sobota, 23 lipca 2016

Rozdział 7

Gdy tylko Meg dostrzegła, że przyjechała moja siostra, od razu zawołała wszystkich do jadalni i podała obiad. Mimo moich protestów zostałam zmuszona do siedzenia przy stole i słuchania głupot, które opowiadała moja siostra. Każdy na przemian jadł i śmiał się z kiepskich historyjek. Byłam równocześnie zdenerwowana i zażenowana.
- Alex ty nic nie jesz? - pyta Vicky - Jesteś chora? Zawsze jadłaś za trzech.
Silę się na sztuczny uśmiech.
- Straciłam apetyt.
Na twój widok, dokańczam w myślach. 
Vicky wzrusza ramionami i po chwili zaczyna opowiadać historię, gdy jako małe dziecko zrzuciłam jej mój tort urodzinowy na głowę, bo schowała mi ulubioną zabawkę. No cóż, należało jej się.
Denerwuje mnie to, że chłopcy są w nią zapatrzeni jak w obrazek. Vicky zawsze była tą ładniejszą siostrą. To ona odziedziczyła urodę po matce. Po za tym ona dużo bardziej o siebie dba niż ja. Czuję ukłucie zazdrości.
Oraz czyjeś palce wbijające mi się w udo.
Odwracam głowę do siedzącego obok Harry'ego. Puszcza mi oczko, chcąc chyba mnie pocieszyć. On jedyny w tym pomieszczeniu mnie rozumie. Jest wsparciem jakiego potrzebuję.
Chociaż jego miejsce powinien zajmować mój chłopak. Kątem oka widzę puste krzesło. Louis nadal się nie pojawił. Nie mam pojęcia gdzie się podziewa. Nie zostawił żadnej wiadomości, nie odbiera również telefonów. Martwię się o niego, a ten kretyn nie raczy się nawet odezwać. Mam tylko nadzieję, że jest cały i zdrowy. I że się niedługo pojawi. 
Wracam myślami na ziemię i znów skupiam się na Stylesie. Chłopak cały czas mi się przypatruje.
- Zaraz się stąd zmyjemy - zapewnił, a ja poczułam się jak dziecko, która zaraz ma dostać czekoladę.
I jak powiedział, tak zrobił. Mówi coś dyskretnie Meg, przez co ona najpierw robi się czerwona, a następnie wymownie na niego patrzy. Harry jedynie się śmieje obnażając białe zęby.
- Chodź - szepcze.
Wstaję od stołu i ruszam za chłopakiem.
- A wy gdzie? - odzywa się nagle Zayn.
- Mamy coś do załatwienia -  Harry wciąż się uśmiecha.
- Nie możesz tego zrobić sam? - pyta Vicky - Tak dawno nie widziałam się z Alex...
- Chłopcy dotrzymają ci towarzystwa - mówię przerywając jej głupie zagranie. To jest próba wzbudzenia poczucia winy zarówno we mnie jak i w Harrym. Widzę, że Vicky chce przejąć tu kontrolę. Owinąć sobie każdego wokół palca. Ja jednak na to nie pozwolę.
Wysyłam siostrze chłodne spojrzenie, po czym razem z Harrym opuszczam jadalnię. Kierujemy się do pokoju chłopaka. Idziemy w ciszy, cały czas odczuwam złość, więc wolę jej nie przerywać. Boję się, że mogłabym powiedzieć coś niemiłego Harry'emu.
Gdy dochodzimy do jego sypialni, czuję na sobie lustrujące spojrzenie ochroniarza. Niemal widzę jak w jego głowie rodzi się nowa plotka, nie mogąca doczekać się, aż się ją rozpuści. Czuję się zniesmaczona. To wstrętne, zachowują się jak paparazzi żerujący na nasze brudy. Nawet w domu muszę uważać na to, co robię.
Jestem tym wszystkim przytłoczona i porządnie zmęczona. Ktoś próbuje mnie zabić, moja wyrodna matka ma jakieś umowy z Colinem, który na dodatek przepadł gdzieś w Norwegii. Louis też nie wiadomo gdzie się znajduje i nie daje znaku życia. W domu ochroniarze traktują mnie jak żywą bohaterkę telenoweli, a na zewnątrz w gazetach jestem oczerniana przez rzekome bawienie się uczuciami Tomlinsona. Cały czas muszę użerać się z Liamem, który nie szczędzi sobie uszczypliwych uwag za każdym razem gdy mnie widzi. Nie opuszczają mnie ciągłe koszmary i poczucie winy, zwiększające się z każdym dniem. A żeby było jeszcze ciekawiej w sam środek tego wszystkiego wepchała się jeszcze moja siostra. Mam dosyć.
Wiem, że Harry widzi moje zmęczenie i stara się mi pomóc. Jestem jednak zła sama na siebie, bo on ma wystarczająco swoich problemów. Nie powinien zajmować się jeszcze moimi. Lecz z drugiej strony może pozwalam mu zapomnieć o Kate? Jeżeli pomaganie mi to pewnego rodzaju terapia? To też mi się nie podoba, bo prawdziwy przyjaciel powinien pomagać bezinteresownie.
Nie będę go oceniać, bo sama nie jestem lepsza. Gdyby Louis był w domu pewnie spędzałabym czas z nim, a nie z Stylesem.
Siadam na oparciu fotela i chowam twarz w dłoniach. Chcę przestać już o tym wszystkim myśleć, mam tego dosyć. Słyszę, że Harry do mnie podchodzi. Odsłaniam oczy i zastaję go kucającego przy moich kolanach. Na jego twarzy widzę wielką troskę.
- Nie przejmuj się nią.
Opowiadałam mu o tym jak Vicky wyrzuciła mnie z domu wczoraj, gdy nocowaliśmy w mojej sypialni. Wspomniałam też o mojej matce i o tym jak nas zostawiła. Nie mówiłam o gwałcie, ale gdy chcąc nie chcąc musiałam powiedzieć o Jamesie, Harry chyba sam się domyślił. On jednak zareagował na to wszystko inaczej niż Tomlinson. Nie było mowy o żadnej litości. Czuł smutek i pewnego rodzaju złość, ale nie litował się nade mną. I to cholernie mi się podobało.
- Staram się - szepczę.
Wzrok Harry'ego jest łagodny i pełen ciepła.
- Posłuchaj - chociaż nie wiem jak bardzo chciałabyś sobie to wmówić - Victoria nie przyjechała tu, aby znów cię zranić. Ona naprawdę próbuje naprawić swoje błędy.
I nagle cały czar pryska.
Kręcę głową.
- Nie rozumiesz - mówię bliska płaczu.
Harry jednak nie daje za wygraną.
- Staram się zrozumieć.
Powstrzymuje parsknięcie. Staranie się to za mało.
Jak mogłam się tak bardzo pomylić?
- Alex, spójrz na mnie - prosi, ściszając głos.
Celowo jeszcze bardziej odwracam głowę. Chcę się już stąd wynieść. Zaszyć w moim pokoju. W kącie, tym za szafą, aby nikt mnie nie widział. Pragnę chwili samotności. Gubię się we własnych myślach. Vicky zniszczyła mój porządek. Muszę wszystko poukładać od nowa.
Nagle czuję ciepłe palce Harry'ego na moich policzkach i po chwili patrzę już w jego zielone tęczówki.
- Wiesz co widzę? - pyta nie czekając na odpowiedź - Widzę niezwykle silną dziewczynę, którą spotykało w życiu zbyt wiele przykrości. Ona nie chce zaufać po raz drugi, bo boi się kolejnego zranienia. Widzę też, że bezustannie szuka wsparcia, lecz ciągle napotyka ludzi, nie potrafiących jej go udzielić. Jest bardzo zmęczona, ale mimo to się nie poddaje. Nie wiem jednak jak długo da jeszcze radę nosić w sobie ten ciężar.
Czuję na policzkach spływające łzy. Harry widząc to zamilkł na chwilę. Trafił w czuły punkt. Wyczytał wszystko jakbym była otwartą księgą. Myślałam, że lepiej kryję się z tym wszystkim. Miałam przynajmniej taką nadzieję. Harry jednak gwałtownie mnie jej pozbawił. Kogo ja chciałam oszukać? Wszyscy widzą, że sobie nie radzę. Nikt jednak nie miał na tyle odwagi, aby ze mną o tym porozmawiać.
To sprawia, że rozklejam się jeszcze bardziej. Harry nic nie mówi, tylko zamyka mnie w mocnym uścisku. Takim jakiego potrzebuje. Czuję jego ciepłe ramiona i wiem, że mogłabym tak stać w nieskończoność.

