sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 2

Muzyka

Przymknęłam na chwilę zmęczone powieki, ale potem niemal od razu je otworzyłam. Nie mogę zasnąć. Spojrzałam na Louisa i jego klatkę piersiową, która miarowo unosiła się i opadała. Na szczęście po operacji oddychał samodzielnie, więc można go było odłączyć od maszyny. Wciąż wzdrygam się, gdy przypominam sobie w jakim stanie go wczoraj zobaczyłam. Poprzypinano do niego milion różnych rurek i kabli, co wyglądało przerażająco. Dopiero po dobie od operacji stopniowo się tego pozbywają, dzięki czemu wygląda bardziej jak człowiek.
Odrzuciłam książkę na stolik obok łóżka Louisa. Myślałam, że dzięki niej czymś się zajmę i nie zasnę, ale jedynie stałam się bardziej zmęczona. Chwyciłam dłoń Tomlinsona i zaczęłam kreślić na niej kciukiem kółka. W każdej chwili mógł się obudzić. Nie chciałam przegapić tej chwili. Dlatego od skończenia operacji nie opuszczam jego pokoju. Jedynie kiedy idę do toalety lub po jedzenie, ale i te czynności staram się robić w ekspresowym tempie.
Oparłam się na łokciu o ramię fotela, nie jestem pewna czy chcę aby się obudził. Oczywiście poczułabym ulgę, kiedy jego oczy się otworzą, ale nie mam pojęcia co mu powiedzieć. Przeze mnie prawie umarł. Liam miał rację, kiedy jesteśmy razem, Lou nie jest bezpieczny. Nie jestem jednak przekonana do wyjazdu. Zwyczajnie się boję. Wiem jednak, że w końcu będę musiała podjąć decyzję.
- Wyglądasz okropnie.
Aż podskoczyłam zaskoczona męskim głosem. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Zayna opierającego się o framugę drzwi. Jego włosy były gładko zaczesane do tyłu. Wyglądał bardzo ładnie.
- Dzięki - rzuciłam z ironią - Każda kobieta marzy, aby usłyszeć coś takiego.
Zayn uśmiechnął się lekko.
- Mówię serio, źle wyglądasz. Kiedy ostatnio coś jadłaś lub spałaś?
Wzruszyłam ramionami.
- Czuję się dobrze - skłamałam - I uprzedzając twoje kolejne słowa, nigdzie się stąd nie ruszę.
Patrząc na Zayna miałam wrażenie, że się tego spodziewał. Usiadł na jednym z foteli ustawionych pod ścianą i przyjrzał mi się uważnie. Jego oczy świeciły w półcieniu.
Nie mogłam się powstrzymać.
- Meg cię przysłała, prawda?
Zayn wolno skinął głową. Widząc jednak moją minę szybko dodał.
- Ona się o ciebie martwi, Al. Nie złość się na nią.
- To nie o mnie powinna się martwić - przypomniałam znów patrząc na Louisa. Zawsze lubiłam obserwować go w czasie snu. Wyglądał wtedy tak spokojnie i pięknie.
- Z Louisem jest wszystko w porządku, lekarz powiedział, że szansa na jakiekolwiek powikłania jest minimalna.
Ale jest, dodałam w myślach. Nie chcę zakładać czarnych scenariuszy. Powinnam myśleć pozytywnie, ale mogę się wyzbyć złych myśli. Są jak zaciśnięte szpony. Nie chcą mnie wypuścić.
- Powinnaś pójść do psychologa - Zayn ciągnął łagodnym głosem - Nie codziennie widzi się takie rzeczy, to normalne, że potrzebujesz pomocy.
Mocniej zacisnęłam szczękę. Nie zliczę, który raz słyszę tą samą gadaninę. Miałam tego serdecznie dość. Kiedy oni zrozumieją, że nie potrzebuję ich pomocy? To o Louisa trzeba się martwić. Nie o mnie.
- Alex, wizyta u specjalisty po takim przeżyciu, to nic, czego powinnaś się wstydzić.
- Nie zamierzam nigdzie iść.
Czułam na sobie przeszywający wzrok Malika.
- Jesteś cholernie uparta - westchnął.
Wzruszyłam ramionami na jego komentarz.
