok.<br />
Za to po Elizabeth nie było widać nawet cienia niepewności. Zajęła pewnie miejsce obok mojego łóżka, rzucając co chwilę złośliwe uwagi na temat tego szpitala. Pod tym względem niewiele się zmieniła.<br />
- Warunki tutaj są nie do przyjęcia. Te łóżka są okropne, nie wspominając już o oknach, które wyglądają jak z czasów wojny. Osobiście zajmę się, aby przenieść ćię córeczko do prywatnej kliniki, bo to miejsce cię wykończy - mówi, gestykulując przy tym rękami.<br />
Przewracam oczami.<br />
- Po co tu przyjechałaś?<br />
Patrzy na mnie ze zdziwieniem. Widzę jednak, że udaje. Dobrze, wie, że nie chcę z nią przebywać.<br />
- Martwiłam się o swoją córkę i wnuczka. To przestępstwo?<br />
- Wcześniej nie interesowało cię co dzieje się ze mną i Victorią.<br />
- Mylisz się skarbie. Cały czas miałam was na oku - aby podkreślić te słowa puścila mi oczko. Wydawało mi się to tak bardzo żenujące ze aż nie miałam ochoty tego komentować. Właściwie jak wszystko to, co Elizabeth tu wygaduje.<br />
Nastała cisza, której nie zamierzałam przerywać. Zbywałam nic nie wnoszące pytania Elizabeth wzruszeniem ramion. Bo czy gadanie o moim nowym fryzjerze zwróci życie Zaynowi? Albo pomoże odnaleźć Harry'ego? Wątpię, dlatego nie zamierzałam dać się wciągnąć w jej paplaninę.<br />
W końcu Elizabeth chyba zrozumiała o co mi chodzi. Westchnęła i splotła palce na swoich kolanach. Utkwiła we mnie twardy wzrok.<br />
- Chcesz wiedzieć skąd te ataki prawda? - zapytała bardzo poważnym tonem.<br />
- Tylko dlatego z tobą rozmawiam.<br />
Elizabeth westchnęła. Widać, że liczyła na coś innego.<br />
- To wszystko jest bardziej skomplikowane niż ci się wydaje Alexandro. Wiele lat starałam się kryć prawdę przed tobą i twoja siostra. Wyłącznie dla waszego dobra. Jednak zważywszy na ostatnie wydarzenia, wspólnie z Colinem doszliśmy do wniosku, że czas abyście dowiedziały się o wszystkim.<br />
Patrzę na nią wyczekująco. Mam złe przeczucia, ale mimo to się nie odzywam.<br />
- Zacznę może od tego, że twój ojciec nie był moim pierwszym mężem. Nie był również biologicznym ojcem Victorii.<br />
Otwieram szerzej oczy i patrzę oniemiała na siostrę. Widzę jednak, ze ta informacja nie zrobiła na nie tak dużego wrażenia jak na mnie. Wiedziała o tym? A może się tylko domyślała? Faktycznie nie była zupełnie podobna do ojca, zarówno z wyglądu jak i z charakteru. Ale on zawsze traktował ja jak swoja córeczkę.<br />
Elizabeth nie zważała na moje zaskoczenie tylko kontynuowała swoją opowieść.<br />
- Mój pierwszy mąż nazywał się Robert Maretti. Możesz kojarzyć jego sławną ciotkę, Meride Belzo Maretti.<br />
- Tą miliarderkę?<br />
- Ach tak, zawsze mnie bardzo lubiła. Dlatego postanowiła nam pomóc po nagłej śmierci Roberta.<br />
- Ale co to ma wspólnego z nami?<br />
- Merida nie miała dzieci, jedynym jej spadkobiercą był brat Roberta - Brian. Jednak nie zamierzała oddać mu swoich pieniędzy. Niezbyt go lubiła. Mówiła, że jest czarną owcą w rodzinie. A ze dażyła mnie ogromna sympatią postanowiła przepisać cały swój dorobek na moje córki.<br />
- Chcesz powiedzieć, że ja i Victoria jesteśmy milionerkami?<br />
- Nie - uśmiechnęła się - Tylko ty. Victoria zrzekła się majątku w dniu w którym od was odeszłam. To były jej osiemnaste urodziny. Ty jako, że byłaś nieletnia, wedle życzenia Meridy nie mogłaś się o niczym dowiedzieć.<br />
- Dalej nie rozumiem jaki to ma związek z tymi atakami.<br />
- Brian oczywiście nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Nie mógł znieść myśli, że jego rodzinne pieniądze wpadną w ręce kogoś kto nawet nie jest z nim spokrewniony. To szaleniec. Uważa, że w ten sposób znieważyłyście z Meridą jego ród.<br />
- Chcesz mi powiedzieć, że za tym wszystkim stoi twój były szwagier psychopata?<br />
- Tak, faktycznie to sprawka Briana. Jednak musisz wiedzieć, że robiłam wszystko, aby was uchronić. Z pomocą Colina usunęłam wszystkie informacje o waszym ojcu i naszym ślubie. Wróciłem do panieńskiego nazwiska. Wyjechałam z wami do Doncaster. Wychowywałam was chociaż wiedziałam, że pewnego dnia będę musiała zniknąć. Wszystko po to, aby ten człowiek was nie dopadł.<br />
- Kłamiesz. Odeszłaś, bo poznałaś bogatego mężczyznę.<br />
- To prawda poznałam bardzo wpływowego biznesmena. Ale pomyśl skarbie. Łatwiej było mi was pilnować, kiedy miałam niezliczoną ilość zer na koncie, prawda? Miałam was cały czas na oku.<br />
- Co z tego skoro zostawiłaś nas z niczym? Nawet nie wiesz jak cierpiałyśmy, ledwo dawałyśmy sobie radę.<br />
- Myślisz, że Brian szukałby spadkobiercy Meridy na liście dłużników podatkowych?<br />
- Chcesz mi powiedzieć, że zrobiłeś to żeby nas chronić?<br />
- Oczywiście - przyznała z dumą - W końcu jednak troska matki wygrała, nie mogłam już patrzeć jak się zamęczacie. Postanowiłam z Colinem, że umieszczę cię u niego. Pamiętałam jak byłaś zakochana w Lousie. Miałam nadzieję, że on się tobą zaopiekuje. Nie spodziewałam się tylko takiego obrotu spraw.<br />
- Naprawdę nie wpadłaś na to, że świat obiegnie informacja o nowej dziewczynie Tomlinsona? Poważnie?<br />
- Tego akurat się spodziewałam. Chodzi mi o to, że Brian zniknął. Sądziliśmy, że nie żyje. Poczuliśmy się bezpiecznie i to był nasz błąd.<br />
- I co teraz? Zamierzasz nas dalej ukrywać?<br />
- Tymczasowo. Jednak konfrontacja z Brianem jest nieunikniona, wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Jutro zabiorę cię do mojej rezydencji. Tam zadecydujemy co dalej.<br />
Zastanawiam się nad tym dłuższą chwilę. Właściwie jej opowieść w jakiś sposób ma sens. Jednak w głowie cały czas mam pytanie, które ciśnie mi się na usta od samego początku rozmowy.<br />
- Co z Harrym?<br />
- Prawdopodobnie Brian go przytrzymuje jako kartę przetargową.<br />
Czuję ukłucie bólu. Mówi o nim jak o rzeczy.<br />
- Musimy go uratować.<br />
- Najpierw musimy zapewnić bezpieczeństwo tobie i dziecku.<br />
- Czy nie wystarczy ze zrzeknę się tego majątku? Przecież o to właśnie chodzi.<br />
Elizabeth kręci głową.<br />
- Obawiamy się ze tu nie chodzi tylko o pieniądze. Brian chce zemsty. I zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel.<br />
- Dlaczego zabił Zayna?<br />
- Nie mam pojęcia. Jest nieobliczalny.<br />
O nic więcej nie pytam. Mam dosyć. Jedyne czego chcę w tej chwili to być sama i chyba to po mnie widać, bo Elizabeth wstaje.<br />
- Bądź gotowa jutro rano. Ktoś z moich ludzi po ciebie przyjedzie. A teraz odpoczywaj.<br />
I wychodzi jakby nigdy nic.<br />
<br />
<br />
Tej nocy prawie w ogóle nie śpię. Cały czas analizuję dzisiejszą sytuację. Nie potrafię uwierzyć w słowa mojej matki. Wydają się tak mało realistyczne. Jakby opowiadała mi jakaś bajkę. A jednak. To rzeczywistość.<br />
Oprócz tego martwię się o Harry'ego. Boję się, co ten cały Maretti może mu zrobić. Jednego jestem pewna. Trafił w mój czuły punkt. To cholernie niesprawiedliwe, że człowiek, który nie zrobił nic złego musi cierpieć. Wiele bym dała, aby znów móc spojrzeć w jego zielone oczy. Tak bardzo bym chciała, żeby był bezpieczny. Bardzo się o niego boję. Gdyby ten psychol zrobił mu to samo, co Zaynowi... Mogłabym sobie z tym nie poradzić.<br />
Kładę rękę na brzuchu. Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Muszę przestać się zamartwiać. Z Harrym na pewno wszystko będzie dobrze. On mnie nie opuści. To wspaniały człowiek. I kto wie. Może kiedyś będzie wspaniałym ojcem dla mojego dziecka. Wiem, że wybiegam za daleko w przyszłość. Jednak nic nie mogę na to poradzić, takie myśli same pojawią się w mojej głowie.<br />
- Nie śpisz? To dobrze.<br />
Patrzę zdziwiona w kierunku drzwi do sali i dostrzegam Victorię. Marszczę brwi.<br />
- Jest środek nocy. Co ty tu robisz?<br />
Victoria patrzy na mnie bardzo poważnie.<br />
- Zabieram cie stąd. Nie pozwolę aby nasza matka namieszała ci w głowie.<br />
Siadam na łóżku nic nie rozumiejąc.<br />
- Co? O czym ty mówisz?<br />
- Zabieram cię w bezpieczne miejsce. Z dala od tej wariatki i jej psychicznego eks.<br />
Zaczęła odłączać aparaturę i rurki przyczepione do mojego ciała.<br />
- Skąd pomysł, że gdzieś z tobą pójdę?<br />
Vicky westchnęła. Chyba się tego spodziewała.<br />
- ufasz jej?<br />
Fonyskam się ze chodzi o nasz matkę.<br />
- Nie.<br />
- A mi?<br />
- Mniej więcej.<br />
- Więc tyle musi ci na razie wystarczyć. No ruszaj się, Harry na ciebie czeka.<br />
Ruszyła do drzwi zostawiając mnie zaskoczona. Harry?<br />
Nie potrzebowałam innych argumentów. Ruszyłam za siostra.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9EKkTXN51Ovk7h4pJErU7JnfQKlk8WtNqV5KiRdQGAyuj_ot0tyG04Ra9ABy9YU4lAHmObGhDLefk-T2h1Qc6RYyF1wIJEkl2YGYuwIaYbB747wTCGatoePWTjI0HjtpouCw_7rwfqvF4/s1600/original.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="177" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9EKkTXN51Ovk7h4pJErU7JnfQKlk8WtNqV5KiRdQGAyuj_ot0tyG04Ra9ABy9YU4lAHmObGhDLefk-T2h1Qc6RYyF1wIJEkl2YGYuwIaYbB747wTCGatoePWTjI0HjtpouCw_7rwfqvF4/s320/original.gif" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<b>Jeśli przeczytałeś - skomentuj, a pojawi się kolejny rozdział.</b>Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-63924090061096439512018-09-27T06:43:00.002-07:002018-09-27T06:43:32.939-07:00Halo halo?Czy ktoś tu jeszcze zagląda i byłby zainteresowany nowymi rozdziałami? Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-43254869453510269402017-08-09T13:34:00.004-07:002017-08-09T14:00:21.656-07:00Rozdział 12 <br />
<div style="text-align: center;">
<i><b>Rozdział jest dedykowany Patrycji Wójcik </b></i></div>
<i></i><br />
<div style="text-align: center;">
<i><i><b>Dałaś mi kochana kopa do pisania</b></i></i></div>
<i>
<br /><br />Harry</i><br />
Gdy wracam nad ranem ze szpitala, na drogach jest już niemal pusto. To pozwala jechać mi z dużą prędkością. Jedynie samochód, asfalt i ja. Chwila oderwania od rzeczywistości. Tego potrzebuję. Mam wiele do przemyślenia. Przede wszystkim sytuację z Alex. Wciąż nie potrafię uwierzyć w to, co się wydarzyło w szpitalnej sali. Wydaje mi się to tak nierealne i nieosiągalne. Właściwie Alex zawsze była poza moim zasięgiem. Okazuje się, że aż do teraz.<br />
Nie jesteśmy razem, to oczywiste. Minęło zbyt mało czasu od jej rozstania z Louisem, aby chciała się ponowie wiązać. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadza. Aly dała mi dzisiaj coś, na co czekałem w zasadzie od początku naszej znajomości.<br />
Szansę.<br />
Naprawdę mam szansę u tej dziewczyny. Czuję jak kolejna fala radości zalewa mnie od środka, a noga automatycznie mocniej wciska pedał gazu. Przyspieszam, a obraz za szybami zaczyna się rozmywać. Znam te drogi na pamięć, więc wiem, że nic mi nie będzie.<br />
Nagle słyszę dzwonek mojego telefonu. Spoglądam na ekran. Holly. Kobieta wydzwania do mnie już od dłuższego czasu. W zasadzie to nic dziwnego zważając na późną porę. Martwi się. Mimo to nie mam zamiaru odbierać. Nie chcę na razie wracać do rzeczywistości pełnej problemów. Wolę trwać w błogim wyobrażeniu spokoju i wolności. Ja i pusta droga. Oraz Alex.<br />
Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy, gdy przypomnę sobie sposób w jaki dzisiaj na mnie patrzyła. Jej zazwyczaj rozbiegane, niebieskie tęczówki dzisiaj były skupione wyłącznie na mojej osobie.<br />
Śmiała się.<br />
Ale nie tak jak wciągu ostatnich tygodni. Nie zmuszała się, nie próbowała na siłę rozładować napięcia. To był prawdziwy śmiech. Udało mi się sprawić, że poczuła radość. Widziałem to po niej całej. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem z siebie tak dumny. <br />
Naprawdę zakochałem się w tej dziewczynie. <br />
Nagle czuję uderzenie. <br />
Spoglądam w lusterko i dostrzegam parę świateł za moim samochodem. Marszczę brwi i wtedy uderzenie się powtarza. Kierowca za mną za wszelką cenę stara się zniszczyć mi błotnik. Ale nie ze mną te numery. Wciskam pedał gazu i jadę jeszcze szybciej niż wcześniej. Na chwilę udaje mi się zgubić mój ,,ogon''. Właśnie, tylko na chwilę. <br />
Znów się pojawia i to w towarzystwie jeszcze jednego samochodu, który bez problemu mnie wyprzedza, zmuszając mnie do hamowania. Zaczyna do mnie docierać co się dzieje. Czyżby po Zaynie teraz była moja kolej? Na samą myśl cały sztywnieje. Nie mogę dać się zabić. Ale może to tylko moja wyobraźnia. Możliwe, że to po prostu zwykli piraci drogowi. Szybko jednak przekonują mnie, że nimi nie są. <br />
A właściwie wtedy, kiedy zaczynają ostrzeliwać mój samochód. <br />
Kurwa. <br />
Skręcam gwałtownie w jakąś mniejszą ulice. Samochód, który mnie hamował dał się nabrać i pojechał dalej, lecz ten z tyłu nadal podąża za mną jak cień. W dodatku rozlegają się kolejne strzały. Do diabła, co tu się dzieje? Czy to naprawdę mój koniec?<br />
Znów w moich myślach pojawia się Alex. Jak zareaguje jeżeli dowie się, że mnie już nie ma? Wyciągam gwałtownie powietrze. Nie mogę jej tego zrobić. Nie teraz, gdy wiem, że naprawdę jej na mnie zależy.<br />
Nieoczekiwanie robię drift obracając auto o sto osiemdziesiąt stopni. Kierowca za mną zupełnie się tego nie spodziewał. To jest moja szansa. Wciskam gaz do dechy i zwiększam odległość między nami. Uda mi się. Wierzę w to. Wracam na ulice, którą jechałem wcześniej. Za paręnaście kilometrów będę znów w mieście. Lecz wtedy kolejne strzały rozrywają mi tylną oponę i tracę kontrolę nad pojazdem. Wypadam z drogi, a potem nastaje już tylko ciemność.<br />
<br />
<i>Louis</i><br />
Uderzenie, uderzenie, kopnięcie, uderzenie.<br />
Krople potu skapują mi z czoła, a mięśnie błagają o chwilę odpoczynku. Mimo to nie przerywam i dalej uderzam w ciemny worek treningowy. Odczuwam ból już niemal w całym ciele. To mój sposób na nie myślenie o problemach. Jestem skupiony jedynie na jednym punkcie. Znów uderzam w niego z całej siły. Odreagowuję wszystkie ostatnie wydarzenia.<br />
Nagle jednak ktoś przerywa moją świętą ceremonię, wpadając gwałtownie do pomieszczenia.<br />
Spoglądam na Liama.<br />
- Co do kur... - nie daje mi dokończyć.<br />
- Holly znalazła coś ważnego. Musisz to zobaczyć.<br />
<br />
Gdy przychodzę do gabinetu Holly, zastaję już tam Nialla i Milesa. Kobiety początkowo nie widzę, dopiero po chwili dostrzegam ją pochylona nad klawiatura komputera.<br />
- Świetnie, że już wszyscy jesteście. Podejdźcie bliżej.<br />
Robię to co kazała i od razu uderza we mnie, jak Holly strasznie wygląda. Z jej zawsze perfekcyjnie upiętych włosów wystają kosmyki sterczące w każdą stronę świata. Miała na sobie te same ubrania co dzień wcześniej, a pod oczami okropne cienie. Musiała spędzić tu co najmniej cała noc. Widać, że jest wykończona. Robi mi się jej naprawdę żal.<br />
- Jak wiecie przez ostatnie kilka dni moi ludzie badali nagrania z kamer w całym domu.<br />
- Trochę tego było - zauważył Miles.<br />
- Tak - przyznaje mu rację Holly - Jednak okazało się, że większość kamer albo została wyłączona, albo zasłonięta.<br />
- No to świetnie - burczę - Czyli stoimy dalej w miejscu.<br />
- Niezupełnie. Tak jak mówiłam wcześniej, ktoś pozasłaniał wszystkie kamery na korytarzach - zaczęła Holly, klikając coś w komputerze - Nie mógł jednak pamiętać o jednej, bo sami o niej nie zapomnieliśmy. Jest oddalona o jeden korytarz od sypialni Zayna. Tuż przy schodach.<br />
- Jak mogliście zapomnieć o kamerze? - pytam oburzony.<br />
- Nie ma jej na planie. Nie powinno tam być żadnej kamery... - Mieles marszczy brwi.<br />
- Znalazła się tam przypadkiem. Ktoś się pomylił, gdy je montował. - wyjaśniła Holly.<br />
- Bogu dzięki, że się pomylił.<br />
- Patrzcie.<br />
Holly włącza mam nagranie z kamer. Widzę pusty korytarz. Przez kilkanaście sekund obraz nie ulega zmianie. Jednak gdy dostrzegam wysoką sylwetkę, czuje narastające podniecenie. To musi być ten człowiek. Morderca Zayna. Nie mogę jednak dostrzec twarzy, bo zlewa się wielka plamę.<br />
- Zidentyfikowanie twarzy zajmie nam jeszcze chwilę. Myślę, że do jutra się wyrobimy.<br />
- Najważniejsze, że macie sprawcę. - mówię.<br />
Uśmiech sam napływa mi na twarz. W końcu coś się dzieje.<br />
<br />
<i>Alex</i><br />
- Mogę?<br />
Podnoszę wzrok na stojącą w drzwiach Vicktorię. Naprawdę nie mam ochoty na jej towarzystwo, ale po namowach Harry'ego postanawiam się zgodzić.<br />
- Jeśli musisz.<br />
Vicky wchodzi niepewnie do środka i zajmuje miejsce na krześle przysuniętym do mojego łóżka. Widzę, że jej jest tak samo niezręcznie jak mi.<br />
- Jak się czujesz? - pyta.<br />
Wzruszam ramionami.<br />
- Jak gówno - wzdycham - Ale jest już lepiej. Najważniejsze, że z maluszkiem wszystko w porządku.<br />
Kiwa głową ze zrozumieniem. Nagle uśmiech pojawia się na jej twarzy.<br />
- Wciąż nie wierzę, że zostanę ciocią. To wspaniałe.<br />
Sile się na sztuczny uśmiech.<br />
- Szkoda, że w takich okolicznościach - mówię.<br />
Niespodziewanie Vicky łapie mnie za rękę i o dziwo jej nie wyrywam.<br />
- Już niedługo, złapią tego drania i wszystko będzie w porządku. Będziecie bezpieczni, oboje.<br />
Patrzę na nią ze zwątpieniem w oczach. Mam wrażenie, że to nigdy się nie skończy.<br />
- Skąd ta pewność?<br />
- Dzwonił do mnie Liam. Znaleźli jedno nagranie na którym widać sprawcę. Jest jednak strasznie rozmazane i muszą nad nim trochę popracować, aby rozpoznać twarz. Do jutra powinni się z tym uporać.<br />
Czuję ogromną ulgę. Czyli jest szansa, że to wszystko się skończy. Liczne ataki, śmierć i ból najbliższych. Moje dziecko będzie bezpieczne.<br />
- To bardzo dobra wiadomość - przyznaje, a moje usta rozciągają się w szczerym uśmiechu.<br />
<br />
<br />
Budzę się w nocy cała zlana potem. Miałam okropne koszmary. Śnił mi się Zayn cały we krwi. I to ja miałam nóż w ręce. Ja go zamordowałam bez żadnych skrupułów. Na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Coś musiało się stać.<br />
- Alex? Wszystko w porządku?<br />
Aż podskakuję na dźwięk głosu Louisa. Nie wiedziałam, że tu jest. Właściwie co on tu robi? Jest środek nocy. Jestem pewna, że to nie jest pora odwiedzin. Ale co go to właściwie obchodzi? To pieprzony Louis Tomlinson, może robić co chce.<br />
- Tak - mówię przecierając zmęczone oczy - Miałam zły sen.<br />
Kiwa głową ze zrozumieniem. Spoglądam na niego i wtedy do mnie dociera jak on wygląda. Jest w okropnym stanie. Mam złe przeczucia.<br />
- Louis, coś się stało?<br />
Patrzy na mnie zbolałym wzrokiem. Taka odpowiedź mi wystarcza.<br />
- Co się dzieje?<br />
Chłopak chowa na chwilę twarz w dłoniach. Z każdą sekundą jestem coraz bardziej zdenerwowałam. Wyobraźnia podsuwa mi coraz czarniejsze scenariusze. Niech on nie trzyma mnie dłużej w niepewności. To jak tortura.<br />
- Louis, powiedz mi! - wołam niemal błagając.<br />
W końcu chłopak się podnosi. Mam wrażenie, że jego oczy się szklą. O nie, przecież Louis nigdy nie płacze.<br />
- Colin uważa, że nie powinnaś o tym wiedzieć ze względu na twój stan - zaczyna niepewnie - Ale pierdolić go, musisz się dowiedzieć.<br />
- Do sedna - mówię z naciskiem.<br />
Niemal widzę jak układa sobie w głowie, to co chce powiedzieć. Przełykam głośno ślinę, cała w nerwach.<br />
-Znaleziono rozbity samochód Harry'ego za miastem - mówi w końcu - Potem dostaliśmy wiadomość.<br />
Czuję się jakbym dostała pięścią w brzuch tak mocno, że nie mogę nabrać oddechu. Nie mogę stracić Harry'ego. Jest dla mnie zbyt ważny. Tylu rzeczy nie zdążyliśmy sobie powiedzieć. On nie może podzielić losu Zayna. Czuję jak rośnie mi gula w gardle. Mój Harry.<br />
- Jaką wiadomość? - w końcu się zdobywam na to pytanie, chociaż kurewsko boję się odpowiedzi.<br />
Louis patrzy na mnie pustym wzrokiem i teraz już jestem pewna, że jego oczy się szklą. Jemu też jest ciężko. Mimo ostatnich wydarzeń, to wciąż jego przyjaciel.<br />
- Harry został porwany. <br />
<br />
<br />Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-30494192757798416932016-12-23T10:16:00.001-08:002016-12-26T05:02:10.454-08:00Rozdział 11<i>Louis </i><br />
Mam ochotę przypierdolić w ścianę.<br />
Jestem tak zdenerwowany i przerażony, że z chęcią rozpieprzyłbym sobie rękę, aby tylko poczuć się lepiej. Śmieję się w duchu. Co za paradoks, ból sprawiłby u mnie lepsze samopoczucie. Ale w tej sytuacji nie mam już innych pomysłów. Reszta nie zależy ode mnie. Jestem, kurwa, bezsilny i niepotrzebny. Nie mam wpływu na to, co dzieje się teraz z Alex i doprowadza mnie to do szału.<br />
Z Alex i dzieckiem.<br />
Moim dzieckiem.<br />
Początkowo, gdy siedziałem na tym pieprzonym szpitalnym korytarzu nie wierzyłem, że będę ojcem. Po kilku godzinach namysłu zaczyna to do mnie docierać. Byłem też rozczarowany postawą Alex. Powinna mi od razu powiedzieć, że jest w ciąży. Ciekawe ile o tym wiedziała. I czy gdyby nie bała się o życie naszego dziecka w ogóle by mi o nim powiedziała. A może wiedziała o nim już przed zerwaniem i chciała oznajmić to w uroczysty sposób, ale nie zdążyła. Na samą myśl ściska mi się serce.<br />
Nie mogę mieć do niej pretensji. Jest zagubiona, tyle rzeczy dzieje się na raz. A teraz jeszcze śmierć Zayna. Znam Alex na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że się za nią obwinia. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić w jakim stanie jest dziewczyna.<br />
- Louis?<br />
Podnoszę niechętnie głowę i spoglądam na Vicky. Widzę cienie pod jej oczami. Dziewczyna jest tu od samego początku, tak jak ja. Widać po niej już ogromne zmęczenie.<br />
- Wyglądasz okropnie, proszę wróć do domu. Jak coś będzie wiadomo zadzwonię po ciebie.<br />
Od razu kręcę głową. Nie ma możliwości, abym się stąd ruszył dopóki Alex się nie przebudzi. Muszę się upewnić, że wszystko z nią i dzieckiem jest w porządku. <br />
- Zostaję - mówię twardo.<br />
Vicky widząc, że nic nie zdziała, albo zwyczajnie nie mając sił na dalszą kłótnie, odwraca się na pięcie i wraca na swoje miejsce pod drzwiami sali. Przyglądam się jak siada na krześle, chowając twarz w dłoniach. Jest tak bardzo niepodobna do Alex. Co prawda mają takie same ciemnobrązowe włosy i błękitne oczy, ale gesty, ruchy albo nawet pojedyncze reakcje są zupełnie różne. Nie mówiąc już o charakterze i temperamencie. Victoria jest bardzo spokojna, opanowana, uprzejma i trochę wycofana. Za to Alex wszędzie jest pełno, nigdy nie wiesz, czego się po niej spodziewać. Równocześnie nieokrzesana, niezależna i lojalna. A za osoby, które kocha oddałaby życie. <br />
I za to ją kocham.<br />
Opieram głowę o zimną ścianę. Nienawidzę szpitali. Kojarzą mi się z samym cierpieniem i bezradnością. Pamiętam, gdy ostatni raz w nim byłem. Wtedy przywiozłem tutaj Alex, po tym jak jakiś facet pobił ją na ulicy. Nigdy tego nie zapomnę. Spędziłem wtedy prawie cały tydzień w szpitalu z niewielkimi przerwami. Nie potrafiłem zostawić jej samej, ale równocześnie nie umiałem się zmusić, aby wejść do jej sali. Byłem tam raz. I powiedziałem, żeby nawet nie marzyła, że kiedykolwiek znów coś nas będzie łączyć. Pamiętam swoją złość, pomieszaną z ulgą, gdy się przebudziła. Byłem wtedy przekonany, że mnie zdradziła, kompletnie zaślepiony egoizmem i chorą dumą. Może gdybym wysłuchał jej wyjaśnień na samym początku, to wszystko potoczyłoby się zupełnie innym torem. Nie byłoby żadnych ataków, ofiar, cierpienia, a my już dawno bylibyśmy małżeństwem. <br />
Przymykam zmęczone powieki. Nie ma co gdybać. Prawda jest taka, że teraz to ja ją zdradziłem i w pełni zasługuję na nienawiść z jej strony. Przez cały czas ją okłamywałem, zniszczyłem nasz związek. Czuję ukłucie bólu w okolicy piersi. Jestem odpowiedzialny za wszystko, co się między nami popsuło.<br />
Chciałbym jej to jakoś wynagrodzić. Pokazać, że zrozumiałem swoje błędy, lecz nie mam pojęcia jak to zrobić, nie pogarszając sytuacji jeszcze bardziej. Nie chcę już nigdy więcej ranić Alex, szczególnie teraz, gdy jest w ciąży. Ona i dziecko zasługują na wszystko co najlepsze. Koniec z łzami i cierpieniem.<br />
<br />
<i>Harry</i><br />
Schodzę schodami, a echo moich kroków niesie się po całym domu. Zupełnie jakby nie było tu żywej duszy. A tak naprawdę jest tu jeszcze więcej ochroniarzy niż kiedykolwiek. Od śmierci Zayna minęły dwa dni, ale cały czas panuje to samo zamieszanie. Colin gorączkowo szuka wyjaśnienia, nie rozumie jak to możliwe, że w naszym domu - który był naszym azylem - doszło do morderstwa. Mnie raczej zastanawia, dlaczego ofiarą został własnie Malik, skoro na celowniku od razu była Alex i Louis. Chcą odwrócić naszą uwagę? To wydaje się najbardziej prawdopodobne...<br />
Nagle moje przemyślenia przerywają dźwięki, biegnące z końca korytarza. Marszczę brwi. Myślałem, że jestem tutaj sam.<br />
Idę więc w kierunku, z którego dochodzi hałas. Z każdym krokiem słyszę go coraz wyraźniej, aż w końcu rozpoznaję znajome głosy. Zbliżam się do kuchni i przez lekko uchylone drzwi dostrzegam Holly i Nialla.<br />
Dziewczyna płacze.<br />
- Nie możemy im teraz powiedzieć... - szlocha.<br />
Widzę jak Niall obejmuje ją w pasie.<br />
- Musimy być z nimi szczerzy.<br />
- Ale jeszcze nie teraz. Dopiero co umarł Zayn, Alex jest w szpitalu, a ja mam im powiedzieć, żeby szykowali się na ślub? Nie ma mowy.<br />
Na wzmiankę o ślubie niemal przewracam się na dzielące nas drzwi. Ślub? Nawet nie wiedziałem, że Niall spotyka się z Holly. Znaczy podejrzewałem coś. A raczej to Alex podejrzewała i opowiadała mi jaką piękną się parą. Tyle, że ja na to wszystko patrzyłem przez palce. Wiem jakie są dziewczyny i jaką mają tendencję do wyolbrzymiania rzeczywistości. Już widzę spojrzenie wyższości u Collins, gdy się o tym dowie.<br />
Jeżeli w końcu zdobędę się na odwagę, żeby pójść do tego pieprzonego szpitala.<br />
- Musimy przełożyć uroczystość - słyszę głos Holly - Nie chcę przeżywać tego dnia w smutku. Mamy mnóstwo czasu, możemy poczekać.<br />
- W porządku - głos Horana jest łagodny - Ale gdy tylko to wszystko się skończy, nie będzie już żadnych wymówek. Od razu prowadzę cię do kościoła.<br />
Holly śmieje się cicho.<br />
- Mam taką nadzieję.<br />
<br />
<i>Louis</i><br />
- Panie Tomlinson?<br />
Czuję jak ktoś szturcha mnie w ramię. Otwieram w końcu oczy, wciąż zaspany. To pielęgniarka. Uśmiecha się życzliwie.<br />
- Pana narzeczona się wybudziła. Chciała pana widzieć.<br />
Marszczę brwi. Narzeczona? Dopiero po chwili dociera do mnie, że chodzi o Alex. Powiedziała pielęgniarce, że jesteśmy narzeczeństwem? Może jestem szczeniacki, ale to sprawia, że buduje się we mnie nadzieja.<br />
- A co z dzieckiem?<br />
- Jest już dużo lepiej. Wszystko powinno wkrótce wrócić do normy. A teraz niech pan do niej szybko idzie.<br />
Kiwam głową i zrywam się szybko z krzesła. Dopiero teraz czuję ból w plecach i karku. Szpitalne krzesła są strasznie niewygodne. Koło drzwi do sali widzę śpiącą Victorię. Zdejmuję z siebie kurtkę i okrywam dziewczynę. Wiem, co czuje i jak się martwi. Współczuję jej. Zachowywałbym się tak samo, gdyby coś takiego przydarzyło się którejś z moich sióstr.<br />
Wchodzę do sali Alex i niemal od razu napotykam błękit jej oczu. Jest potwornie blada i jakby chudsza, co wydaje się dziwne, bo leży tu zaledwie dwa dni. Na jej twarzy widać cienie od zmęczenia, ale i bólu. Wygląda naprawdę mizernie.<br />
- Jak się czujesz? - pytam, zajmując miejsce obok jej łóżka.<br />
- Jest lepiej, mam jeszcze podwyższoną temperaturę, ale to nic poważnego - zapewnia z uśmiechem. Mam wrażenie, że nawet uśmiech wymaga od niej ogromnych nakładów sił.<br />
- Rozmawiałem przed chwilą z pielęgniarką o stanie dziecka...<br />
- Właściwie po to cię zawołałam. Chce ci coś pokazać.<br />
Wolno, ale z determinacją sięga do szafki obok łóżka i coś z niej wyciąga. Wręcza mi jakąś podłużną kartkę. Szybko domyślam się co to jest, więc biorę od niej USG. Po chwili patrzę już na nasze małe dziecko. Naprawdę malutkie. Moja kruszyna. Nie potrafię powstrzymać uśmiechu.<br />
- Wiadomo jakiej będzie płci? - pytam.<br />
Alex kręci głową.<br />
- Jest jeszcze za wcześnie.<br />
- Czuję, że to będzie dziewczynka - mówię radośnie.<br />
Dziewczyna uśmiecha się w lekko zadziorny sposób.<br />
- A ja, że chłopiec.<br />
- Myślisz? Tobie łatwiej to wyczuć, jesteście jak na razie... jednością.<br />
Teraz już wybucha śmiechem. Co ja wygaduję?<br />
- To może mały zakładzik? - proponuję.<br />
- Mamy się zakładać o nasze dziecko? - pyta, a ja wyczuwam łagodną naganę w jej tonie.<br />
- O jego płeć. Zwycięzca wybiera imię.<br />
Dziewczyna zastanawia się dłuższą chwilę. Potem kiwa głową.<br />
- Zgoda.<br />
Znów wracam do zdjęcia USG. Naprawdę czuję, że to będzie córka. Niemal widzę jej malutkie rączki i ciemne włoski. I to jak będę się martwił i denerwował, gdy zacznie interesować się chłopcami. Widzę jej niebieskie oczy po Alex. Nie potrafię powstrzymać uśmiechu.<br />
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło - słyszę.<br />
Patrzę zaskoczony na Alex. Wygląda na lekko zmieszaną.<br />
- Nie wiedziałam... jak zareagujesz na wieść o dziecku. Bałam się, że...<br />
- Że co?<br />
- Że się wkurzysz. Wiem to głupie, ale to było silniejsze ode mnie. Oboje wiemy jak ważny jest ojciec i jak ciężko jest bez niego. Nie chcę, żeby i nasze dziecko się o tym przekonało.<br />
Odkładam zdjęcie z powrotem na szafkę. Patrzę dziewczynie prosto w oczy.<br />
- Nie zostawię was Aly. Tworzymy rodzinę.<br />
W tym momencie próbuję splątać nasze palce, ale niemal natychmiast Alex zabiera rękę.<br />
- Chodzi mi wyłącznie o dobro dziecka - chłód w jej głosie mrozi do szpiku kości.<br />
Zrozumiałem przekaz. Nadal czuje się zraniona, a rozmawia ze mną jedynie ze względu na ciążę. Muszę przyznać, że to i tak wspaniałomyślne z jej strony.<br />
Zażenowany opadam na oparcie krzesła. Niemal widzę jak rośnie między nami mur, który bardzo trudno będzie obejść.<br />
- A co z nami? - pytam i równocześnie zdaję sobie sprawę, jak żałośnie to zabrzmiało.<br />
Alex kręci głową.<br />
- Proszę cię przestań. Nie ma już żadnych nas.<br />
Boli. Cholernie boli.<br />
A jeszcze gorsza jest świadomość, że nie mogę mieć do niej o to pretensji.<br />
- Rozumiem - mówię i wstaję, chcąc jak najszybciej opuścić salę - Ale nie skreślaj mnie tak szybko.<br />
Widzę, że ona też cierpi. I to sprawia, że jest mi jeszcze gorzej. <br />
- Louis to nie tak... nie skreślam cię. Po prostu myślę, że będzie lepiej jeżeli będziemy się przyjaźnić - mówi, a mi aż ręce opadają.<br />
Patrzę na nią jak na głupią.<br />
- Przyjaźnić? Do diabła, kocham cię nad życie, mieliśmy się pobrać, będziemy mieli dziecko, a ty chcesz, żebym o tym wszystkim zapomniał i tylko się z tobą kolegował?<br />
- A jak inaczej ty sobie to wyobrażasz? - widzę, że zaczynają puszczać jej nerwy.<br />
- Dobrze wiesz, czego chcę - przypominam. <br />
- Ale ja nie chcę - mówi cicho - Louis, nie będziemy już razem. Już i tak za długo to ciągnęliśmy.<br />
Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu to mówi.<br />