Po jakim czasie, gdy udaje mi się już uspokoić, siedzę z Harrym na łóżku. Nie chciałam na razie rozmawiać o tym co noszę w środku. Nie byłam na to gotowa, a Harry szanuje moje zdanie. Wiem jednak, że mogę do niego przyjść kiedy tylko będę tego potrzebować.
Zajmujemy się planowaniem włamania do gabinetu Colina. Chociaż włamanie to chyba zbyt mocne słowo.
- Dzisiaj nie damy rady tego zrobić. Po przyjeździe Victorii kręci się tu zbyt wiele ochroniarzy. Spróbujemy jutro rano. - Widzę skupienie na twarzy Stylesa. - Jeżeli sytuacja się powtórzy, pójdziemy po prostu w porze obiadu.
Kiwam głową. Ważne, abym w ogóle się tam dostała.
- A jeżeli Colin wróci?
 Harry wzrusza ramionami.
- Będziemy musieli wymyślić coś innego.
Znów kiwam głową.
- Chciałabym już się tam dostać i poznać prawdę - wyznaję.
Harry uśmiecha się pocieszająco.
- Obiecuję, że jutro będziesz trzymała te teczki w dłoniach.
W jego głosie jest coś, co sprawia, że mu wierzę. Jeżeli on tak mówi, to na pewno tak będzie.
Mam już dosyć poważnych tematów. Do mojej głowy przychodzi coś, na co już od dawna miałam ochotę.
- Harry? - Uśmiecham się łobuzersko. - Masz może jakiś alkohol?
 Chłopak patrzy na mnie chwilę lekko zaskoczony. Potem jednak śmieje się cicho.
- Dziewczyno, jesteś tak cholernie nieprzewidywalna. - Kręci z rozbawieniem głową. - Ale lepiej trafić nie mogłaś. Patrz na to.
Wstaje z łóżka i podchodzi do najdalszej, wysokiej szafki. Gdy ją otwiera, moim oczom ukazuje się rząd kolorowych butelek.
- To na co księżniczka ma ochotę?