Nastąpiła chwila ciszy. Przez cały czas miziałam rękę Louisa, zupełnie jakbym przez ten mały gest, próbowała dodać mu otuchy. Wiedziałam jednak, że on raczej nic nie czuje. Chociaż kto wie?
- Colin dowiedział się czegoś o strzelaninie? - zapytałam.
Zayn pokręcił głową.
- Niewiele. Strzały najprawdopodobniej padły z budynku na przeciwko. Nie znaleziono tam jednak żadnych śladów. Ludzie Colina jednak dalej szukają.
Czyli nie wiemy nic. Westchnęłam głośno i opadłam na oparcie fotela. Komu może tak zależeć na rozdzieleniu mnie i Louisa? I to za pomocą broni. To co się tutaj dzieje, jest bardzo dziwne. Liam powiedział, że może być tego więcej. Jeśli szykowany jest kolejny atak, to nie mogę już więcej narażać Louisa. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby znowu z mojego powodu coś mu się stało. Muszę coś zrobić, aby był bezpieczny.

Dorosły mężczyzna o brązowych włosach i ciemnych okularach na nosie przewracał właśnie stronę jednej z gazet z wiadomościami. Był tak pochłonięty lekturą, że nie zauważył wzroku swojej żony, która śmiała się cicho. Znali się tyle lat, a on jest nadal taki sam. Brunetka odwróciła głowę i z uśmiechem na twarzy wróciła do zupy, która gotowała się na kuchence. Kobieta zdjęła pokrywę, mieszając wrzątek.
- Louis kochanie - powiedziała wesołym tonem - Zawołaj dzieciaki do jadalni, obiad gotowy.
Mężczyzna oderwał wzrok od czarnobiałego druku i pokierował do na żonę. W jego oczach było widać miłość.
- Już idę - wstał od stołu, ale zamiast do wyjścia, podszedł do małżonki, kładąc ręce na jej talii - Wedle życzenia, królowo.
Złożył krótki pocałunek na jej szyi, na co ona zachichotała. Potem Louis wyszedł i już po chwili słyszała jak nawołuje dzieci. Westchnęła z rosnącym uśmiechem. Czasami po prostu nie wierzyła, jaką jest szczęściarą. Ma najwspanialszą rodzinę pod słońcem.
Wyłączyła palnik i wzięła garnek z kuchenki, gdy usłyszała okropny huk. Zmarszczyła brwi, znała ten dźwięk. Potem usłyszała kolejny i jeszcze jeden. Z bijącym sercem wbiegła do jadalni. Wszystko wyglądało jak zawsze. Krzesła stały na swoim miejsca, stół również. Już chciała na nim postawić garnek z zupą, gdy kątem oka coś dostrzegła. Wstrzymując oddech spojrzała na małą rączkę, na podłodze. Obeszła stół i wtedy zobaczyła. Krew, Louis, dzieci. Cała trójka była martwa.
Garnek huknął po podłogę, rozlewając swoją zawartość po całej podłodze.
I wtedy Alex usłyszała czwarty, ostatni strzał.


Obudziłam się dysząc głośno. Serce biło mi jak oszalałe. Rozejrzałam się gorączkowo po pomieszczeniu i z ulgą stwierdziła, że nadal jestem w pokoju Louisa. To był tylko koszmar. W głowie jednak cały czas miałam obraz dzieci, leżących na podłodze w kałuży krwi. Chłopiec i dziewczynka. Tak, jak zawsze chciałam.
Starłam łzę z policzka. Nie wiem nawet kiedy zaczęłam płakać. To był jedynie sen, muszę się uspokoić. Wstałam z fotela. Malik zniknął, a Louis wciąż spał. Ominęłam jego łóżko i po cicho wyszłam z sypialni. Przetarłam zmęczoną twarz i ruszyłam do kuchni. W domu panowała cisza. Co trochę mnie zdziwiło, bo za oknami świeciło słońce. Może chłopcy pojechali na jakiś wywiad czy coś w tym rodzaju. Wzruszyłam ramionami, jak dla mnie to nawet lepiej. Mam chwilę spokoju.