- Żałujesz?<br />
Mruga zdziwiona.<br />
- Czego?<br />
- Wszystkiego. Tego, że próbowaliśmy albo, że jesteś w ciąży?<br />
- Nigdy nie będę żałowała ani jednego ani drugiego. Po prostu nie chcę już żyć w kłamstwie Louis. Po tym jak dowiedziałam się, że moja matka od początku ci płaciła... Nie jestem w stanie ci tego wybaczyć. Dla mnie to najgorsza zdrada jakiej mogłeś się dopuścić.<br />
Patrzę na nią oniemiały. Wydaje się taka pewna w tym wszystkim. Dlaczego ona zaakceptowała już nasze rozstanie, mimo że ja nadal jestem w rozsypce?<br />
Nie mogę dać za wygraną.<br />
- Przeżyliśmy wiele dobrego. Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny nawet Sty...<br />
I nagle mnie olśniewa. To przecież bardzo proste. Byłem idiotą, że wcześniej o tym nie pomyślałem.<br />
- Chodzi o niego, prawda? - pytam ściszonym głosem.<br />
Mina Alex mówi sama za siebie. Czuję jak rośnie we mnie złość i zazdrość. Mój najlepszy przyjaciel odebrał mi narzeczoną.<br />
- Jak długo to trwa?<br />
Teraz już wygląda na zbitą z tropu.<br />
- Co trwa?<br />
- Jak długo mnie z nim zdradzasz?<br />
Jej oczy szerzej się otwierają.<br />
- Zwariowałeś? Nigdy nie zniżyłam się do twojego poziomu!<br />
Jej słowa sprawiają, że aż cały się gotuje. Wiem, że powiedziała to specjalnie, żeby zadać mi ból. I chociaż nie chce się z nią kłócić to słowa same lecą z moich ust.<br />
- A może to dziecko nie jest moje - mówię.<br />
Widzę, że Alex słowa grzęzną w gardle. Sam nie wierzę, że to powiedziałem. Obiecałem sobie, że więcej jej nie zranię, ale emocje wzięły górę. Przecież wiem, że nie zdradzała mnie z Stylesem. Znam ją. Chociaż kto wie, jak bardzo ten dupek nią zmanipulował.<br />
- Wyjdź stąd - syczy. <br />
- Dlaczego go tu nie ma, co? Tak bardzo mu na tobie zależy, a nawet nie raczył tu przyjechać. <br />
- Przestań!<br />
- Może jednak mu nie zależy. Alex ja znam go lepiej niż ty. Pobawi się tobą jak zabawką, a następnie zostawi.<br />
- Wynoś się stąd Louis! - krzyczy - Nie wierzę w żadne twoje słowo!<br />
Zaciskam ręce na oparciu w nogach jej łóżka. Mam ochotę w coś przywalić, ale staram się nad sobą panować.<br />
- Nie wierzę, że niszczysz wszystko co nas łączy dla tego skurwysyna! - krzyczę.<br />
Jednak nie za bardzo wychodzi mi panowanie nad sobą.<br />
- To ty wszystko zniszczyłeś! Swoimi ciągłymi kłamstwami i tajemnicami. Jak mogę być z kimś, komu nie mogę zaufać?<br />
Już chcę jej odpowiedzieć, gdy nagle drzwi sali otwierają się gwałtownie. Staje w nich Victoria.<br />
- Uspokójcie się, słychać was na całym oddziale - gani nas - Louis, chyba lepiej będzie jak już pójdziesz.<br />
Nie zamierzam nigdzie iść. Muszę wszystko wyjaśnić z Alex.<br />
- Vicky ma rację - mówi Alex, a ja piorunuję ją wzrokiem - Idź już.<br />
Chcę protestować, ale widząc uparte spojrzenie brunetki, ostatecznie kiwam głową. Opuszczam salę, głośno trzaskając drzwiami.<br />
Jestem zdenerwowany, ale i zdeterminowany. Alex może sobie mówić co chce, nie odpuszczę.<br />
Ta dziewczyna jeszcze będzie moja.<br />
<br />
<i>Harry</i><br />
Zamykam oczy. Rzeczywistość wokół znika, w moich myślach jest tylko ona. Olśniewająca jak zawsze. Skanująca mnie tymi niespokojnymi niebieskimi oczami. <br />
Potem spoglądam na wyświetlacz telefonu. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Odbiorca</b>: Harry</div>
<div style="text-align: center;">
<b>Nadawca</b>: Vicky </div>
<div style="text-align: center;">
<i>Ona cię potrzebuje, przyjedź jak najszybciej do szpitala.</i> </div>
<br />
Wiem, że mnie potrzebuje. Ale nie mogę zdobyć się na to, żeby tam pojechać. Alex i Louis będą mieli dziecko. Jestem przekonany, że to tylko kwestia czasu aby znów się nie zeszli, chociażby dla dobra maluszka. Nie wiem czy będę potrafił na to patrzeć. Szczególnie, że pamiętam jak dziewczyna cierpiała. Przychodziła do mnie się wyżalić i wypłakać. Mi to pasowało, bo miałem ją blisko siebie i w dodatku mogłem pomóc. Jestem pewien, że teraz będzie inaczej. I to mnie przeraża. Nie wyobrażam sobie przyszłości bez niej. Nie wyobrażam sobie też aby tworzyła z Louisem kochająca się rodzinę. Nie po tym, co się wydarzyło.<br />
Ale wiem, że to jest jej decyzja. I będę musiał ją zaakceptować. W końcu się przyjaźnimy.<br />
Spoglądam znów na wyświetlacz. Pamiętam moment, gdy pierwszy raz zobaczyłem Alex. Była kelnerką w jakimś tanim barze dla pijaków. Wtedy kupiła jedzenie dwóm dzieciakom, mimo, że sama nie miała grosza przy duszy. Zrobiło to na mnie wrażenie. Widziałem w niej kogoś bardzo wartościowego. Z czasem tylko się w tym utwierdzałem. Aż w końcu mój zachwyt zamienił się w uzależnienie.<br />
Tak, uzależniłem się od Alexandry Collins. Jest moim własnym narkotykiem. I wcale nie chcę wychodzić z tego nałogu. Jest mi w nim dobrze.<br />
Zrywam się z łóżka. Muszę odwiedzić ją w szpitalu i zobaczyć czy jest już lepiej. Muszę się z nią widzieć nawet jeżeli zamierza wyjść za tego głupka.<br />
Nie zostawię jej. W końcu uzależniony człowiek nie może żyć bez swojego narkotyku.<br />
<br />
<i>Alex</i><br />
Gdy w końcu się budzę, widzę go. Siedzi obok mnie. A jego ciepłe palce są splątane z moimi. Wpatruje się we mnie, lecz myślami jest gdzieś bardzo daleko. Chyba nawet nie zauważył, że już nie śpię.<br />
- Czekałam na ciebie - szepczę zachrypniętym głosem.<br />
Harry wraca na ziemie i uśmiecha się łagodnie.<br />
- Wiem skarbie - Jego głos też jest zachrypnięty, ale w o wiele seksowniejszy sposób. - Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej. Nie chciałem po prostu przeszkadzać tobie i Louisowi.<br />
Na dźwięk tego imienia krzywię się mimowolnie. Harry od razu to wychwytuje i zaciska mocniej moją rękę.<br />
- Jesteś na mnie zły?<br />
Chłopak marszczy brwi.<br />
- Dlaczego miałbym być?<br />
Spuszczam speszona wzrok. Może to głupie, ale muszę wiedzieć.<br />
- Przez ciążę.<br />
To serio głupio brzmi.<br />
- Alex żartujesz sobie? Cieszę się, że będziecie mieli dziecko. To wspaniałe.<br />
On nawet teraz gra dobrego przyjaciela. I w zasadzie uwierzyłabym w ten jego szeroki, filmowy uśmiech gdyby nie oczy, które zdradzają wszystko. <br />
- Powiedziałam mu, że to nic nie zmienia. <br />
Teraz nic nie mogę już rozszyfrować z jego twarzy. Wpatruje się we mnie dłuższą chwilę i kreśli kółka na mojej dłoni. <br />
W końcu się odzywa. <br />
- To są wasze sprawy. <br />
Znów jest tym pieprzonym przyjacielem. <br />
Kręcę głową. <br />
- Harry... - zaczynam niepewnie - Ja też chcę czegoś więcej. Może nie od razu, bo jest dużo za wcześnie. Ale jeżeli będzie to szło powoli i jeśli będziesz oczywiście chciał... - zaczynam się plątać we własnych słowach.<br />
Harry patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Widzę, że nie rozumie o co mi chodzi. Uśmiecham się do niego.<br />
- Mówiłeś, że całowanie pijanej dziewczyny się nie liczy - przypominam - A dziewczyny z gorączką?<br />
Dopiero teraz chłopak załapuje o co mi chodzi. Początkowo jest zaskoczony, ale po chwili na jego twarzy pojawia się ten piękny uśmiech.<br />
- Muszę spróbować.<br />
Nachyla się nade mną, wciąż nie puszczając mojej dłoni. Drugą rękę kładzie na moim policzku. Uwielbiam jego dotyk, jest taki delikatny. A jeszcze wspanialsze są te zielone oczy. Wpatrujące się we mnie w taki sposób, że... Nie wytrzymuję i to ja łączę nasze usta. To bardzo czuły, ale i pełen pożądania pocałunek. Oboje jesteśmy siebie spragnieni. Zdecydowanie za długo nie wiedziałam, czego chcę. Błądziłam w wyobrażeniach o perfekcyjnym Louisie. Mówiłam sobie, że to jedyny mężczyzna w moim życiu. Ale to nieprawda. Kocham go, ale tak, jak kocha się piękne wspomnienia. Louis jest moją przeszłością. Za to Harry. <br />
Harry Styles to moja teraźniejszość. <br />
Czas pokaże czy będzie również przyszłością. <br />
<br />
<br />
<b>***<br /><i>Dawno nie było rozdziału przez co zmieniłam trochę koncepcję na fabułę. Jak widać Louis trochę sfiksował, a Harry został narkomanem. A tak poważnie, to trochę się pozmieniało. Mam nadzieję, że wszystko przypadnie wam do gustu :)<br />Pozdrawiam! xoxo</i></b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-78814896185505829852016-11-01T15:27:00.002-07:002016-12-23T04:00:41.099-08:00Rozdział 10Opuszczam gabinet Colina głośno trzaskając drzwiami i wracam do kuchni zła niczym osa. Mimo moich wielu próśb Ralphy uparł się, że jedyną osobą, która odpowie na moje pytania jest moja matka. Wolałabym przejść trzy razy z rzędu leczenie kanałowe niż z nią rozmawiać. Muszę jednak poznać prawdę, więc jestem na nią skazana.<br />
Wzdycham. Dobrze Alex, nie denerwuj się. Nie warto.<br />
Wchodzę do kuchni i natychmiast zatrzymuję się zaskoczona tym, co tam zastaję. Na wyspie kuchennej leży Niall, cały wymazany jakąś białą mazią. Obok niego stoi roześmiany Zayn z wielką paczką pianek w rękach. Wszystkiemu przygląda się rozbawiony Harry.<br />
- Co wy robicie? - pytam podchodząc bliżej.<br />
Niall podnosi głowę i chce mi chyba wszystko wytłumaczyć. Ma jednak tak czymś wypchane policzki, że nie rozumiem ani słowa. Marszczę brwi, ale mimo to na mojej twarzy pojawia się uśmiech.<br />
- Kobieto, tutaj rozgrywają się sprawy życia i śmierci - mówi niezwykle poważnie Zayn.<br />
Patrzę na niego z politowaniem.<br />
- Czy ty aby nie wpychasz Niallowi maksymalnej liczny pianek do buzi?<br />
Zayn wzrusza ramionami.<br />
- Może - przyznaje - Ale czy to coś zmienia?<br />
Śmieję się cicho.<br />
- Nie, oczywiście, że nie - spoglądam na blondyna - Wytłumacz mi tylko dlaczego on jest cały w bitej śmietanie?<br />
Niall znów się podrywa, chcąc coś powiedzieć, ale wychodzi z tego tylko bełkot.<br />
- Siedź cicho blondasku - karci go Zayn - Za każdą próbę oszustwa Niall dostaje porcję bitej śmietany.<br />
To tłumaczy dlaczego jest w niej cały umorusany, myślę. Kiwam głową ze zrozumieniem i podchodzę do Harry'ego. Zayn w tym czasie kontynuuje swoją zabawę.<br />
- No dzióbasku - mówi - Otwieramy buzię!<br />
Spoglądamy na siebie z Harrym i wybuchamy śmiechem.<br />
- Tylko dlaczego oni to robią? - pytam.<br />
- Założyli się, że Niall włoży na raz pół paczki pianek do ust - mówi Harry - Tyle, że cały czas je zjada. <br />
- Styles rzuć mi śmietanę! - krzyczy Zayn - Ten frajer znów je połknął!<br />
Harry odwraca się i sięga po puszkę, po czym rzuca ją Mulatowi.<br />
- Mało co w niej zostało - zauważa Harry.<br />
Kiedy jednak widzę górę bitej śmietany na czole Nialla, stwierdzam, że zostało wystarczająco. Znów się śmieję.<br />
- Świry - mówię cicho.<br />
Niespodziewanie Harry podchodzi do Nialla i zabiera trochę mazi z jego twarzy. Zanim się zdążę zorientować w sytuacji, już bita śmietana kapie mi z brody.<br />
- Osz ty! - krzyczę i rzucam się do kontrataku.<br />
Też nabieram trochę śmietany i chcę oddać Harry'emu mu należne, ten jednak zaczyna uciekać. W rezultacie biegamy po kuchni jak małe dzieci, jedynie nasz śmiech niesie się po pomieszczeniu.<br />
- Chodź tutaj mięczaku! - drażnię się.<br />
O dziwo to działa.<br />
- Mięczaku?<br />
W oczach Harry'ego widzę niepokojący błysk. Już po chwili biegnie do mnie i chwyta w pasie kręcą wokół własnej osi.<br />
- I co teraz powiesz?<br />
- Puszczaj mnie! - śmieję się.<br />
Harry jednak nawet o tym nie myśli, tylko jeszcze mocniej mnie do siebie przyciska. Czuję jego oddech na moim karku. Robi mi się gorąco, a serce przyspiesza. Harry też coś poczuł, bo zaczyna jeździć palcami po mojej dłoni. Wstrzymuję oddech a moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Ma taki przyjemny dotyk...<br />
Szybko wracam na ziemię i wykorzystując chwilę nieuwagi przyjaciela odwracam się i walę go śmietaną prosto w twarz. Jest tak zaskoczony, że natychmiast mnie puszcza.<br />
- Mięczak! - wrzeszczę i zaczynam uciekać w głąb domu.<br />
Na te parę minut udaje mi się zapomnieć o wszystkich troskach.<br />
<br />
<i>Harry</i><br />
Zasnęła. Widzę jak jej klatka piersiowa miarowo unosi się i opada. Czuję ulgę. Alex cały czas ma problemy z zasypianiem, nie radzi sobie. Widziałem jak dzisiaj przeżywała rozmowę z Colinem. Nie chciałam mi powiedzieć, czego się dowiedziała, ale z pewnością to nią wstrząsnęło. Mimo, że w życiu by się do tego nie przyznała.<br />
Chciałbym jej jakoś pomóc. Sprawić, że wszystkie problemy znikną, ale nie potrafię. Jestem bezsilny, nie wiem, co kryje się w jej głowie. I to napawa mnie jeszcze większa złością. Czego bym nie zrobił dla tej dziewczyny, czuję, że to nadal nie wystarcza. Ona zasługuje na więcej. Na wszystkie dobra tego świata. Nawet za sam błękit jej oczu, który jest absolutnie doskonały. Albo za sposób w jaki przygryza dolną wargę. Lub za zapach jej długich ciemnych włosów. O nie, muszę się uspokoić.<br />
Zrywam się gwałtownie z kanapy i po cichu wychodzę z sypialni, tak aby nie obudzić dziewczyny. Idę żywym krokiem ciemnym korytarzem. Muszę ochłonąć, bo mogę zrobić coś głupiego. Ostatnio gdy Alex zapanowała nad moim umysłem, pocałowałem ją. I chociaż nigdy nie będę tego żałował, to wolę nie dodawać jej problemów. Jest wystarczająco zagubiona. Trzeba pomóc jej odnaleźć drogę, a ja wiem, że sam nie mogę tego zrobić. Zatrzymuję się przed drzwiami z ciemnego drewna. Nikt jej nie może bardziej pomoc.<br />
Wchodzę do pokoju i od razu uderza mnie okropny smród papierosów. Wiem, że Louis pali, kiedy ma gorszy humor, ale tutaj jest dosłownie siwo. Mimo wszystko współczuję mu.<br />
- Mógłbyś chociaż uchylić okno - mówię trochę głośniej, bo kompletnie nie wiem, gdzie jest chłopak, a słabe światło wcale nie ułatwia mi zadania.<br />
- To sobie uchyl - słyszę.<br />
W końcu go dostrzegam rozwalonego na kanapie. Jednak bardziej od niego mój wzrok przyciągają walizki stojące obok.<br />
- Wybierasz się gdzieś? - pytam.<br />
Kiwa głową.<br />
- Gdzie?<br />
- Nie mam pojęcia - przyznaje bezbarwnym tonem.<br />
Patrzę na niego zdziwiony. Wiedziałem, że jest z nim źle, lecz całą swoją uwagę skupiłem na Alex. Teraz widzę, że popełniłem błąd. On tak samo potrzebuje wsparcia.<br />
Siadam obok niego na kanapie.<br />
- Jesteś ostatnią osobą, po której spodziewałbym się ucieczki - mówię.<br />
Louis się napina.<br />
- Nie jestem tchórzem.<br />
- To jak chcesz to nazwać?<br />
Spogląda na mnie spode łba. Nie zniechęca mnie to, on potrzebuje rozmowy. Byłem idiotą sądząc, że Alex cierpi bardziej od niego. Czują tak samo mocny ból. Wystarczy spojrzeć na chłopaka.<br />
- Po prostu wiem, kiedy mam się wycofać.<br />
- Wtedy też wiedziałeś i nie było cię, gdy ona najbardziej cię potrzebowała.<br />
- To nie jest twoja sprawa.<br />
- Jest - mówię z naciskiem - Jesteście moimi przyjaciółmi, a widzę, że sami sobie z tym nie radzicie.<br />
Prycha głośno.<br />
- Gówno prawda.<br />
- Louis kurwa, nie zaczynaj znowu...<br />
- Nie o to mi chodzi.<br />
- Tak? Więc o co?<br />
Nie odpowiada mi od razu. Widzę, jak się nad czymś dłużej zastanawia. Po chwili sięga po paczkę papierosów leżących na stoliku obok. Odpala jednego i mocno się zaciąga. Dopiero wtedy patrzy na mnie poważnym wzrokiem. <br />
- Kochasz ją - mówi, a z jego ust ulatnia się dym - I nie pierdol, że tak nie jest. Nie jestem ślepy.<br />
Cały drętwieję. Nie wiem co mam powiedzieć. Chciałbym zaprzeczyć. Wyśmiać go. Powiedzieć, że to nieprawda i jedyne, co łączy mnie z Alex to przyjaźń.<br />
Ale nie potrafię.<br />
Zdałem sobie z tego sprawę niedawno. W zasadzie wtedy, gdy zobaczyłem jak Liam się do niej dobiera. Wpadłem w szał. Chciałem, żeby cierpiał, za to co próbował jej zrobić. Nigdy czegoś takiego nie czułem. A wszystko minęło, gdy tylko spojrzała na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Wszystko prysło jednej sekundzie. Liczyła się jedynie ona. Chciałem ją wtedy zamknąć w swoich ramionach i nigdy nie puszczać. Ochronić przed całym światem.<br />
- Problem polega na tym - kontynuuje Louis - Że ja też ją kocham. I jedyne na czym mi zależy, to jej szczęście. Nie mogę już jej tego zapewnić.<br />
- Teraz to ty zaczynasz pierdolić. Alex cię kocha, jeżeli wyjedziesz zranisz ja jeszcze bardziej.<br />
- Już ją zraniłem. Nie chce mnie znać. Lepiej będzie, jeżeli wyjadę.<br />
Zaciskam mocniej szczękę.<br />
- Louis, kurwa, ona cię potrzebuje.<br />
Chłopak kręci głową.<br />
- Ma ciebie. Wiem, że niezależnie co się stanie, będziesz przy niej. Nie zostawiam jej samej.<br />
Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. On naprawdę chce odejść.<br />
- A co z tobą?<br />
- Poradzę sobie. Jestem już duży.<br />
Wiem, że to był żart, ale nie jest mi do śmiechu.<br />
- Przemyśl to dobrze.<br />
Wzdycha głośno.<br />
- Myślę o tym cały czas. I coraz bardziej utwierdzam się w tym, że to właściwa decyzja.<br />
Zastanawiam się czy ja potrafiłbym odejść, aby ukochana osoba przestała cierpieć. Wydaje mi się, że nie. Szukałbym innego rozwiązania. Tak, żeby nam obojgu było dobrze. Mam wrażenie, że Louis po prostu się poddaje. To wszystko go przerasta.<br />
Myślę, że robi głupotę, ale widzę upór w jego oczach. Wiem, że nie dam rady go przekonać. Louis jest naprawdę upartą osobą, jak sobie coś postanowi, to tego nie zmieni.<br />
- Colin się wkurzy, że robisz sobie niezapowiedziane wakacje - żartuję.<br />
Na szczęście na twarzy przyjaciela pojawia się uśmiech.<br />
- Obiecaj mi coś - wyrzuca peta do popielniczki zrobionej z kryształowej miski i znów patrzy na mnie z powagę - Zaopiekujesz się Alex.<br />
Nie muszę mu tego obiecywać. Zrobiłbym to tak czy inaczej. I on o tym wie. Prosi mnie o to, bo chce pokazać jak bardzo mu na tym zależy. Tyle, że ja o tym wiem.<br />
- Obiecuję.<br />
Nagle słychać okropny krzyk. Początkowo mylę, że się przesłyszałem, ale po chwili to się powtarza, Ktoś przeraźliwie krzyczy. Jakaś kobieta.<br />
Louis gwałtownie zrywa się z kanapy. Patrzę jak wybiega z pokoju, gdy dochodzi do mnie co się dzieje.<br />
Alex.<br />
Biegnę jak najszybciej mogę. Potykam się po ciemku o stopnie, ale zupełnie na to nie zwracam uwagi. Muszę się upewnić, że nic nie stało się dziewczynie. Na pewno jest cała i zdrowa. Zostawiłem ją dosłownie na chwilę. Nic nie mogło się stać.<br />
Mijają mnie uzbrojeni ochroniarze i jak na złość biegną w tym samym kierunku co ja. Nie, na pewno nic nie jest Alex. Dom jest dobrze strzeżony, Nikt nie mógł się tu dostać.<br />
Jestem w połowie korytarza do mojego pokoju, gdy widzę tłum ludzi zgromadzony w drzwiach. Ale nie moich, tylko Zayna. Przeciskam się przez mężczyzn w ciemnych strojach, muszę znaleźć Alex. Jednak kiedy tylko staję w progu sypialni Malika, dostrzegam ją wtuloną mocno w ciało Tomlinsona. Na ten widok czuję lekkie ukłucie zazdrości, za co szybko się karcę, widząc w jakim stanie jest Alex. Histeria to zbyt słabe słowo, aby opisać co się z nią dzieje. Jest cała roztrzęsiona i mam wrażenie, że nie wie co się z nią dzieje. Chcę do niech podejść, ale zatrzymuję się w pół kroku, gdy dostrzegam dwie postacie na podłodze. Od razu rozpoznaję rozpłakaną Holly. Próbuje oderwać Nialla od czegoś leżącego na podłodze. Chłopak zupełnie nie zwraca na nią uwagi. Zaczynam rozumieć co się stało, ale nie chcę tego do siebie dopuszczać. Wchodzę powoli do sypialni. Słychać tylko łkanie. W rogu pokoju dostrzegam Victorie, która stara się wytłumaczyć coś Colinowi, lecz uniemożliwia jej to płacz. Czuję rosnącą gulę w gardle. Prawie wpadam na Liama, wyprowadzającego przeraźliwie bladą Meg z pomieszczenia. Chyba zasłabła. Jestem już praktycznie przy Niallu, ale wciąż jego ciało zasłania mi osobę leżącą na podłodze. Widzę za to krew. Moje serce zamiera.<br />
Klękam obok Nialla. Czuję jak tracę wszystkie siły, a w mojej głowie jest pustka. Nic nie słyszę. To nie może dziać się naprawdę. Nie, na pewno nie. Jednak cały czas patrzę na dowód realności tej zasranej rzeczywistości. Czuję pieczenie pod powiekami. Patrzę na osobę leżącą na podłodze w kałuży krwi.<br />
To Zayn.<br />
Ktoś poderżnął mu gardło.<br />
<br />
<i>Alex</i><br />
To koszmar. To straszny, piekielnie okropny, nieprawdziwy koszmar. Na miłość boską Zayn musi żyć. Nie może odejść. To nie może być prawda.<br />
Wtulam się mocniej w Louisa. Nie chciałam na początku, aby do mnie podchodził, ale gdy zobaczyłam kto jest ofiarą... Potrzebowałam jego bliskości. A on mojej. Widzę, że jest w szoku, po tym co się stało. Jak to w ogóle możliwe, że do tego doszło? W tym domu nawet każdy pająk jest stale monitorowany, niemożliwe aby ktoś tu wszedł niezauważony. Mój Boże Malik nie żyje. Ten śliczny ciemnoskóry wariat właśnie zasnął na wieki. Więcej nie usłyszę jego żartów o fryzurze Meg. Nie będę waliła w środku nocy w jego drzwi prosząc aby ściszył muzykę. Nie spojrzy na mnie więcej tymi swoimi czekoladowymi oczami. Boże jeszcze kilka godzin temu wciskał Niallowi pół paczki pianek do buzi...<br />
Nasz przyjaciel odszedł. Na zawsze. Czuję jak kolejna fala płaczu zalewa moje policzki.<br />
- Muszę go zobaczyć - łkam w koszulkę Louisa.<br />
On od razu kręci głową.<br />
- To nie jest dobry pomysł.<br />
Mam gdzieś dobre pomysły.<br />
Wstaję i chwiejnym krokiem wchodzę do sypialni. Czuję się jak w transie. Nic do mnie nie dociera. Po prostu idę przed siebie. Nagle czuję czyjeś ręce na mojej talii. Wiem, że to Louis. Coś do mnie mówi, ale nie rozumiem ani słowa. Wyrywam się z krzykiem i podbiegam do ciała Zayna.<br />
Jego skóra nie jest już karmelowa, tylko szara. Oczy puste, opuszczone przez życie. Jest cały we krwi. A rana na szyi wygląda...<br />
Czuję jak robi mi się słabo. Upadam na podłogę, w ostatniej chwili chwytają mnie czyjeś silne ręce. Nie mam pojęcia do kogo należą. Ogarnia mnie ciemność.<br />
<br />
Świadomość zaczyna do mnie wracać, ale otworzenie oczu to zbyt wielki wysiłek. Czuję, że leżę na czymś miękkim. Chyba na łóżku.<br />
- Zabrali już ciało? - słyszę, ale nie potrafię zidentyfikować głosu.<br />
- Tak. Colin rozmawia właśnie z matką Zayna - to jakaś kobieta - Co z Victorią? Jak ona się czuje?<br />
Z Victorią? Jej też się coś stało? Ogarnia mnie panika.<br />
- To ta dziewczyna, która go znalazła? - chwila ciszy - Wszystko z nią w porządku. Jest w szoku, ale dostała leki uspokajające.<br />
Mówi coś więcej, ale znów czuję, że odlatuję gdzieś bardzo daleko.<br />
<br />
Budzę się z okropnym bólem podbrzusza. Od razu zginam się w pół, nie rozumiejąc co się dzieje. Cichy krzyk wyrywa mi się z ust.<br />
- Doktorze coś jest nie tak!<br />
Louis.<br />
Otwieram oczy i widzę Tomlinsona biegnącego z jakimś człowiekiem, którego pierwszy raz widzę. Za nim wchodzi Colin z Holly.<br />
- Co wy mi zrobiliście - mówię. <br />
Ból jest straszny, jakby ktoś rozcinał mnie od środka. <br />
- Pokaż mi dokładnie, gdzie cię boli - słyszę niski, głęboki głos.<br />
Chcę już pokazać na brzuch, gdy nagle dochodzi do mnie co się dzieje.<br />
Boże. <br />
Moje dziecko. <br />
Zaczynam płakać. Spoglądam na przerażonego Louisa. On nawet o niczym nie wie.<br />
Wracam do lekarza.<br />
- Ratuj moje dziecko. <br />
Widzę jak cały sztywnieje a oczy powiększają się dwukrotnie. To sprawia, że zalewam się jeszcze większym płaczem. Dociera do mnie, że jest źle. Jeżeli lekarz zamiera, to jest naprawdę źle. Niech on do jasnej cholery powie, że wszystko będzie dobrze. Dlaczego mnie nie pociesza? Powinien to robić. Zamiast tego patrzy na mnie z otwartą buzią i z każdą chwilą staje się coraz bledszy.<br />
- Musimy jak najszybciej przetransportować ją do szpitala - mówi lodowatym tonem. Czuję jak serce mi przyspiesza.<br />
Moje dzieciątko...<br />
- Czy to na pewno niezbędne? - pyta Colin, mam wrażenie, że on w ogóle nie dostrzegł powagi sytuacji - Rozumie pan, że nie możemy... <br />
Doktor przerywa mu tak groźnym spojrzeniem, jakiego w życiu nie spodziewałabym się po lekarzu. <br />
- Jeżeli natychmiast nie zabierzemy jej do szpitala i ona i dziecko będą martwe. Czy to wystarczający powód?<br />
Potem już nic do mnie nie dociera. Colin odwraca się do mnie tyłem i wydaje jakieś polecenia. Lekarz stale coś do mnie mówi, ale ja skupiam się jedynie na bólu nie do zniesienia. Oraz na moim malutkim dziecku, któremu grozi krzywda. I na przerażonych oczach Louisa, którego dopiero czterech ochroniarzy zdołało oderwać od mojego łóżka.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEii7Zwwtes6avFTHksJ0semBT4Yqo_adFPzSOqWgp_KfZBx1zjVaaVIDE3X8yHTiKSlKHUFgUKfIk98m9GkBL8mGTvBInhfmc5KyNB15xB5Ji2S4xTIeCAOCJvDRWiSMn3VXjnGRTX40bey/s1600/effy-stonem-freddie-kaya-scodelario-sad-Favim.com-933057.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEii7Zwwtes6avFTHksJ0semBT4Yqo_adFPzSOqWgp_KfZBx1zjVaaVIDE3X8yHTiKSlKHUFgUKfIk98m9GkBL8mGTvBInhfmc5KyNB15xB5Ji2S4xTIeCAOCJvDRWiSMn3VXjnGRTX40bey/s320/effy-stonem-freddie-kaya-scodelario-sad-Favim.com-933057.gif" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
***<br />
<b>Wracam po bardzo długiej przerwie. Mam nadzieję, że teraz rozdziały będą się częściej pojawiać. Postaram się, abyście nie musiały już tyle czekać kochane!<br />Pozdrawiam xoxo</b>Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-55769740685944710782016-08-16T12:07:00.001-07:002016-10-10T21:28:38.859-07:00Rozdział 9Leżę na łóżku w pokoju Harry'ego. Spędzam tu całą noc. Prawie w ogóle nie śpię dręczona koszmarem wczorajszego dnia. Nigdy nie zostałam tak oszukana i zraniona. Z przerażeniem stwierdzam, że znów sprawcą mojego bólu jest jedna z najbliższych mi osób. Jak mogłam się tak pomylić co do Louisa?<br />
Wspomnienia same pojawiły się w mojej pamięci. Zupełnie jakby ktoś podsuwał mi je, żebym czuła się jeszcze gorzej. Nic jednak nie mogę na to poradzić. Nie mogę ich powstrzymać.<br />
<i> </i><br />
<i>Wbiegłam do salonu z torbą w ręku. Z prędkością światła zaczęłam pakować ołówki, przyborniki, szkicowniki i inne tego typu rzeczy porozrzucane na stoliku. Widziałam jednak, że nie ma tu wszystkiego. Rozgorączkowana zaczęłam rozglądać się po salonie. </i><br />
<i>- Alex...</i><br />
<i>- Mamo! - Przerywam jej. Nie mam teraz czasu na głupoty, jestem już i tak spóźniona. - Wiesz może gadzie jest projekt witrażu do kościoła? </i><br />
<i>- Ten? </i><br />
<i>Zamarłam. To nie był głos mojej mamy. Odwracam się i w progu kuchni widzę naprawdę przystojnego bruneta o szaro-niebieskich oczach. Uśmiechał się do mnie w tak niesamowity sposób, że uginały się pode mną kolana. W ręku trzymał mój szkic. </i><br />
<i>- Tak - wydukałam. Nagle zrobiłam się bardzo nieśmiała. </i><br />
<i>- Jest... naprawdę niezły - mówi z uznaniem - Masz talent. </i><br />
<i>Czuję, że robię się czerwona. </i><br />
<i>- Dzięki - mruczę - Gdybyś mógł mi go już dać. Ksiądz na mnie czeka. </i><br />
<i>Chłopak kiwa głową i podaje mi szkic. </i><br />
<i>- Może cię podwiozę? Będzie na pewno szybciej.</i><br />
<i>Już miałam zaprzeczać, gdy z podziemi wyrosła moja mama. </i><br />
<i>- To świetny pomysł! Ostatnio też przyszłaś piętnaście minut za późno, a tak zjawisz się na czas. </i><br />
<i>Przewróciłam oczami i ostatecznie się zgodziłam. Nie chciałam z nim jechać, bo obecność bruneta strasznie mnie onieśmielała. Zupełnie jednak nie rozumiałam dlaczego. Był przystojny, ale już nie raz miałam do czynienia z przystojnymi chłopakami i zachowywałam się zupełnie inaczej. </i><br />
<i>- Jestem Louis - usłyszałam nagle. </i><br />
<i>Zlustrowałam chłopaka wzrokiem. Podobał mi się, wyglądał na miłego, a nasze mamy się przyjaźniły. Pomyślałam, że powinnam dać mu szansę.</i><br />
<i>- A ja Alex. </i><br />
<br />
Nowe łzy spływają mi na policzki. Spędziłam z tym człowiekiem tyle pięknych chwil. I nie mam pojęcia, które z nich były prawdziwe. Czuję się, jakbym nie mogła odróżnić snów od jawy. Co się działo na prawdę, a co było jedynie złudzeniem. Czy on mnie naprawdę kochał? Tak mówił. Jak dużo innych rzeczy. Ale zapomniał wspomnieć, że moja matka płaci mu za nasz związek.<br />
Wycieram policzki dłonią. Nie ma sensu płakać. Tu i tak nie ma czego ratować. Wszystko jest skończone. Nigdy mu tego nie zapomnę.<br />
Spoglądam na Harry'ego siedzącego w fotelu. Jego klatka piersiowa spokojnie się podnosi i opada. Czuwał przy mnie całą noc, nic dziwnego, że zasnął. Spoglądam na jego twarz i fioletowo-szary obszar pod okiem. Dlaczego Tomlinson go uderzył? Bał się, że Harry pozbawi do dochodów. Czuję jak rośnie we mnie fala gniewu. Nie przepuszczę Louisowi tego co zrobił. Nie ma mowy.<br />
Czuję jednak, że nadal nie jestem w stanie zmierzyć się z Tomlinsonem. Stanę z nim twarzą w twarz i nie będę potrafiła nic powiedzieć. Boję się tej konfrontacji. Chociaż wiem, że jest ona nieunikniona. Muszę to wszystko zakończyć. A potem wyjechać. Daleko, bardzo daleko stąd.<br />
Nadchodzi kolejna fala mdłości. Biegnę do toalety i od razu wymiotuję do muszli. To nie jest pierwszy raz. Ostatnio zdarza się to niemal codziennie. I wiem, co to zwiastuje. Ale na razie nie dopuszczam tego do wiadomości. Po prostu nie.<br />
- Alex? - W głowie Harry'ego słyszę przejęcie. - Wszystko w porządku?<br />
Wycieram usta wierchem dłoni.<br />
- Tak - kłamię - Źle się poczułam. To... chyba z tych nerwów.<br />
Chciałabym, aby to była prawda.<br />
- W szafce pod umywalką powinny być ręczniki, a w szufladzie czyste szczoteczki do zębów. Weź prysznic, lepiej się poczujesz.<br />
- Dzięki.<br />
Szybko odnajduję potrzebne mi rzeczy, po czym zdejmuję przepocone ubrania i wchodzę pod prysznic. Harry miał rację, od razu gdy moja skóra spotyka się z ciepłą wodą czuję się lepiej. Jakbym zmywała z siebie brud poprzedniego dnia. Moczę włosy, wiedząc, że już naprawdę źle wyglądały. Harry by mi tego nie powiedział, ale wiem, że w nocy przypominałam zjawę. Mało mnie to jednak obchodziło, wygląd był ostatnią rzeczą jaką się przejmowałam. Dzisiaj jest jednak nowy dzień i trzeba się wziąć w garść. Tak jak mówiłam wcześniej. Nie będę płakała nad rozlanym mlekiem. Postawiłam sobie cel, jakim jest wydostanie się stąd. I będę do niego dążyć.<br />
Wychodzę z kabiny i owijam się szczelnie ręcznikiem. Moja ubrania niestety już nieprzyjemnie pachną, więc wrzucam je do kosza. Meg i tak potem wszystko zbiera. Opuszczam łazienkę i wtedy orientuję się, że nie wytarłam włosów. Pozwalam jednak spokojnie kapać wodzie z moich - idealnie ściętych przez przeklętych stylistów - końcówek.<br />
- Przyniosłem ci świeże ubrania - słyszę.<br />
Harry podaje mi stosik ładnie poskładanych ciuchów. Dziękuję mu z uśmiechem i wracam do łazienki. Chłopak naprawdę mi pomaga. Dba, abym jakoś wyszła z tego dołka. Chociaż zdaje sobie sprawę, że jest na to za wcześnie. O wiele. To się nie poddaje. Jest przy mnie i stara się jak może. A ja nie potrafię opisać, jak jestem mu wdzięczna. Nie zapomniał nawet o bieliźnie. Na mojej twarzy pojawiają się rumieńce, gdy pomyślę, że przebierał w szufladzie z majtkami lub stanikami.<br />
Ubieram się szybko i rozczesuję mokre włosy. W zasadzie nie wyglądam wcale tak źle. Może nie licząc zapuchniętych od płaczu oczu.<br />