Kiedy znalazłam się już w kuchni, podeszłam do lodówki. Wyciągnęłam z niej naleśniki ze śniadania i miskę z bitą śmietaną. Meg codziennie odkłada dla mnie porcję, wiedząc, że raczej nie pojawię się rano na wspólnym posiłku. Umiejętnie unikam kontaktu z Liamem. Cały dom już wie, co Payne chciał zrobić. Colin dostał szału i zakazał mu się do mnie zbliżać. Chciał też na nim wymusić przeprosiny, ale na to już ja się nie zgodziłam. To byłoby torturą i dla mnie i dla Payne'a. Jednogłośnie jednak uzgodniliśmy, że Louis o niczym się nie dowie. W końcu nic się nie stało.
Włożyłam naleśniki do mikrofalówki i nastawiłam na odpowiedni czas. Następnie czekając usiadłam na blacie, patrząc przez okno na piękny ogród.
- Meg by cię zabiła, gdyby zobaczyła, że bezcześcisz swoim zgrabnym tyłkiem jej święta kuchnię - usłyszałam rozbawiony głos.
Harry stał w futrynie z rękami zawiązanymi na piersiach. Miał na sobie jasną koszulę, która seksownie opinała się na jego mięśniach.
Wzruszyłam ramionami.
- Zawsze to jakaś rozrywka - automatycznie moje ręce powędrowały do pośladków - Naprawdę mam zgrabny tyłek?
Harry ze śmiechem pokręcił głową. Podszedł bliżej, wpatrując się we mnie swoimi zielonymi oczami tak intensywnie, że poczułam miłe ciepło w brzuchu. Styles miał w sobie coś niesamowitego. Jestem pewna, że potrafiłby każdą dziewczynę doprowadzić do szaleństwa.
Jednak dopiero po chwili dostrzegłam ciemną plamę na jego kości policzkowej. Zmarszczyłam brwi i nieświadomie wyciągnęłam rękę aby dotknąć siniaka.
- Co ci się stało?
Przejechałam delikatnie palcami po jego policzku, oglądając obrażenie.
- Liam trochę się rzucał, gdy...
Moja ręka zastygła w bezruchu, kiedy spojrzałam zatroskana na Harry'ego. Nie chciałam aby i jemu coś się stało. Czuję wyrzuty sumienia przez tego głupiego siniaka. Chociaż są one nieporównywalne z tymi, które ściskają mnie bezlitośnie od środka za każdym razem gdy widzę Louisa. Dlaczego oni muszą przeze mnie cierpieć?
Chcę zabrać dłoń i dać już chłopakowi spokój, niespodziewanie jednak Harry chwyta swoją ręką moją i przykłada z powrotem do policzka. Patrzę na niego zaskoczona i przez chwilę aż brakuje mi tchu. W oczach Stylesa widzę coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegałam. Zapiera mi dech w piersiach, czas jakby zwalnia. Zupełnie jakby otworzył przede mną drzwi do swojego umysłu. Zachęcał abym poznała go w całości, została jego częścią. Nie jestem w stanie nic powiedzieć. W zasadzie nic nie rozumiem, czuję jedynie jego ciepłą dłoń i gładką skórę policzka. Jestem w stanie tylko patrzeć.
Wtedy w całej kuchni rozległ się pikający dźwięk mikrofalówki.
Dopiero to wybudziło Harry'ego z transu. Puścił szybko moją rękę i odwrócił wzrok. Poczułam, że robię się czerwona jak burak. Po chwili mrucząc coś pod nosem brunet opuścił kuchnię. Widziałam napięcie w jego ruchach, kiedy znikał za drzwiami.
Widząc jego zmieszanie zrozumiałam, że mi się nie wydawało. Naprawdę zaszło między nami coś intymnego i niesamowitego. Wiem, że to nie powinno mieć miejsca, ale nie mam wyrzutów sumienia. Przecież nie zrobiliśmy nic złego.
Spojrzałam na swoje dłonie.
Właściwie co to było?

Kilka godzin później, kiedy już prawie przysypiałam czuwając nad Louisem, Niall powiadomił mnie o wezwaniu Colina. Od razu pomknęłam do jego gabinetu, mając nadzieję, że wreszcie dowiedział się czegoś nowego. Tak bardzo chciałam, aby ci, przez których Louis został postrzelony, dostali należną im karę.
Szybko znalazłam się na miejscu.