- Gdzie ona jest?! - Krzyk wydobył się zza drzwi, bez problemu rozpoznałam znajomy głos. - Wiem, że tu jest!<br />
- O czym ty znowu mówisz? - pyta Harry. Wiem, że broniłby mnie nawet, gdybym go o to nie prosiła. I chociaż mam ochotę schować się w tej łazience, to nie mogę go znów narażać. Nie zniozłabym kolejnego siniaka na jego ciele.<br />
- Posłuchaj, nie wiem gdzie schowałeś Alex, ale przysięgam, że cię...<br />
- Tutaj jestem - mówię, wchodząc do pokoju. <br />
Od razu mój wzrok spotyka Louisa. Jest wściekły. Widzę jak zaciska pięści, co utwierdza mnie, że dobrze zrobiłam, wychodząc z kryjówki. Harry znów by oberwał. <br />
- Myślałem, że się pogodziliśmy - Louis idzie w moją stronę - Że zrozumiałaś... Jak ja mam ci do cholery zaufać, skoro znowu spędziłaś noc u tego idioty? <br />
Milczę. Wpatruję się w niego i wspomnienia znów we mnie uderzają.<br />
<br />
<i>Niespodziewanie Louis unosi głowę. Patrzę na niego zaskoczona. Piosenka się jeszcze nie skończyła. Wszystkie moje wątpliwości, zostają przez niego rozwiane, gdy łączy nasze wargi w bardzo subtelnym i osobistym pocałunku. Chciałam tego, naprawdę tego chciałam. On również. Czułam, że się uśmiecha, przez co ja również nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Był niesamowity.</i><br />
<i>- Nie psujmy nic Aly - wyszeptał, kiedy się od siebie oderwaliśmy - Nigdy więcej.</i><br />
<i>Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi zaraz z piersi. Znów byłam Aly. Zwracał się do mnie, a nie do swojej udawanej dziewczyny.</i><br />
<i>Przyłożyłam dłoń, do jego policzka.</i><br />
<i>- Nie zepsujemy tego - mówię - Już nie.</i><br />
<i>I nasze usta znów się spotkały.</i><br />
<br />
Zepsuł wszystko. A właściwie nic nie było naprawione. Już dawno powinnam sobie uświadomić, że tu nie ma czego naprawiać i zapomnieć o Louisie. Ułożyć sobie życie na nowo. O ile byłoby teraz łatwiej.<br />
- Nie zamierzasz nic powiedzieć? - słyszę gniew w głosie Tomlinsona.<br />
Ja jedynie wzruszam ramionami.<br />
- Alex co się z tobą dzieje?! - krzyczy - Najpierw oskarżasz mnie o zdradę, a teraz to ty sypiasz u mojego przyjaciela! Przyjęłaś pierścionek, jesteśmy zaręczeni a mimo to przyszłaś do niego. Kocham cię, ale widzę, że się ode mnie oddalasz. Gubię się w tym wszystkim a ty tak po prostu milczysz?!<br />
Jego słowa mnie bolą, bo tak bardzo chciałabym w nie wierzyć. Jednak to kolejne kłamstwa. Czuję rosnącą nienawiść do tego człowieka.<br />
- Ty przemilczałeś to, że jesteś sponsorowany przez moją matkę.<br />
Oczy Tomlinsona otwierają się szerzej, gdy docierają do niego moje słowa. A ja widząc jego minę odczuwam niesamowitą satysfakcję. <br />
- Co? Myślałeś, że się nie dowiem? - prycham, mój głos jest lodowaty - Jesteś żałosny Tomlinson.<br />
Chłopak patrzy na mnie zbolałym wzrokiem. Zbyt wiele razy się na to nabierałam. Nigdy więcej.<br />
- Aly to nie tak, ja od pewnego czasu nie biorę tych pieniędzy.<br />
Kręcę głową.<br />
- I myślisz, że to ma jakiekolwiek znaczenie? Wykorzystałeś mnie. Byłam tylko jednym z warunków umowy. Miałeś mnie gdzieś, oszukiwałeś i grałeś zakochanego. A ja głupia ci wierzyłam. Wierzyłam w każde słowo i w to, że naprawdę planujesz ze mną przyszłość. Od lat cię kochałam i mogłam zrobić dla ciebie wszystko... ale to jest koniec.<br />
- Ty nie rozumiesz - podchodzi bliżej, ale ja się odsuwam - Po to pojechałem do twojej matki. Zrezygnowałem z tej pieprzonej umowy. Naprawdę chcę się z tobą ożenić. <br />
Jest szczery. Widzę, że naprawdę to wszystko go boli, a oczy się szklą. Przecież on nigdy nie płacze. To sprawia, że i mi trudno powstrzymać łzy. Jestem jednak nieugięta.<br />
- Jak mogłabym wyjść za człowieka, na którym się tyle razy zawiodłam? Wiele ci wybaczyłam Louis, ale to... po prostu nie potrafię. Zrobiłeś dokładnie to samo co trzy lata temu. Ze mnie czynisz tę złą, kiedy tak naprawdę to ty jesteś wszystkiemu winny.<br />
Mimo wszystko w mojej głowie pojawia się tamten ciemny pokój i James, robiący mi krzywdę. Wzdrygam się na samą myśl. Za to nie mogę obwiniać Louisa. O niczym nie wiedział. Ale fakt, że zostawił mnie nie dając szansy na obronę. To mam mu za złe.<br />
- Nie wierzę, że nie zrobisz tego po raz kolejny - szepczę.<br />
Ciało chłopaka jest napięte. Wpatruje się we mnie wzrokiem, jakbym zabijała go od środka. Ma mocno zaciśniętą szczękę i widzę, że z trudem powstrzymuje łzy. Tak żałosny widok Louisa sprawia, że się rozklejam. Nie potrafię inaczej. Chociaż nie wiem jakbym się okłamywała, to jednak dalej go kocham. Nie da się zapomnieć o kimś w jeden dzień.<br />
Mam ochotę go przytulić. Objąć jego kark i zatopić twarz w koszulce. Poczuć ręce na talii. Usłyszeć bicie serca. Wdychać niepowtarzalny zapach.<br />
Ale tego nie zrobię.<br />
- Wyjdź - łkam.<br />
Chłopak jednak ani drga. Patrzy na mnie i chyba chce coś jeszcze powiedzieć. Jednak tego nie robi. Przygryza dolną wargę, a mi serce bije szybciej. Uwielbiałam jak tak robił.<br />
- Nie mogę cię stracić Aly. <br />
Czuję, że zaraz znów wpadnę w histerię. Coraz więcej łez wylewa mi się na policzki. <br />
- Już straciłeś. <br />
Louis wygląda jakby dostał w twarz. Oboje byliśmy na skraju wytrzymałości. Jednocześnie chciałam go zwyzywać od najgorszych i znów znaleźć się w jego ramionach. Musiałam to skończyć.<br />
- Wyjdź stąd - mówię.<br />
Louis wysyła mi ostatnie zrozpaczone spojrzenie i wychodzi trzaskając drzwiami. Czuję się, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.<br />
Upadam na kolana i zaczynam gwałtownie płakać. Nie mogę tego już dłużej powstrzymywać. Właśnie straciłam kogoś ważnego. Potrzebuję czasu aby się z tym pogodzić, nawet jeżeli była to jego wina. <br />
Harry klęka przy mnie i łapie w ramiona. Zapomniałam o jego obecności.<br />
- Cii, już dobrze - szepcze mi we włosy - Jestem tutaj z tobą.<br />
Wtulam się mocniej w ciało Harry'ego. Chyba nigdy go tak nie potrzebowałam, jak w tej chwili.<br />
<br />
Płaczę bardzo długo. Właściwie dopóki, dopóty nie zasypiam, wyczerpana z jakichkolwiek sił. Kiedy się budzę jest przy mnie Harry i zabiera mnie do kuchni. Upiera się, że muszę coś zjeść. Nie mam na to kompletnie ochoty, ale ostatecznie się zgadzam. Nie chcę się z nim kłócić.<br />
Chłopak robi mi kanapki z szynką i pomidorem oraz ciepłą herbatę, idealną w lutowy dzień. Ja jadłam, a on siedział, mówiąc, że nie jest głodny. Po długich namowach wcisnęłam mu jedną kanapkę.<br />
Dzięki Harry'emu łatwiej mi przez to wszystko przejść. Jest przy mnie i wspiera. Nie naciska, nie ponagla do żadnej decyzji. Pozwala mi samej dojść do siebie. A on jest w tym czasie obok. To wspaniałe z jego strony.<br />
Zastanawiam się tylko, czy on zdaje sobie sprawę, że skoro mój związek z Louisem się skończył, będę musiała odejść. Nie mam pojęcia co się dzieje w jego głowie. To mnie intryguje.<br />
- Ziemia do Alex, znów odpływasz.<br />
Widzę uśmiech na jego twarzy.<br />
- Jak to ostatnio mam w zwyczaju.<br />
Chyba posiadam do tego prawo, zważywszy na wszystko co się dzieje. Jestem zwyczajnie zmęczona. Szczególnie dzisiejszą sytuacją. Niecodziennie człowiek dowiaduje się, że był okłamywany przez najważniejszą dla siebie osobę.<br />
Niespodziewanie Harry łapie mnie za rękę. Ma ciepłe palce.<br />
- Chcę, żebyś wiedziała... - zawahał się - Że jestem przy tobie. Zawsze będę.<br />
Zatapiam się w jego zielonych tęczówkach. Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy.<br />
- Dziękuję ci. Nie poradziłabym sobie z tym, gdyby nie ty.<br />
- Poradziłabyś - zapewnia - Jesteś o wiele silniejsza niż ci się wydaje.<br />
Mówi bardzo poważnie, a ja czuję miłe ciepło rozchodzące się w okolicach klatki piersiowej. Harry często prawi mi komplementy, a kiedy ja proszę aby nie przesadzał on odpiera, że jest to sama prawda. Ale czy ja jestem silna? Dotrwałam aż tutaj, wiele osób na moim miejscu już dawno by się poddało. Ja miałam dla kogo walczyć, a przynajmniej do niedawna. Straciłam Louisa a na nikim bardziej mi nie zależało. I może to też jest jeden z powodów przez które tak się podłamałam. Nie mam dla kogo być silna. Przeżywać to piekło. A przynajmniej tak mi się wydawało. Aż znów nie zobaczyłam iskierek tańczących w zielonych tęczówkach. Byłam głupia, że wcześniej nie dostrzegłam sposobu w jaki Harry na mnie patrzy. Wierzy we mnie. W to, że sobie poradzę. I nie zawiodę go. Nie potrafię. Jest dla mnie zbyt ważny. <br />
I to chyba te jego oczy budzą we mnie ducha walki. Wydostanę się z tego domu. I to szybko.<br />
- Muszę pójść do Colina. <br />
Teraz to Harry szeroko się uśmiecha.<br />
- I to rozumiem. <br />
<br />
<br />
Chłopak odprowadza mnie pod sam gabinet. Muszę przyznać, że się boję. Nie wiem jak przekonam Colina aby powiedział mi wszystko odnośnie matki. Harry caly czas trzyma mnie za dłoń, chcąc pokazać, że jest przy mnie. Chociaż uzgodniliśmy, że do środka wchodzę sama. Biorę głęboki wdech. Raz kozie śmierć. Pukam. Moje serce zaczyna bić mocniej kiedy męski głos każe mi wejść. Przełykam głośno ślinę i robię co mi każe.<br />
W pomieszczeniu jest bardzo jasno i o wiele czyściej niż przy mojej ostatniej wizycie. Może już wie, że tu byliśmy? Nie mam pojęcia co kryje się w głowie mężczyzny. Podnoszę na niego wzrok i zauważam, że bacznie mi się przygląda. Jakby starał się coś wyczytać z mojego zachowania.<br />
- Dzień dobry Alexandro.<br />
Siadam na krześle przed biurkiem Colina.<br />
- Dzień dobry.<br />
Cały czas patrzy na mnie badawczo. Poprawiam się nerwowo.<br />
- Chyba domyślam się co cię do mnie sprowadza.<br />
Marszczę brwi.<br />
- Naprawdę?<br />
Kiwa głową.<br />
- Był u mnie Louis. Niewiele udało mi się zrozumieć z tego, co mówił, ale dobitnie przekazał mi, że znasz już prawdę o jego umowie z Elizabeth.<br />
Coś ściska mnie w środku gdy słyszę jego słowa. Boli mnie to, co się wydarzyło. Nie chcę jednak pokazywać tego Colinowi. Chociaż wiem, że on się wszystkiego domyśla.<br />
- Jego umowie? To znaczy, że ciebie ona nie obowiązuje?<br />
Colin śmieje się cicho. <br />
- Nie pobieram żadnych opłat za opiekę nad tobą Alexandro.<br />
- Skąd mogę wiedzieć, że mówisz prawdę?<br />
- A po co miałbym kłamać?<br />
Powiedział to tak, jakby to było oczywiste. Ale nie jest. Przynajmniej na mnie. Mrużę oczy podejrzliwie.<br />
- Więc dlaczego to robisz? Jaki masz z tego zysk?<br />
- Powiedzmy, że mam własne powody.<br />
Nie podoba mi się to. Kolejne tajemnice. Wiem jednak, że chociaż nie wiem jakbym naciskała, to mężczyzna niczego mi nie powie. Zaczynam mieć dość tej rozmowy. Inaczej układałam sobie to w głowie. Postanawiam więc byś bezpośrednia.<br />
- Chcę się wyprowadzić.<br />
Colin nie wygląda na zaskoczonego. Spodziewał się, że takie będzie moje posunięcie. Wkurza mnie, że w jego mniemaniu jestem strasznie przewidywalna.<br />
- Nie.<br />
Wiedziałam, że tak będzie. Mimo to się nie poddaję.<br />
- Dlaczego? Nie jestem wam już potrzebna, skoro mój związek z Louisem się rozpadł.<br />
Mężczyzna kręci głową.<br />
- W oczach fanów wciąż jesteście parą.<br />
- To podaj do prasy informację o zerwaniu i po sprawie.<br />
- Wcale nie. Pozostaje jeszcze kwestia szaleńca, który stara się ciebie pozbyć.<br />
Marszczę brwi.<br />
- Przecież jedno jest powiązane z drugim. Sam mówiłeś, że chodzi mu o nasz związek... - przerywa mi.<br />
- Myliłem się. Uważamy, że nie to jest przyczyna ataków.<br />
Patrzę na niego jak na idiotę. O czym on mówi? Przez cały czas wmawiał mi, że to moja relacja z Tomlinsonem sprowadza te wszystkie nieszczęścia. A teraz gdy się skończyła... nagle pojawia się inny powód? Czuję irytację, ale staram się nie dawać tego po sobie poznać. Ciekawość jest o wiele większa. <br />
- Więc co nią jest?<br />
Colin przygląda mi się dłuższą chwilę. Znam ten wyraz jego twarzy. Stawia w głowie granicę, do której może mi wyjawić prawdę. Tworzy niewidzialną ścianę.<br />
Niestety zderzam się z nią o wiele szybciej niż się spodziewam.<br />
- Nie ja powinienem cię w to wszystko wtajemniczać.<br />
Teraz jestem już mocno poirytowana.<br />
- A kto? - pytam.<br />
Mam wrażenie, że przez twarz Colina przemyka współczucie. To sprawia, że domyślam się odpowiedzi.<br />
- Twoja matka.<br />
<br />
.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1xEjTcswASHVKrjOdlYpCFaySkStgB0XB1B4vWBnSll6WX-4VVEBqvfLVxPf2LweX0c9KRXHXFXQd050xSyrd-07al4UDjN9T7Poi998Y9hCsvgeed207gkA6_zh2zLnTc6uiQVEmzfr3/s1600/tumblr_lsud7whrOn1r3ty02o1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="160" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1xEjTcswASHVKrjOdlYpCFaySkStgB0XB1B4vWBnSll6WX-4VVEBqvfLVxPf2LweX0c9KRXHXFXQd050xSyrd-07al4UDjN9T7Poi998Y9hCsvgeed207gkA6_zh2zLnTc6uiQVEmzfr3/s320/tumblr_lsud7whrOn1r3ty02o1_500.gif" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: left;">
<b><i><br /></i></b></div>
Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-74668283367410969622016-08-03T09:02:00.001-07:002016-08-03T09:02:14.181-07:00Rozdział 8Obracam mały, gładki przedmiot w palcach. Jest piękny. Zawsze o takim marzyłam. Jednak teraz nie mogę powstrzymać łez. Pozwalam im płynąć. Wszystko mi jedno. Nikt mnie nie widzi.<br />
Słyszę pukanie do drzwi. Ja jednak się nie ruszam. Wiem, kto tam stoi. Victoria dobija się do mnie od dobrej godziny. Nie chcę jej widzieć - z resztą jak każdego. Moim jedynym marzeniem jest samotność. Chować się w tym pokoju jak najdłużej się da. Wtedy nikogo nie zranię.<br />
- Alex proszę, chcę ci pomóc - słyszę.<br />
Pomoc? To nie mnie jest ona potrzebna. Ja zadałam ból. Uderzyłam w czuły punkt osoby, na której najbardziej mi zależy. Z którą łączy mnie miłość. Jak mogłam być tak lekkomyślna? I podła? Kręcę głową. Jestem idiotką, głupią idiotką.<br />
Zamykam oczy. Uderzenia w drzwi nie ustają. Wiem, że Vicky sobie nie pójdzie dopóki jej nie otworzę. Nieraz to przerabiałyśmy przed moim wyjazdem. Wzdycham i wstaję. Chowam pierścionek do kieszeni dżinsów - czuję, że muszę mieć go przy sobie. Otwieram drzwi i ukazuje mi się moja siostra. Jak zwykle wygląda obłędnie.<br />
- Nareszcie - mówi, a w jej głosie słychać ulgę - Chodź, porozmawiajmy.<br />
Spoglądam na zegarek i kręcę głową.<br />
- Już jest pora kolacji - zauważam.<br />
Vicky podąża za moim wzrokiem i po chwili się zgadza. Idziemy w ciszy. Ja nie mam ochoty na rozmowy, a ona chyba nie wie co ma powiedzieć. Czuję kłucie bólu w sercu. Siostrzana relacja nie powinna tak wyglądać. Nie potrafię jej jednak wybaczyć. Za dużo się wydarzyło.<br />
- Alex...<br />
Spoglądam na nią.<br />
- Co?<br />
Dziewczyna wygląda na zmieszaną.<br />
- Ja trochę widzę co tu się dzieje i chociaż wiem, że będziesz miała moją radę gdzieś, to... zastanów się, kto jest warty twojego cierpienia.<br />
Patrzę na nią marszcząc brwi. Vicky kładzie mi jeszcze rękę na ramieniu, po czym wchodzi do jadalni. Zdezorientowana robię to samo. W głowie caly czas nam słowa siostry.<br />
Większość domowników siedzi już przy stole. Moje serce zaczyna szybciej bić, gdy widzę Tomlinsona. Staram się jednak przyjąć obojętny wyraz twarzy. On również mnie ignoruje. Zajmuję swoje miejsce witając się z Niallem i Zaynem. Nie widzieliśmy się dzisiaj, bo cały dzień przesiedziałam w mojej sypialni.<br />
Wszyscy jedzą i rozmawiają. Niall cały czas rozśmiesza czymś Holly i mam wrażenie, że co jakiś czas jego ręką spoczywa na jej kolanie. No ładnie. Szykuje się chyba coś większego. Moja siostra zawzięcie dyskutuje o czymś z Liamem. Nie podoba mi się to połączenie. Jedno gorsze od drugiego. Zayn rozmawia z Meg, lecz cały czas ma w dłoniach telefon. Jestem pewna, że pisze z Perrie. Oni naprawdę są nierozłączni. Nawet gdy dziewczyna jest w trasie, muszą być cały czas w kontakcie.<br />
Czuję na sobie wzrok Louisa. Nie chcę na niego patrzeć, bo wiem, że zaleje mnie kolejna fala wyrzutów sumienia. Pierścionek zaczyna uwierać mnie w kieszeni. Szukam rozpaczliwie czegoś, co odwróci moją uwagę. I wtedy orientuję się, że kogoś mi tu brakuje.<br />
- Gdzie jest Harry? - pytam Zayna.<br />
Pokój Malika i Harry'ego są niemal na przeciwko. Pomyślałam, że może on coś wie.<br />
Zanim jednak Mulat mi odpowiada słyszę głośne prychniecie. Podnoszę wzrok na Louisa.<br />
Jest zdenerwowany. Wskazuje na to zaciśnięta mocno szczęka i spojrzenie zdolne zabić. Dlaczego on się tak złości? Naprawdę jest aż tak zazdrosny o Harry'ego? Wystarczyło, że wymówiłam jego imię i już jest zły jak osa.<br />
Zayn przypatruje nam się z zainteresowaniem.<br />
- Jest w pokoju. Nie zejdzie na kolację - mówi.<br />
- Świetnie. - Nie przestaję patrzeć na Louisa. - Więc idę do niego.<br />
Czuję satysfakcję, gdy widzę jak Tomlinson się napina. Wiem, że igram z ogniem, ale nie mogę znieść tego, co robi Louis. Stara się mną manipulować, tak abym przestała zadawać się ze Stylesem. Nie pozwolę mu na to.<br />
Wstaję od stołu i opuszczam pomieszczenie zanim ktokolwiek zdąży zadać mi jakieś pytanie. Każdy jest jednak tak zajęty, że nawet nie zauważa, że wychodzę. Wyjątkiem jest Louis, który już po chwili podąża za mną.<br />
Słyszę, że mnie woła, ale ja uparcie idę do przodu. Nie chcę się z nim konfrontować. Jeszcze nie czuję się na siłach.<br />
Chłopak mnie dogania i chwytając za ramiona pcha na ścianę, a nastpnie przygnata swoim ciałem abym nie uciekła. Czyli nie mam wyjścia, muszę z nim rozmawiać. Spuszczam wzrok w dół. Oddech Louisa łaskocze mnie przyjemnie w policzek przez co jest mi jeszcze trudniej.<br />
- Nie uciekaj - szepcze.<br />
Czuję jak serce gwałtownie przyśpiesza mi na dźwięk jego głosu. Zdaję sobie sprawę, że mimo rozpaczy i złości ja naprawdę... tęsknię. Za jego dotykiem, ciepłym spojrzeniem, pocałunkami. Za nim całym.<br />
Ale nie mogę być z nim teraz blisko.<br />
- Puść mnie - mówię, wciąż na niego nie patrząc.<br />
Chłopak chwilę się waha, ale potem się odsuwa. Teraz najchętniej bym odeszła, ale wiem, że Louis znów mnie chwyci i do siebie przyciągnie.<br />
- Robisz to specjalnie - słyszę nagle.<br />
Kręcę głową.<br />
- Nieprawda.<br />
- A gdzie teraz szłaś? - pyta zaczepne - Alex spójrz na mnie!<br />
Niechętnie, ale robię to, co każe. Jest zdenerwowany, ale nie tak bardzo jak wcześniej. Wiem, że tak naprawdę on też nie chce tej kłótni.<br />
- Harry jest naszym przyjacielem. Jak możesz być o niego zazdrosny? - pytam.<br />
- Po prostu widzę co się dzieje.<br />
- Louis nic się nie dzieje! Uroiłeś coś sobie i próbujesz mnie o to oskarżać!<br />
Chłopak chce coś powiedzieć, ale potem rezygnuje. Nastaje długa cisza, która w tym momencie jest jak kat. W końcu ja ją przerywam.<br />
- Jestem twoją dziewczyną, powinieneś mi ufać - szepczę.<br />
Louis łapie mnie za dłoń.<br />
- I ufam.<br />
Na jego twarzy niema już nawet śladu po złości. Zupełnie jakby wcześniejszych wydarzeń w ogóle nie było. Chłopak przyciąga mnie do siebie obejmując w pasie. Pozwalam mu na to, ja też jestem spragniona jego dotyku, zapachu.<br />
- Przepraszam, masz rację. Przesadzam - przyznaje.<br />
- Ja też przepraszam. To co wczoraj powiedziałam było...<br />
Właśnie, jakie? Podłe? Z pewnością. Szczere? Oczywiście, byłam wściekła, a on wie jak było. Czy żałuję, że mu to wszystko powiedziałam? Sama nie wiem. Wcześniej, kiedy się do siebie nie odzywaliśmy, wydawało mi się, ze tak. Ale teraz nie mam pojęcia.<br />
- Nie mówmy już o tym - proponuje, na co ja od razu przystaję.<br />To oczywiste, że nie chcę się z nim kłócić. To mój chłopak, kocham go. I wiem, że on czuje do mnie to samo. Widzę uśmiech na jego twarzy, zupełnie jakby słyszał moje myśli. Również się uśmiecham i wtedy Lou łączy nasze usta. Jest to wytęskniony, spragniony siebie nawzajem pocałunek. Louis opiera mnie o ścianę, a ja oplatam go nogami i wsuwam palce w jego ciemne włosy. Nasze usta dalej toczą zażartą walkę. Czuję jak ręce Louisa suną po moim tyłku. Wkłada rękę do kieszeni i... stawia mnie na ziemi.<br />Patrzę na niego zdziwiona. W korytarzu słychać nasze przyśpieszone oddechy. Po chwili wiem już co znalazł. W dłoni trzyma pierścionek.<br />
- Powiedz mi szczerze - zaczyna patrząc mi w oczy - Chcesz tego?<br />Zatyka mnie. Nie mam pojęcia co mu odpowiedzieć. Czy chcę? Chcę. Ale nie jestem pewna, czy on wie co mi deklaruje. Kręcę głową.<br />
- Louis to nie jest takie proste. Nie jesteśmy chyba na to gotowi, z resztą teraz nie jest odpowiedni moment...<br />
- Nie o to pytałem - przerywa mi.<br />Pokazuje znów na pierścionek.<br />
- Chcesz tego? - pyta.<br />
- Oczywiście, że chcę.<br />Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Wypuszcza mnie z uścisku. Po czym klęka na jedno kolano.<br />
- Alexandro Emily Collins, wiem, że to nie jest wymarzony moment i sytuacja, ale... czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zgodzisz się zostać moją żoną?<br />
Zakrywam usta dłonią.<br />- Wariat - śmieję się.<br />Louis nadal patrzy na mnie wyczekująco. Uśmiech nie znika z jego twarzy. Zdaję sobie sprawę, że naprawdę kocham tego człowieka i nawet jeśli coś będzie szło nie tak jak powinno, to razem możemy to naprawić. Wybudujemy sobie wspólną przyszłość. Małymi kroczkami, cegiełka po cegiełce. Damy radę, wiem o tym. Jestem gotowa podjąć ryzyko.<br />- Tak - mówię - Wyjdę za ciebie.<br />
<br />
Przyglądam się jak Louis miarowo oddycha. Jest taki spokojny gdy śpi. Zupełnie inny niż na co dzień. Uśmiecham się lekko. Mój narzeczony nie potrafi wysiedzieć w miejscu.<br />
Narzeczony. Chyba jeszcze do mnie nie dotarło, że naprawdę mi się oświadczył. Nie wyobrażam sobie, żebym za jakiś czas była panią Tomlinson. Mam wrażenie, że to toczy się trochę za szybko.<br />
I może dlatego nie sprawia mi to radości. Znaczy cieszę się z zaręczyn. Ale nie tak jak myślałam,że będę się cieszyć. Nie mam ochoty skakać i obwieszczać światu, że Louis Tomlinson mi się oświadczył. Mam wrażenie, że ja po prostu to zaakceptowałam. I to mnie przeraża, tak nie powinno być.<br />
Zdejmuję z siebie rękę Louisa i zsuwam się po cichu z łóżka. Zbieram swoje ubrania z podłogi i zakładam na nagie ciało. Potem opuszczam jego sypialnie, starając się nie robić przy tym żadnego hałasu. Nie chcę, aby się obudził.<br />
Na korytarzu jak zwykle napotykam kilku ochroniarzy. Staram się ich ignorować i iść pewnym krokiem przed siebie. W domu panuje cisza - nic dziwnego, jest dosyć późno. Każdy raczej przebywa w swoim pokoju. Chłopaki opowiadali mi, że kiedyś gdy Colin wyjeżdżał ta willa stawała się jedną wielką imprezownią. Melanże trwały średnio tydzień, czasami dłużej. Boję się nawet wyobrazić w jakim stanie musiał być później dom.<br />
Schodzę na dół, chcąc napić się wody. Albo nawet coś zjeść. Mam gdzieś późną porę, umieram z głodu. Nic nie zjadłam na kolacji. <br />
Wchodzę do kuchni, ale nie jestem w niej sama. Widzę ciemną czuprynę buszującą w lodówce. Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy.<br />
- Powinny być jeszcze naleśniki - mówię, podchodząc bliżej Harry'ego - Meg jak zawsze zrobiła trochę na zapas.<br />
Teraz Harry powinien się szeroko uśmiechnąć i rzucić jakiś słaby żart o naleśnikach. Nie robi tego. Marszczę brwi, zdziwiona nagłą ciszą. Obraził się? Nie chce ze mną rozmawiać? Nic nie rozumiem. Staję obok niego, jednak ten nadal uparcie mnie ignoruje. Nie wytrzymuję i chwytam jego twarz w dłonie. Chcę aby na mnie spojrzał. Szybko tego żałuję.<br />
Cały obszar pod jego lewym okiem jest szaro-fioletowy, co podkreśla jeszcze słabe światło lodówki. Wygląda to okropnie. Krzywię się, ale nie zabieram ręki. Jeżdżę delikatnie palcami po całym siniaku.<br />
- Louis ci to zrobił?<br />
Nie musi odpowiadać, znam odpowiedź. Czuję jak przepełnia mnie złość. Rozumiem jest zazdrosny, ale to nie jest powód aby się bić. Patrzę z współczuciem na twarz Harry'ego. Kolejny punkt na liście wyrzutów sumienia.<br />
- Nie patrz tak na mnie - chrypi, a mnie przechodzą przyjemne ciarki - Nie jestem małym chłopcem, nie lituj się nade mną.<br />
Bierze moją dłoń w swoją i zdejmuje z twarzy. Widzę jak cały sztywnieje, gdy dostrzega pierścionek na moim palcu. Nie jest głupi, wie co to. Nic nie mówi, ale podnosi na mnie wzrok. Wygląda jakby dostał właśnie w twarz i to sprawia mi ból.<br />
- Gratulacje - szepcze, puszczając moją rękę.<br />
- To... świeża sprawa.<br />
Kiwa głową.<br />
- Domyślam się. - Jego głos jest obojętny, mina tak samo. To mnie boli jeszcze bardziej, chociaż nie rozumiem dlaczego.<br />
- O co ci chodzi?<br />
Chłopak patrzy na mnie pustym wzrokiem.<br />
- O nic.<br />
Czego ja się spodziewałam? Że będzie skakał z radości? Przecież pamiętam co mi mówił zanim mnie pocałował. A właściwie ja pocałowałam jego. To wszystko jest strasznie zagmatwane. <br />
- Chodź - słyszę nagle. <br />
Robię zdziwioną minę. <br />
- Gdzie? <br />
- Do gabinetu Colina. Holly mówiła, że może jutro wrócić, a wtedy na pewno nie uda nam się tam dostać. <br />
Boli mnie, że nagle zrobił się tak zimny, ale wiem, że nic na to nie poradzę. Znam dobrze Harry'ego i już się nauczyłam, że ta maska obojętności to jego tarcza do radzenia sobie z problemami. <br />
- Więc chodźmy - mówię. <br />
Wychodzimy na korytarz w ciszy. Jest pusty, co mnie dziwi. Gdzie podziali się ochroniarze? Patrzę pytająco na Harry'ego, ale ten jedynie wzrusza ramionami. W zasadzie do samego gabinetu nikogo nie spotykamy. Nie podoba mi się to. Wszystko rozgrywa się zbyt spokojnie i cicho. Zaczynam się nawet zastanawiać, czy to nie podstęp. Niemożliwe aby wszyscy ochroniarze naraz zniknęli.<br />
- Coś musi się dziać - mówi Harry - Musimy się śpieszyć, nie wiem za ile wrócą.<br />
Wyobrażam sobie jak kilku ochroniarzy przyłapuje nas w gabinecie. Grzebiących w jakiś papierach. Nie mam pojęcia co by później z nami zrobili i nie chcę się dowiedzieć, dlatego przyspieszam kroku. <br />
Kątem oka przyglądam się Harry'emu. Mimo jego siniaka muszę przyznać, że w półmroku panującym na korytarzu wyglądał pięknie. Miałam wrażenie, że jego zielone tęczówki świecą w ciemności rzucają poświatę na twarz. Na ramiona opadały mu ciemne włosy. Czy to źle, że mam ochotę zatopić w nich palce?<br />
Kręcę głową. Muszę się uspokoić. Wariuję.<br />
Dochodzimy na miejsce, gdzie również zastajemy pustkę. Wiem, że tak ma być, lecz wciąż nie mogę zwalczyć niepokoju. Czuję, że stanie się coś złego.<br />
Ciągnę za klamkę, ale czuję opór. Otwieram szerzej oczy i próbuję jeszcze raz.<br />
Zamknięte.<br />
Pięknie. Nie mamy przecież klucza. Odwracam się do Harry'ego.<br />
- Co teraz?<br />
- Patrz.<br />
Podchodzi do wielkiego kwiatka stojącego w rogu. Wkłada rękę za doniczkę i już po chwili macha mi przed twarzą małym kluczykiem. Gapię się na niego będąc pod wrażeniem.<br />
- Colin chowa klucze w donicy? <br />
Dostrzegam słaby uśmiech na twarzy chłopaka. <br />
- Nie - mówi, otwierając drzwi. - To kluczyk Meg. Używa go, gdy chce posprzątać gabinet. <br />
Kiwam głową. Faktycznie taka skrytka bardziej pasuje mi do Meg. <br />
Wchodzimy do środka. Byłam tu już kilka razy, więc wiem jak wszystko wygląda. Od razu podchodzę do biurka i przeglądam szuflady. Wyjmuję różne teczki i zaczynam czytać, szukając tego jednego nazwiska. Harry w tym czasie przetrząsa regał. <br />
Po jakiś piętnastu minutach wciąż nic nie mamy, a mi już mieszają się literki. Mimo to nie przerywam. Muszę poznać prawdę.<br />
- Sprawdź jeszcze na dole - proponuję brunetowi. <br />
Chłopak posłusznie robi to, co powiedziałam. Nie mija minuta, gdy słyszę. <br />
- Mam! To jest ta teczka i te papiery. <br />
Idzie do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Tyle, że ja nie potrafię go odwzajemnić. <br />
Też coś znalazłam. O wiele gorszego niż się spodziewałam. Czytam wszystko jeszcze raz mając nadzieję, że po prostu się pomyliłam. Że tam nie ma nazwiska mojego narzeczonego. <br />
- Alex co się stało? - W głosie Harry'ego słyszę niepokój. <br />
Podnoszę na niego wzrok i momentalnie moje oczy napełniają się łzami. Unoszę wyżej trzymaną przeze mnie umowę.<br />
- Louis dostaje za nasz związek pieniądze. Moja matka mu płaci - mówię drżącym głosem. <br />
Widzę zdziwienie na twarzy chłopaka. Po chwili podchodzi do mnie i bez słowa zamyka w swoich ramionach. Wtulam się w jego ciało popadając w coraz większą histerie. Coś w co wierzyłam po prostu się rozpadło. W jednej sekundzie. Zaufanie jakie budowałam przez długi czas do Louisa zniknęło. Ale najbardziej boli mnie to, że ja go naprawdę kocham. Jak on mógł mnie okłamywać tyle czasu? Jestem tutaj pół roku i nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Jego pocałunki, słowa... wszystko wydawało się naprawdę szczere, a okazało się tylko kolejnym kłamstwem. Do cholery jasnej przecież my uprawialiśmy seks! Jak on mógł udawać? JAK?<br />
W tym momencie dobrze, że Harry mnie trzyma, bo na pewno bym upadła. Nie mam kompletnie siły, zupełnie jakby ten kawałek papieru pozbawił mnie całkowicie chęci do życia. Mam ochotę zasnąć i więcej się nie budzić. Zniknąć. Tak po prostu. Zero bólu, złamanych serc i skończonych debili.<br />
Jak ja mogłam być taką idiotką? Nie raz zawiodłam się na Louisie, dlaczego zawsze dawałam mu kolejną szansę? Bezgranicznie mu ufałam i uparcie wierzyłam, że się zmieni. Że to tylko kwestia czasu. Sama się się oszukiwałam i na pewno nie zamierzam tego ponawiać. To jest koniec.<br />
Koniec z Tomlinsonem. Nie chcę go więcej widzieć. Nie chcę z nim rozmawiać. A już na pewno słuchać jego tłumaczeń. On chciał ślubu. Oświadczył mi się, co było też jedynie fikcją. Zniszczyłabym sobie życie. On zniszczyłby mi życie. Mam dosyć, tego jest zbyt dużo.<br />
Nagle na korytarzu słychać podniesione głosy i zbliżające się kroki. Zamieram w bezruchu, patrząc w drzwi. Zaraz się otworzą i będziemy mieli przesrane. Oboje. Czuję jednak, że teraz jest mi wszystko obojętne. Co mogą mi zrobić? Wyrzucić z domu? Nawet chciałabym odejść. Niech mnie przyłapują. Bylebym już nie musiała widzieć Tomlinsona. <br />Niespodziewanie Harry łapie mnie w pasie i ciągnie gdzieś ze sobą. Nie wiem nawet kiedy znajdujemy się w szafie, nie mam jednak czasu o tym myśleć, bo w tym samym momencie drzwi gabinetu otwierają się na oścież. Przez szczelinę widzę Colina, jak zawsze w drogim garniturze. Później wchodzi kilku ochroniarzy, a na końcu... Louis.<br />
Serce gwałtownie mi przyśpiesza, a moja dłoń odnajduje rękę Harry'ego. Splatam nasze palce.<br />
- Wreszcie wróciłeś - mówi Tomlinson.<br />
Ma na sobie dresy i białą koszulkę. Włosy ułożone w nieładzie. Dopiero co wstał z łóżka i wygląda zniewalająco. Czuję, że coś mnie ściska od środka. Przybieram bardziej plecami do klatki piersiowej Harry'ego, a na moich policzkach pojawiają się świeże łzy. Chłopak obejmuje mnie mocno w pasie.<br />
- Sam prosiłeś, abym przyjechał parę dni po tobie.<br />
Colin zajmuje swoje miejsce przy biurku, przez co mam na niego idealny widok. Louis podchodzi do niego i opiera ręce o blat.<br />