- Chciałeś mnie widzieć? - zapytałam wchodząc bez pukania do gabinetu Colina. Dopiero po chwili zorientowałam się, że rozmawia przez telefon. Gestem pokazał mi bym weszła. Zamykam więc za sobą drzwi i siadam na krześle przed wielkim biurkiem.
- Nie obchodzi mnie, że stracisz klientów. Zapłacę trzy razy tyle, ile zarobiłbyś od nich wszystkich razem, ale chcę za godzinę widzieć tutaj twoich wszystkich ludzi. Co do jednego! - krzyknął, po czym dosłownie rzucił słuchawką.
Nigdy nie widziałam Colina w takim stanie. Był niemal czerwony z wściekłości. Miałam wrażenie, że może mnie zabić samym spojrzeniem. Przełknęłam głośno ślinę.
- Dobrze, że przyszłaś Alexandro. Musimy porozmawiać - jego głos nadal był ostry, ale nie aż tak, jak przed chwilą.
- Coś się stało? - zapytałam niepewnie.
Może w ogóle nie powinnam się odzywać, aby go nie drażnić.
- Tak i jest to związane z tobą, dlatego razem z Holly uważamy, że powinnaś o tym wiedzieć.
Zmarszczyłam brwi.
To nie wróży nic dobrego. Staram się zachować spokój, lecz nie jest do łatwe. Spojrzałam na Colina w milczeniu, czekając na kontynuację.
- Parę minut temu nasz system bezpieczeństwa dostrzegł intruza. Nie udało mu się dostać do domu, ale znajduje się gdzieś na placu. Ochroniarze go szukają, ale potrzebujemy posiłków.
Jak to możliwe, że ktoś się tu przedarł? Willa One Direction jest strzeżony niczym biały dom. Najgorsze jest jednak to, że nie mogą tego kogoś znaleźć. Może być wszędzie.
- Czy myślisz, że to jeden z ludzi, którzy do nas strzelali? - pytam ostrożnie.
- Sądzę, że tamtych ludzi i tego człowieka łączy ten sam zleceniodawca. Nie wiemy do czego jest zdolny, ani jakie są jego plany. Musimy zachować szczególną ostrożność, dlatego masz nie wychodzić na zewnątrz, nawet się nie wychylać. Omijać okna, nie zbliżać się do nich. Najlepiej cały czas z kimś przebywać. Nie zostawaj sama Alexandro.
Zamarłam.
Wiedziałam, że sprawa jest poważna. W końcu to szaleńcy z bronią w rękach. Nie sądziłam jednak, że do tego stopnia. Wystarczy, że stanę zbyt blisko okna i mogą mnie zastrzelić jak kaczkę.
Kiwam głową, patrząc z powagą na Colina. Na jego twarzy widzę ledwo dostrzegalną ulgę.
Nagle bez ostrzeżenia drzwi gabinetu gwałtownie się otwierają. Stoi w nich Niall.
- Do diabła, czy ktoś w tym domu potrafi pukać? - zapytał Colin, wysyłając blondynowi karcące spojrzenie. Chłopak puścił to mimo uszu.
- Louis się obudził.

Biegnę przez korytarz jak szalona. Serce szybko mi bije. Muszę jak najszybciej znaleźć się przy jego boku. Porozmawiać z nim. Przypadkowo wpadam na wielką drewnianą szafkę i moją lewą stopę przeszywa ból. Krzywię się lekko i klnę pod nosem. Idę jednak dalej, aż w końcu znajduję odpowiednie drzwi. Wpadam do środka jak burza, niestety potykając się o próg. Zamykam oczy przygotowując się na upadek, ale nic takiego nie ma miejsca. Czuję silne ręce wokół mojej talii i ciepły oddech pieszczący moje ucho. Spoglądam w górę i widzę szaro-niebieskie tęczówki dla mnie zdecydowanie najpiękniejsze.
- Zawsze miałaś mocne wejścia - Louis śmieje się cicho, a ja razem z nim.
Pomaga mi wstać i niemal od razu przyciąga do siebie, zamykając w mocnym uścisku. Pachnie szpitalem, ale w tym momencie mi to nie przeszkadza. W końcu ze mną jest. Dopiero po chwili orientuję się, gdzie jesteśmy.
- Chwila - mówię, wychodząc z jego objęć - Dlaczego ty nie leżysz? Nie powinieneś wstawać!
- Też tak uważam.