- Co powiedziała Elizabeth?<br />
Zamieram. Wytężam słuch najbardziej jak potrafię.<br />
- To twoja decyzja. W Norwegii byłeś na tyle przekonujący, że pozwala ci zrobić, co uważasz za słuszne.<br />
Louis kiwa głową.<br />
Wzbiera się we mnie złość. On był w Norwegii z Colinem. Odwiedził moją matkę, a mi wcisnął bajeczkę o szukaniu idealnego pierścionka. Mam ochotę wyskoczyć z tej pieprzonej szafy i powiedzieć mu, co o nim myślę. Wygarnąć wszystko, co leży mi na sercu, a potem wyjechać. Daleko, nie oglądając się za siebie. Zapomnieć o Tomlinsonie, mojej matce i wszystkim, co się z nimi wiąże. Zacząć od początku, z nowymi ludźmi, którzy nie sprawią mi tyle bólu. Ściskam mocniej rękę Harry'ego. Takimi jak on.<br />
Louis chyba chce już opuścić gabinet.<br />
- Alexandra - głos Colina brzmi poważnie. - Nie może się o niczym dowiedzieć. <br />
Louis patrzy na niego z kamiennym wyrazem twarzy. <br />
- I się nie dowie. <br />
To się chuju zdziwisz - myślę. Niech tylko Harry mnie puści.<br />
- W porządku - mówi Colin, wzdychając - Jest już późno, trzeba udać się do swoich pokoi.<br />
Wstaje od biurka i rozglądając się po pomieszczeniu, wychodzi. Reszta robi to samo, zostawiając nas samych w gabinecie. Czekamy chwile, upewniając się, że odeszli. Potem opuszczamy swoją kryjówkę. Harry nie puszcza mnie ani na moment, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Nie wiem, czy dałabym sobie radę gdyby nie on. Dodawał mi sił.<br />
Podnoszę na niego wzrok. W jego zielonych oczach widać troskę i ciepło. Wiem, że mogę na niego liczyć. Harry nigdy mnie nie zawiódł i tego nie zrobi. On był ze mną od początku.<br />
I chcę, aby i teraz mnie nie opuszczał.<br />
- Zostaniesz ze mną? - pytam tak cicho, że niemal szepczę - Nie chcę być sama.<br />
Chłopak ściera nowe łzy płynące po mojej skórze.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: left;">
- Oczywiście.</div>
<br /><div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUaN1TLW8jsqA-KVp0BmxQtimHI70m6edY-Odjr19g41l5w53kqnMvyG-9lesCwjKum0R7EbytxZ_2x_h61Ctsv4ChvUt27iba28-DOYZfLp278BeyGOU_d9uogOOVOIT27BcXVwW9aaYg/s1600/beautiful-cry-gif-kaya-scodelario-Favim.com-1950775.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="264" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUaN1TLW8jsqA-KVp0BmxQtimHI70m6edY-Odjr19g41l5w53kqnMvyG-9lesCwjKum0R7EbytxZ_2x_h61Ctsv4ChvUt27iba28-DOYZfLp278BeyGOU_d9uogOOVOIT27BcXVwW9aaYg/s320/beautiful-cry-gif-kaya-scodelario-Favim.com-1950775.gif" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<br /><b><i>***<br />Zapraszam do obserwowania mojego opowiadania. Wtedy będziecie miały powiadomienie o nowym rozdziale :)<br />Pozdrawiam! </i></b>Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-13093274376964022892016-07-23T09:11:00.000-07:002016-07-23T09:11:11.553-07:00Rozdział 7Gdy tylko Meg dostrzegła, że przyjechała moja siostra, od razu zawołała wszystkich do jadalni i podała obiad. Mimo moich protestów zostałam zmuszona do siedzenia przy stole i słuchania głupot, które opowiadała moja siostra. Każdy na przemian jadł i śmiał się z kiepskich historyjek. Byłam równocześnie zdenerwowana i zażenowana.<br />
- Alex ty nic nie jesz? - pyta Vicky - Jesteś chora? Zawsze jadłaś za trzech.<br />
Silę się na sztuczny uśmiech.<br />
- Straciłam apetyt.<br />
<div>
Na twój widok, dokańczam w myślach. </div>
<div>
Vicky wzrusza ramionami i po chwili zaczyna opowiadać historię, gdy jako małe dziecko zrzuciłam jej mój tort urodzinowy na głowę, bo schowała mi ulubioną zabawkę. No cóż, należało jej się. <br />
Denerwuje mnie to, że chłopcy są w nią zapatrzeni jak w obrazek. Vicky zawsze była tą ładniejszą siostrą. To ona odziedziczyła urodę po matce. Po za tym ona dużo bardziej o siebie dba niż ja. Czuję ukłucie zazdrości.<br />
Oraz czyjeś palce wbijające mi się w udo. <br />
Odwracam głowę do siedzącego obok Harry'ego. Puszcza mi oczko, chcąc chyba mnie pocieszyć. On jedyny w tym pomieszczeniu mnie rozumie. Jest wsparciem jakiego potrzebuję. <br />
Chociaż jego miejsce powinien zajmować mój chłopak. Kątem oka widzę puste krzesło. Louis nadal się nie pojawił. Nie mam pojęcia gdzie się podziewa. Nie zostawił żadnej wiadomości, nie odbiera również telefonów. Martwię się o niego, a ten kretyn nie raczy się nawet odezwać. Mam tylko nadzieję, że jest cały i zdrowy. I że się niedługo pojawi. </div>
<div>
Wracam myślami na ziemię i znów skupiam się na Stylesie. Chłopak cały czas mi się przypatruje. <br />
- Zaraz się stąd zmyjemy - zapewnił, a ja poczułam się jak dziecko, która zaraz ma dostać czekoladę. <br />
I jak powiedział, tak zrobił. Mówi coś dyskretnie Meg, przez co ona najpierw robi się czerwona, a następnie wymownie na niego patrzy. Harry jedynie się śmieje obnażając białe zęby.<br />
- Chodź - szepcze.<br />
Wstaję od stołu i ruszam za chłopakiem.<br />
- A wy gdzie? - odzywa się nagle Zayn.<br />
- Mamy coś do załatwienia - Harry wciąż się uśmiecha.<br />
- Nie możesz tego zrobić sam? - pyta Vicky - Tak dawno nie widziałam się z Alex...<br />
- Chłopcy dotrzymają ci towarzystwa - mówię przerywając jej głupie zagranie. To jest próba wzbudzenia poczucia winy zarówno we mnie jak i w Harrym. Widzę, że Vicky chce przejąć tu kontrolę. Owinąć sobie każdego wokół palca. Ja jednak na to nie pozwolę.<br />
Wysyłam siostrze chłodne spojrzenie, po czym razem z Harrym opuszczam jadalnię. Kierujemy się do pokoju chłopaka. Idziemy w ciszy, cały czas odczuwam złość, więc wolę jej nie przerywać. Boję się, że mogłabym powiedzieć coś niemiłego Harry'emu.<br />
Gdy dochodzimy do jego sypialni, czuję na sobie lustrujące spojrzenie ochroniarza. Niemal widzę jak w jego głowie rodzi się nowa plotka, nie mogąca doczekać się, aż się ją rozpuści. Czuję się zniesmaczona. To wstrętne, zachowują się jak paparazzi żerujący na nasze brudy. Nawet w domu muszę uważać na to, co robię.<br />
Jestem tym wszystkim przytłoczona i porządnie zmęczona. Ktoś próbuje mnie zabić, moja wyrodna matka ma jakieś umowy z Colinem, który na dodatek przepadł gdzieś w Norwegii. Louis też nie wiadomo gdzie się znajduje i nie daje znaku życia. W domu ochroniarze traktują mnie jak żywą bohaterkę telenoweli, a na zewnątrz w gazetach jestem oczerniana przez rzekome bawienie się uczuciami Tomlinsona. Cały czas muszę użerać się z Liamem, który nie szczędzi sobie uszczypliwych uwag za każdym razem gdy mnie widzi. Nie opuszczają mnie ciągłe koszmary i poczucie winy, zwiększające się z każdym dniem. A żeby było jeszcze ciekawiej w sam środek tego wszystkiego wepchała się jeszcze moja siostra. Mam dosyć.<br />
Wiem, że Harry widzi moje zmęczenie i stara się mi pomóc. Jestem jednak zła sama na siebie, bo on ma wystarczająco swoich problemów. Nie powinien zajmować się jeszcze moimi. Lecz z drugiej strony może pozwalam mu zapomnieć o Kate? Jeżeli pomaganie mi to pewnego rodzaju terapia? To też mi się nie podoba, bo prawdziwy przyjaciel powinien pomagać bezinteresownie.<br />
Nie będę go oceniać, bo sama nie jestem lepsza. Gdyby Louis był w domu pewnie spędzałabym czas z nim, a nie z Stylesem.<br />
Siadam na oparciu fotela i chowam twarz w dłoniach. Chcę przestać już o tym wszystkim myśleć, mam tego dosyć. Słyszę, że Harry do mnie podchodzi. Odsłaniam oczy i zastaję go kucającego przy moich kolanach. Na jego twarzy widzę wielką troskę.<br />
- Nie przejmuj się nią.<br />
Opowiadałam mu o tym jak Vicky wyrzuciła mnie z domu wczoraj, gdy nocowaliśmy w mojej sypialni. Wspomniałam też o mojej matce i o tym jak nas zostawiła. Nie mówiłam o gwałcie, ale gdy chcąc nie chcąc musiałam powiedzieć o Jamesie, Harry chyba sam się domyślił. On jednak zareagował na to wszystko inaczej niż Tomlinson. Nie było mowy o żadnej litości. Czuł smutek i pewnego rodzaju złość, ale nie litował się nade mną. I to cholernie mi się podobało.<br />
- Staram się - szepczę.<br />
Wzrok Harry'ego jest łagodny i pełen ciepła.<br />
- Posłuchaj - chociaż nie wiem jak bardzo chciałabyś sobie to wmówić - Victoria nie przyjechała tu, aby znów cię zranić. Ona naprawdę próbuje naprawić swoje błędy.<br />
I nagle cały czar pryska.<br />
Kręcę głową.<br />
- Nie rozumiesz - mówię bliska płaczu.<br />
Harry jednak nie daje za wygraną.<br />
- Staram się zrozumieć.<br />
Powstrzymuje parsknięcie. Staranie się to za mało.<br />
Jak mogłam się tak bardzo pomylić?<br />
- Alex, spójrz na mnie - prosi, ściszając głos.<br />
Celowo jeszcze bardziej odwracam głowę. Chcę się już stąd wynieść. Zaszyć w moim pokoju. W kącie, tym za szafą, aby nikt mnie nie widział. Pragnę chwili samotności. Gubię się we własnych myślach. Vicky zniszczyła mój porządek. Muszę wszystko poukładać od nowa.<br />
Nagle czuję ciepłe palce Harry'ego na moich policzkach i po chwili patrzę już w jego zielone tęczówki.<br />
- Wiesz co widzę? - pyta nie czekając na odpowiedź - Widzę niezwykle silną dziewczynę, którą spotykało w życiu zbyt wiele przykrości. Ona nie chce zaufać po raz drugi, bo boi się kolejnego zranienia. Widzę też, że bezustannie szuka wsparcia, lecz ciągle napotyka ludzi, nie potrafiących jej go udzielić. Jest bardzo zmęczona, ale mimo to się nie poddaje. Nie wiem jednak jak długo da jeszcze radę nosić w sobie ten ciężar.<br />
Czuję na policzkach spływające łzy. Harry widząc to zamilkł na chwilę. Trafił w czuły punkt. Wyczytał wszystko jakbym była otwartą księgą. Myślałam, że lepiej kryję się z tym wszystkim. Miałam przynajmniej taką nadzieję. Harry jednak gwałtownie mnie jej pozbawił. Kogo ja chciałam oszukać? Wszyscy widzą, że sobie nie radzę. Nikt jednak nie miał na tyle odwagi, aby ze mną o tym porozmawiać.<br />
To sprawia, że rozklejam się jeszcze bardziej. Harry nic nie mówi, tylko zamyka mnie w mocnym uścisku. Takim jakiego potrzebuje. Czuję jego ciepłe ramiona i wiem, że mogłabym tak stać w nieskończoność.<br />
<br />
Po jakim czasie, gdy udaje mi się już uspokoić, siedzę z Harrym na łóżku. Nie chciałam na razie rozmawiać o tym co noszę w środku. Nie byłam na to gotowa, a Harry szanuje moje zdanie. Wiem jednak, że mogę do niego przyjść kiedy tylko będę tego potrzebować.<br />
Zajmujemy się planowaniem włamania do gabinetu Colina. Chociaż włamanie to chyba zbyt mocne słowo.<br />
- Dzisiaj nie damy rady tego zrobić. Po przyjeździe Victorii kręci się tu zbyt wiele ochroniarzy. Spróbujemy jutro rano. - Widzę skupienie na twarzy Stylesa. - Jeżeli sytuacja się powtórzy, pójdziemy po prostu w porze obiadu.<br />
Kiwam głową. Ważne, abym w ogóle się tam dostała.<br />
- A jeżeli Colin wróci?<br />
Harry wzrusza ramionami.<br />
- Będziemy musieli wymyślić coś innego.<br />
Znów kiwam głową.<br />
- Chciałabym już się tam dostać i poznać prawdę - wyznaję.<br />
Harry uśmiecha się pocieszająco.<br />
- Obiecuję, że jutro będziesz trzymała te teczki w dłoniach.<br />
W jego głosie jest coś, co sprawia, że mu wierzę. Jeżeli on tak mówi, to na pewno tak będzie.<br />
Mam już dosyć poważnych tematów. Do mojej głowy przychodzi coś, na co już od dawna miałam ochotę.<br />
- Harry? - Uśmiecham się łobuzersko. - Masz może jakiś alkohol?<br />
Chłopak patrzy na mnie chwilę lekko zaskoczony. Potem jednak śmieje się cicho.<br />
- Dziewczyno, jesteś tak cholernie nieprzewidywalna. - Kręci z rozbawieniem głową. - Ale lepiej trafić nie mogłaś. Patrz na to.<br />
Wstaje z łóżka i podchodzi do najdalszej, wysokiej szafki. Gdy ją otwiera, moim oczom ukazuje się rząd kolorowych butelek.<br />
- To na co księżniczka ma ochotę?<br />
<br />
Odkąd mieszkam u chłopaków wypiłam - co najwyżej - lampkę wina. Dlatego jak patrzę na te wszystkie puste butelki leżące obok łóżka, śmieję się głośno. Teraz wszystko wydaje się takie łatwe.<br />
- Ja jestem jednak głupia - bełkoczę, chyba bardziej do siebie niż do Harry'ego - Powinnam już dawno wyjechać stąd w pizdu. Mielibyście święty spokój.<br />
Harry kręci głową.<br />
- Ale ja cię nigdzie nie puszczę!<br />
Znów zaczynam się głośno śmiać.<br />
- Nie mogłabym cię chyba zostawić Styles, za bardzo mi na tobie zależy.<br />
Nie zwracam uwagi na to, co mówię. Tym bardziej nie zastanawiam się, czy to tylko bezsensowne gadanie czy prawda. Harry jednak bardziej się tym przejął.<br />
- Zależy ci na mnie? - pyta, chwiejąc się lekko na nogach.<br />
Wzruszam ramionami<br />
- Nigdy nie spotkałam tak dobrego człowieka. - Podchodzę do niego chwiejnym krokiem i zarzucam mu ręce na szyję. - Jesteś moim najlepszym przyjacielem.<br />
Czuję, że cały sztywnieje, ale nie odtrąca mnie od siebie. Mam to jednak gdzieś, chcę go tylko przytulać.<br />
- A jeśli ja nie chcę być tylko przyjacielem?<br />
Śmieję się i podnoszę głowę.<br />
- Nie wygłupiaj się, jasne że chcesz.<br />
Jego twarz jest niezwykle poważna, zupełnie jakby cały alkohol z niego wyparował, pozostawiając po sobie jedynie śmiałość.<br />
- A jeżeli chcę czegoś więcej? <br />
Przestaję się śmiać, jednak uśmiech pozostaje na mojej twarzy. Jestem tak zamroczona wypitymi trunkami, że niewiele rozumiem z zaistniałej sytuacji.<br />
- Czyli? - pytam, czując ze zbliża się kolejny napad głupawki.<br />
Harry kładzie rękę na moim policzku w bardzo podobny sposób jak wtedy w kuchni. Dotyk jego palców jakby sprowadza mnie na ziemię, przez co zaczynam rozumieć. Przestaję się śmiać i uśmiechać, oszołomiona tym, co się dzieje. Postanawiam jednak rozkoszować się tą chwilą. Zamykam oczy, oddając się Harry'emu. On jednak niespodziewanie zabiera rękę.<br />
- Dlaczego ty tego nie chcesz? - szepcze.<br />
Chyba chce już mnie puścić, gdy mówię.<br />
- Nigdy nie pytałeś czy nie chcę.<br />
Harry patrzy na mnie zdziwiony, a ja wykorzystuję moment i łączę nasze usta. Dopiero po chwili chłopak oddaje pocałunki. Początkowo delikatne, a potem coraz żywsze i bardziej namiętne. Jakby działo się właśnie coś, na co czekał od dawna i stara się rozkoszować każdą sekundą. Czuję niesamowite ciepło w środku. Rozchodzi się falami po całym ciele.<br />
Nagle jednak Harry gwałtownie się ode mnie odsuwa. W sypialni słychać nasze przyspieszone oddechy. Chłopak skupia na mnie zielone tęczówki, zupełnie jakby uczył się mnie na pamięć. Delikatnie odgarnia mi włosy z czoła, po czym przykłada usta do mojego ucha. Miłe ciepło muska moją skórę.<br />
- Całowanie pijanej dziewczyny się nie liczy - szepcze.<br />
Stan upicia alkoholowego znowu do mnie wraca. Cała ta sytuacja wydaje mi się nagle niesamowicie komiczna. Zaczynam się głośno śmiać, opierając głowę o ramię Harry'ego.<br />
Potem urywa mi się film.<br />
<br /><a href="https://www.youtube.com/watch?v=yGpGsG8bvWk" target="_blank"><i>Muzyka</i></a><br />
Budzę się z strasznym bólem głowy, mając ochotę wymiotować. Jak to się stało, że tak bardzo się wstawiłam? Nie wypiłam przecież aż tak dużo. Z drugiej strony dawno nie spożywałam alkoholu. Dlatego mój organizm tak zareagował. Wszystko jedno, czuję się fatalnie. I marzę o szklance wody.<br />
Podnoszę się powoli, mając wrażenie, że żołądek podchodzi mi do gardła. Nagle zastygam w bezruchu. To nie jest pokój Harry'ego. Ani mój.<br />
Tylko Louisa.<br />
I wtedy go dostrzegam. Siedzi w fotelu naprzeciw łóżka. Musiał go sobie tam przysunąć, bo jestem pewna, że stał w innym miejscu. Ale tu nie fotel jest ważny. Widzę Tomlinsona. Wściekłego.<br />
- Coś ty sobie myślała? - pyta, starając się tłumić złość - Jak mogłaś się doprowadzić do takiego stanu?<br />
Patrzę na niego jak na skończonego debila. Nie dam mu wmówić, że w tym pokoju, to mnie można o coś obwiniać. O nie.<br />
- Ja mam się tłumaczyć? To ty zniknąłeś bez śladu na dwa dni!<br />
Dopiero teraz czuję, jaki tłumiłam w sobie gniew, gdy go nie było. Albo inaczej. To strach o ukochanego zepchnął złość na drugi plan. Teraz jednak widzę, że Louis jest cały i zdrowy. Mało tego. Robi mi wyrzuty.<br />
- Chyba za bardzo nie tęskniłaś!<br />
Podnosi zarówno głos jak i siebie z fotela. Targają nim takie nerwy, że musi zerwać się na równe nogi. Czuję, że ja też długo nie usiedzę.<br />
- Chyba sobie kpisz - syczę - Pisałam, dzwoniłam, ale ty nic! Martwiłam się! Bałam, że coś ci się stało!<br />
Jego wyraz twarzy się nie zmienia. Nadal jest zły jak osa.<br />
- Mhm. Widziałem jak się martwiłaś w objęciach Harry'ego.<br />
Zastygam zaskoczona.<br />
- O czym ty mówisz?<br />
Widzę jego spojrzenie, pełne rozczarowania. Po chwili słyszę jeszcze głośne prychnięcie.<br />
- Ty nawet nie pamiętasz, co się z tobą działo - mówi z niesmakiem. <br />
Wstaję z łóżka wzburzona.<br />
- Czyli ja nie mogę się upić, ale gdy ty to robisz jest wszystko w porządku? Co za hipokryzja.<br />
- Mnie nie próbują zabić - mówi przez zaciśnięte zęby - A ty wystawiasz im się jak na złotej tacy.<br />
Wtedy dociera do mnie, że może mieć rację. Nie mam pojęcia, co się ze mną wczoraj działo. Równie dobrze mogłam się obudzić w jakiejś melinie z nożem przy gardle. Pijana dziewczyna równa się bezbronnej dziewczynie.<br />
Nawet fakt, że dom jest teraz mrowiskiem ochroniarzy nie przywraca mi spokoju. Już raz ich przechytrzono.<br />
Louis widząc, że milczę kontynuuje.<br />
- Gdy przyjechałem zastałem cię klejącą się do Stylesa. Nie takiego przywitania się spodziewałem.<br />
Mrugam zaskoczona. Więc o to ta cała awantura?<br />
- No i? Byłam pijana. Z resztą, co jest złego w przytulaniu?<br />
I wtedy w mojej głowie zwalnia się blokada. Przypominają mi się miłe usta Harry'ego zatopione w moich wargach. Iskierki tańczące w zielonych tęczówkach chłopaka. Piękny uśmiech. Pamiętam pocałunek oraz słowa jakie wypowiedział. Czuję zarówno ciepło rozchodzące się po moim ciele, jak i wyrzuty sumienia.<br />
Dopiero teraz podnoszę głowę, aby jeszcze coś powiedzieć Louisowi. Głos grzęźnie mi w gardle. Chłopak patrzy na mnie z taką furią, że mam ochotę się schować. <br />
- Co w tym złego?! - Jego krzyk nosi się po pokoju. - To, że tuliłaś się do Harry'ego! On nie może cię dotykać! Nie chcę, żeby to robił! Jesteś moją dziewczyną. Tylko moją! Nikt inny nie ma prawa cię tknąć. Należysz do mnie. <br />
Patrzę na niego oniemiała. Chłopak dyszy głośno, wciąż groźnie na mnie łypiąc. Dopiero po dłuższej chwili udaje mi się coś wykrztusić.<br />
- Nie jestem rzeczą, żeby przypisywać mi właściciela.<br />
Louis kręci głową.<br />
- Wiem, Aly. Po prostu... szlag mnie jasny trafia, gdy widzę go przy tobie. Wkurwia mnie to, że dogadujesz się z tym śmieciem lepiej niż ze mną. Gdy masz problem, pierwsza osoba do której idziesz to on. Nie ja. Tylko on. <br />
Przerywam mu.<br />
- Harry jest moim przyjacielem.<br />
- Nie wydaje mi się, żeby z jego strony to była tylko przyjaźń.<br />
Ignoruję jego głupią uwagę. Czuję, że znów napełnia mnie złość.<br />
- Jesteś zazdrosny? - pytam, lecz nie daje mu dojść do głosu - Ty? Przecież ja nigdy nie dałam ci powodów do zazdrości.<br />
Orientuję się, że w moim głosie słychać było ogromny wyrzut. To oburza Louisa.<br />
- A ja niby ci daję?<br />
- A nie?<br />
- No nie przypominam sobie!<br />
Wiążę ręce na piersiach.<br />
- Więc gdzie byłeś?<br />
- Nie zmieniaj tematu!<br />
- A może powinnam zapytać z kim byłeś?<br />
- Nie rozumiem.<br />
- Tracy Morrel? A może z jakąś inną dziewczyną?<br />
- Zwariowałaś - stwierdził.<br />
Czuję pieczenie pod powiekami. Chyba ma rację - wariuję. Inaczej tego nie można wyjaśnić.<br />
- Po prosty chce zrozumieć, czego mi brakuje - mówię cicho. Samotna łza spływa mi na policzek. Louis to widzi i od razu do mnie podchodzi. Chce złapać moją twarz w dłonie i zetrzeć ją jednym delikatnym ruchem, sprawiając tym samym, że motyle w moim brzuchu znów będą próbowały się uwolnić. Wiem, że chce. Lecz ja mu na to nie pozwalam, robiąc krok do tyłu.<br />
Zabolało go to.<br />
- Niczego ci nie brakuje - mówi - Jesteś idealna.<br />
Czuję kolejne łzy. Nie potrafię ich powstrzymać.<br />
- Może chodzi o gwałt? Nie wiążesz ze mną przyszłości, bo się mnie brzydzisz.<br />
Jego oczy szerzej się otwierają. Nie dziwię się, sama jestem zdziwiona tym, co wygaduję. Nie cofnę jednak moich słów. Muszę sobie z Louisem wszystko wyjaśnić. Nie zniosę więcej niedopowiedzeń. <br />
- Aly, ty jesteś moją przyszłością. Jak mógłbym się ciebie brzydzić?<br />
Teraz już rozpłakałam się na dobre. Nie protestuje, gdy przyciska mnie do piersi. Oboje tego potrzebujemy. Rozmowa jest jednak nadal nie skończona.<br />
- Ale nie chcesz mieć ze mną dziecka.<br />
Chłopak podnosi głowę, aby na mnie spojrzeć. Jest zaskoczony.<br />
- Co?<br />
- Widziałam ulgę na twojej twarzy, gdy ci powiedziałam, że na pewno nie jestem w ciąży - mówię lekko zażenowana - Cieszyłeś się.<br />
Chłopak potrzebuje chwili, aby zrozumieć mój roztrzęsiony od płaczu głos. Gdy jednak dochodzi do niego sens moich słów, kręci głową i mocniej mnie do siebie przyciska.<br />
- Alex to nie tak. Gdybyśmy mieli zostać rodzicami, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Kochałbym tego maluszka i starał się wychować na wspaniałego człowieka. Chcę mieć z tobą dziecko, bardzo chcę. - Jeździ kciukiem po linii moich ust. - Ale jeszcze nie teraz. Zróbmy to w odpowiedniej kolejności. Najpierw ślub. <br />
Zadrżałam na dźwięk tego słowa. Wizja welonu i białej sukni wydaje mi się bardzo odległa. Jednak Louis powiedział to w taki sposób, jakby miał już wszystko zaplanowane. Czy ja jestem gotowa na tak poważny krok, jakim jest ślub? Albo raczej czy Louis jest na to przygotowany. Myślę o jego zniknięciu. Nie dawał znaku życia, miał gdzieś moje uczucia. Teraz nie chce mi nawet powiedzieć, gdzie przebywał.<br />
Nie, on nie jest gotowy na małżeństwo.<br />
- Gdzie byłeś? - pytam cicho.<br />
- Czy to takie ważne?<br />
Kiwam głową.<br />
Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy mieli przed sobą żadnych tajemnic. Louis łamie tą przysięgę, więc czy mogę mu ufać? A przecież zaufanie to podstawa związku.<br />
- Ty naprawdę myślisz, że cię zdradzam? - pyta, a w jego głosie kryje się smutek.<br />
Wzruszam ramionami.<br />
- Dla ciebie przecież to nic nowego, już to robiłeś.<br />
Nie wierzę, że to powiedziałam. Dlaczego jestem dla niego tak podła? Wiem przecież, jak się obwinia za noc z Mayą. Z resztą był wtedy dzieciakiem. A ja zapewniałam, że nie mam o to do niego żalu.<br />
Teraz widzę jego szerzej otworzone oczy, przepełnione bólem. Żałuję tego, co powiedziałam. Powinnam trzymać język za zębami. Louis wypuszcza mnie z objęć. Czuję, że rośnie między nami ściana, którą trudno będzie rozbić. Zraniłam go. I to mocno. <br />
Chłopak szuka czegoś po kieszeniach i po chwili wyjmuje małe, czerwone pudełeczko. <br />
- Byłem w Stanach. Pojechałem po to. - Podniósł rękę wyżej. - Kiedyś obiecałem ci, że będzie najpiękniejszy jaki uda mi się znaleźć. Dotrzymałem słowa. Nie wiem tylko, czy jeszcze się przyda. <br />
Wręcza mi pudełko. Znów przybiera maskę obojętności, jak w pierwszych tygodniach mojego pobytu w tym domu. Chce ukryć ból, jaki mu zadałam. Zdradza się jednak, gdy ostatni raz na mnie patrzy. Oczy nigdy nie kłamią, a w jego widzę wszystko. <br />
Po chwili już go nie ma. Zostaję sama w pokoju z czerwonym pudełeczkiem w ręce. Domyślam się co to jest. Łzy znowu napływają mi do oczu, gdy zaciskam na nim palce, aby otworzyć wieko.<br />Pierścionek zaręczynowy. Najpiękniejszy jaki kiedykolwiek widziałam.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh17J6g-2YW0yIVfXayN5PWu0ZZXHxvCLDyDv5aSC-W6VwjT_fn9eKPOp_gHNMOWZzX-AsRBnVEmqC4yT9JsBLjvgZAQ-WgFjvlw51KCrQ-CePT488BqmfQGw2CRIZO_eyp-PdkMES6KFB3/s1600/tumblr_o937g5VbH61thzd3yo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh17J6g-2YW0yIVfXayN5PWu0ZZXHxvCLDyDv5aSC-W6VwjT_fn9eKPOp_gHNMOWZzX-AsRBnVEmqC4yT9JsBLjvgZAQ-WgFjvlw51KCrQ-CePT488BqmfQGw2CRIZO_eyp-PdkMES6KFB3/s320/tumblr_o937g5VbH61thzd3yo1_500.gif" width="320" /></a></div>
<br />
***<br /><b><i>Nie przewidziałam, że po powrocie do Polski zastanę zepsutego laptopa. To jest główną przyczyną opóźnienia się rozdziału. Z następnym postaram się szybciej uwinąć. <br />Pozdrawiam! </i></b></div>
Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-75282282412369827162016-07-11T13:13:00.002-07:002016-07-11T13:13:20.371-07:00Rozdział 6Po wybuchu bomby Colin przydzielił mi sypialnie w tym samym skrzydle. Jeszcze w nim nie spałam, bo cały czas nocuje u Louisa. Nie wiem czy dałabym radę zasnąć bez jego ciepłych ramion. Dlatego mam nadzieję, że szybko załatwię sprawę z Harrym i będę mogła wrócić do Tomlinsona.<br />
Usiadłam na kanapie rozglądając się po wnętrzu pokoju. Był mniejszy od mojej poprzedniej sypialni i nie miał piętra. Za to urzekł mnie sposobem, w jaki został urządzony. Ściany były pokryte farbą o różnych odcieniach fioletu, podłoga wyłożona brudnobiałym drewnem. Jasne grube meble dodawały mu nowoczesności. Pod jednym z wysokich okien stał szklany stolik i dwa turkusowe fotele. Trochę dalej znajdowała się ogromna szafa z pięknymi wzorami wyrytymi w drewnie. Po drugiej stronie stało dwuosobowe łóżko z cienkim, prześwitującym baldachimem. Na podłoże leżał puszysty dywan a trochę dalej chodnik przypominający skórę barana. Mam nadzieję, że to sztuczne. Nad moją głową wisiał nie za duży kryształowy żyrandol, który pięknie oświetlał wnętrze. Jestem pewna, że tą sypialnie urządzała kobieta.<br />
Spojrzałam na zegarek.<br />
23:50<br />
Warty zmieniały się pięć minut przed północą. Lada chwila powinien pojawić się tu Styles. Przypomniałam sobie powagę w jego zielonych oczach gdy mówił, że w tym domu dzieje się coś dziwnego. Potem uśmiech, gdy nazwałam go detektywem, bo odkrył coś nowego. Mam nadzieję, że teraz też uda mi się go wywołać.<br />
Harry jest wspaniałym człowiekiem. Dlatego nie mogę znieść myśli, że cierpi przez niepotrafiącą go docenić kretynkę. Nigdy nie poznałam Kate i w zasadzie nie powinnam jej oceniać. Wiem jednak, że ona nie zasługiwała na Harry'ego. Jest dla niej za dobry.<br />
Zastanawiam się czy Styles znajdzie kiedykolwiek kobietę, która zrozumie jaki skarb posiada. Sama myśl o tym, że miałby zostać sam do śmierci mnie przeraża. Po prostu nie on.<br />
Moje przemyślenia przerywa ciche trzaśnięcie drzwiami. Odwracam się i widzę Stylesa. Ma na sobie ciemne dżinsy i czarny T-shirt. Jego włosy opadały na ramiona. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.<br />
- Dobrze, że jesteś - wychrypiał - Bałem się, że mnie wystawisz.<br />
- Ciebie nigdy - zapewniłam naprawdę szczerze. W jego oczach znów zobaczyłam iskierki radości. Brakowało mi ich przez ostatni czas.<br />
- Co miałeś mi powiedzieć? - zapytałam, chcąc przerwać ciszę.<br />
Iskierki gwałtownie zgasły. Harry dosłownie przez ułamek sekundy wyglądał na zmieszanego, zupełnie jakby wyrwała go z jakiejś mocno osobistej refleksji. Po chwili jednak usiadł obok mnie z poważną miną.<br />
- To co ci teraz powiem musi pozostać ścisłą tajemnicą. Moją i twoją, rozumiesz?<br />
Naszą. Podobało mi się to. Po tylu dniach milczenia znów mamy coś wspólnego.<br />
Kiwam głową.<br />
- Może najlepiej będzie jeśli powiem ci to wprost - westchnął - Uważam, że Colin jest jedynie marionetką w rękach kogoś o wiele ważniejszego.<br />
Patrzę na niego dłuższą chwilę, próbując przyswoić jego słowa.<br />
On kontynuuje.<br />
- Przypadkiem natknąłem się na bardzo dziwne dokumenty. Niewiele zdążyłem przeczytać, ale wszystko wskazuje na to, że nad nim ktoś jest. Zacząłem dalej węszyć i dzięki pomocy Tobiasa wiem gdzie Colin aktualnie się znajduje.<br />
- To znaczy?<br />
Harry uśmiechnął się lekko, najwidoczniej dumny, że udało mu się uzyskać takie informacje.<br />
- Norwegia - zrobił chwilę przerwy - A dokładnej zimowa rezydencja hrabiego Leonarda DaBell'a.<br />
Zmarszczyłam brwi.<br />
- A kto to?<br />
- Nie mam pojęcia, ale po umowach jakie zawierali jestem pewien, że to ktoś mocno nadziany i wpływowy.<br />
Kiwam głową ze zrozumieniem. Chociaż właściwie nie może to jeszcze do mnie dotrzeć, to mu wierzę. To w zasadzie ma sens.<br />
Nasuwa mi się jednak jedno pytanie.<br />
- Ale od trzech lat niczego dziwnego nie zauważyliście? Czegoś co by wskazywało, że nie podejmuje samodzielnych decyzji?<br />
Harry kręci głową.<br />
- Wczesniej mieliśmy innego opiekuna, Colin przejął nas rok temu - przez chwilę jednak wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał - To była bardzo szybka i bezpodstawna zmiana. Zazwyczaj zmienia się opiekuna na życzenie zespołu, ale my byliśmy bardzo zadowoleni. Pewnego dnia po prostu pojawił się Colin, poprzedni opiekun zrezygnował a my musieliśmy to wszystko zaakceptować.<br />
- Colin jest chyba dobry w tym co robi.<br />
- Bardzo dobry - w głosie Harry'ego słychać było sympatie - To dzięki niemu tyle osiągnęliśmy.<br />
Od razu widać, że chłopaki lubią i szanują swojego opiekuna. Ja też uważam go za dobrego człowieka.<br />
- Harry - zaczęłam przyciągając uwagę zielonych tęczówek - Tylko po to wkradłeś mi się w środku nocy do pokoju?<br />
Z przezarażeniem zrozumiałam jak to zabrzmiało. Jakbym liczyła na coś więcej. Na samą myśl czuję się zawstydzona.<br />
Przeraża mnie, że z drugiej strony nie żałuję moich słów. Właściwie to się cieszę, że je wypowiedziałam.<br />
Harry jednak nie wyczuł podtekstu. Właściwie wyglądał na zmieszanego.<br />
- To nie jest wszystko - mówi w końcu.<br />
Widzę jego niepewność. Zdecydowanie to do niego nie pasuje. Wolę wesołego, trochę szarmanckiego i pewnego siebie Stylesa.<br />
- Powiedz mi - proszę.<br />
Przez chwilę trwa cisza, którą niechętnie przerywa Harry.<br />
- Gdy przeglądałem te dokumenty... To może być oczywiście przypadek, ale myślę, że lepiej żebyś się dowiedziała.<br />
- Zaczynam się bać - mówię z uśmiechem, chcąc trochę rozładować sytuację. Harry jednak pozostaje poważny.<br />
- Parę podpisów należało do Elizabeth Collins.<br />
Patrzę na niego jak na idiotę. Niby w jaki sposób moja matka ma zawierać jakieś umowy z Colinem? To absurd. Ona odeszła do jakiegoś mężczyzny w Stanach. Z resztą nigdy nie miała głowy do biznesu.<br />
Z drugiej strony Harry by mnie nie okłamał i nie powiedział o tym, gdyby tego dokładnie nie sprawdził. Mimo to pytam.<br />
- Jesteś pewien, że to moja matka?<br />
- Nie, razem z Tobiasem próbowaliśmy ustalić gdzie aktualnie przebywa, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Wszystkie tropy się jednak urywają.<br />
Kiwam głową próbując uporządkować myśli. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek usłyszę o tej kobiecie. Po jej odejściu w zasadzie miałam taką nadzieję. Nigdy nie wybaczę jej tego, co zrobiła.<br />
Muszę jednak dowiedzieć się czy to ona ma jakieś tajne układy z Colinem. Nawet jeśli to mało prawdopodobne. A jest na to tylko jeden sposób.<br />
- Muszę zobaczyć te dokumenty - oświadczam.<br />
Harry kiwa głową zupełnie jakby się tego spodziewał.<br />
- Jutro pójdziemy do gabinetu Colina.<br />
- Jak chcesz ominąć ochronę?<br />
Problem nie polega na tym, że nas nie wpuszczą. Weszlibyśmy pewnie bez większych trudności. Chodzi o to żeby żaden nas nie zauważył. W innym razie momentalnie dowie się o wszystkim Holly, a następnie Colin. Wtedy możemy zapomnieć, że czegokolwiek się dowiemy.<br />
- Coś wymyślę - zapewnił, po czym dodał - Jeżeli chcesz wtajemniczyć we wszystko Louisa, to nie ma sprawy.<br />
- Nie - mówię od razu i chyba zbyt gwałtownie, bo Harry patrzy na mnie lekko zaskoczony - Nie chcę go w to mieszać. To nasza sprawa.<br />
Jako dobra dziewczyna powinnam o tym powiedzieć swojemu chłopakowi. Wiem jednak jakby to wyglądało. Wszystko musiałoby być po jego myśli, aby nic mi się nie stało. Chciałby sam załatwić całość. A na włamanie do gabinetu zdecydowanie by się nie zgodził, żebym nie narobiła sobie kłopotów. Dopiero po strzelaninie w Paryżu stał się tak nadopiekuńczy. Najchętniej nie pozwalałby mi nawet robić kanapek, żebym nie skaleczyła się nożem. Zaczynało mnie to wkurzać.<br />
Harry wzrusza ramionami.<br />
- W porządku.<br />
Później atmosfera zmieniła się diametralnie. Nie było już śladu po napięciu w powietrzu. Zdecydowaliśmy z Harrym, że lepiej będzie jeżeli zostanie do rana, co poskutkowało tym, że pół nocy przegadaliśmy. Widać było, że ze Stylesem było coraz lepiej. Powoli zbierał się po Kate. Znów żartował, przez co momentami śmieliśmy się tak głośno, że obawiałam się, aby któryś z ochroniarzy nie wparował nam go pokoju sprawdzić co się dzieje. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Nad ranem postanowiliśmy obejrzeć film. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam Harry'emu na ramieniu. <br />
To była pierwsza noc, gdy nie miałam koszmarów.<br />
<br />
Gdy rano się przebudziłam Harry'ego już nie było. Nie kryłam uśmiechu na twarzy, gdy zobaczyłam jasny koc na swoim ciele. Miło z jego strony.<br />
Wzięłam szybki prysznic, chcąc się rozbudzić. Potem założyłam świeże ubrania i zeszłam na śniadanie, gdzie poinformowano mnie, że Louis zniknął. Nikt nie wie, gdzie się podziewa. Będzie chciał, to się znajdzie - myślę. Wracam do swojego pokoju i postanawiam wykorzystać chwilę, by zadzwonić do Driny i dowiedzieć się co u niej.<br />
- Wszystko w porządku - przyznała i chociaż jej nie widziałam, byłam pewna, że się uśmiecha - Maluszek chyba wybiera się na euro we Francji, cały czas trenuje.<br />
Śmieję się cicho.<br />
- Musi przecież być w szczytowej formie.<br />
- Szkoda tylko, że skopie przy tym swoją matkę na amen - westchnęła - Opowiadaj lepiej jak z Louisem.<br />
Zapewniam, że wszystko jest dobrze. Mamy bardzo dobry okres w związku. Dawno tak dobrze się nie dogadywaliśmy.<br />
- Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy.<br />
- A Jack jak się czuje?<br />
Drina wzdycha.<br />
- Jest lepiej. Jeździ na rehabilitację i jakoś daje radę, Tom bardzo nam pomaga, często nas odwiedza.<br />
Trochę mnie to uspokaja, lecz nie zagłusza wyrzutów sumienia. To ja powinnam przy nich być w tych trudnych chwilach. A ochroniarze nie wypuszczą mnie z willi chłopaków, bo mogę przypominać ser szwajcarski.<br />
- To super - mówię w końcu.<br />
- Mam nadzieję, że ty również niedługo wpadniesz!<br />
Teraz to już poczucie winy zżerało mnie od środka.<br />
- Oczywiście - mówię i dodaję chcąc zmienić temat - Muszę zobaczyć twój brzuszek, nie wiesz nawet jak zazdroszczę wam tego maluszka!<br />
Słyszę śmiech blondynki.<br />
- Zawsze możecie z Louisem sami sobie takiego zmajstrować.<br />
Poczułam się jakbym dostała w twarz.<br />
Nie, nie możemy. Louis nie chce mieć ze mną dziecka. Znów widzę w pamięci jego pogrążoną w uldze twarz. Czuję pieczenie pod powiekami.<br />
- Tak, możemy - mówię, a głos mi lekko drży. Na szczęście Drina niczego nie usłyszała.<br />
<br />
Siedzę w salonie przeskakując leniwie z kanału na kanał. Czuję na sobie wzrok ochroniarzy stojących przy drzwiach. Właściwie w prawie każdym pomieszczeniu znajduje się co najmniej dwójka. Colin nie dopuści aby ktokolwiek znów dostał się do domu.<br />
Wiem jednak, że patrzą z innego powodu. Harry wyznał mi, że w siedzibie ochrony jesteśmy głównym tematem rozmów. Traktują nas jak bohaterów z serialu telewizyjnego. Spekulują, obmawiają, wymieniają się plotkami. A gdy tu przyszłam miałam zaczerwienione od płaczu oczy. Będą mieli nowy temat do rozmów.<br />
Może i by mnie to śmieszyło. Gdyby nie Noe fakt, że zginął człowiek.<br />
Znów przypominam sobie ciało tamtego ochroniarza. Miał na imię Miles. Może zostawił gdzieś żonę i dzieci, które tęskniąc czekały na powrót taty. Mam ochotę znów się rozpłakać, gdy pomyślę, że nigdy więcej go nie zobaczą. I to przeze mnie.<br />
Potem znów myślę o Louisie. Plama krwi powiększająca się gwałtownie na jego jasnej koszulce. I ten przerażający spokój w jego oczach. Jakby wiedział, że to już koniec i przyjmował to do wiadomości. Na samą myśl, że mógłby wtedy odejść na zawsze, czuję niesamowity ból. Nie wyobrażam sobie życia bez Louisa. Nie mogę go stracić.<br />
- Oh, Alex - do pomieszczenia weszła nagle Holly - Wszędzie cię szukałam.<br />
Uśmiecham się lekko do blondynki.<br />
- I znalazłaś. Coś się stało?<br />
Teraz to ona się uśmiecha.<br />
- Mamy gościa - mówi jedynie, po czym zaprasza kogoś gestem dłoni.<br />
Wchodzi pewnym krokiem. Wygląda ślicznie, jak zawsze, chociaż pod jej oczami widać cienie, co świadczy o zmęczeniu. Ona również się uśmiecha i to, o dziwo, szczerze.<br />
- To niespodzianka zorganizowana przez Colina. Kazał cię serdecznie pozdrowić.<br />
Zastanawiam się czy Holly mówi tak na serio. Może to tylko sen. Kolejny koszmar.<br />
Nie mogę się jednak oszukiwać. Po prostu los znowu ze mnie zadrwił. I przysłał tutaj moją siostrę.<br />
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię znów widzę! - zawołała Vicky.<br />
Tylko jej mi tutaj brakowało.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://66.media.tumblr.com/99ce0bcf34e8c3cd8d31e8a7e9f96c62/tumblr_inline_npy29yF4Oc1qb4m0y_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="139" src="https://66.media.tumblr.com/99ce0bcf34e8c3cd8d31e8a7e9f96c62/tumblr_inline_npy29yF4Oc1qb4m0y_500.gif" width="320" /></a></div>
<br />
<b><i>***<br />Żeby pisać trzeba mieć wenę. A ja znalazłam ją dopiero przedwczoraj gdy przyjechałam na wakacje do Chorwacji. Mam nadzieję, że uda mi się w tym czasie jak najwięcej napisać.<br />Buźka, Rouse xoxo</i></b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-81987560990327428872016-06-24T15:58:00.002-07:002017-08-09T12:30:00.155-07:00Rozdział 5Nigdy się nie spodziewałam, że czyjś ryj może mnie tak wkurzyć.<br />
Patrząc na Tracy Morell mam ochotę ją zamordować. Teraz, gołymi rękami. Swoim złośliwym uśmieszkiem jeszcze dolewa oliwy do ognia. Tak samo uśmiechała się wtedy w kuchni, kiedy ona i Louis... Nienawidzę tej suki.<br />
- Och, kochanie - słyszę jej piskliwy głos i krew mnie zalewa - Masz tyle pieniędzy i naprawdę nie mogłeś kupić tej dziewczynie czegoś ładnego? Wygląda jak szkarada.<br />
<div>
Zabije ją.<br />
Może nie tyle za to, że nazwała mnie szkaradą, jak za zwracanie się do Louisa kochanie. On jest moim chłopakiem, a ta dziewczyna chyba nie może tego zrozumieć. Już chcę do niej ruszyć i wszystko jej dokładnie wytłumaczyć, kiedy czuję silne ramiona Tomlinsona. Trzyma mnie mocno, bym nie zrobiła nic głupiego.<br />
Patrze na niego spode łba.<br />
- Naprawdę musicie ją wytresować. Jest bardzo... niewyżyta - na twarzy Tracy maluje się grymas.<br />
Poczułam, że Louis napina mięśnie. Również jest zdenerwowany.<br />
- Czego chcesz? - warknął.<br />
Widzę, że dziewczyna jest urażona jego niemiłym tonem. Kompletnie mi jej nie żal.<br />
- Muszę pilnie porozmawiać z Colinem Ralphy'm.<br />
Już chcę jej powiedzieć, żeby się wypchała, jednak Tomlinson jest szybszy.<br />
- Colina nie ma.<br />
- Z chęcią zaczekam.<br />
- I nie wiemy kiedy wróci.<br />
- Tym lepiej, niech wasza gosposia przygotuje jakieś dietetyczne przekąski. Już dawno powinna to zaproponować - mówiąc to spojrzała z pogardą na czerwoną z wściekłości Meg - Naprawdę musicie uważać kogo zatrudniacie.<br />
Louis puścił moje ręce i podszedł szybko do Tracy. Teraz to ja się przestraszyłam. Wiem, że Louis nigdy nie uderzyłby kobiety, ale z tej Morrel jest taka suka, że nie wiem czego się spodziewać. Idę więc za nim, będąc gotową na ochronę dziewczyny.<br />
Louis jednak gwałtownie staje i nachyla się nad dziewczyną,<br />
- Nigdy więcej nie krytykuj Alex, Meg ani nikogo innego w tym domu. Nie mam pojęcia co chcesz od Colina i szczerze mówiąc mam to w dupie. Masz w tej chwili opuścić to miejsce, bo inaczej wyprowadzi cię ochrona. Rozumiesz?<br />
Tracy uśmiechnęła się w niewiadomy sposób.<br />
- Jesteś słodki - przyznała. Nagle ujęła twarz Louisa w sposób jakby próbowała go pocałować. Chłopak szybko się uwolnił, ale i tak widać było zaskoczenie na jego twarzy. Na mojej również.<br />
- Czy tobie oprócz tłuszczu odessali też resztki mózgu? - usłyszałam nagle.<br />
Spojrzałam na Harry'ego, który też najwidoczniej miał dosyć Tracy. Zapomniałam całkowicie o jego obecności.<br />
Tracy była widocznie oburzona.<br />
- Bardzo śmieszne. Zajmij się lepiej swoimi sprawami. Na przykład Kate pieprzącą się z każdym po kolei.<br />
Harry zbladł. Chyba chciał coś powiedzieć, lecz zabrakło mu słów. Wyglądał jakby słowa Tracy odnowiły dopiero co zasklepione rany. Kate go zdradzała? Dlaczego Harry nic mi nie powiedział, tylko dusił to w sobie? Louis też wygląda na zaskoczonego i jakby oczekuje, że Styles zacznie zaprzeczać. Jednak nic takiego nie ma miejsca. Czyli to prawda.<br />
Mam ochotę przytulić Harry'ego i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Kiedy napotykam jego zbolały wzrok, nie wytrzymuję i idę do niego, jednak ten kręci głową i omijając mnie, wychodzi z pomieszczenia. Odprowadzam go wzrokiem.<br />
- Wynoś się stąd Tracy - powiedziałam cicho, czując pieczenie pod powiekami.<br />
- Żadna prostaczka twojego pokroju nie będzie mi mówiła, co mam robić!<br />
- Ochrona! - głos Louisa był twardy. Po jego twarzy widziałam, że on również myśli o Harrym. Oboje chcemy być teraz przy przyjacielu. <br />
Do pomieszczeni wchodzi dwóch umięśnionych mężczyzn w ciemnych strojach. Na ich widok Tracy podnosi się gwałtownie.<br />
- To co mam do powiedzenia, dotyczy również ciebie Louis.<br />
- Mam to w dupie Morrel - spojrzał na strażników - Proszę ją wyprowadzić.<br />
Mężczyźni pokiwali głowami i ruszyli do dziewczyny.<br />
- Sama wyjdę - wyprzedziła - A ty - wskazała na mnie - Nie przyzwyczajaj się do tego miejsca.<br />
Po chwili wyszła z eskortą ochroniarzy.<br />
Przez moment zastanawiam się co miała na myśli. Szybko jednak przestaje zaprzątać sobie tym głowę. To wariatka, nie ma co się nią przejmować. Przypominam sobie za to o Harrym. Jego zielonych oczach w których kryła się rozpacz.<br />
- Chodźmy do niego - mówię do mojego chłopaka.<br />
Louis patrzy na mnie dłuższą chwilę.<br />
- Nie - odzywa się w końcu - On teraz musi być sam.<br />
- Ale...<br />
- Przyjdzie, kiedy będzie chciał rozmawiać - zapewnił, uśmiechając się lekko - Faceci inaczej znoszą takie rzeczy niż kobiety.<br />
Chcę się z nim kłócić, ale potem odpuszczam. Louis zdecydowanie zna się lepiej na logice mężczyzn niż ja. Ostatecznie więc kiwam głową.<br />
Brunet obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie. Składa długi pocałunek na moim czole.<br />
<br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=D6DFLNa6MBA" target="_blank"><i>Muzyka</i></a><br />
Przez kilka następnych dni nie dzieje się nic szczególnego. Colin gdzieś zniknął, nikt nie wie gdzie się podziewa. Podejrzewamy, że załatwia jakieś ważne sprawy i dlatego nie daje znaku życia. I chociaż chłopaki mówili, że już nie raz tak znikał, to z każdym dniem jestem coraz bardziej zaniepokojona.<br />
Odgarnęłam włosy z czoła i nachyleniłam się nad kartką. Przyjrzałam się szkicowi, który przed chwilą narysowałam i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Znów rysowałam. I na dodatek podobało mi się to co stworzyłam, co zdarzało się bardzo rzadko.<br />
Dzisiaj rano pierwsze co zrobiłam to wyciągnęłam kartkę i zaczęłam szkicować. Nawet się nie ubrałam,więc nadal siedzę w bieliźnie. Kosmyki włosów wypadają mi z luźnego koka. Zupełnie jednak na to nie zważam, cała pogrążona w rysowaniu.<br />
- Tutaj jesteś - usłyszałam dobrze znany mi głos - Śniadanie gotowe, Meg woła wszystkich na dół.<br />
Podniosłam wzrok na swojego chłopaka. Nie miał na sobie koszulki, przez co mogłam oglądać pięknie wyrzeźbione mięśnie. Z trudem powstrzymałam się, aby nie przejechać po nich palcami. <br />
- No to chodźmy - uśmiechnęłam się i wstałam. Wzrok Louisa padła na moje nagie ciało. Lustrował je całe, od dołu do góry. Zatrzymał się na moich niezbyt dużych piersiach uwięzionych w czerwonym staniku. Przygryzł wargę, przez co z trudem powstrzymałam śmiech. Spojrzał mi w oczy, zobaczyłam zarówno zachwyt jak i pożądanie. Już wiem na co on ma ochotę. Pokręciłam głową.<br />
- Idziemy na dół - powiedziałam, po czym wzięłam z krzesła jedną z bluzek Louisa. Chciałam ją na siebie włożyć, lecz została mi ona wyrwana z ręki, a sama nie wiem kiedy wylądowałam na łóżku. Tomlinson znajdował się na mnie i zaczął składać lekkie pocałunki na szyi i obojczyku. Czułam przyjemne ciepło i coś w rodzaju łaskotek. Bardzo mi się podobało.<br />
- Louis... - głośne jęknięcie wyrwało mi się z ust - Musimy zejść na śniadanie.<br />
Chłopak oderwał się od mojej szyi i przeszył mnie swoimi szaro-niebieskimi tęczówkami. <br />
- Nie musimy - zaprzeczył z łobuzerskim uśmiechem.<br />
W porządku, stwierdziłam w myślach, wcale nie byłam głodna. <br />
Przyłożyłam rękę do nagiego ciała Louisa, penetrując każdy jego skrawek. On w tym czasie pozbył się mojego stanika i rzucił go gdzieś na podłogę. Leżałam więc przed nim w samych majtkach i wcale nie odczuwałam skrępowania. Wręcz przeciwnie - chciałam przejąć inicjatywę. Szybkim ruchem przewróciłam Louisa na plecy i usiadłam na nim w rozkroku. Był lekko zdziwiony, ale po chwili uśmiechnął się szeroko pozwalając abym kontynuowała. Przyłożyłam usta to jego ust łącząc je w początkowo delikatnym a później mocno namiętnym i pełnym pożądania pocałunku. Wplątałam ręce w jego brązowe włosy, cały czas - niby przypadkiem - poruszając tyłkiem i drażniąc tym samym krocze Louisa. Jego dłonie zajęły się moimi piersiami. Oboje coraz ciężej oddychaliśmy. Zeszłam pocałunkami niżej, po jego szczęce, szyi, ramionach do klatki piersiowej. Tam się dłużej zatrzymałam pieszcząc jego sutki. Moja ręka powędrowała do jego spodni.<br />
I w tym momencie zostałam gwałtownie przewrócona na plecy. Nade mną pojawił się uśmiechnięty Louis.<br />
- Nie tak szybko - szepnął po czym zatopił usta w mojej szyi. Odchyliłam głowę do tyłu ułatwiając mu do niej dostęp. Znów plątałam palce w jego włosy, bo wiedziałam, że to jeszcze bardziej go nakręca. Jego ręka bawiła się zadziornie gumką od moich majtek. Potem zszedł pocałunkami w dół i zaczął pieścić moje piersi. Louis znał mnie na wylot i wiedział, że właśnie tym może doprowadzić mnie do szaleństwa. Moje ciało wygięło się w łuk, kiedy zaczęły go przeszywać intensywne odczucia. Przymknęłam powieki oddając się w całości rozkoszy, jaką zapewniał mi mój chłopak. Uśmiech napłynął na moją twarz. Tak, to mój chłopak. Louis znów jest moim chłopakiem. W zasadzie nadal w to nie wierzę. Mimo, że zaraz będziemy uprawiali seks.<br />
Nagle zęby Louisa zacisnęły się na moim sutku, przez co z mojego gardła wyrwało się głośne jęknięcie, Chłopakowi widocznie się to spodobało, bo ponowił swoją pieszczotę. Wiłam się pod nim jak wąż, szalejąc z przyjemności. Nie wiem nawet kiedy Louis pozbawił mnie ostatniej części garderoby. Leżałam pod nim całkiem naga. Tomlinson przerwał na chwile pieszczoty oglądając mnie jak jakiś drogocenny okaz. Nie czułam się jednak skrępowana, w oczach Louisa widziałam coś, co zawsze chciałam dostrzec w oczach mężczyzny.<br />
Miłość.<br />
Ręka Louisa znalazła się na moim kroczu. Na początku jedynie gładził łagodniej to niezwykle czułe miejsce, jednak z czasem jego ruchy stawały coraz bardziej zdecydowane sprawiając mi jeszcze większą przyjemność. Miałam przyspieszony oddech i nie panowałam już na mruknięciami i stęknięciami, które z siebie wydawałam. Cała byłam skupiona na tym, co robi Louis. Serce biło mi szybko i czułam, że nadchodzi kulminacyjny moment. Zanim jednak to nastąpiło zobaczyłam głowę Lou między moimi nogami i poznałam niesamowite zdolności jego języka. Zacisnęłam ręce na pościeli i z chwilą kiedy przyszedł orgazm nie wytrzymałam i krzyknęłam głośno. Louis dał mi chwilę, abym doszła do siebie, widocznie z siebie zadowolony. Nie chciałam mu pozostawać dłużna, więc bez zbędnych ceregieli ściągnęłam mu spodnie razem z majtkami, odsłaniając jego przyrodzenie. Trzeba przyznać, że Matka Natura hojnie go obdarowała. Złapałam jego członka w dłoń, przesuwając po nim ręką w górę i w dół. Louis oparł się o oparcie łóżka, pozwalając mi kontynuować zabawę. Widząc to trochę przyśpieszyłam, a następnie złożyłam lekki pocałunek na jego główce. Potem całowałam go już całego, robiąc to w coraz bardziej erotyczny sposób. W końcu włożyłam go do ust. Początkowo poruszałam nim minimalnie. Z czasem powiększałam skalę ruchów, aż w końcu włożyłam go całego. Słyszałam syk nabieranego powietrza prze Louisa, co powiedziało mi że sprawiam mu przyjemność. Poczułam jego rękę na moich włosach.<br />
- Przestań - mruknął.<br />
Chwycił mnie w talii i przewrócił na plecy.<br />
- Trzeba to skończyć.<br />
Czułam jego napierającego członka między nogami. Serce waliło mi jak głupie z ekscytacji. Ja też chciałam już to zakończyć.<br />
Louis znów mnie pocałował w naprawdę namiętny sposób. Jego język łaskotał mnie w podniebienie. W między czasie łagodnie we mnie wszedł przez co z gardła wyrwał mi się głośny jęk. Zaczął się poruszać zapewniając nam obojgu wspaniałe doznania. Napięłam wszystkie mięśnie do granic możliwości. Lou przyspieszył. Uniosłam biodra w górę, chcąc być jeszcze bliżej niego. Czułam jego oddech na mojej skórze. Pokój wypełniały jęki. Wbiłam paznokcie w plecy Louisa. Pchnięcia były bardzo szybkie i mocne, ale teraz to nie miało znaczenia. Zbliżał się szczyt. Jeszcze tylko kilka szybkich ruchów i... Doszliśmy równocześnie. To było coś niesamowitego. Jeden z najcudowniejszych orgazmów jakie mi kiedykolwiek zafundował. Położyłam rękę na jego policzku. <br />
- To było wspaniałe - powiedziałam, nadal dysząc jak po przebiegnięciu maratonu. Louis uśmiechnął się i złożył czuły pocałunek na moich ustach. <br />
Nagle drzwi pokoju otworzyły się na oścież. <br />
- Macie zejść na dół, bo Meg zaraz... O kurwa! Moje oczy!<br />
Louis szybko zszedł ze mnie i zaczął szukać bokserek. Ja chwyciłam za skotłowaną kołdrę, zwinęłam się w kulkę i okryłam się cała łącznie z głową. Zostawiłam jedynie mały otwór na oczy. Lou w tym czasie zdążył założyć spodnie dresowe.<br />
- Mogę już patrzeć? - Niall stał w progu z rękami zasłaniającymi oczy. Wyglądał jak dziecko, które liczyło do zabawy w chowanego. <br />
- Moglibyście zamykać drzwi na klucz kiedy zamierzacie uprawiać seks i oszczędzać innym widoków dupy Louisa - stwierdził odsłaniając oczy i wchodząc do sypialni.<br />
- I tak wiem, że ci się podoba - droczył się Louis.<br />
Niall poruszył śmiesznie brwiami.<br />
- Cicho cukiereczku, nie przy twojej dziewczynie.<br />
Wybuchłam śmiechem, wyłaniając się z ciemnej pościeli. Owinęłam ją sobie na piersiach, tak by zasłaniała wszystko do łydek.<br />
- Calineczka się wykluła, w tej kołdrze wyglądałaś jak otyła muzułmanka.<br />
Teraz wszyscy się śmialiśmy. Trzeba było przyznać, że sytuacja była naprawdę komiczna.<br />
- Czego ty od nas chciałeś? - zapytał w końcu Louis.<br />
- Meg od godziny woła was na śniadanie, ale teraz wcale się nie dziwię, że wam się nie śpieszyło.<br />
Spojrzeliśmy z Louisem na siebie w tym samym momencie, śmiejąc się cicho.<br />
- Zejdziemy za pięć minut - zapewniłam.<br />
Niall pokiwał głową rozbawiony i opuścił pokój. Chociaż miałam wrażenie, że chętnie by został i jeszcze sobie z nas pożartował. Cały Niall. <br />
Zeszłam z łóżka i podeszłam do szafy Louisa - bo to w jego sypialni się znajdowaliśmy. Wyciągnęłam jakiś tshirt i szorty. Odnalazłam na podłodze moją bieliznę i założyłam wszystko na siebie. Odwróciłam się do Louisa, aby mu powiedzieć, że możemy iść, gdy zobaczyłam jego zamyśloną twarz. <br />
- Coś się stało? - zapytałam podchodząc bliżej. <br />
Spojrzał na mnie z niezwykłą powagą. <br />
- Wiesz, że kochaliśmy się bez zabezpieczenia? <br />
Pokiwałam głową. <br />
- Wiem, ale mam teraz dni niepłodne, więc malutkich Tomlinsonków nie będzie. <br />
Na twarzy Louisa pojawił się uśmiech i coś w rodzaju ulgi. <br />
Niesamowicie mnie to zabolało. <br />
- Na szczęście.<br />
Auć. <br />
- Chodź, Meg na nas czeka - powiedział, po czym splatając nasze palce wyprowadził mnie z sypialni.<br />
W mojej głowie siedziała tylko jedna myśl.<br />
Louis nie chce mieć ze mną dziecka.<br />
<br />
<br />
Wieczorem pomogłam Meg sprzątać po kolacji. Lubię jej pomagać, bo czuję wtedy, że chociaż w minimalnym stopniu odwdzięczam się im za to co dla mnie robią. Jest mi głupio, że zapłacili za tyle rzeczy, utrzymują mnie a ja nic w zasadzie nie robię.<br />
Na koniec Meg zrobiła nam herbaty, więc usiadłyśmy w jadalni pogrążając się w babskich pogaduchach. W tym domu byłyśmy tylko my dwie, więc bardzo się do siebie zbliżyłyśmy.<br />
- Moja córka strasznie lubi te ciastka - powiedziała wyjmując z komody paczkę - Mieszka w Holandii i zawsze gdy przyjeżdża zwozi mi ich całe torby. Są naprawdę bajeczne. Spróbuj skarbie.<br />
Położyła je na stole i usiadła naprzeciw mnie. Posłusznie wzięłam jedno ciastko i ugryzłam kawałek. - Pyszne - przyznałam zgodnie z prawdą.<br />
Meg przyjrzała mi się przenikliwie.<br />
- Dobra skarbie, chłopcy już poszli. Możesz mi powiedzieć co cię gryzie.<br />
Ciastko stanęło mi w gardle. Skąd ona wie? Czy naprawdę aż tak widać o czym myślę? Że zastanawiam się, czy mój chłopak myśli o mnie poważnie? Albo czy zostawiłby mnie, gdybym zaszła w ciążę? Nie mogę zapomnieć o powadze i strachu w jego oczach gdy przypomniał sobie, że nie użyliśmy zabezpieczenia. Nie podoba mi się to.<br />
Meg zupełnie jakby czytała mi w myślach.<br />
- Jeżeli chodzi o Louisa, to pamiętaj, że on często szybciej robi niż myśli. To dobry chłopak ale bardzo... lekkomyślny.<br />
To prawda. Louis zawsze był bardzo impulsywny i mówił wszystko bez zastanowienia. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że on dobrze wie co powiedział. Nie rozumiem tylko dlaczego tak uważa.<br />
- Nie chodzi o Louisa - kłamię. Nie chcę opowiadać tej historii Meg, wydaje mi się to takie niezręczne.<br />
- Więc o kogo?<br />
Postanawiam dalej brnąć w to kłamstwo.<br />
- Martwię się o Drinę. Ona jest w zaawansowanej ciąży, a ja odkąd wróciłam z Paryża w zasadzie się z nią nie kontaktowałam.<br />
Meg przyjrzała mi się uważnie. Jestem niemal pewna, że wyczuła kłamstwo, jednak widziała, że nie mam ochoty o tym mówić.<br />
- Zadzwoń do niej. Na pewno nie ma ci tego za złe.<br />
Pokiwałam głową.<br />
- Mam nadzieję.<br />
Nagle rozległ się głośny huk w kuchni i dźwięk rozbitego szkła. Spojrzałyśmy z Meg po sobie zerwaliśmy się z miejsca w tym samym momencie. Wbiegłyśmy do pomieszczenia i zastałyśmy tam Harry'ego, zbierającego kawałki talerza. Podniósł na nas wzrok. Poczułam ukłucie bólu. Było tak przepełnione smutkiem, że miałam ochotę podejść i mocno go przytulić.<br />
- Przepraszam, wyślizgnął mi się - powiedział cicho.<br />
Meg pokręciła głową.<br />
- Zostaw, ja to pozbieram - westchnęła.<br />
Harry wyprostował się i unikając mojego wzroku, opuścił kuchnie. Spojrzałam na miejsce w którym znikł. Nie, tym razem nie pozwolę aby przeżywał to wszystko sam. Nie mogę stać bezczynnie, jeżeli jestem w stanie jakkolwiek mu pomóc.<br />
Biegnę za nim.<br />
- Harry zaczekaj!<br />
Chłopak zatrzymał się i wolno odwrócił w moją stronę.<br />
- Alex, nie mam ochoty o tym rozmawiać - powiedział prosto z mostu. Tym mnie zaskoczył. Może Louis miał rację, chłopaki inaczej znoszą tego typu sytuacje. Muszę wymyślić coś innego.<br />
- Nie o to chodzi - zaczynam - Pamiętasz, mieliśmy o czymś porozmawiać?<br />
Zanim zaprowadził mnie do Tracy chciał mi coś bardzo powiedzieć. Nie wiem co to było, ale wydawało się że to ważne. A teraz może odwrócić jego uwagę od tej suki Kate.<br />
Harry patrzył na mnie dłuższą chwilę. Potem rozejrzał się po strażnikach poustawianych na korytarzu. Podszedł bliżej, tak że niemal czułam jego oddech.<br />
- Przyjdę do ciebie w nocy. Prześlizgnę się w czasie zmiany warty - widząc moje zdziwienie dodał - Tutaj dzieje się coś bardzo dziwnego Alex. Lepiej, żeby żaden z nich nie słyszał naszej rozmowy.<br />
Zielone tęczówki Harry'ego były utkwione w moich. Zrobiło mi się gorąco. Nie wiem czy przez to co powiedział, czy w jaki sposób na mnie patrzył. Jedno i drugie mocno mnie intrygowało.<br />
- Będę czekać detektywie Styles.<br />
Harry uśmiechnął się odsłaniając białe zęby. Nareszcie się uśmiechnął. Byłam dumna, że to mi udało się to spowodować. Nawet takim kiepskim żartem.<br />
A może to coś innego go wywołało?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsGaVdJk0mN_Ht0r1QCUS-ztNl11gxaIR1N3_XPTs-wpIazt9fw9cC4IXTguFTiYdz-p5IPQqiRo58kf1bRKRkDvHjC8wv8VrvgfdG-9HIMokIXTpT4UcIvBKKvpKHAejc1s4pKRbiTRYo/s1600/11107779_1479371325687619_2137112462_n.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsGaVdJk0mN_Ht0r1QCUS-ztNl11gxaIR1N3_XPTs-wpIazt9fw9cC4IXTguFTiYdz-p5IPQqiRo58kf1bRKRkDvHjC8wv8VrvgfdG-9HIMokIXTpT4UcIvBKKvpKHAejc1s4pKRbiTRYo/s320/11107779_1479371325687619_2137112462_n.gif" width="320" /></a></div>
<br />
***<br />
<b><i>Wracam z rozdziałem po długiej przerwie. Dziękuję wszystkim za miłe komentarze ( za groźby również), to daje ogromnego kopa do pracy.<br />Powyżej pierwszy i chyba ostatni raz opisałam scenę +18. Nie potrafię tego robić, ale się starałam!<br />Bez przedłużania, postaram się aby rozdział 6 pojawił się jak najszybciej. Miłego czytania! </i></b></div>
Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-53870427029338539612016-06-18T01:53:00.000-07:002016-06-18T01:53:53.731-07:00Wyjaśnienia Od dawna nie pojawił się tu nowy rozdział za co was mocno przepraszam. Bardzo dużo się ostatnio u mnie dzieje przez co nie miałam czasu ani nawet ochoty na pisanie Look. Teraz jednak postaram się to wszystko nadrobić i piąty rozdział pojawi się już w piątek!<br />Dodatkowo szykuję nowe opowiadanie, trochę inne niż te dotychczas.<br />Pozdrawiam, Rouse xoxoRouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-43154393406668459822016-03-27T09:20:00.002-07:002016-03-27T09:20:40.809-07:00Rozdział 4 <a href="https://www.youtube.com/watch?v=WDAd0S92Uko" target="_blank"><i>Muzyka</i></a><br /><br />W pomieszczeniu było bardzo zimno. Każde wypuszczenie powietrza z ust równało się małej chmurze pary. Masywne mury piwnicy nie przepuszczały żadnego ciepła. Czułam się jakbym była w lodówce. Z drugiej strony zimno sprawiało, że lepiej mi się myślało. Mogłam całkowicie skupić się na Westonie.<br />
Mężczyzna siedział naprzeciw. Wpatrywał się we mnie z taką intensywnością, że w normalnych okolicznościach pewnie bym się zarumieniła i spuściła wzrok. Ale to nie były normalne okoliczności. Dzisiaj zginął człowiek i prawdopodobnie mam przed sobą morderce. Nie pozwolę, aby ominęła go sprawiedliwość.<br />
O Richardzie Westonie opowiedział mi pokrótce Tobias, kiedy razem pokonywaliśmy schody do piwnicy. Byłam tak wściekła, że nie jestem pewna jak to się właściwie stało, że ominęłam strażników i znalazłam się w tym pokoju. Wcale jednak nie żałuję.<br />
- Niesamowite - zawołał Weston - Czyli to tak działa? Wystarczy, że powiem czego chce i od razu mi to dajecie? - przyłożył palec do brody, udając, że się zastanawia - Szczerze mówiąc jestem głodny, co dzisiaj w menu?<br />
Mój śmiech wypełnił całe pomieszczenie.<br />
- Och Weston, masz wspaniałe poczucie humoru - przyznałam z wyczuwalną ironią - To będzie urozmaicenie, biorąc pod uwagę długość twojego pobytu tutaj. Bałam się o naszych strażników, przecież zanudziliby się, gdybyś był kompletnym sknerą.<br />
Rozbawienie zniknęło z jego twarzy, zastąpił je chytry uśmieszek.<br />
- Gdzie jest twój kochaś? Chciałbym zobaczyć was razem. Muszę przyznać, że wasza dwójka jest naprawdę ciekawa.<br />
- Mój kochaś, jak go nazwałeś, nie ma czasu na przejmowanie się takimi gnidami jak ty - warknęłam.<br />
- Uu ostra jesteś, lubię takie. Po co jednak te niegrzeczności? Jest tak miło.<br />
- Będzie miło, jeżeli będziesz współpracował.<br />
- To jest szantaż?<br />
- Szantaż? O nie, to była tylko porada - wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do Westona. Widziałam kątem oka, że ochroniarze zaciskają palce na broni. To dodało mi pewności siebie. Pochyliłam się nad mężczyzną - I dam ci jeszcze jedną. Nie prowokuj mnie, bo ja nie mam anielskiej cierpliwości Colina.<br />
Sama byłam zaskoczona spokojem w moim głosie.<br />
- Zaczynasz mi się podobać dziewczyno.<br />
Puściłam jego komentarz mimo uszu. Wyprostowałam się i wróciłam na swoje miejsce.<br />
- Dlatego chciałeś rozmawiać właśnie ze mną?<br />
Weston patrzył na mnie dłuższą chwilę. Potem przejechał wzrokiem po strażnikach. Mogę przysiąc, że przeszedł go dreszcz. Pokręcił głową.<br />
- Jesteś zagadką.<br />
Marszczę brwi, trochę zniecierpliwiona.<br />
- Co to ma znaczyć?<br />
- Każdy w mediach marzy o wywiadzie z tajemniczą dziewczyną członka najpopularniejszego boysbandu naszych czasów. Dostajecie tysiące najróżniejszych propozycji dziennie - zmierzył mnie wzrokiem - Ale ty o niczym nie wiedziałaś.<br />
Bo Colin nie chce mi nic mówić. Dlaczego muszę się dowiadywać o wszystkim ostatnia?<br />
- Nie interesuje mnie to - skłamałam - Chcę znać powód, dla którego włamałeś się na teren One Direction?<br />
- Przecież powiedziałem, chciałem...<br />
- Prawdziwy powód.<br />
Weston wyglądał na zaskoczonego, chociaż bardzo starał się to ukryć.<br />
- Nie mam pojęcia, co masz na myśli.<br />
Zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem.<br />
- Szkoda.<br />
Gestem pokazałam ochroniarzom, aby go zabierali.<br />
- Może coś ci przyjdzie do głowy w czasie pobytu w celi. Podobno to bardzo odświeża pamięć.<br />
Weston uśmiechnął się drwiąco. <br />
- Nic mi nie zrobicie, bo niczego na mnie nie macie. <br />
Uśmiechnęłam się teatralnie.<br />
- Oh mój drogi, zgrywanie niewiniątka w niczym ci nie pomoże. Im szybciej przyznasz się do winy, tym dla ciebie lepiej.<br />
- Jakiej winy? O czym ty mówisz? - wyglądał na naprawdę zdezorientowanego.<br />