Dopiero teraz zauważam Harry'ego. Siedzi w fotelu przysuniętym do łóżka. Tym samym, który wcześniej ja zajmowałam. Nasze spojrzenia się spotykają, dosłownie na ułamek sekundy. Tyle mi wystarcza, aby zrozumieć, że to co się wydarzyło w kuchni już należy do przeszłości. Nie ma co do tego wracać.
- Przesadzacie - stwierdził Louis - Czuję się dobrze.
- I nawet tak wyglądasz - niespodziewanie w pomieszczeniu znalazł się Colin - Radzę ci jednak posłuchać mądrzejszych. Usiądź, musimy porozmawiać.
Marszczę zaskoczona brwi.
- Dopiero się obudził, niech nabierze sił...
- W normalnych okolicznościach tak by właśnie było, Alexandro - powiedział spokojnie - Nas niestety goni czas, więc muszę go jak najszybciej wtajemniczyć we wszystko. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Patrzę na Colina z wyrzutem, ale ostatecznie kiwam głową. Ma rację, Louis musi się szybko dowiedzieć, co tu się dzieje. Siadam więc na wolnym fotelu, chcąc nie przeszkadzać mężczyznom w rozmowie. Słyszę jak Colin opowiada o strzelaninie w Paryżu. O tym, że Louis miał dużo szczęścia, że kula nie uszkodziła żadnego narządu. Potem znów słyszę, że to ja miałam być celem ataku. Poczułam lekką irytację. Moje sumienie przypomina mi o tym dostatecznie często. Jeszcze gorsze jest to, że Colin ucichł i cała trójka utkwiła we mnie wzrok. Ja jednak milczę, podkulając kolana do klatki piersiowej. Widząc mój brak chęci przyłączenia się do rozmowy, Colin kontynuuje. Potem usłyszałam już o wiele ciekawsze informacje. Dowiedziałam się, że Holly bardzo aktywnie działa. Jej informatorzy rozmawiają z różnymi ludźmi w właściwie każdym większym mieście na wyspach i nie tylko, szukając śladów. Dodatkowo Colin ściąga tu wybitnych informatyków, którzy będą mieli za zadanie zdobyć nagrania z monitoringu w godzinach strzelaniny. Myślałam, że stoimy ze wszystkim w miejscu, ale wychodzi na to, że cały czas się coś dzieje. Nie rozumiem jednak dlaczego ja o niczym nie wiedziałam.
- Kazałem, aby ci nic nie mówiono - wyjaśnił Colin, zupełnie jakby czytał mi w myślach - Miałaś wystarczająco zszargane nerwy.
Dalej mówi o intruzie, który jest gdzieś na posesji. Na twarzach chłopaków widzę takie samo zdziwienie jakie malowało się na mojej, gdy pierwszy raz o tym usłyszałam.
- Kolejni ochroniarze właśnie do nas jadą. Powinni tu być lada chwila i gwarantuję wam, że szybko złapiemy tego człowieka.
Bawiłam się cienką nitką wystającą z nogawek moich spodni. Zapewnienia Colina wcale mnie nie uspokoiły. A co jeśli nie uda im się go złapać? Poderżnie mi gardło w czasie snu? Na samą myśl robiło mi się niedobrze.
- A jeśli wedrze się do domu? - pyta Louis chłodnym tonem. Widzę, że jest zdenerwowany. U mnie złość już dawno zastąpił strach.
- Nie zakładamy takiej możliwości, budynek jest bardzo dobrze zabezpieczony.
- Plac też, a mimo to udało się tu komuś włamać - zauważa - Myślę, że Alex powinna mieć własnego ochroniarza.
Podnoszę głowę, wysyłając Louisowi zaskoczone spojrzenie.
- Też się nad tym zastanawiałem - przyznał Colin ze stoickim spokojem.
- Nie ma się nad czym zastanawiać, Louis ma rację. Tu głównie chodzi o Alex, nie możemy pozwolić, aby coś jej się stało - dodaje Harry.
Patrzę na nich zdumiona, nic nie rozumiejąc.
- Zaraz. Skąd pewność, że temu psycholowi zależy wyłącznie na mnie? - pytam - Jeden strzał o niczym nie świadczy.