- O zamordowaniu naszego ochroniarza. Oprócz tego dojdzie ci jeszcze włamanie i próba zabójstwa - spojrzałam na niego z góry - Czuję, że długo się nie zobaczymy.<br />
Przez krótką chwilę napawałam się przerażeniem na twarzy Westona, a następnie opuściłam pomieszczenie.<br />
<br />
Kiedy tylko drzwi się za mną zamknęły, poczułam że opuszcza mnie cała adrenalina. Mięśnie zaczynają mi ciążyć, a głowa pulsować tępym bólem. Opieram się ramieniem o ścianę, nie rozumiejąc co się dzieje. Mam ochotę wymiotować.<br />
Słyszę podniesione głosy, ale nie z pokoju przesłuchań, tylko pomieszczenia obok. Prostuję się i idę w tamtym kierunku. Coraz wyraźniej słyszę kłótnie.<br />
- Kto ją tam, kurwa, wpuścił?!<br />
To Louis. Poczułam ukłucie bólu na myśl, że on musiał to wszystko oglądać. Stanęłam po cichu w progu, chcąc dokładnie przyjrzeć się scenie, która się tutaj odgrywa. Louis stał do mnie tyłem. Widziałam jego napięte ramiona. Mój żołądek ścisnął się jeszcze bardziej, gdy spod koszulki dostrzegłam wystający kawałek bandaża. Holly miała wypieki na twarzy. Piorunowała Louisa wzrokiem.<br />
- Nie denerwuj się, nic jej się nie stało. Masz rację moi ochroniarze zrobili ogromną głupotę pozwalając jej tam wejść.<br />
- Okazali się całkowicie niekompetentni, ich głównym zadaniem jest chronienie Alex...<br />
- Nie - widać było, że cierpliwość Holly się kończy - Ich głównym zadaniem jest chronienie was wszystkich.<br />
Louis przeczesał palcami włosy. Zawsze uginały mi się kolana na ten gest, teraz byłam zbyt zagubiona, aby cokolwiek zrobić.<br />
- Posłuchaj Holly, gdyby cokolwiek jej się stało, ja...<br />
- Alex?<br />
Mój wzrok spotkał się z oczami Harry'ego. Po chwili już wszyscy się we mnie wpatrywali z dezaprobatą. Serce mocniej mi zabiło. Opuściłam głowę, czując się niekomfortowo. Widzę, że wszyscy są na mnie źli za to co zrobiłam. Nie powinnam tam wchodzić, niepotrzebnie się narażałam.<br />
Z drugiej strony to moje życie i mogę robić co chcę, a oni nie powinni mieć do mnie pretensji.<br />
Nie licząc Louisa, dla którego wiem, że jestem ważna. On ma prawo się na mnie wściekać.<br />
Gdyby to on wywinął mi taki numer, to bym go chyba zamordowała.<br />
- Zamierzasz coś powiedzieć? - głos Tomlinsona wyrwał mnie z zamyśleń. Wciąż słychać w nim było gniew.<br />
Podniosłam na niego wzrok.<br />
Jest mi głupio, bo przeze mnie się tak zdenerwował. Coś jednak w jego tonie i nastawieniu tak mnie irytuje, że nie ma mowy o przeprosinach.<br />
Przybieram wrogi wyraz twarzy.<br />
- Nie.<br />
Louis aż czerwienieje. Czuję satysfakcję pomieszaną z poczuciem winy. Co ja robię?<br />
- Moglibyście nas na chwilę zostawić? - chociaż jego prośba skierowana była do zgromadzonych, to jego oczy były utkwione we mnie. Wiem, co się zaraz stanie i najchętniej też bym opuściła pokój.<br />
Chłopcy wychodząc unikali mojego wzroku. Jedynie Harry lekko się do mnie uśmiechnął, przez co wiedziałam że jest po mojej stronie. Trochę mnie podniósł na duchu, bo to oznaczało, że nie zrobiłam aż takiej głupoty.<br />
Kiedy drzwi się za mną zatrzaskują serce wali mi jak oszalałe. Przed Westonem byłam twardzielką, ale to jest Louis. Przed nim nie umiem udawać.<br />
- Więc?<br />
Ciarki przeszły mi po plecach słysząc jego szorstki głos.<br />
- Co więc?<br />
- Nie zgrywaj głupiej, Alex. Dlaczego tam weszłaś? Nie powinienem cię zostawiać samej w sypialni, mogłem się spodziewać, że coś odpierdolisz - zabolało - Powinienem cię pilnować.<br />
Zacisnęłam pięści.<br />
- Nie jestem dzieckiem.<br />
- Ale tak się zachowujesz!<br />
- Teraz to ty się zachowujesz jak gówniarz. Nic się nie stało. Stoję przed tobą w jednym kawałku - mówię z naciskiem - Nic mi nie jest.<br />
- Mogło być - usłyszałam taki ból, że momentalnie zmiękło mi serce - Nie mogę cię znowu stracić, Aly.<br />
Znów zobaczyłam go z czerwoną plamą na koszulce, powiększającą się z każdą sekundą. Jego zamykające się oczy i gasnący blask z twarzy. Nigdy nie pozwolę, aby Louis przeżył coś takiego.<br />
- I nie stracisz.<br />
Zawiązał ręce na klatce piersiowej i oparł się tyłem o stolik. Czułam rosnące między nami napięcie. Dlaczego on się tak denerwuje? Ja też byłabym zła. Ale nie aż tak. W końcu nic się nie stało.<br />
- Louis - zaczęłam niepewnie - Jest coś o czy chciałbyś mi powiedzieć?<br />
Zmierzył mnie krótkim spojrzeniem. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Rozpływałam się w szarościach i błękitach oczu Louisa. Nagle poczułam ciepłe palce podnoszące moją brodę do góry i usta przyciśnięte do czoła.<br />
- Przepraszam - wyszeptałam - Nie pomyślałam o tobie. Nie planowałam tego, po prostu gdy zobaczyłam Westona na ekranie... W zasadzie nie wiem dlaczego to zrobiłam.<br />
Louis uśmiechnął się łagodnie.<br />
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz - poprosił - Zgoda?<br />
Pokiwałam głową. Uśmiech chłopaka się powiększył, a na twarzy nie było śladu po wściekłości. Przymknęłam powieki rozkoszując się chwilą.<br />
- Wyjedźmy stąd, Aly - wyszeptał mi prosto do ucha - Gdzieś daleko, bardzo daleko.<br />
Oderwałam się od niego zdziwiona.<br />
- Żartujesz?<br />
- Mówię śmiertelnie poważnie. Wyjedziemy, tylko we dwoje. Nikt nie będzie wiedział gdzie jesteśmy, nawet chłopaki. Zaszyjemy się w jakiejś małej mieścinie na końcu świata. Albo kupimy ogromny dwupiętrowy dom z drewna na wsi, tak jak zawsze marzyłaś. Znajdziemy sobie kryjówkę i będziemy żyli w spokoju. Założymy rodzinę, nikt nas nie znajdzie. Będziemy bezpieczni i szczęśliwi.<br />
Wiedziałam, że ten pomysł to absurd, ale mimo tego na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Takie życie byłoby idealne.<br />
Lecz nie jest możliwe.<br />
- A co z zespołem? Chłopakami? Mamy tak po prostu ich wszystkich zostawić?<br />
- Odejdę z zespołu, chłopaki zrozumieją. Widzą, co się dzieje i myślę, że spodziewają się mojej rezygnacji - przejechał palcem po moim policzku - Ale nie zostawimy ich, kiedy wszystko się uspokoi odezwiemy się i wszystko będzie po staremu.<br />
Pokręciłam głową.<br />
- Colin się w życiu na to nie zgodzi.<br />
- Już się zgodził - widząc moje zdziwienie, zrobił niewinną minę - Rozmawiałem z nim o tym, też uważa to za dobry pomysł. Wystarczy jedno twoje słowo, Aly. I już nas tutaj nie będzie.<br />
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Chciałabym wyjechać z Louisem. Zostawić to wszystko i żyć w ciszy i spokoju. <i>Założyć rodzinę.</i> Czy Louis naprawdę to powiedział?<br />
W mojej głowie pojawiła się wizja pięknego, wielkiego domu. Po salonie w którego centrum stała długa kanapa biegały roześmiane dzieci. Przy schodach stał Louis, który z uśmiechem pomagał małej dziewczyne wchodzić po schodkach, trzymając ją za drobniutkie rączki. Ja opierałam się o futryne drzwi kuchennych z ścierką w ręce. Obserwowałam wszystko z czułością. Poczułam ciepło rozchodzące się w moim brzuchu. To jest moje największe marzenie. I chociaż z chęcią bym się teraz zgodziła na wszystko co zaoferuje Louis, to wiem , że nie moge.<br />
Nie wyjadę, dopóki nie dowiem się kto zabił strażnika. <br />
Ani kto jest odpowiedzialny za postrzelenie Louisa. <br />
Nie mogę mu jednak odmówić, widząc na jego twarzy, ile to dla niego znaczy. Czeka na odpowiedź, ale ja kompletnie nie wiem, co mam powiedzieć. Znajduje się pomiędzy młotem, a kowadłem.<br />
Nagle rozlega się pukanie do drzwi i stają w nich Harry i Liam. Z jednej strony dziękuję im w duchu, za to, że wybawili mnie z tej całej sytuacji, a z drugiej wzdrygam się na widok Payne'a.<br />
- Colin chce was widzieć - jego wzrok jest zimny jak lód - Oboje.<br />
<br />
Siedząc na kanapie w gabinecie Colina zastanawiałam się do czego właściwie ten człowiek jest zdolny. Za to, co zrobiłam zdecydowanie zostanę ukarana, nie wiem jednak w jaki sposób. Chłopaki opowiadali, że kiedyś musieli umyć wszystkie okna w willi, a Meg cały czas na nich krzyczała, bo zostawiali smugi. Wtedy się z nim śmiałam, ale teraz się boję. Nie wiem, co może być w głowie Colina.<br />
Właśnie mierzył mnie dokładnie wzrokiem. Jego oczy wydawały się malutkie zza grubych okularów.<br />
- Cieszę się, że znaleźliśmy się tutaj w komplecie. Zgodnie z Holly ustaliliśmy, że będą organizowane spotkania, na których będziemy planować nasze kolejne poczynania. Zaczynamy teraz.<br />
- Gdzie ona jest? - zapytał Niall. <br />
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Chłopaki są poruszeni nagłą decyzją o spotkaniach, a jego jedynie obchodzi gdzie jest Holly. Ciekawe.<br />
- Zaraz o tym powiem - odpowiedział rzeczowym tonem - A teraz.<br />
Zatrzymał się przy mnie, przyglądając dokładnie z góry. Przełknęłam głośno ślinę.<br />
Zaczyna się.<br />
- Wstań proszę Alexandro.<br />
Zrobiłam to, co kazał. Wyprostowałam się, ale mimo to byłam sporo od niego niższa. Miałam złe przeczucia, ale mimo to starałam się zachować kamienny wyraz twarzy. Dałam sobie radę z Westonem, dam i z Colinem. Chociaż wiem, że ten drugi jest sto razy gorszy.<br />
- Twoje dzisiejsze zachowanie było skrajnie nieodpowiedzialne. Szczególnie, że Richard Weston jest podejrzany o zabójstwo naszego ochroniarza. Niepotrzebnie naraziłaś swoje życie i mogłaś zepsuć naszą pracę, którą włożyliśmy w uzyskanie zeznań Westona. Wykazałaś się lekkomyślnością i nieposłuszeństwem.<br />
Poczułam krew napływającą do policzków. Spuściłam głowę nie mogąc już dłużej wytrzymać jego przeszywającego na wskroś wzroku.<br />
- Mimo to, dzięki twojej impulsywności i przekonaniu w swoje możliwości Weston zaczął mówić. Od razu po twoim wyjściu zgodził się zeznawać. Teraz rozmawia z nim Holly.<br />
Słychać było tylko trzask drzwi i już nie było Nialla w pokoju. Colin spojrzał za nim i jedynie lekko się uśmiechając pokręcił głową. Bardzo ciekawe.<br />
- Wracając, dobra robota Alexandro. Jednak następnym razem staraj się powstrzymać swoją rządzę sprawiedliwości. Zgoda?<br />
- Zgoda - również się uśmiechnęłam.<br />
- Możesz usiąść - odwrócił się do pozostałych - Przejdźmy do omawiania innych spraw.<br />
- Czy to Weston stoi za wybuchem? - głos Harry'ego był lekko zachrypnięty, co wywołało u mnie miłe dreszcze. Kurcze, co ja mówię? <br />
- Jest zdecydowanie za wcześnie, aby znaleźć już winowajcę. Oczywiście Weston jest podejrzanym, lecz aby mu to udowodnić potrzebujemy czasu. <br />
- Nie mamy czasu - zauważył Louis - Nie wiadomo, czy nie szykują kolejnego ataku. Nie możemy czekać, musimy działać. <br />
- Tak, masz rację. Najpierw jednak trzeba mieć plan, aby to działanie nie było bezsensowne. Jakieś propozycje? <br />
Nastała chwila ciszy. Chłopaki patrzyli po sobie, jakby szukali dobrego pomysłu. W końcu odezwał się Liam.<br />
- Ja nadal uważam, że jest jedno rozwiązaniem, które już wielokrotnie wam przedstawiałem. Naprawdę wy...<br />
- Morda! - warknął Louis.<br />
- Zamknij się - w tym samym momencie powiedział Harry.<br />
Chłopaki patrzyli na Liama z takim gniewem, że niemal było widać pioruny. Jak to możliwe, że najlepsi przyjaciele mają nagle takie zgrzyty? Wiem, że to moja wina. I tego tez nie mogę tak zostawić.<br />
- Myślę, że każdy powinien to przemyśleć na spokojnie - mówię - I zaplanujemy dalsze kroki jutro.<br />
Colin przez chwilę patrzył na mnie w skupieniu.<br />
- Masz rację - przyznał - W porządku, zważywszy na bardzo późną porę, wszyscy do swoich pokoi.<br />
Wrócimy do tego.<br />
<br />
<br />
Przez parę następnych dni panował spokój. Dalej jednak nie wiedzieliśmy co robić. Weston zaczął zeznawać, lecz zdaniem Colina wciąż nie mówi nam wszystkiego. Podobno to kwestia czasu. Mam taką nadzieję. <br />
Dom to teraz mrowisko ochroniarzy. Są wszędzie, a termin taki jak ,,prywatność'' nie istnieje. Gdyby teraz ktoś wdarł się do domu, nie miałby szans na ucieczkę.<br />
Bardzo dużo czasu spędzam z Louisem i jeśli to możliwe, to zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Na razie nie wspomina o wyjeździe i jestem mu za to wdzięczna. Nie podjęłam jeszcze decyzji, nie wiem co mam o tym myśleć.<br />
Nagły ból brzucha wyrwał mnie zamyśleń. Od rana mam okropne mdłości. Nie mam siły nawet, aby się ubrać i leżę w piżamie. Dobrze, że Louis pojechał z Niallem i Zaynem na jakiś wywiad. Nie chcę, aby mnie widział w takim stanie. Znów czuję ścisk i już po chwili zrywam się z łóżka. Biegnę do sedesu, zwracając dzisiejsze śniadanie. Musiałam zjeść coś nieświeżego. Siadam chwilę na posadzce, aby nabrać oddechu. Parę minut później czuję się już normalnie, więc podnoszę się i pierwsze co robię to myję zęby. Patrzę na siebie w lustrze i mam wrażenie, że to wcale nie jestem ja. Zupełnie jakby ostatnie wydarzenia dodały mi lat. W prawdzie mogły się do tego przyczynić też nieprzestane noce. Mimo, że śpię u boku Louisa to cały czas budzę się z krzykiem, lub cicho płaczę do poduszki tak, aby Tomlinson tego nie widział. Nie chcę, aby wiedział jaka jestem słaba. Za dnia się trzymam, ale nocą daję upust emocjom. To co się tu dzieje, zaczyna mnie powoli przerastać. Ale wiem, że nie mogę się poddać, ze względu na Lou. To on daje mi siłę.<br />
Nagle słyszę pukanie do drzwi. Krzyczę, aby wejść, po czym wycieram usta ręcznikiem i opuszczam łazienkę. W progu stoi Harry, na którego widok serce lekko mi przyspiesza. Chłopak od dłuższego czasu umyślnie mnie unika. Widzę, jak przy kolacjach unika mojego wzroku, kiedy pojawiam się w pomieszczeniu, on zaraz wychodzi. Rozmawia ze mną tylko, gdy musi. Czuję, że coś się zepsuło w naszej przyjaźni. To już nie jest ten sam Harry, on coś ukrywa. Mam tylko nadzieję, że to nic związanego z tamtym incydentem w kuchni... Chociaż, nic się przecież nie stało. Nie wiem dlaczego to wciąż rozpamiętuje.<br />
- Chodź na dół, ktoś na ciebie czeka. <br />
Był widocznie spięty. Oszczędziłam mu więc rozmowy i kiwając głową wyminęłam go w drzwiach. Nagle jednak poczułam, że chwyta mnie za rękę i zatrzymuje. Odwracam się, napotykając zieleń jego tęczówek. <br />
- Jest coś ważnego - był zdecydowanie za blisko - O czym muszę ci powiedzieć. <br />
Stałam sztywno, a on trzymał mój nadgarstek. Miał ciepłe palce. Nie mogłam przestać patrzeć w jego oczy, wyrażały taki... smutek. <br />
- Więc mów. <br />
Między nami była przerwa, lecz mimo to czułam się nieswojo. Nie potrafiłam się jednak odsunąć. <br />
Harry pokręcił głową i przygryzł dolną wargę. <br />
- Nie teraz, to sprawa na dłuższą rozmowę. <br />
Nie wiem dlaczego, ale miałam złe przeczucia. A pozycja, w jakiej się aktualnie znajdujemy, tylko je pogłębia. Mimo to się zgodziłam i już po chwili szliśmy na dół. Ja jednak cały czas myślałam o jego zielonych oczach i delikatnym dotyku. Co on może chcieć mi powiedzieć? Dlaczego nie zrobił tego teraz? I na miłość boską, co powiedziałby Louis, gdyby nas wtedy zobaczył.<br />
<i>Jesteś idiotką, Alex</i>. Przecież nic się nie stało. Rozmawialiście i tyle. Złapał cię za nadgarstek, wcześniej łapał cię za gorsze rzeczy i nie widziałaś w tym nic nadzwyczajnego. Teraz sobie coś ubzdurałaś. Oby tak było.<br />
Zeszliśmy po schodach i weszliśmy do salonu. Spojrzałam ukradkiem na Harry'ego. Przybrał normalny, lekko znudzony wyraz twarzy. Tak, to na pewno tylko wyobrażenia. To mój przyjaciel, może ma jakieś kłopoty z Kate i chce o nich porozmawiać. Tak, to na pewno o to chodzi. Bo przecież, o co innego.<br />
- Witaj, Alex.<br />
Stanęłam jak wryta, słysząc ten zjadliwy i za razem piskliwy głos. Odwróciłam się i nie wierzyłam temu, co widzę. Siedziała jakby nigdy nic w fotelu z filiżanką herbaty w ręce.<br />
Tracy Morell.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnuLt_8G6A5lCEbOVUbAyAAkzIidK2mGpeDB2gBHeX-qBj5QrpRDeFQHmqQhFM7TaS5-t_kFzpNxjvJ0rYQn7H6Ais03nVXv3tiaiSAEtmZElmSOUKp2DbDLvX4oaWiHcoyOa2AwyfSRHo/s1600/giphy.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="223" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnuLt_8G6A5lCEbOVUbAyAAkzIidK2mGpeDB2gBHeX-qBj5QrpRDeFQHmqQhFM7TaS5-t_kFzpNxjvJ0rYQn7H6Ais03nVXv3tiaiSAEtmZElmSOUKp2DbDLvX4oaWiHcoyOa2AwyfSRHo/s400/giphy.gif" width="400" /></a></div>
<br />
***<br />
<b><i>Przede wszystkim należą wam się przeprosiny! Niestety bardzo opuściłam się z pisaniem rozdziału. Jest to częściowo spowodowane brakiem weny, jak i czasu oraz chęci. W mojej głowie ta historia cały czas się toczy i mam pomysły już na kolejną część. Takie cofanie się i przelewanie tego na słowa niestety zajmuje sporo czasu i sił. Ale koniec narzekania. Dodaję ten rozdział i szybko biorę się za następny.<br />Wesołych świąt! xoxo</i></b>Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-27332762451083101612016-02-20T13:03:00.001-08:002016-03-08T10:52:20.969-08:00Rozdział 3Zamknęłam oczy i odliczałam w myślach do dziesięciu. Nic nie słyszę, ale mam świadomość, że stoi przy mnie Tobias nieustannie coś tłumacząc. Czuję jak szybko bije moje serce, zupełnie jakby chciało się wydostać z mojej piersi i uciec. Szczerze mówiąc ja również mam ochotę zniknąć. Zaszyć się gdzieś, z dala od tego wszystkiego. Po prostu rozpłynąć się w powietrzu.<br />
Do mojego nosa doszedł zapach spalenizny. Zamrugałam gwałtownie a spod moich powiek popłynął potok łez. Nie mogłam znieść widoku zmasakrowanej sypialni. Ciemny osad pokrywał ściany i podłogę, a szarawy dym przyćmiewał całe wnętrze. Zasłoniłam usta ręką, gdy zobaczyłam spalone meble i wciąż jarzące się książki. Zabrakło mi powietrza.<br />
- Alex!<br />
Nagle pojawił się przy mnie Louis. Odpychając Tobiasa podbiegł do mnie i mocno do siebie przytulił. Byłam tak oszołomiona tym co się stało, że nie potrafiłam nawet na niego spojrzeć. Czując jego przyśpieszony oddech w moich włosach, ulżyło mi.<br />
- Trzeba ją stąd wyprowadzić.<br />
Mam wrażenie jakby głos Louisa pochodził gdzieś zza ściany, a on stoi tuż obok.<br />
- Zgłosiłem wszytko do centrum, zaraz pojawi się sztab medyczny. Trzeba sprawdzić czy nic jej się nie stało.<br />
Tobias patrzył na mnie ze współczuciem, kiedy Louis wziął mnie na ręce i wyniósł ze zgliszczy mojej sypialni. Mężczyzna uratował mi życie. Gdyby nie on, wybuch by mnie zabił.<br />
<br />
Niecierpliwie stukałem nogą o podłogę przyglądając się ratownikowi medycznemu, który właśnie zajmował się Alex. Brunetka była całkowicie oszołomiona, sprawiała wrażenie jakby nie miała pojęcia co się wokół niej dzieje. Wpatrywała się tępo w przeciwległą ścianę, bez żadnych emocji wymalowanych na twarzy. Jedynie od czasu do czasu po jej policzku spłynie pojedyncza łza, którą natychmiast ścieram. Chcę jej pomóc i dałbym wszystko aby wiedzieć teraz jak to zrobić. Pragnę znaleźć się w jej umyśle, szukać w nim rozwiązania. Boli mnie, że mimo szczerych chęci nie mogę nic uczynić. A ona nawet nie chce na mnie spojrzeć.<br />
- Nie ma obrażeń wewnętrznych - mówi w końcu mężczyzna przyglądając jej się z niepokojem - Jest trochę posiniaczona i obolała, ale to zniknie w ciągu kilku dni. Bardziej martwi mnie jej stan psychiczny. Doznała ogromnego szoku przez co zamknęła się w sobie. Nie wiem ile to potrwa, ani jak jej pomóc.<br />
Jego słowa wywołały we mnie niepohamowany gniew.<br />
- Jak to nie wiesz? - zapytałem ostro - Jesteś lekarzem do kurwy nędzy, powinieneś pomagać pacjentom!<br />
Mężczyzna spojrzał na mnie chłodno.<br />
- Jestem ratownikiem medycznym, nie lekarzem. To jest różnica. Nie jestem tym bardziej psychiatrą, który teraz będzie niezbędny do dalszego leczenia panny Collins. <br />
Spojrzałem odruchowo na Alex, mając nadzieję, że nie usłyszała tego co powiedział ten idiota. Potem wróciłem do tego gościa i widząc jego uniesioną wysoko głowę nie wytrzymałem i pchnąłem go na ścianę. Facet wyglądał na mocno zdziwionego, przez co miałem ochotę się roześmiać. Zamiast tego jednak chwyciłem jego koszulkę i uniosłem go do góry, napinając mocno mięśnie. Na jego twarzy malował się strach, co jeszcze bardziej mnie nakręcało.<br />
- Louis, przestań - usłyszałem cichy głos za sobą - To nic nie da.<br />
Odwróciłem się puszczając mężczyznę, który z hukiem spadł na ziemię. Niebieskie oczy Alex utkwione były we mnie. Serce mnie zakuło, gdy dostrzegłem kryjącą się w nich pustkę.<br />
- Zabierz mnie stąd - niemal błagała.<br />
Bez zbędnych pytań pomogłem jej wstać, a następnie wziąłem ją ręce. Normalnie Alex by protestowała, ale wiem, że teraz była tak przerażona, że nie miała na to siły. Wtuliła jedynie twarz w moją koszulkę.<br />
Zaniosłem ją do mojej sypialni i położyłem delikatnie na łóżku. Okryłem ją szczelnie kocem i poprawiłem poduszkę. Z bólem zauważyłem, że Alex znów jest w innym świecie wpatrując się bez wyrazu w sufit. Odgarnąłem włosy z jej czoła i założyłem je za ucho. Dziewczyna nawet tego nie zauważyła. <br />
Przyszło mi na myśl, że może ochroniarze już się czegoś dowiedzieli o wybuchu. Wstaję z łóżka, poprawiając jeszcze koc i idę w stronę drzwi.<br />
- Louis, połóż się ze mną - słyszę nagle - Nie chcę zostać sama.<br />
Gdy spojrzałem na dziewczynę dosłownie wszystko w środku mnie bolało. Nie ma nic gorszego niż bezsilność w czasie cierpienia ukochanej osoby. Szybko kładę się obok niej i otulam mocno ramieniem.<br />
<br />
Po paru godzinach Alex zasnęła, a ja wymknąłem się cicho z pokoju. Od razu po otworzeniu drzwi, dostrzegłem trzech ubranych na czarno ochroniarzy pilnujących mojej dziewczyny. Trochę za późno, pomyślałem zirytowany. Mimo to kiwnąłem mężczyznom na powitanie i ruszyłem korytarzem na dół. Wciąż w domu unosił się zapach spalenizny, przez co nie mogę przestać myśleć o spalonym pokoju Alex. Jak do tego mogło w ogóle dojść? Dlaczego ochrona niczego nie zauważyła? Czułem jak narasta we mnie irytacja. Gdyby coś stało się Aly, nie mam pojęcia co bym zrobił.<br />
Wszedłem do kuchni, gdzie zastałem Zayna, Nialla i Liama siedzących przy stole. Widząc mnie od razu zaprzestali rozmowy, a po ich minach mogłem łatwo wywnioskować o kim ona była.<br />
- Jak ona się czuje? - zapytał Niall, w jego oczach kryło się współczucie.<br />
Usiadłem na wolnym miejscu i wzruszyłem ramionami.<br />
- Tak jak każdy po drugim zamachu na swoje życie w ciągu tygodnia - przetarłem dłonią zmęczoną twarz - Jest źle. Boję się, że to wszystko ją przerośnie i zrobi coś głupiego.<br />
Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze. Nie wyobrażam sobie życia bez Aly, to tak jakbym pozbawił się części siebie. Zrobię wszystko, aby została przy mnie na zawsze.<br />
- Wiadomo co tam się w ogóle stało? - zapytałem.<br />
Chłopaki wymienili wymownie spojrzenia.<br />
- Wybuch był spowodowany przez bombę - powiedział w końcu Horan. Spojrzałem na niego jak na skończonego debila. Jakim cudem w jej sypialni znalazła się bomba? Wtedy przypomniał mi się Colin, mówiący o intruzie. Zapewniał, że ten człowiek nie ma szans, aby dostać się do domu. Grubo się pomylił. Znów czuję jak zbiera się we mnie fala złości. Gdyby Colin zaostrzył ochronę żaden zamach nie miałby miejsca. Robi mi się niedobrze na samą myśl, że jakiś nieobliczalny człowiek chodził niezauważony po naszym domu. Być może nadal w nim jest.<br />
- Tą bombę - zaczął niepewnie Malik - Zostawiono pod łóżkiem. Siła wybuchy była na tyle duża, że nikt obecny w pokoju by nie przeżył. Alex spała, gdyby Tobias się w porę nie zorientował, to wiesz jak by to się skończyło.<br />
Zacisnąłem mocniej szczękę.<br />
Nie chce wiedzieć, jakby się to skończyło. Jestem jednak cholernie wdzięczny Tobiasowi za to co zrobił. Chociaż jest on ochroniarzem Alex, więc to leży w jego zakresie obowiązków. Nie jestem jednak pewny, czy każdy miał by na tyle odwagi, aby w takiej sytuacji ratować kogoś zamiast siebie.<br />
- Oboje mieli dużo szczęścia - odezwał się nieoczekiwanie Liam. Wpatrywał się w stół z dziwnym, napięciem na twarzy.<br />
- Coś nie tak? - pytam, zdziwiony jego zachowaniem. Liam był naprawdę szczerym człowiekiem, a teraz gołym okiem było widać, że coś w sobie dusił.<br />
- Myślę... - urwał, starając się dobrać odpowiednie słowa - Że trzeba to skończyć.<br />
W kuchni zapanowała grobowa cisza. Niall i Zayn wpatrywali się w Liama z wyrzutem. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc co się dzieje.<br />
- Co skończyć? - zapytałem.<br />
- To wszystko z Collins. Stary ona miała jedynie naprawić twój medialny wizerunek, a następnie wylecieć na zbity pysk. Coś ta druga część się przydłuża. <br />
Poczułem jak moje mięśnie się napinają. <br />
- Ciebie jakoś trzymamy do tej pory - warknąłem. <br />
- Posłuchaj - głos Payna złagodniał - Rozumiem, że ci na niej zależy, ale naprawdę nie mam ochoty kupować garnituru na twój pogrzeb. Już raz zostałeś przez tą dziewczynę postrzelony i cudem przeżyłeś, następnym razem możesz nie mieć takiego szczęścia. <br />
- To co się tutaj dzieje nie jest winą Alex - musiałem użyć dużych nakładów silnej woli, aby nie podnieść głosu - A nawet jakby było, to nie wyrzuciłbym jej narażając na niebezpieczeństwo.<br />
Spojrzenie Liama skrzyżowało się z moim i niemal było widać spięcie między nami. Wiem, że Alex i Payne za sobą nie przepadają, ale chłopak naprawdę przesadził proponując coś takiego.<br />
Moje spojrzenie padło na Horana i Malika.<br />
- Zgadzacie się z nim? - pytam ostro.<br />
Niall przeczesuje palcami włosy.<br />
- Niezupełnie - mówi w końcu - Uważam, że powinniśmy ją gdzieś ukryć do wyjaśnienia sprawy. Tutaj już nie jest bezpiecznie.<br />
Pomyślałem o Aly, leżącej teraz w mojej sypialni. Jej puste spojrzenie i błagalny ton głosu, gdy prosiła o zostanie z nią. Jest przerażona, potrzebuje zapewnienia bezpieczeństwa. Zaszycie się w jakimś miejscu jest dobrym pomysłem.<br />
- Masz racje - mówię kiwając głową - Porozmawiam z Colinem i Holly.<br />
Wstałem i ku mojemu zdziwieniu to samo zrobił Liam.<br />
- Pójdę z tobą.<br />
Nie brzmiało to jak propozycja tylko podjęta decyzja. Nie chciałem tracić czasu na niepotrzebne kłótnie więc kiwnąłem głową na zgodę. Czegokolwiek nie próbowałby Liam i tak pomogę Aly.<br />
Niespodziewanie do kuchni wbiegł Harry. Oddychał ciężko a jego oczy były szeroko otwarte. <br />
- Złapali intruza - powiedział cicho. <br />
Całą piątką wypadliśmy z pomieszczenia. <br />
<br />
Harry zaprowadził nas do piwnicy. Od kąt się wprowadziliśmy, mieliśmy kategoryczny zakaz chodzenia po podziemiach. Nigdy jakoś żadnego nie ciągnęło to sprawdzenia co tutaj się znajduje. Jednak idąc teraz ciemnym kamiennym korytarzem, rozumiem dlaczego nie mieliśmy tutaj wstępu. To miejsce przypominało lochy średniowiecznego zamczyska. Ściany wyłożone były ciemnym, ciężkim kamieniem o nierównej powierzchni. Podłoga była klepiskiem ziemi i gliny, która zostawiała jasne ślady na naszych butach. W wielu miejscach wychodziła wilgoć. Szczególnie na suficie widać było mokre plamy i zacieki. Jedynym źródłem światła były stare, zniszczone, podłużne lampy zawieszone nad naszymi głowami. Patrząc na ich stan, zastanawiało mnie jakim cudem wciąż działają. Każdy kąt przyozdabiały pajęczyny i tony kurzu.<br />
- Klimatycznie - mruknąłem cicho.<br />
Szliśmy dłużej niż się spodziewałem. Nie wiedziałem, że nasze podziemia są aż tak rozległe. Przez całą drogę panowała cisza. Miałem wrażenie, że chłopaki milczą z mojego powodu. Wiedzą, że jestem zdenerwowany i nie chcieli jeszcze pogarszać sprawy. Właściwie byłem im za to wdzięczny.<br />
- To tutaj - powiedział Harry i skręcił w lewo.<br />
Zrobiliśmy to co chłopak i już po chwili zobaczyliśmy Colina i Holly. Oboje nie wyglądali na zdziwionych.<br />
- Dobrze, że jesteście - przywitał nas Colin.<br />
Chciałem od razu przejść do konkretów.<br />
- Gdzie on jest?<br />
Musiałem zobaczyć tego człowieka. Dowiedzieć się dlaczego chciał skrzywdzić Aly. Moją Aly.<br />
- W pokoju przesłuchań - głos Colina był opanowany - Pilnują go ochroniarze.<br />
- Wiadomo kim jest? - zapytał Harry.<br />
- To Richard Weston, dziennikarz z popularnego magazynu o gwiazdach - wyjaśniła Holly - Twierdzi, że włamał się żeby zrobić wam zdjęcia, ale nie dostał się do domu. <br />
- Musi kłamać - wtrącił Zayn - Nie możliwe aby był tu ktoś jeszcze i obszedł cały system bezpieczeństwa.<br />
Na twarzy Holly pojawił się słaby uśmiech.<br />
- Właśnie - otworzyła jakieś metalowe drzwi - Wchodźcie, cała rozmowa Colina z Westonem będzie nagrywana. Obejrzymy ją na ekranie.<br />
Zatrzymałem się gwałtownie patrząc na nią jak na wariatkę.<br />
- Nie ma mowy, ja chcę z nim rozmawiać.<br />
Holly spojrzała na mnie przepraszająco. To jeszcze mocniej mnie zirytowało. Odwróciłem się do Colina, mając nadzieję na wsparcie. Widząc jednak jego surową minę, wiedziałem, że sprawa jest już przesądzona.<br />
- Jesteś zbyt blisko związany z Alexandrą, abym cię tam wpuścił. Ten człowiek jest nam potrzebny, nie pozwolę, abyś przekreślił naszą szansę na posunięcie się dalej w tej sprawie.<br />
Niechętnie musiałem przyznać, że miał rację. Nie wiem czy potrafiłbym trzymać nerwy na wodzy, mógłbym się rzucić na Westona za najmniejszą zniewagę, rzuconą w stronę Alex.<br />
W końcu z rezygnacją kiwam głową i wyprzedzając Holly, pierwszy siadam przed wielkim ekranem. Po drugiej stronie widzę już szyderczy uśmieszek Richarda Westona. Wszystkie moje mięśnie automatycznie się napinają.<br />
<i>Zachowaj spokój </i>- mówię sobie - <i>Dla niej.</i><br />
<br />
<i>Strzał.<br />Drugi.<br />Trzeci.<br />Głucha cisza.<br />Słyszałam jedynie swój nierówny oddech. Ciemność otulała całe pomieszczenie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że leżę na podłodze.<br />W kałuży krwi.<br />Nie mogę się ruszyć. Czuję okropne pieczenie w dolnej części brzucha, lecz nie mogę unieść głowsy aby tam spojrzeć. Coś mnie blokuje. Albo ktoś.<br />Po moich policzkach spływają łzy. Zdaje sobie sprawę, że to już koniec. Nic nie mogę zrobić, jestem bezsilna. Coś zimnego jeździ po moim obojczyku. Czuję gładką powierzchnię metalu i zaokrągloną końcówkę. Zamarłam, gdy zrozumiałam co to jest.<br />W tamtym momencie w mojej głowie gościła tylko jedna osoba. Brunet o szaro-niebieskich oczach i czarującym uśmiechu. Oddałabym wszystko, aby zobaczyć Louisa przed ostatecznym pociągnięciem za spust. Znów zaczęłam płakać. </i><br />
<i>Wtedy ciemna postać, najwidoczniej zniesmaczona moim zachowaniem, przeklęła głośno i przyłożyła pistolet do mojego czoła. Kaptur zsunął mu się z głowy, a moje oczy szerzej się otworzyły.<br />Strzelił. </i><br />
<br />
Obudziłam się z krzykiem. Znów miałam koszmary. Przerażona rozejrzałam się po ciemnym pokoju i znów krzyknęłam, gdy zobaczyłam, że to nie moje sypialnia. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i wpadło przez nich dwóch mężczyzn w czarnych, ochroniarskich ubraniach. Automatycznie zasłoniłam się bardziej kołdrą.<br />
- Wszystko w porządku? - zapytał jeden, dokładnie przyglądając się pomieszczeniu.<br />
Dopiero po chwili udaje mi się opanować głos.<br />
- Tak - robi mi się głupio - To był tylko zły sen.<br />
Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Ku mojemu zdziwieniu na twarzy ochroniarza nie widzę politowania, tylko zrozumienie.<br />
- W razie jakiś problemów jesteśmy na korytarzu.<br />
Po tych słowach obaj opuścili sypialnie, zostawiając mnie samą. Przygryzłam dolną wargę próbując zebrać myśli. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem w pokoju Louisa. Pamiętam jak mnie tu przyprowadził po wybuchu. Na samo wspomnienie robi mi się słabo. Gdyby Tobias spóźnił się kilka sekund, to już byłabym trupem. Szybko odpycham od siebie tą myśl i wstaje z łóżka. Z niezadowoleniem stwierdzam, że mam na sobie tylko w podkoszulkę i koronkowe majtki, w które ubrałam się przed wybuchem. Nie wyjdę tak z pokoju, szybciej bym umarła. Podeszłam do szafy Louisa i wyciągnęłam z niej białą koszulkę z krótkim rękawem i szare. dresowe spodnie. Szybko założyłam na siebie ubrania i wyszłam na korytarz. Moim oczom ukazali się trzej mężczyźni w ciemnych strojach. Wysłałam im słaby uśmiech, po czym poszłam szukać Louisa. Po chwili zorientowałam się, że jeden z nich idzie za mną. Teraz nie będą mnie spuszczać z oka. Boją się kolejnego ataku.<br />
Schodząc po schodach usłyszałam dziwne odgłosy. Zaciekawiona przeskakiwałam co dwa schodki, chcąc jak najszybciej sprawdzić ich źródło. Moje tętno przyspieszyło, gdy zobaczyłam Meg trzymającą się za pierś. Szybko podbiegłam do kobiety. Jej oczy się rozszerzyły gdy mnie zobaczyła.<br />
- Nie... Nie powinno cię tu być, idź na górę skarbie.<br />
Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. Dlaczego Meg chciała się mnie pozbyć? Przez to moje złe przeczucia jedynie się pogłębiły.<br />
- Alex!<br />
Przez ramię Meg dostrzegłam Tobiasa. Uśmiechał się, ale jego oczy były smutne. Zupełnie jakby ktoś zestawił niepasujące do siebie dwa obrazki.<br />
- Nic ci nie jest? - zapytałam gdy chłopak do nas podszedł. Dostrzegłam cienie pod jego oczami, o wiele wyraźniejsze niż wcześniej.<br />
- To ja powinienem cię o to zapytać - zauważył - Chodź może do kuchni.<br />
Złapał mnie za ramię, ale skutecznie się wyrwałam. Nie zamierzałam nigdzie iść bez wyjaśnień ich dziwnego zachowania.<br />
- Dlaczego? - zapytałam - Co się stało?<br />
Tobias chyba chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie podszedł do nas jakiś inny ochroniarz. Na rękach miał gumowe rękawiczki.<br />
- String, chodź, jesteś potrzebny.<br />
Tobias przeprosił mnie na chwilę i poszedł za mężczyzną do pokoju obok. Patrzyłam jak obaj znikają za ścianami innego pokoju. <br />
Odezwała się moja ciekawska strona. Chciałam wiedzieć, co tam jest i dlaczego wezwali tam Tobiasa. Wiem, że jest czymś w rodzaju przełożonego. Kiedy przed wybuchem przyszedł mi się przedstawić, wszystko mi dokładnie wytłumaczył. Byłam jednak tak zmęczona, że właściwie nie słuchałam. Zrozumiałam jedynie, że ma na imię Tobias, dla przyjaciół Tobi i jest moim ochroniarzem. Potem się wyłączyłam.<br />
Znów spojrzałam na drzwi i niewiele myśląc, poszłam w tamtym kierunku.<br />
- Alex, to nie jest dobry pomysł - słyszałam głos Meg, ale celowo ją ignorowałam. Pobiegłam przed siebie, zanim kobieta zdążyła coś jeszcze dodać.<br />
Z każym krokiem hałąsy stawały się coraz wyraźniejsze, dlatego chodząc do pokoju spodziewałam się tłumu ludzi, a zastałam jedynie kilka osób. Nie zwróciłam jednak uwagi na nikogo konkretnego. Całą moją uwagę pochłoną czarny worek, wokół którego wszyscy byli zebrani.<br />
Serce mi stanęło.<br />
Ktoś został zamordowany.<br />
- Alex.<br />
Na twarzy Tobiasa widzę współczucie i ból. Z trudem sama powstrzymuję łzy. Muszę się jednak dowiedzieć więcej.<br />
- Kto to jest? - pytam patrząc, jak ochroniarze zasuwają czarny, plastikowy worek.<br />
- To Miles, jeden z ochroniarzy.<br />
Może na początku nie dostrzegałam jak bardzo odczuwa do Tobias, ale gdy usłyszałam jego drżący głos, poczułam ukłucie w sercu. To mógł być jego przyjaciel. Nie ośmielę się jednak o to zapytać.<br />
- Zrobił to ten sam człowiek, który... - słowa ugrzęsły mi w gradle. Nie chciałam znów myśleć o wybuchu i zapachu śmierci unoszącym się teraz w mojej sypialni.<br />
Tobias ostrożnie skinął głową.<br />
- Najprawdopodobniej.<br />
To było już dla mnie za dużo. Strzelanina, ranny Louis, intruz, bomba w mojej sypialni, niewinna ofiara. Zrobiło mi się słabu, przez co musiałam przytszymać się ściany. Po chwili jednak sama siebie skraciłam za słabość. Muszę być twarda chociażby dla Milesa, który zginął z mojego powodu.<br />
- Tobias - zwróciłam się do mężczyzny - Zaprowadź mnie do Colina.<br />
<br />
- Nazwisko - głos Colina był chłodny. Miałem wrażenie, że sam ma ochotę rzucić się na mężczyznę za to, że go ośmieszył. Włamał się na jego teren, nikomu jak dotąd się to nie udało. Wyobrażam sobie jak to musiało zdenerwować Colina.<br />
- Richard Weston.<br />
Mężczyzna był niski, o sportowej sylwetce. Jego głowę zdobiły kasztanowe loki, podobne do tych Harry'ego, tyle że bardziej zaniedbane. Na twarzy miał kilkudniowy zarost i okulary w plastikowych oprawkach. Jedno szkło było pęknięte.<br />
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu wyobrażając sobie jak facet obrywa od ochrony.<br />
- Weston - zazwyczaj spokojny Colin teraz wyglądał na rozgniewanego - Wczoraj po południu nasze kamery zarejestrowały osobę niepożądaną. Byłeś nią ty, w jakim celu wdarłeś się na tą posesję?<br />
Colin dosłownie mordował Westona wzrokiem. Ten jednak nic sobie z tego nie robił, a nawet był rozbawiony.<br />
- Jestem ogromnym fanem Nialla Horana. To chyba te błękitne oczy tak na mnie działają.<br />
Automatyczne wzrok wszystkich padł na Horana, który trochę się zmieszał. Szybko jednak odzyskał pewność siebie, jego oczy były utkwione w Holly. Nie patrzyli jednak na siebie jak szef ochrony i klient.<br />
Wróciłem do podglądu. Colin był wściekły.<br />
- Powtórzę moje pytanie, w jakim celu włamałeś się na posesję?<br />
- Musiałem zobaczyć z bliska tego słodziutkiego blondynka. Myślisz że podpisze mi się w pamiętniku?<br />
Widząc jego obrzydliwy uśmiech zrobiło mi się niedobrze.<br />
- Naprawdę na twoim miejscu wolałbym współpracować. Chyba, że chcesz spędzić całą noc w jednym pomieszczeniu z Owenem Morrisonem, którego już miałeś okazję poznać.<br />
Rozbawienie zniknęło w mgnieniu oka. Weston niespokojnie poprawił się na krześle i przeczesał ręką włosy. Chyba się spocił. Uśmiechnąłem się złośliwie. Nie wiem, co to za koleś ten Owen, ale naprawdę podoba mi się, że budzi taki strach w tym dupku.<br />
- Więc - Colin był widocznie z siebie zadowolony - Będziesz rozmawiał?<br />
Mężczyzna pokiwał głową, mocno zaciskając szczękę.<br />
- Świetnie - Colin wstał z krzesła i podszedł do przesłuchiwanego, opierając ręce o stół - Kto jest twoim zleceniodawcą?<br />
Weston zbladł. Zupełnie jakby od udzielenia tej informacji zależało jego życie.<br />
Może faktycznie tak było.<br />
- Alex? - głos Holly wyrwał mnie zamyśleń.<br />
Podążyłem za wzrokiem dziewczyny i zesztywniałem.<br />
Stała tam. W moich za dużych ubraniach. Wyglądała trochę jak dziecko. Jak mała dziewczynka, która prosi swojego tatę o wygonienie potworów spod łóżka. Patrząc teraz na nią jestem przekonany, że wystarczyłoby jedno jej słowo abym ruszył na wojnę z każdym czającym się na nią potworem.<br />
- Będę rozmawiał jedynie z dziewczyną. Z panną Alexandrą Collins, do nikogo innego nie odezwę się słowem.<br />
W oczach Alex można było zobaczyć błysk w chwili gdy spojrzała na ekran. Gdy zrozumiałem co chce zrobić było już za późno, bo dziewczyna zniknęła.<br />
- Alex, nie! - krzyknąłem wybiegając na korytarz. Wciąż tak samo przerażający i nadal pusty. Spóźniłem się.<br />
Usłyszałem szczęknięcie ciężkich metalowych drzwi.<br />
- Więc rozmawiajmy.<br />
Niemiły dreszcz przeszedł moje ciało, gdy uświadomiłem sobie, że naprawdę to zrobiła. Wróciłem do pokoju i było tak jak myślałem. Na ekranie dostrzegłem zdziwionego Westona, czerwonego z wściekłości Colina i małą brunetkę, zajmującą miejsce na przeciwko przesłuchiwanego. W jej ruchach nie było grama zawahania i niepewności. Za to gdy zrobiono zbliżenie na jej twarz, coś ścisnęło mnie w żołądku. Jej niebieskie oczy... Były całkowicie puste. <br />
<br />
***<br />
<b>Miłego czytania, pozdrawiam xoxo</b><br />
<br />
<br />Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-44283707777175446142016-02-06T11:16:00.000-08:002016-02-06T11:16:00.963-08:00Rozdział 2 <a href="https://www.youtube.com/watch?v=pB-5XG-DbAA" target="_blank">Muzyka</a><br />
<br />
Przymknęłam na chwilę zmęczone powieki, ale potem niemal od razu je otworzyłam. Nie mogę zasnąć. Spojrzałam na Louisa i jego klatkę piersiową, która miarowo unosiła się i opadała. Na szczęście po operacji oddychał samodzielnie, więc można go było odłączyć od maszyny. Wciąż wzdrygam się, gdy przypominam sobie w jakim stanie go wczoraj zobaczyłam. Poprzypinano do niego milion różnych rurek i kabli, co wyglądało przerażająco. Dopiero po dobie od operacji stopniowo się tego pozbywają, dzięki czemu wygląda bardziej jak człowiek. <br />
Odrzuciłam książkę na stolik obok łóżka Louisa. Myślałam, że dzięki niej czymś się zajmę i nie zasnę, ale jedynie stałam się bardziej zmęczona. Chwyciłam dłoń Tomlinsona i zaczęłam kreślić na niej kciukiem kółka. W każdej chwili mógł się obudzić. Nie chciałam przegapić tej chwili. Dlatego od skończenia operacji nie opuszczam jego pokoju. Jedynie kiedy idę do toalety lub po jedzenie, ale i te czynności staram się robić w ekspresowym tempie.<br />
Oparłam się na łokciu o ramię fotela, nie jestem pewna czy chcę aby się obudził. Oczywiście poczułabym ulgę, kiedy jego oczy się otworzą, ale nie mam pojęcia co mu powiedzieć. Przeze mnie prawie umarł. Liam miał rację, kiedy jesteśmy razem, Lou nie jest bezpieczny. Nie jestem jednak przekonana do wyjazdu. Zwyczajnie się boję. Wiem jednak, że w końcu będę musiała podjąć decyzję.<br />
- Wyglądasz okropnie.<br />
Aż podskoczyłam zaskoczona męskim głosem. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Zayna opierającego się o framugę drzwi. Jego włosy były gładko zaczesane do tyłu. Wyglądał bardzo ładnie.<br />
- Dzięki - rzuciłam z ironią - Każda kobieta marzy, aby usłyszeć coś takiego.<br />
Zayn uśmiechnął się lekko.<br />
- Mówię serio, źle wyglądasz. Kiedy ostatnio coś jadłaś lub spałaś?<br />
Wzruszyłam ramionami.<br />
- Czuję się dobrze - skłamałam - I uprzedzając twoje kolejne słowa, nigdzie się stąd nie ruszę.<br />
Patrząc na Zayna miałam wrażenie, że się tego spodziewał. Usiadł na jednym z foteli ustawionych pod ścianą i przyjrzał mi się uważnie. Jego oczy świeciły w półcieniu.<br />
Nie mogłam się powstrzymać.<br />
- Meg cię przysłała, prawda?<br />
Zayn wolno skinął głową. Widząc jednak moją minę szybko dodał.<br />
- Ona się o ciebie martwi, Al. Nie złość się na nią.<br />
- To nie o mnie powinna się martwić - przypomniałam znów patrząc na Louisa. Zawsze lubiłam obserwować go w czasie snu. Wyglądał wtedy tak spokojnie i pięknie.<br />
- Z Louisem jest wszystko w porządku, lekarz powiedział, że szansa na jakiekolwiek powikłania jest minimalna.<br />
Ale jest, dodałam w myślach. Nie chcę zakładać czarnych scenariuszy. Powinnam myśleć pozytywnie, ale mogę się wyzbyć złych myśli. Są jak zaciśnięte szpony. Nie chcą mnie wypuścić.<br />
- Powinnaś pójść do psychologa - Zayn ciągnął łagodnym głosem - Nie codziennie widzi się takie rzeczy, to normalne, że potrzebujesz pomocy.<br />
Mocniej zacisnęłam szczękę. Nie zliczę, który raz słyszę tą samą gadaninę. Miałam tego serdecznie dość. Kiedy oni zrozumieją, że nie potrzebuję ich pomocy? To o Louisa trzeba się martwić. Nie o mnie.<br />
- Alex, wizyta u specjalisty po takim przeżyciu, to nic, czego powinnaś się wstydzić.<br />
- Nie zamierzam nigdzie iść.<br />
Czułam na sobie przeszywający wzrok Malika.<br />
- Jesteś cholernie uparta - westchnął.<br />
Wzruszyłam ramionami na jego komentarz.<br />
Nastąpiła chwila ciszy. Przez cały czas miziałam rękę Louisa, zupełnie jakbym przez ten mały gest, próbowała dodać mu otuchy. Wiedziałam jednak, że on raczej nic nie czuje. Chociaż kto wie?<br />
- Colin dowiedział się czegoś o strzelaninie? - zapytałam.<br />
Zayn pokręcił głową.<br />
- Niewiele. Strzały najprawdopodobniej padły z budynku na przeciwko. Nie znaleziono tam jednak żadnych śladów. Ludzie Colina jednak dalej szukają.<br />
Czyli nie wiemy nic. Westchnęłam głośno i opadłam na oparcie fotela. Komu może tak zależeć na rozdzieleniu mnie i Louisa? I to za pomocą broni. To co się tutaj dzieje, jest bardzo dziwne. Liam powiedział, że może być tego więcej. Jeśli szykowany jest kolejny atak, to nie mogę już więcej narażać Louisa. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby znowu z mojego powodu coś mu się stało. Muszę coś zrobić, aby był bezpieczny. <br />
<br />
<em><span style="color: black;">Dorosły mężczyzna o brązowych włosach i ciemnych okularach na nosie przewracał właśnie stronę jednej z gazet z wiadomościami. Był tak pochłonięty lekturą, że nie zauważył wzroku swojej żony, która śmiała się cicho. Znali się tyle lat, a on jest nadal taki sam. Brunetka odwróciła głowę i z uśmiechem na twarzy wróciła do zupy, która gotowała się na kuchence. Kobieta zdjęła pokrywę, mieszając wrzątek. <br />- Louis kochanie - powiedziała wesołym tonem - Zawołaj dzieciaki do jadalni, obiad gotowy. <br />Mężczyzna oderwał wzrok od czarnobiałego druku i pokierował do na żonę. W jego oczach było widać miłość. <br />- Już idę - wstał od stołu, ale zamiast do wyjścia, podszedł do małżonki, kładąc ręce na jej talii - Wedle życzenia, królowo. <br />Złożył krótki pocałunek na jej szyi, na co ona zachichotała. Potem Louis wyszedł i już po chwili słyszała jak nawołuje dzieci. Westchnęła z rosnącym uśmiechem. Czasami po prostu nie wierzyła, jaką jest szczęściarą. Ma najwspanialszą rodzinę pod słońcem. <br />Wyłączyła palnik i wzięła garnek z kuchenki, gdy usłyszała okropny huk. Zmarszczyła brwi, znała ten dźwięk. Potem usłyszała kolejny i jeszcze jeden. Z bijącym sercem wbiegła do jadalni. Wszystko wyglądało jak zawsze. Krzesła stały na swoim miejsca, stół również. Już chciała na nim postawić garnek z zupą, gdy kątem oka coś dostrzegła. Wstrzymując oddech spojrzała na małą rączkę, na podłodze. Obeszła stół i wtedy zobaczyła. Krew, Louis, dzieci. Cała trójka była martwa. <br />Garnek huknął po podłogę, rozlewając swoją zawartość po całej podłodze. <br />I wtedy Alex usłyszała czwarty, ostatni strzał.</span> </em><br />
<em></em><br />
Obudziłam się dysząc głośno. Serce biło mi jak oszalałe. Rozejrzałam się gorączkowo po pomieszczeniu i z ulgą stwierdziła, że nadal jestem w pokoju Louisa. To był tylko koszmar. W głowie jednak cały czas miałam obraz dzieci, leżących na podłodze w kałuży krwi. Chłopiec i dziewczynka. Tak, jak zawsze chciałam. <br />
Starłam łzę z policzka. Nie wiem nawet kiedy zaczęłam płakać. To był jedynie sen, muszę się uspokoić. Wstałam z fotela. Malik zniknął, a Louis wciąż spał. Ominęłam jego łóżko i po cicho wyszłam z sypialni. Przetarłam zmęczoną twarz i ruszyłam do kuchni. W domu panowała cisza. Co trochę mnie zdziwiło, bo za oknami świeciło słońce. Może chłopcy pojechali na jakiś wywiad czy coś w tym rodzaju. Wzruszyłam ramionami, jak dla mnie to nawet lepiej. Mam chwilę spokoju.<br />
Kiedy znalazłam się już w kuchni, podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam z niej naleśniki ze śniadania i miskę z bitą śmietaną. Meg codziennie odkłada dla mnie porcję, wiedząc, że raczej nie pojawię się rano na wspólnym posiłku. Umiejętnie unikam kontaktu z Liamem. Cały dom już wie, co Payne chciał zrobić. Colin dostał szału i zakazał mu się do mnie zbliżać. Chciał też na nim wymusić przeprosiny, ale na to już ja się nie zgodziłam. To byłoby torturą i dla mnie i dla Payne'a. Jednogłośnie jednak uzgodniliśmy, że Louis o niczym się nie dowie. W końcu nic się nie stało. <br />
Włożyłam naleśniki do mikrofalówki i nastawiłam na odpowiedni czas. Następnie czekając usiadłam na blacie, patrząc przez okno na piękny ogród. <br />
- Meg by cię zabiła, gdyby zobaczyła, że bezcześcisz swoim zgrabnym tyłkiem jej święta kuchnię - usłyszałam rozbawiony głos. <br />
Harry stał w futrynie z rękami zawiązanymi na piersiach. Miał na sobie jasną koszulę, która seksownie opinała się na jego mięśniach.<br />
Wzruszyłam ramionami. <br />
- Zawsze to jakaś rozrywka - automatycznie moje ręce powędrowały do pośladków - Naprawdę mam zgrabny tyłek?<br />
Harry ze śmiechem pokręcił głową. Podszedł bliżej, wpatrując się we mnie swoimi zielonymi oczami tak intensywnie, że poczułam miłe ciepło w brzuchu. Styles miał w sobie coś niesamowitego. Jestem pewna, że potrafiłby każdą dziewczynę doprowadzić do szaleństwa.<br />
Jednak dopiero po chwili dostrzegłam ciemną plamę na jego kości policzkowej. Zmarszczyłam brwi i nieświadomie wyciągnęłam rękę aby dotknąć siniaka.<br />
- Co ci się stało?<br />
Przejechałam delikatnie palcami po jego policzku, oglądając obrażenie.<br />
- Liam trochę się rzucał, gdy...<br />
Moja ręka zastygła w bezruchu, kiedy spojrzałam zatroskana na Harry'ego. Nie chciałam aby i jemu coś się stało. Czuję wyrzuty sumienia przez tego głupiego siniaka. Chociaż są one nieporównywalne z tymi, które ściskają mnie bezlitośnie od środka za każdym razem gdy widzę Louisa. Dlaczego oni muszą przeze mnie cierpieć?<br />
Chcę zabrać dłoń i dać już chłopakowi spokój, niespodziewanie jednak Harry chwyta swoją ręką moją i przykłada z powrotem do policzka. Patrzę na niego zaskoczona i przez chwilę aż brakuje mi tchu. W oczach Stylesa widzę coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegałam. Zapiera mi dech w piersiach, czas jakby zwalnia. Zupełnie jakby otworzył przede mną drzwi do swojego umysłu. Zachęcał abym poznała go w całości, została jego częścią. Nie jestem w stanie nic powiedzieć. W zasadzie nic nie rozumiem, czuję jedynie jego ciepłą dłoń i gładką skórę policzka. Jestem w stanie tylko patrzeć.<br />
Wtedy w całej kuchni rozległ się pikający dźwięk mikrofalówki.<br />
Dopiero to wybudziło Harry'ego z transu. Puścił szybko moją rękę i odwrócił wzrok. Poczułam, że robię się czerwona jak burak. Po chwili mrucząc coś pod nosem brunet opuścił kuchnię. Widziałam napięcie w jego ruchach, kiedy znikał za drzwiami.<br />
Widząc jego zmieszanie zrozumiałam, że mi się nie wydawało. Naprawdę zaszło między nami coś intymnego i niesamowitego. Wiem, że to nie powinno mieć miejsca, ale nie mam wyrzutów sumienia. Przecież nie zrobiliśmy nic złego.<br />
Spojrzałam na swoje dłonie.<br />
Właściwie co to było?<br />
<br />
Kilka godzin później, kiedy już prawie przysypiałam czuwając nad Louisem, Niall powiadomił mnie o wezwaniu Colina. Od razu pomknęłam do jego gabinetu, mając nadzieję, że wreszcie dowiedział się czegoś nowego. Tak bardzo chciałam, aby ci, przez których Louis został postrzelony, dostali należną im karę.<br />
Szybko znalazłam się na miejscu.<br />
- Chciałeś mnie widzieć? - zapytałam wchodząc bez pukania do gabinetu Colina. Dopiero po chwili zorientowałam się, że rozmawia przez telefon. Gestem pokazał mi bym weszła. Zamykam więc za sobą drzwi i siadam na krześle przed wielkim biurkiem.<br />
- Nie obchodzi mnie, że stracisz klientów. Zapłacę trzy razy tyle, ile zarobiłbyś od nich wszystkich razem, ale chcę za godzinę widzieć tutaj twoich wszystkich ludzi. Co do jednego! - krzyknął, po czym dosłownie rzucił słuchawką. <br />
Nigdy nie widziałam Colina w takim stanie. Był niemal czerwony z wściekłości. Miałam wrażenie, że może mnie zabić samym spojrzeniem. Przełknęłam głośno ślinę. <br />
- Dobrze, że przyszłaś Alexandro. Musimy porozmawiać - jego głos nadal był ostry, ale nie aż tak, jak przed chwilą. <br />
- Coś się stało? - zapytałam niepewnie. <br />
Może w ogóle nie powinnam się odzywać, aby go nie drażnić.<br />
- Tak i jest to związane z tobą, dlatego razem z Holly uważamy, że powinnaś o tym wiedzieć. <br />
Zmarszczyłam brwi. <br />
To nie wróży nic dobrego. Staram się zachować spokój, lecz nie jest do łatwe. Spojrzałam na Colina w milczeniu, czekając na kontynuację. <br />
- Parę minut temu nasz system bezpieczeństwa dostrzegł intruza. Nie udało mu się dostać do domu, ale znajduje się gdzieś na placu. Ochroniarze go szukają, ale potrzebujemy posiłków. <br />
Jak to możliwe, że ktoś się tu przedarł? Willa One Direction jest strzeżony niczym biały dom. Najgorsze jest jednak to, że nie mogą tego kogoś znaleźć. Może być wszędzie. <br />
- Czy myślisz, że to jeden z ludzi, którzy do nas strzelali? - pytam ostrożnie. <br />
- Sądzę, że tamtych ludzi i tego człowieka łączy ten sam zleceniodawca. Nie wiemy do czego jest zdolny, ani jakie są jego plany. Musimy zachować szczególną ostrożność, dlatego masz nie wychodzić na zewnątrz, nawet się nie wychylać. Omijać okna, nie zbliżać się do nich. Najlepiej cały czas z kimś przebywać. Nie zostawaj sama Alexandro. <br />
Zamarłam. <br />
Wiedziałam, że sprawa jest poważna. W końcu to szaleńcy z bronią w rękach. Nie sądziłam jednak, że do tego stopnia. Wystarczy, że stanę zbyt blisko okna i mogą mnie zastrzelić jak kaczkę.<br />
Kiwam głową, patrząc z powagą na Colina. Na jego twarzy widzę ledwo dostrzegalną ulgę.<br />
Nagle bez ostrzeżenia drzwi gabinetu gwałtownie się otwierają. Stoi w nich Niall.<br />
- Do diabła, czy ktoś w tym domu potrafi pukać? - zapytał Colin, wysyłając blondynowi karcące spojrzenie. Chłopak puścił to mimo uszu.<br />
- Louis się obudził.<br />
<br />
Biegnę przez korytarz jak szalona. Serce szybko mi bije. Muszę jak najszybciej znaleźć się przy jego boku. Porozmawiać z nim. Przypadkowo wpadam na wielką drewnianą szafkę i moją lewą stopę przeszywa ból. Krzywię się lekko i klnę pod nosem. Idę jednak dalej, aż w końcu znajduję odpowiednie drzwi. Wpadam do środka jak burza, niestety potykając się o próg. Zamykam oczy przygotowując się na upadek, ale nic takiego nie ma miejsca. Czuję silne ręce wokół mojej talii i ciepły oddech pieszczący moje ucho. Spoglądam w górę i widzę szaro-niebieskie tęczówki dla mnie zdecydowanie najpiękniejsze.<br />
- Zawsze miałaś mocne wejścia - Louis śmieje się cicho, a ja razem z nim.<br />
Pomaga mi wstać i niemal od razu przyciąga do siebie, zamykając w mocnym uścisku. Pachnie szpitalem, ale w tym momencie mi to nie przeszkadza. W końcu ze mną jest. Dopiero po chwili orientuję się, gdzie jesteśmy.<br />
- Chwila - mówię, wychodząc z jego objęć - Dlaczego ty nie leżysz? Nie powinieneś wstawać!<br />
- Też tak uważam.<br />
Dopiero teraz zauważam Harry'ego. Siedzi w fotelu przysuniętym do łóżka. Tym samym, który wcześniej ja zajmowałam. Nasze spojrzenia się spotykają, dosłownie na ułamek sekundy. Tyle mi wystarcza, aby zrozumieć, że to co się wydarzyło w kuchni już należy do przeszłości. Nie ma co do tego wracać.<br />
- Przesadzacie - stwierdził Louis - Czuję się dobrze.<br />
- I nawet tak wyglądasz - niespodziewanie w pomieszczeniu znalazł się Colin - Radzę ci jednak posłuchać mądrzejszych. Usiądź, musimy porozmawiać.<br />
Marszczę zaskoczona brwi.<br />
- Dopiero się obudził, niech nabierze sił...<br />
- W normalnych okolicznościach tak by właśnie było, Alexandro - powiedział spokojnie - Nas niestety goni czas, więc muszę go jak najszybciej wtajemniczyć we wszystko. Mam nadzieję, że to rozumiesz.<br />
Patrzę na Colina z wyrzutem, ale ostatecznie kiwam głową. Ma rację, Louis musi się szybko dowiedzieć, co tu się dzieje. Siadam więc na wolnym fotelu, chcąc nie przeszkadzać mężczyznom w rozmowie. Słyszę jak Colin opowiada o strzelaninie w Paryżu. O tym, że Louis miał dużo szczęścia, że kula nie uszkodziła żadnego narządu. Potem znów słyszę, że to ja miałam być celem ataku. Poczułam lekką irytację. Moje sumienie przypomina mi o tym dostatecznie często. Jeszcze gorsze jest to, że Colin ucichł i cała trójka utkwiła we mnie wzrok. Ja jednak milczę, podkulając kolana do klatki piersiowej. Widząc mój brak chęci przyłączenia się do rozmowy, Colin kontynuuje. Potem usłyszałam już o wiele ciekawsze informacje. Dowiedziałam się, że Holly bardzo aktywnie działa. Jej informatorzy rozmawiają z różnymi ludźmi w właściwie każdym większym mieście na wyspach i nie tylko, szukając śladów. Dodatkowo Colin ściąga tu wybitnych informatyków, którzy będą mieli za zadanie zdobyć nagrania z monitoringu w godzinach strzelaniny. Myślałam, że stoimy ze wszystkim w miejscu, ale wychodzi na to, że cały czas się coś dzieje. Nie rozumiem jednak dlaczego ja o niczym nie wiedziałam.<br />
- Kazałem, aby ci nic nie mówiono - wyjaśnił Colin, zupełnie jakby czytał mi w myślach - Miałaś wystarczająco zszargane nerwy.<br />
Dalej mówi o intruzie, który jest gdzieś na posesji. Na twarzach chłopaków widzę takie samo zdziwienie jakie malowało się na mojej, gdy pierwszy raz o tym usłyszałam.<br />
- Kolejni ochroniarze właśnie do nas jadą. Powinni tu być lada chwila i gwarantuję wam, że szybko złapiemy tego człowieka.<br />
Bawiłam się cienką nitką wystającą z nogawek moich spodni. Zapewnienia Colina wcale mnie nie uspokoiły. A co jeśli nie uda im się go złapać? Poderżnie mi gardło w czasie snu? Na samą myśl robiło mi się niedobrze.<br />
- A jeśli wedrze się do domu? - pyta Louis chłodnym tonem. Widzę, że jest zdenerwowany. U mnie złość już dawno zastąpił strach.<br />
- Nie zakładamy takiej możliwości, budynek jest bardzo dobrze zabezpieczony.<br />
- Plac też, a mimo to udało się tu komuś włamać - zauważa - Myślę, że Alex powinna mieć własnego ochroniarza. <br />
Podnoszę głowę, wysyłając Louisowi zaskoczone spojrzenie.<br />
- Też się nad tym zastanawiałem - przyznał Colin ze stoickim spokojem.<br />
- Nie ma się nad czym zastanawiać, Louis ma rację. Tu głównie chodzi o Alex, nie możemy pozwolić, aby coś jej się stało - dodaje Harry.<br />
Patrzę na nich zdumiona, nic nie rozumiejąc.<br />
- Zaraz. Skąd pewność, że temu psycholowi zależy wyłącznie na mnie? - pytam - Jeden strzał o niczym nie świadczy.<br />
Mężczyźni wysyłają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Czegoś mi nie powiedzieli. Czuję narastającą złość. Dlaczego, do cholery jasnej, każdy o wszystkim wie tylko nie ja?<br />
Colin w końcu wzdycha i zdejmuje na chwilę okulary. Pocierając obolały nos, wyjaśnia.<br />
- Dzień przed strzelaniną dostałem anonimowy list. Były to groźby, ale nie pod moim adresem, tylko twoim. Ktoś bardzo chce się ciebie pozbyć. Normalnie bym to zignorował, w końcu ludzie piszą masę obraźliwych wiadomości. Zaniepokoiło mnie jednak twoje zdjęcie. Było zrobione z ukrycia na jednej z paryskich uliczek. Z tyłu widniała data z przed tygodnia - spojrzał na mnie ze współczuciem - Ktoś cię śledził, Alexandro. I to przez dłuższy okres czasu.<br />
Miałam wrażenie, jakby wszystko uderzyło we mnie z siłą rozpędzonej ciężarówki. W czasie kiedy radosna biegałam po Paryżu, ciesząc się, że sprawy z Louisem wreszcie zaczynają mi się układać, jakiś nienormalny człowiek śledził mój każdy krok. W dzień i w nocy. Możliwe, że codziennie bez przerwy.<br />
Nagle robi mi się bardzo gorąco i dostaję okropnych mdłości. Zeskakuję z fotela i wpadam do łazienki Louisa, od razu wymiotując do sedesu. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie mam jednak czasu na myślenie, bo kolejne porcje jedzenia chcą wrócić na wolność. Czuję na karku ciepłe palce odgarniające mi włosy. Kątem oka dostrzegam zmartwionego Louisa.<br />
- Nie patrz na to - proszę, zakrywając czerwoną twarz dłonią.<br />
- Przestań - ujmuje mnie w pasie i pomaga stanąć na nogi - Jesteś wyczerpana. Powinnaś się przespać, Aly.<br />
Kiedy to Louis z poszkodowanego stał się ratującym? Na pierwszy rzut oka wygląda dobrze. Pewna postawa, lekko rozczochrane włosy i uśmiech przyklejony do twarzy. Dopiero gdy mu się dokładniej przyjrzy, można dostrzec cienie pod oczami i napięte mięśnie ramion. Tyle wystarcza, abym zrozumiała, że go boli.<br />
- Nie tylko ja - uśmiecham się lekko - Dopiero się wybudziłeś, musisz odpoczywać.<br />
Louis włożył mi pasmo włosów za ucho, uśmiechając się urzekająco.<br />
- Widzimy się rano - powiedział cicho.<br />
- Zgoda.<br />
<br />
Alex poszła do swojego pokoju, a zaraz a nią wyszedł Colin, tłumacząc, że musi pilnie porozmawiać z ochroniarzami. Zostałem jedynie ja i Harry, rozwalony na fotelu. Od razu widać, że coś go gryzie i chociaż jestem strasznie ciekawy co, to wiem, że pytania jedynie pogorszą jego stan. Siadam więc na łóżku, oddychając z ulgą. Nie czuję się najlepiej. Na początku było nieźle ale z czasem mój stan się pogarszał. Nie chciałem jednak martwić Alex, więc nic nie mówiłem. Teraz marzę jedynie o śnie.<br />
- Co o tym myślisz? - słyszę nagle Harry'ego.<br />
Patrzę na niego przez dłuższą chwilę, nie rozumiejąc o co mu chodzi.<br />
- O czym?<br />
- O tej całej sprawie. Myślisz, że to wszystko ma na celu wystraszyć Alex, czy naprawdę ktoś chce ją zabić?<br />
Przypominam sobie czarny błysk za oknem, a następnie serię strzałów, niszczących wszystko na swojej drodze. Bardzo chciałbym, aby to było tylko straszenie, a nie nic więcej. Wiem jednak, że jest inaczej.<br />
- Obawiam się, że to drugie - mówię beznamiętnie - Ale nie rozmawiajmy o tym przy Alex. Ona już teraz to wszystko źle znosi.<br />
Harry uśmiechnął się ze współczuciem.<br />
- Gdybyś ją widział, kiedy was tu przywieźli. Była w totalnej rozsypce. Potem cały czas spędziła przy twoim łóżku. Nie dało się jej odciągnąć.<br />
Poczułem się źle słysząc, że doprowadziłem Alex do takiego stanu. Chociaż to nie było specjalnie. Jednak jakaś malutka część mnie cieszyła się, że dziewczynie tak bardzo zależy.<br />
- Chcieliśmy, aby poszła do psychologa, ale ona... Jest uparta jak osioł.<br />
Mimowolnie się uśmiecham. Alex zawsze broniła swojego zdania, nawet kiedy miała wątpliwości czy było właściwe. Z resztą teraz już wiem, że przez ostatnie dwa lata często chodziła do psychologa. I pewnie ma go już po dziurki w nosie.<br />
- Jutro z nią porozmawiam - zapewniłem, choć wcale nie zamierzałem tego zrobić. To decyzja Alex, nie mogę jej do niczego zmusić.<br />
Harry kiwnął głową.<br />
- A jak z Kate? Pogodziliście się w końcu? - zapytałem.<br />
Pamiętam, jak jeszcze będąc w Paryżu pomagałem Stylesowi z problemami z dziewczyną. Bardzo dużo się kłócili i ich związek stał po wielkim znakiem zapytania.<br />
- Stwierdziliśmy, że to nie ma sensu i rozstaliśmy się w przyjaźni - uśmiechnął się ironicznie - Mam na myśli to, że zwyzywała mnie od sukinsynów, rzuciła krzesłem i stwierdziła, że zmarnowałem jej rok życia.<br />
Z trudem powstrzymałem parsknięcie. Kate zawsze była impulsywna i mówiła głośno to, co myślała. Mimo to Harry był w niej bardzo zakochany i wystarczyła najmniejsza sprzeczka, aby chodził przybity. Dlatego zdziwiło mnie to, że mówi to z taką lekkością.<br />
- Jakoś bardzo nie przeżywasz - zauważyłem.<br />
Harry wzruszył ramionami, ale nic nie powiedział. Wpatrywał się w brzeg materaca, omijając mój wzrok.<br />
Tyle mi wystarczyło, abym wysnuł wnioski.<br />
- Masz kogoś - powiedziałem.<br />
Kąciki ust Stylesa powędrowały łagodnie ku górze. Dalej milczał.<br />
- Dowiem się, kim jest ta biedna dziewczyna? <br />
- Na pewno nie ode mnie - jego to był poważny, ale już po chwili uśmiechał się od ucha do ucha.<br />
Już miałem mu odpowiedź uszczypliwą uwagą, gdy nagle rozległ się straszny hałas. Coś huknęło na górze z taką siłą, że poczułem lekkie wibracje na podłodze. Usłyszałem przerażający kobiecy krzyk, potem bieganie po schodach. Patrzę przerażony na Harry'ego. Obaj wiemy co się stało.<br />
- Alex - powiedziałem cicho.<br />
Zerwałem się gwałtownie z łóżka i pobiegłem do jej pokoju.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4z5UxrSC8MW1f26p6rkXv-DLHF3NkO23Pgnt9vaee6LVgXFBdGWXzpllW3C6x2rK6ggQ7ljNDtY4SKWVLFt70xAvFFKQ7xDjF0gZX3Jw0U9ggy6xFTiigUiw-5y1V-8QHPWSWXW0nq244/s1600/giphy.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="159" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4z5UxrSC8MW1f26p6rkXv-DLHF3NkO23Pgnt9vaee6LVgXFBdGWXzpllW3C6x2rK6ggQ7ljNDtY4SKWVLFt70xAvFFKQ7xDjF0gZX3Jw0U9ggy6xFTiigUiw-5y1V-8QHPWSWXW0nq244/s320/giphy.gif" width="320" /></a></div>
<br />
<br /><b><i>***<br />Oto i drugi rozdział, mam nadzieję, że nie wyszedł najgorzej. Boję się jednak o trójkę, ponieważ złamałam palec w prawej ręce, przez co jest mi naprawdę niewygodnie pisać. Robię to w ślimaczym tempie, przez gips wciskam nie te przyciski co trzeba, potem z pięć razy usuwam aż w końcu się irytuje i rzucam laptopa na łóżko. To naprawdę duży sprawdzian cierpliwości i chęci do pisania. Mimo wszystko staram się codziennie napisać chociaż kawałek i liczę na to, że do soboty skończę. Mam też nadzieję, że we wtorek pożegnam się z tym cholernym gipsem.<br />Pozdrawiam, Rouse xoxo</i></b>Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-48854818761351444932016-01-30T12:42:00.003-08:002016-02-01T01:26:26.269-08:00Rozdział 1 <a href="https://www.youtube.com/watch?v=ysv84KEZXWw" target="_blank"><i>Muzyka</i></a><br />
<br />
Chciałam krzyczeć, ale głos ugrzązł mi w gardle. <br />
Cały czas było słychać strzały. Na ścianach pojawiały się coraz nowsze ślady po pociskach. Leżałam z twarzą przyciśniętą do podłogi. Louis okrywał mnie własnym ciałem. Zacisnęłam mocno powieki, modląc się w duchu aby to się już skończyło. Moje serce wali jak oszalałe. Co tu się dzieje? <br />
Czuję przyspieszony oddech Louisa. On również się boi, kto by się nie bał? Ale tutaj nie chodziło o strach. <br />
Strzały ucichły, ale i tak nie mieliśmy odwagi się poruszyć. Dopiero po kilku minutach Louis usiadł na swoich kolanach, uwalniając mnie ze swojego uścisku. Dźwignęłam się na łokcie jęcząc cicho. Odwróciłam się do Louisa, aby zapytać czy nic mu nie jest. Otworzyłam usta i... Zobaczyłam wielką czerwoną plamę na jego koszulce. <br />
Teraz miało to sens. Czerwona kropka na ścianie zniknęła zanim rozległy się strzały. Najpierw padł jeden, dopiero potem rozległy się kolejne. To miał być śmiertelny strzał. Kropka była na mojej bluzce, celowano we mnie. A Louis przyjął pocisk na siebie. Uratował mi życie. <br />
Szybko się do niego przyczołgałam. Krew leciała bardzo obwicie. Jeśli zaraz nie zatoruję krwotoku, to Louis się wykrwawi na moich oczach. Nie mogę do tego dopuścić. Rozejrzałam się gorączkowo wokół i chwyciłam pierwszą lepszą koszulkę leżącą na podłodze. W duchu przeklinałam to, że nie uważałam na zajęciach pierwszej pomocy. Spojrzałam na zbolałą twarz Louisa. <br />
- Nic mi nie jest - wychrypiał. <br />
Popatrzyłam na niego wymownie. <br />
- Właśnie widzę. <br />
Uniosłam jego klejący się tshirt do góry odsłaniając ranę. Strużka krwi popłynęła na podłogę. Starałam się zamaskować grymas na mojej twarzy. Nie przepadam za krwią, właściwie się jej boję. Nie mogę jednak teraz stchórzyć. Louis mnie potrzebuje. <br />
Przyłożyłam koszulkę do rany i zaczęłam ją uciskać, żeby zatrzymać krwawienie. Właściwie nie miałam pojęcia co trzeba robić w takich sytuacjach, ale ta czynność często była pokazywana na filmach akcji, które z Louisem tak często oglądaliśmy. Daj Boże, abyśmy po raz setny obejrzeli <em>Jamesa Bonda</em> albo <em>Szklaną Pułapkę.</em> <br />
Szybko odsunęłam od siebie złe myśli. Wszystko będzie w porządku. Musi być. Nie dam odejść Louisowi. <br />
- Gdzie masz komórkę? - zapytałam łagodnie. Dopiero gdy uniosłam wzrok dostrzegłam, że niebiesko-szare tęczówki chłopaka są utkwione w mojej twarzy. Jeździł od włosów, przez oczy do ust i na nich się zatrzymał. Zupełnie jakby uczył się jej na pamięć, co ani trochę mi się nie podobało. Nigdzie go nie puszczę, nie musi tego robić. <br />
Poczułam pod palcami coś lepkiego. To krew przesiąkła już moją koszulkę. Muszę coś robić nie tak, bo Louis krwawi zbyt mocno. Przygryzłam wargę. Zaczęła mnie ogarniać panika. <br />
- Lou gdzie jest komórka? - powtórzyłam. W moim głosie było słychać napięcie. <br />
Brunet zacisnął mocniej szczękę. Co on wyprawia? Zaraz umrze na moich oczach! <br />
W końcu zdenerwowana zaczęłam przeszukiwać jego kieszenie. Znalazłam jego smartfona w dżinsach i niemal od razu wybrałam numer na pogotowie. <br />
- Zadzwoń go Colina - wychrypiał. <br />
Pokręciłam głową i przyłożyłam telefon do ucha. <br />
- Nie ma czasu - rzuciłam. <br />
Jeden sygnał, drugi. <br />
- Aly - niemal szeptał - zadzwoń do Colina. Wytłumacz mu wszystko, on będzie wiedział... <br />
Był śmiertelnie poważny. I blady. Zaczynał powoli tracić kontakt z rzeczywistością i widziałam jak walczył, aby nie stracić przytomności. Po drugiej stronie słuchawki już słyszałam kobiecy głos. Jeśli nie zawiadomię teraz pogotowia, to Louis umrze. Wykrwawi się. Z drugiej strony prosił, abym zadzwoniła do Colina. Byłam rozdarta. Postąpić rozsądnie, czy spełnić jego żądanie? <br />
Przygryzałam wargę tak mocno, że poczułam metaliczny smak krwi kiedy rozłączyłam połączenie z pogotowiem i zadzwoniłam do Colina. Z każdym sygnałem mój niepokój narastał. Louis wciąż na mnie patrzył, jakby mój widok pozwalałam mu zachować świadomość. A może chodziło o coś innego. Nie miałam czasu się teraz nad tym zastanawiać. <br />
- Halo? - usłyszałam niski głos Colina. <br />
Szybko powiedziałam mu o strzelaninie i o ranie Louisa. Mój głos drgał gdy opisywałam jego stan i nawet nie wiem, kiedy na policzkach pojawiły mi się łzy. Z Tomlinsonem było coraz gorzej. <br />
- Za parę minut pojawią się ratownicy. Przez cały czas rozmawiaj z Louisem, nie daj mu zasnąć, rozumiesz? <br />
Odruchowo pokiwałam głową i dopiero po chwili zorientowałam się, że przecież Colin mnie nie widzi. Szybko przytaknęłam. <br />
- Mocno uciskaj, zaraz przybędzie pomoc. <br />
Nawet nie zdążyła odpowiedzieć, bo Colin się rozłączył. Rzuciłam komórkę na bok, nie zważając czy jest w całości. Skupiłam się na ranie Louisa. Koszulka była już cała we krwi, więc rzuciłam ją na bok i wzięłam jakąś koszulę z podłogi. Starałam się mocno przycisnąć ją do rany, bojąc się równocześnie, aby nie pogorszyć jego stanu. <br />
Nagle jego powieki zaczęły opadać. O nie. <br />
Wolną rękę przyłożyłam do jego policzka. <br />
- Louis otwórz oczy - poprosiłam - Nie zostawiaj mnie, słyszysz. <br />
Widziałam jak próbował się rozbudzić, jednak powoli się poddawał. Zaczęłam głośniej płakać. Nie, on nie mogę umrzeć. Po prostu nie może. <br />
- Otwórz oczy! <br />
To już nawet nie był płacz, tylko wycie. Głowa chłopaka opadła bezwładnie na bok. Zaczęłam krzyczeć, lecz nic to nie dawało. Oderwałam jedną rękę od rany i przyłożyłam do jego szyi, aby pilnować pulsu. Bogu dzięki serce wciąż biło. Błagałam w duchu aby pomoc już nadeszła. Niech mu ktoś pomoże, do jasnej cholery. <br />
Odgarnęłam palcami włosy z jego czoła, zostawiając przy tym smugę krwi na jego skórze. Oddałabym wszystko aby te szaro-niebieskie tęczówki znów świdrowały mnie na wylot. Jeszcze tylu rzeczy nie zdążyliśmy sobie powiedzieć. Przypomniałam sobie, jak szeptał, że mnie kocha a ja nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Pamiętałam sposób w jaki wtedy na mnie popatrzył. Na samą myśl brakowało mi tchu. <br />
Kiedyś oglądałam film o ludziach w śpiączce, które słyszały wszystko co działo się przy ich łóżku szpitalnym. Nie miałam pojęcia, że dotyczy to osób nieprzytomnych, ale warto było spróbować. <br />
Kolejne łzy popłynęły mi po policzkach. <br />
- Ja też cię kocham - wyłkałam, niemal szeptem. <br />
Wtedy drzwi do apartamentu zostały wyważone z taką siłą, że wylądowały przy łóżku. Po pomieszczenia wbiegli mężczyźni w czarnych strojach i bezlitośnie odciągnęli mnie od Louisa. Zaczęłam krzyczeć, wierzgać się kopać. Nie chciałam odstępować go na krok, ale byłam zbyt wyczerpana aby walczyć. Wpadłam w histerie. Płakałam, wyłam, wyklinałam. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. <br />
- Alexandro! - ktoś złapał mnie za nadgarstki. Wpadłam w panikę i próbowałam się wyrwać. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to młoda kobieta. Szatynka z włosami związanymi w ciasny kucyk. Ładna. Miała niebieskie oczy i małą bliznę nad łukiem brwiowym. <br />
- Oni wiedzą co robią, pomogą mu - mówiła opanowanym głosem, tak aby pokazać, że panuje nad sytuacją - Wiemy co tutaj się stało i jeszcze dzisiaj zabieramy ciebie i Louisa do Londynu. <br />
Starałam się skupić na jej słowach, lecz zaczynało mi się kręcić w głowie. Zbyt dużo zdarzeń i informacji uderzało na mnie z każdej strony. Przez jej ramię widziałam kilku ratowników, przenoszących Louisa na profesjonalne nosze. Miał na sobie maskę tlenową. Wyglądało to koszmarnie. Dalej stało kilka osób z bronią w ręce i ubraniem podobnym to antyterrorystów. Jeden z nich cały czas wykrzykiwał coś do słuchawki w swoim uchu. Kiedy jego surowy wzrok spotkał się z moim, przeszedł mnie niemiły chłód. <br />
Znów spojrzałam na kobietę. <br />
- Wracamy do domu - powiedziałam bardziej dla siebie niż dla niej. Mimo to, pokiwała głową i lekko uniosła kąciki ust. <br />
- Tak - powiedziała - Do domu. <br />
<br />
Kiedy zobaczyłam wille chłopaków, poczułam dziwną ulgę. Chciałam wbiec do swojego starego pokoju i skryć się w kącie przed całym światem. Zapomnieć o dzisiejszym dniu. <br />
Samochody zatrzymały się na podjeździe. Nie zważając na słowa ochroniarzy otwieram drzwi i staję na mokrej kostce. Zaraz obok mnie przebiegają ratownicy ciągnąc nosze z Louisem. W drzwiach budynku widzę już Meg i mężczyznę w stroju podobnym, jak te do operacji. <br />
Stoję osłupiała. Czy oni zamierzają go operować w domu? <br />
Szybko biegnę do środka kompletnie ignorując nawoływania Holly. Czyli ochroniarz, która wyprowadziła mnie z apartamentu w Paryżu. Kobieta przez całą podróż nie odstępowała mnie na krok i chociaż nie starała się narzucać pytaniami, to irytowała mnie samym spojrzeniem. <br />
Wpadłam do holu i pierwszą osobą na której zaczepiam wzrok jest Harry. Chłopak stoi do mnie tyłem, jedną rękę ma zaczepiona na karku a drugą opiera o ścianę. Od razu do niego podbiegam, wymawiając cicho jego imię. Kiedy zielone tęczówki spotykają moje, czuję, że znowu się rozklejam. Szybko wtulam się w ciało Harry'ego, a on zamyka mnie w mocnym uścisku. <br />
- Już w porządku - szepcze w moje włosy - Jesteście bezpieczni. <br />
Pokręciłam głową, nie odrywając twarzy od jego ramienia. <br />
- To moja wina, Harry. <br />
- Przestań - powiedział stanowczo i wziął moją twarz w dłonie, abym widziała jego oczy. Robił to jednak inaczej niż Louis - W niczym nie zawiniłaś, rozumiesz? Jesteś bardzo dzielna, dzięki tobie nie wykrwawił się na miejscu. <br />
Wiedziałam, że próbuje dodać mi otuchy, ale w tym momencie to mnie niewiarygodnie irytowało. Harry'ego tam nie było. Nie wiedział co tam zaszło. Nie widział tej cholernej czerwonej kropki. Ani Louisa osłaniającego mnie własnym ciałem. <br />
Zacisnęłam mocniej zęby. Myślałam, że ja i Harry jesteśmy identyczni. Jednak teraz widzę, że w ogóle mnie nie rozumie. <br />
- Gdyby nie ja, w ogóle by nie krwawił - powiedziałam trochę ostrzej niż zamierzałam i wyrwałam się z objęć Harry'ego - Zostaw mnie w spokoju.<br />
Odwróciłam się na pięcie, nie chcąc widzieć zaskoczenia malującego się na jego twarzy i wbiegłam po schodach na górę. Miałam ograniczoną widoczność przez ciemność i łzy. Znałam jednak drogę do mojego dawnego pokoju na pamięć, więc trafiłam do niego bez problemu. Zatrzasnęłam mocno drzwi za sobą i przywarłam do nich plecami. Potem zsunęłam się powoli na podłogę chowając twarz w dłonie. <br />
Niewiarygodne, że jeszcze rano leżałam w objęciach Louisa w błogiej nieświadomości wszystkiego. Niemal parsknęłam nerwowym głosem, kiedy przypomniałam sobie o zdradzie Louisa, która teraz wydawała się zupełnie nieistotna. Co mnie obchodzi co działo się dwa lata temu, ważne jest tu i teraz. A teraz Louis jest operowany. <br />
Muszę wziąć się w garść, nie jestem tu przecież najważniejsza. Nabrałam głośno powietrza, a następnie wypuściłam je przez nos. Wstałam opierając się o ścianę i wytarłam łzy z policzków. Rozejrzałam się po saloniku. Wszystko wyglądało tak, jak przed moim wyjazdem. Tyle, że jest tu czyściej. Pewnie Meg regularnie go sprzątała.<br />
Nagle kątem oka dostrzegłam ruch. Przerażona spojrzałam w tamtą stronę, cofając się odruchowo o krok. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to lustro, stojące w kącie. Pokręciłam głową, wstydząc się mojej głupoty. Nie uszło jednak mojej uwadze, że wyglądam okropnie. Byłam cała brudna, włosy kleiły mi się do czoła od potu i krwi Louisa. Oczy miałam czerwone i podkrążone, a na policzku niewielką ranę. Musiałam się skaleczyć odłamkiem szła, gdy leżałam na podłodze w czasie strzelaniny. Kiedy to wszystko doda się do siebie, wychodzi naprawdę okropna mieszanka. I tak właśnie wyglądałam. <br />
Szybko ruszyłam do łazienki.<br />
<br />
<br />
Długo nie odrywałem wzroku od miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stała. Czułem złość wypełniającą mnie od środka. Rozumiem, że Alex jest zdenerwowana tymi wszystkimi wydarzeniami, ale to nie jest powód aby się na mnie wyżywać. Chociaż nie jestem pewny, czy to to mi przeszkadzało. Może chodziło o to, że nie lubię być bezsilny, gdy ona jest w tym stanie. Nie cierpię patrzeć jak jest smutna, zagubiona lub wkurzona. Chciałbym jej pomóc, sprawić aby na jej twarzy zawitał uśmiech. Ale nie mam pojęcia jak. <br />
Zganiłem się w myślach za to co robię. Zamiast martwić się o rannego przyjaciela, przejmowałem się jego dziewczyną. Muszę się opanować. <br />
Ostatni raz spojrzałem na schody, skrycie mając nadzieję, że dziewczyna jednak zejdzie po czym poszedłem do salonu, dołączając to reszty. Liam zajmował miejsce w fotelu, pogrążony we własnych myślach. Niall pocieszał płaczącą Meg. Kobieta traktowała nas jak własnych synów, była też bardzo wrażliwa, więc bardzo przeżywa to co się dzieje. Colin siedział na jednej z kanap rozmawiając przyciszonym głosem z Holly. Blondynka, chociaż nie wyglądała, jest młodą policjantką z naprawdę dużymi sukcesami detektywistycznymi. Oprócz tego jest naprawdę ładna i seksowna. Wydaje mi się też, że spodobał jej się Niall. Na przeciwko zobaczyłem Zayna skupionego całkowicie na swojej komórce. Przewróciłem oczami. <br />
- Nawet teraz musisz esemesować z Perrie? - zapytałem siadając obok niego. <br />
Chłopak oderwał oczy od ekranu. <br />
- Ona też się martwi - powiedział, po czym wrócił to telefonu. Wzruszyłem ramionami, opierając głowę o oparcie. <br />
Ratownicy mówili, że Louis utracił dużo krwi i miał szczęście, że Alex zatamowała krwotok, bo wykrwawiłby się na miejscu. Zastanawia mnie, o czym myśli człowiek bliski śmierci. Co było ostatnią rzeczą w głowie Louisa, zanim stracił przytomność. Potem pomyślałem o zaschniętej krwi na czole Alex i jestem prawie pewien, że to ona w całości wypełniała jego myśli. Nie wiem dlaczego, ale poczułem niemiłe ukłucie zazdrości. <br />
- Harry? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Colina - Przynieś, proszę, czarną teczkę z mojego gabinetu. Leży na biurku. <br />
Westchnąłem głośno po czym kiwnąłem głową. Niechętnie wstałem z kanapy i wyszedłem z salonu. Gabinet Colina znajduje się w prawym skrzydle na samym końcu korytarza na parterze. Zanim tam dotrę minie trochę czasu. Postanawiam iść jednak najpierw do swojego pokoju w sąsiednim skrzydle po telefon. Wbiegłem po drewnianych schodach na górę, echo moich kroków niosło się po całym pomieszczeniu. Wystukiwałem palcami rytm piosenki o mijające ściany. Oglądałem po kolei wszystkie drzwi, ale dopiero przy jednym pozostałem wzrokiem na dłużej. Zastanawiałem się, czy zajrzeć do Alex. Wybiegła nagle, a jeśli coś głupiego wpadło jej go głowy? Szybko jednak odtrąciłem tą myśl i ruszyłem do swojego pokoju. Już miałem chwycić za klamkę, gdy nagle usłyszałem trzask drzwi. Odwróciłem się, ale korytarz świecił pustkami. <br />
Zmarszczyłem brwi. Może się przesłyszałem? Jednak dźwięk był tak wyraźny, że nie mogłem sobie tego zmyślić. Już miałem sprawdzić jego źródło, kiedy usłyszałem dzwonek komórki zza moich drzwi. Ostatni raz obiegłem spojrzeniem korytarz i ruszyłem odebrać połączenie. <br />
<br />
Wzięłam długi, gorący prysznic. Zupełnie jakbym wodą chciała zmyć z siebie wspomnienia dzisiejszego dnia. Starałam się jednak już o tym nie myśleć, ale w uszach wciąż dźwięczały mi odgłosy strzałów. Nie mogłam zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło. Jak to się stało, że Louis walczy teraz o życie? <br />
A co gorsza. <br />
Dlaczego do jasnej cholery, mnie przy nim nie ma? <br />
Wytarłam twarz miękkim ręcznikiem i przejrzałam się w lustrze. Byłam naprawdę zmęczona, co podkreślały podkrążone oczy. Rana na policzku była lekko opuchnięta, ale wyglądała lepiej niż się spodziewałam. <br />
Chciałam założyć znów ubrania w których przyjechałam, jednak dopiero teraz dostrzegłam, że są całe we krwi. Odrzuciłam je więc do kosza na pranie i owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Czułam jak z moich mokrych włosów skapuje woda. <br />
Opuściłam łazienkę, mając nadzieję, że gdzieś w szafie znajdę jeszcze jakieś ubrania. Jednak kiedy tylko zapaliłam światło w pokoju, stanęłam jak wryta. <br />
<br />
<br />
Wracając z gabinetu Colina, postanowiłem skorzystać z okazji i przejrzałem zawartość czarnej teczki. Początkowo myślałem, że to nic ciekawego, same potwierdzenia sprzedaży. Dopiero pod koniec dostrzegłem coś, co przykuło moją uwagę. Na jednej z faktur widniało dobrze znane mi imię i nazwisko. Tranzakcji dokonała pani Elizabeth Collins. Dlaczego matka Alex miałaby cokolwiek kupować od Colina? Wydało mi się to podejrzane i zamierzałem dowiedzieć się więcej, kiedy usłyszałem kroki na korytarzu. <br />
Szybko zamknąłem teczkę i ruszyłem jakby nigdy nic. Okazało się, że to Niall. <br />
- No nareszcie, Colin już się nie może doczekać - oznajmił. <br />
- Mógł sam sobie iść po tą cholerną teczkę - burknąłem. <br />
Razem z blondynem weszliśmy do salonu, w którym panowała absolutna cisza. Nawet Meg już nie płakała, tylko wpatrywała się tępo w stolik. <br />
- Oh, dziękuję Harry - powiedział Colin, a jego głos wydawał się wyprzyzwoicie głośny przy ciszy, która aż dzwoniła w uszach - Lepiej późno niż wcale. <br />
Kiwnąłem głową, po czym rozejrzałem się po salonie. Kogoś mi brakowało. <br />
- Gdzie Liam? <br />
- Wyszedł zaraz za tobą - powiedział mężczyzna, nie odrywając wzroku od dokumentów z teczki. <br />
Zmarszczyłem brwi. Nigdzie nie widziałem Payne'a. Gdzie mógł się znów włóczyć? <br />
Nagle w mojej głowie ponownie rozległ się trzask drzwi. Pokój Alex. Otworzyłem szerzej oczy. Wiem gdzie on jest.<br />
Bez zastanowienia wybiegłem z salonu. <br />
<br />
- Długo kazałaś na siebie czekać - Liam opierał się o szafkę po drugiej stronie pokoju - Zaczynałem się niecierpliwić. <br />
- Zostaw mnie w spokoju - powiedziałam zrezygnowana.<br />
Liam był ostatnią osobą, jaką miałam ochotę teraz oglądać. Chłopak jak nikt inny potrafił działać mi na nerwy. <br />
- Ależ kochanie, ja cię nie trzymam - na jego twarzy pojawił się ohydny uśmieszek. <br />
- Chcesz czegoś? - warknęłam już mocno poirytowana - Nie ukrywam, że nie przepadam za twoimi wizytami. <br />
- Ja nie ukrywam, że nie przepadam za tobą. <br />
- Więc co tu robisz? <br />
Nawet z tej odległości dostrzegłam błysk w jego oku. Wcale mi się to nie podobało, czułam że zaraz stanie się coś niedobrego. <br />
- Louis jest moim przyjacielem - powiedział wreszcie - Nie chce, żeby coś mu się stało. <br />
- Przynajmniej w jednym się zgadzamy - przerwałam mu - Ale jeśli jeszcze nie zauważyłeś, to coś się właśnie stało. Jest ranny i operowany. Naprawdę wolałabym teraz być przy nim, niż tracić z tobą czas na rozmowy o niczym. <br />
Podeszłam do szafy, odwracając się tyłem do tego dupka. Zaczęłam przeglądać półki, jedną ręką mocno ściskając ręcznik. Onieśmielał mnie fakt, że jestem z Liamem w jednym pomieszczeniu niemal całkowicie naga. To krępujące. Starałam się jednak tego nie okazywać, mając świadomość, że chłopaka jedynie cieszą moje słabości i brak komfortu. <br />
Nagle poczułam mocną dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku. Nagle Liam wykręcił mi go w bardzo bolesny sposób i odwrócił twarzą do siebie. Jego oczy były ciemne, pozbawione emocji. Przełknęłam cicho ślinę. Pchnął mnie mocno na szafę z taką siłą, że aż się zakołysała, a ślady półek z pewnością zostały na moich plecach. Przyparł mnie swoim ciałem z taką siłą, że nie mogłam się ruszyć, a nawet oddychać. Ogarniała mnie panika, a w myślach znów pojawił się James, który zrobił dokładnie to samo. Cała zesztywniałam, byłam bliska płaczu. <br />
Nie mogłam jednak płakać. To jest Payne, nie okażę przy nim słabości. Nie dam mu tej satysfakcji. <br />
Liam nachylił się tak, że niemal muskał moje ucho. <br />
- Chciałem się ciebie pozbyć na samym początku, bo wiedziałem, że będą z tobą same kłopoty - zaczął uśmiechając się jak szaleniec, niepokoiło mnie, że jego twarz jest tak blisko mojej - Wszystkim powtarzałem, że jesteś nic nie warta i nie opłaca się na ciebie tracić czasu. Udało ci się jednak wszystkich owinąć sobie wokół palca, przez co żyłaś niemal jak księżniczka. <br />
Przypomniałam sobie pierwsze noce w tym domu. Bezsenne, wypełnione łzami. Ciągnące się uczucie odosobnienia od innych i ciągłe wątpliwości. Nienawiść ze strony Liama, negatywne nastawienie Louisa i unikanie Zayna i Nialla, bojąc się aby mnie nie wykorzystali. Na początku miałam jedynie Harry'ego. Jednak chłopaka często nie było, bo jeździł do swojej dziewczyny. Byłam sama. Nie nazwałabym tego królewskim życiem. <br />
- Problem w tym, że nie jesteś księżniczką - dokończył dokładnie badając mnie wzrokiem - Możesz mi wytłumaczyć, co jest w tobie tak wyjątkowe? Co oni wszyscy w tobie widzą? <br />
Zmarszczyłam brwi. Myślałam, że przyszedł tutaj z powodu Louisa, dlaczego więc wypytuje o mnie? Stawałam się coraz bardziej zdezorientowana. <br />
- Nie rozumiem - wychrypiałam. <br />
- Bo ty mało rozumiesz, zdążyłem się przyzwyczaić - westchnął - Nie wiem co w tobie jest, ale działasz mi tak niesamowicie na nerwy, że... Nie ważne. Nie po to tutaj przyszedłem. <br />
- Więc może w końcu mnie oświecisz, bo naprawdę chciałabym się ubrać. <br />
Liam zmierzył mnie od stóp do głów, przez co przeszedł mnie niemiły dreszcz. Niech on mnie nie ogląda. <br />
- Jeszcze bardziej denerwuje mnie to, że to ty powinnaś teraz leżeć na dole, a nie Louis. <br />
Spojrzałam na niego niewzruszona. Miałam dość czasu, aby to wszystko przeanalizować. <br />
- Powiesz mi coś, czego nie wiem? <br />
Dopiero gdy to powiedziałam, zdałam sobie sprawę ile poczucia winy w sobie noszę. Boję się o Louisa, wiem, że jeśli coś pójdzie nie tak, to będzie to wyłącznie moja wina.<br />
Po twarzy Liama przemknął cień zaskoczenia. Szybko jednak przybrał beznamiętną minę. <br />
- Moja propozycja jest wciąż aktualna. Pomogę ci stąd odejść i ulokuję w bezpiecznym miejscu. Może i się nie cierpimy, ale nie wyrzucę cię na bruk. <br />
Nagle zrobił krok do tyłu, lecz nie puścił mojej ręki. Czułam jak pulsuje w niej ból. <br />
- Ależ ty miły - prychnęłam. <br />
- Mówię poważnie Collins - syknął - Tu nie chodzi o mnie, tylko o Louisa. Oboje chcemy dla niego jak najlepiej. Kiedy jesteście razem wam obojgu grozi niebezpieczeństwo. <br />
Spojrzałam na niego jak na idiotę. <br />
- Jak to? Czyli takich ataków może być więcej? <br />
Brunet pokiwał głową. <br />
- Powiem ci jedynie tyle, że komuś bardzo się nie spodobał wasz związek. Nie wiemy komu, ale jest to człowiek o dużych wpływach. W środku Paryża padły strzały i dosłownie nikt tego nie zauważył. To musiało być planowane działanie z dopracowanymi wszystkimi szczegółami. <br />
- Z wyjątkiem jednego, to nie Lou miał być ranny. <br />
- Właśnie - na jego twarzy nie było grama współczucia, ale nie jestem pewna czy na nie zasłużyłam - Dlatego uważam, że powinniście się rozdzielić. I jestem pewien, że ty też tak myślisz. <br />
Ja wolałabym przy nim zostać. Znaleźć się w jego ramionach i nigdy ich nie opuszczać. Rozsądek jednak mi podpowiada, że Liam ma racje. <br />
Nie cierpię, gdy ma racje.<br />
- Problem w tym, że ja ci nie ufam. Nie ma mowy, że gdzieś się ruszę mając wyłącznie twoje słowo. <br />
Wiem, że tymi słowami go obraziłam, że miałam to gdzieś. <br />
- Więc porozmawiamy z Colinem, na pewno się zgodzi. <br />
Musze przyznać, że te słowa mnie zabolały. I pewnie o to chodziło Liamowi. <br />
- A Louis? <br />
- Faktycznie on może mieć z tym problem, bo w końcu tak bardzo cię kocha, ale myślę, że jeśli się dowie, jak uwiodłaś jego przyjaciela - w tym momencie jego ręce wylądowały na moich biodrach i udach. Poczułam jak jego palce wsuwają się pod mój ręcznik. Nie wiem nawet kiedy z mojego gardła wydarł się głośny wrzask. Byłam przerażona. Próbowałam odsunąć od siebie Liama, ale miałam za mało siły. Krzyczałam jak oszalała. <br />
- Pojebało cię - warknęłam - Puszczaj mnie zboczeńcu!<br />
Wróciły wszystkie wspomnienia z Jamesem z tamtej imprezy. Jak się na mnie rzucił, a następnie rozbierał. Nie zważał kompletnie na moje krzyki, a w razie nieposłuszeństwa po prostu zdzielił po twarzy. Po moich policzkach zaczęły lecieć gorące łzy, a ciało drżało, gdy przypomniałam sobie chłód dotyku Jamesa.<br />
Kiedy otworzyłam oczy dostrzegłam niewzruszonego, rozmazanego od łez Payna. Wyłam cicho, przewidując już jak to dalej się potoczy.<br />
I w tym momencie nie wiadomo skąd wyrósł za Liamem Harry. Brunet złapał bruneta i oderwał ode mnie w niezwykle brutalny sposób. Na jego twarzy malowała się wściekłość, gdy pchnął Payna do tyłu. Słyszałam, że coś do niego mówił, ale byłam tak zaskoczona, że nic nie zrozumiałam. Po chwili obaj zniknęli za drzwiami mojego pokoju, zostawiając mnie samą. <br />
Osunęłam się wolno na podłogę i schowałam twarz w dłoniach. Początkowo próbowałam się uspokoić i wyrównać oddech, ale potem dałam sobie spokój i płakałam dalej. Bolało mnie całe ciało, a w myślach cały czas był tamten ciemny pokój i James. Wszystko odżyło we mnie, jakbym cofnęła się w czasie i znów przez do przeszła. Ogarnęło mnie przerażenie, na samą myśl o tym. <br />
Nienawidzę Payna. <br />
Nienawidzę go za to, co zrobił. Odnowił stare rany, udowadniając mi, ze tak naprawdę nigdy się nie zagoiły. Miałam ochotę zwymiotować.<br />
Nagle drzwi się otworzyły. Początkowo myślałam, że wrócił Payne i już chciałam krzyczeć, gdy dostrzegłam burzę ciemnych loków. Harry bez zbędnych wstępów podszedł do mnie i zamknął w mocnym uścisku. Oparłam czoło o jego klatkę piersiową. Dziękowałam Bogu, że Harry znalazł się tutaj w odpowiedniej chwili. <br />
- Nic ci nie jest? - zapytał ściszonym głosem.<br />
W jego oczach widziałam troskę i przerażenie.<br />
Pokręciłam głową. <br />
- Dziękuję - wychrypiałam, bardziej zatapiając się w jego koszulkę - Bardzo dziękuję.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKy1_9uPJwMrKKXGPYuScAleH3_JNicK0QrLPhpa8QW0b6EW0oDsxfdr5uzKSpJrZMCq4bnD5JSjud3A9goKsfw64QDy8A6USgUhCLwJBbNHqeGtziPbqfZYtR3hwF-2FfXPd16lsolfix/s1600/tumblr_nldky10Z5o1rppo7so1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="199" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKy1_9uPJwMrKKXGPYuScAleH3_JNicK0QrLPhpa8QW0b6EW0oDsxfdr5uzKSpJrZMCq4bnD5JSjud3A9goKsfw64QDy8A6USgUhCLwJBbNHqeGtziPbqfZYtR3hwF-2FfXPd16lsolfix/s320/tumblr_nldky10Z5o1rppo7so1_500.gif" width="320" /></a></div>
<br />
***<br />
<b><i>Witam wszystkich serdecznie! Pierwsza notka, więc nie będę się niepotrzebnie rozwodzić. Rozdziały zamierzam dodawać raz w tygodniu, mam nadzieję, że mi się uda. Proszę po przeczytaniu a wyrażenie swojej opinii w komentarzu. Miłego czytania :) </i></b>Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3643525996280628427.post-28356062007120446492016-01-20T07:50:00.000-08:002016-02-14T10:45:45.081-08:00Bohaterowie i zwiastun<div style="text-align: center;">
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinsG4mOH2Rd-NtAUPivr5cZmdooUldfEkNlAIwfCjwQpPjHwQYChiPZjM8wTkTz8akNtyJaPt95UpvqNHLF1bb6xqTU5Qc-wq_RovDPAVliylXqbyVUD2S1JbOhq1vxExBw_17kjYjPNgC/s1600/277c099739ea4a54fae92715c9be4ee7.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="257" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinsG4mOH2Rd-NtAUPivr5cZmdooUldfEkNlAIwfCjwQpPjHwQYChiPZjM8wTkTz8akNtyJaPt95UpvqNHLF1bb6xqTU5Qc-wq_RovDPAVliylXqbyVUD2S1JbOhq1vxExBw_17kjYjPNgC/s320/277c099739ea4a54fae92715c9be4ee7.jpg" width="320" /></a><br />
<br />
Alexandra Collins<br />
<br />
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6NYT8YgyPEA7xqIK-oR7lGStwmDxvKzOfX_XYo0KX8tZW23UDNiOwzrTHQqdhRuvOYf9suptiP78U19MaGb2x2Y1yqdXoRZ65ipbpk9sKRnBdVeQfGFazIPIjA-Jrsu6TkeU7d905c0g3/s1600/tumblr_inline_nr51euhbpG1to7e9r_500.jpg" imageanchor="1"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6NYT8YgyPEA7xqIK-oR7lGStwmDxvKzOfX_XYo0KX8tZW23UDNiOwzrTHQqdhRuvOYf9suptiP78U19MaGb2x2Y1yqdXoRZ65ipbpk9sKRnBdVeQfGFazIPIjA-Jrsu6TkeU7d905c0g3/s320/tumblr_inline_nr51euhbpG1to7e9r_500.jpg" width="227" /></a><br />
<br />
Louis Tomlinson<br />
<br />
<br />
Harry Styles <br />
Victoria Collins<br />
Liam Payne <br />
Zayn Malik<br />
Niall Horan<br />Tobias String<br />
Holly Flowles<br />
Colin Ralphy<br />
Tracy Morrel <br />
Meg<br />
<div class="separator" style="clear: both;">
oraz inni </div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/fJOeB0qbUbQ/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/fJOeB0qbUbQ?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<div>
<br /></div>
<br />
Pierwszy rozdział pojawi się 30 stycznia.<br />
<br /></div>
Rouse Błaszczykowskahttp://www.blogger.com/profile/01451264799843987454noreply@blogger.com0