Mężczyźni wysyłają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Czegoś mi nie powiedzieli. Czuję narastającą złość. Dlaczego, do cholery jasnej, każdy o wszystkim wie tylko nie ja?
Colin w końcu wzdycha i zdejmuje na chwilę okulary. Pocierając obolały nos, wyjaśnia.
- Dzień przed strzelaniną dostałem anonimowy list. Były to groźby, ale nie pod moim adresem, tylko twoim. Ktoś bardzo chce się ciebie pozbyć. Normalnie bym to zignorował, w końcu ludzie piszą masę obraźliwych wiadomości. Zaniepokoiło mnie jednak twoje zdjęcie. Było zrobione z ukrycia na jednej z paryskich uliczek. Z tyłu widniała data z przed tygodnia - spojrzał na mnie ze współczuciem - Ktoś cię śledził, Alexandro. I to przez dłuższy okres czasu.
Miałam wrażenie, jakby wszystko uderzyło we mnie z siłą rozpędzonej ciężarówki. W czasie kiedy radosna biegałam po Paryżu, ciesząc się, że sprawy z Louisem wreszcie zaczynają mi się układać, jakiś nienormalny człowiek śledził mój każdy krok. W dzień i w nocy. Możliwe, że codziennie bez przerwy.
Nagle robi mi się bardzo gorąco i dostaję okropnych mdłości. Zeskakuję z fotela i wpadam do łazienki Louisa, od razu wymiotując do sedesu. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie mam jednak czasu na myślenie, bo kolejne porcje jedzenia chcą wrócić na wolność. Czuję na karku ciepłe palce odgarniające mi włosy. Kątem oka dostrzegam zmartwionego Louisa.
- Nie patrz na to - proszę, zakrywając czerwoną twarz dłonią.
- Przestań - ujmuje mnie w pasie i pomaga stanąć na nogi - Jesteś wyczerpana. Powinnaś się przespać, Aly.
Kiedy to Louis z poszkodowanego stał się ratującym? Na pierwszy rzut oka wygląda dobrze. Pewna postawa, lekko rozczochrane włosy i uśmiech przyklejony do twarzy. Dopiero gdy mu się dokładniej przyjrzy, można dostrzec cienie pod oczami i napięte mięśnie ramion. Tyle wystarcza, abym zrozumiała, że go boli.
- Nie tylko ja - uśmiecham się lekko - Dopiero się wybudziłeś, musisz odpoczywać.
Louis włożył mi pasmo włosów za ucho, uśmiechając się urzekająco.
- Widzimy się rano - powiedział cicho.
- Zgoda.

Alex poszła do swojego pokoju, a zaraz a nią wyszedł Colin, tłumacząc, że musi pilnie porozmawiać z ochroniarzami. Zostałem jedynie ja i Harry, rozwalony na fotelu. Od razu widać, że coś go gryzie i chociaż jestem strasznie ciekawy co, to wiem, że pytania jedynie pogorszą jego stan. Siadam więc na łóżku, oddychając z ulgą. Nie czuję się najlepiej. Na początku było nieźle ale z czasem mój stan się pogarszał. Nie chciałem jednak martwić Alex, więc nic nie mówiłem. Teraz marzę jedynie o śnie.
- Co o tym myślisz? - słyszę nagle Harry'ego.
Patrzę na niego przez dłuższą chwilę, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- O czym?
- O tej całej sprawie. Myślisz, że to wszystko ma na celu wystraszyć Alex, czy naprawdę ktoś chce ją zabić?
Przypominam sobie czarny błysk za oknem, a następnie serię strzałów, niszczących wszystko na swojej drodze. Bardzo chciałbym, aby to było tylko straszenie, a nie nic więcej. Wiem jednak, że jest inaczej.
- Obawiam się, że to drugie - mówię beznamiętnie - Ale nie rozmawiajmy o tym przy Alex. Ona już teraz to wszystko źle znosi.
Harry uśmiechnął się ze współczuciem.
- Gdybyś ją widział, kiedy was tu przywieźli. Była w totalnej rozsypce. Potem cały czas spędziła przy twoim łóżku. Nie dało się jej odciągnąć.
Poczułem się źle słysząc, że doprowadziłem Alex do takiego stanu. Chociaż to nie było specjalnie. Jednak jakaś malutka część mnie cieszyła się, że dziewczynie tak bardzo zależy.
- Chcieliśmy, aby poszła do psychologa, ale ona... Jest uparta jak osioł.
Mimowolnie się uśmiecham. Alex zawsze broniła swojego zdania, nawet kiedy miała wątpliwości czy było właściwe. Z resztą teraz już wiem, że przez ostatnie dwa lata często chodziła do psychologa. I pewnie ma go już po dziurki w nosie.
- Jutro z nią porozmawiam - zapewniłem, choć wcale nie zamierzałem tego zrobić. To decyzja Alex, nie mogę jej do niczego zmusić.
Harry kiwnął głową.
- A jak z Kate? Pogodziliście się w końcu? - zapytałem.
Pamiętam, jak jeszcze będąc w Paryżu pomagałem Stylesowi z problemami z dziewczyną. Bardzo dużo się kłócili i ich związek stał po wielkim znakiem zapytania.
- Stwierdziliśmy, że to nie ma sensu i rozstaliśmy się w przyjaźni - uśmiechnął się ironicznie - Mam na myśli to, że zwyzywała mnie od sukinsynów, rzuciła krzesłem i stwierdziła, że zmarnowałem jej rok życia.
Z trudem powstrzymałem parsknięcie. Kate zawsze była impulsywna i mówiła głośno to, co myślała. Mimo to Harry był w niej bardzo zakochany i wystarczyła najmniejsza sprzeczka, aby chodził przybity. Dlatego zdziwiło mnie to, że mówi to z taką lekkością.
- Jakoś bardzo nie przeżywasz - zauważyłem.
Harry wzruszył ramionami, ale nic nie powiedział. Wpatrywał się w brzeg materaca, omijając mój wzrok.
Tyle mi wystarczyło, abym wysnuł wnioski.
- Masz kogoś - powiedziałem.
Kąciki ust Stylesa powędrowały łagodnie ku górze. Dalej milczał.
- Dowiem się, kim jest ta biedna dziewczyna?
- Na pewno nie ode mnie - jego to był poważny, ale już po chwili uśmiechał się od ucha do ucha.
Już miałem mu odpowiedź uszczypliwą uwagą, gdy nagle rozległ się straszny hałas. Coś huknęło na górze z taką siłą, że poczułem lekkie wibracje na podłodze. Usłyszałem przerażający kobiecy krzyk, potem bieganie po schodach. Patrzę przerażony na Harry'ego. Obaj wiemy co się stało.
- Alex - powiedziałem cicho.
Zerwałem się gwałtownie z łóżka i pobiegłem do jej pokoju.




***
Oto i drugi rozdział, mam nadzieję, że nie wyszedł najgorzej. Boję się jednak o trójkę, ponieważ złamałam palec w prawej ręce, przez co jest mi naprawdę niewygodnie pisać. Robię to w ślimaczym tempie, przez gips wciskam nie te przyciski co trzeba, potem z pięć razy usuwam aż w końcu się irytuje i rzucam laptopa na łóżko. To naprawdę duży sprawdzian cierpliwości i chęci do pisania. Mimo wszystko staram się codziennie napisać chociaż kawałek i liczę na to, że do soboty skończę. Mam też nadzieję, że we wtorek pożegnam się z tym cholernym gipsem.
Pozdrawiam, Rouse xoxo

2 komentarze:

  1. Najlepszy! Tyle emocji :o Rozdział cudo, mega, wspaniały, genialny :D Kocham <33333 <333 Uwielbiam <3333 <333333 Z rozdziału na rozdział coraz lepiej :3 Jestem ciekawa sprawy z Harry'm? Sprawy z końcówką, co z Alex??! Iii.. wielu innych :P Ciesze sie, że Louis'owi nic nie jest ;) I nadal nienawidze Liam'a (oczywiście w tym opowiadaniu tylko) >:/ Czekam z niecierpliwością na next'a jak zawsze kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest wspaniały! Naprawdę zaczynam poważnie się o siebie martwić widząc jak przeżywam tą historię. Mam nadzieję że Harry nie myślał o Alex podczas rozmowy z Louisem ;)
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i podziwiam Twój talent :)
    A tak swoją drogą to fajnie wybrałaś Liama do roli takiego złego charakteru. Ciekawie to wygląda w mojej wyobraźni :D

    OdpowiedzUsuń