Odkąd mieszkam u chłopaków wypiłam - co najwyżej - lampkę wina. Dlatego jak patrzę na te wszystkie puste butelki leżące obok łóżka, śmieję się głośno. Teraz wszystko wydaje się takie łatwe.
- Ja jestem jednak głupia - bełkoczę, chyba bardziej do siebie niż do Harry'ego - Powinnam już dawno wyjechać stąd w pizdu. Mielibyście święty spokój.
Harry kręci głową.
- Ale ja cię nigdzie nie puszczę!
Znów zaczynam się głośno śmiać.
- Nie mogłabym cię chyba zostawić Styles, za bardzo mi na tobie zależy.
Nie zwracam uwagi na to, co mówię. Tym bardziej nie zastanawiam się, czy to tylko bezsensowne gadanie czy prawda. Harry jednak bardziej się tym przejął.
- Zależy ci na mnie? - pyta, chwiejąc się lekko na nogach.
Wzruszam ramionami
- Nigdy nie spotkałam tak dobrego człowieka. - Podchodzę do niego chwiejnym krokiem i zarzucam mu ręce na szyję. - Jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Czuję, że cały sztywnieje, ale nie odtrąca mnie od siebie. Mam to jednak gdzieś, chcę go tylko przytulać.
- A jeśli ja nie chcę być tylko przyjacielem?
Śmieję się i podnoszę głowę.
- Nie wygłupiaj się, jasne że chcesz.
Jego twarz jest niezwykle poważna, zupełnie jakby cały alkohol z niego wyparował, pozostawiając po sobie jedynie śmiałość.
- A jeżeli chcę czegoś więcej?
Przestaję się śmiać, jednak uśmiech pozostaje na mojej twarzy. Jestem tak zamroczona wypitymi trunkami, że niewiele rozumiem z zaistniałej sytuacji.
- Czyli? - pytam, czując ze zbliża się kolejny napad głupawki.
Harry kładzie rękę na moim policzku w bardzo podobny sposób jak wtedy w kuchni. Dotyk jego palców jakby sprowadza mnie na ziemię, przez co zaczynam rozumieć. Przestaję się śmiać i uśmiechać, oszołomiona tym, co się dzieje. Postanawiam jednak rozkoszować się tą chwilą. Zamykam oczy, oddając się Harry'emu. On jednak niespodziewanie zabiera rękę.
- Dlaczego ty tego nie chcesz? - szepcze.
Chyba chce już mnie puścić, gdy mówię.
- Nigdy nie pytałeś czy nie chcę.
Harry patrzy na mnie zdziwiony, a ja wykorzystuję moment i łączę nasze usta. Dopiero po chwili chłopak oddaje pocałunki. Początkowo delikatne, a potem coraz żywsze i bardziej namiętne. Jakby działo się właśnie coś, na co czekał od dawna i stara się rozkoszować każdą sekundą. Czuję niesamowite ciepło w środku. Rozchodzi się falami po całym ciele.
Nagle jednak Harry gwałtownie się ode mnie odsuwa. W sypialni słychać nasze przyspieszone oddechy. Chłopak skupia na mnie zielone tęczówki, zupełnie jakby uczył się mnie na pamięć. Delikatnie odgarnia mi włosy z czoła, po czym przykłada usta do mojego ucha. Miłe ciepło muska moją skórę.
- Całowanie pijanej dziewczyny się nie liczy - szepcze.
Stan upicia alkoholowego znowu do mnie wraca. Cała ta sytuacja wydaje mi się nagle niesamowicie komiczna. Zaczynam się głośno śmiać, opierając głowę o ramię Harry'ego.
Potem urywa mi się film.

Muzyka
Budzę się z strasznym bólem głowy, mając ochotę wymiotować. Jak to się stało, że tak bardzo się wstawiłam? Nie wypiłam przecież aż tak dużo. Z drugiej strony dawno nie spożywałam alkoholu. Dlatego mój organizm tak zareagował. Wszystko jedno, czuję się fatalnie. I marzę o szklance wody.
Podnoszę się powoli, mając wrażenie, że żołądek podchodzi mi do gardła. Nagle zastygam w bezruchu. To nie jest pokój Harry'ego. Ani mój.
Tylko Louisa.
I wtedy go dostrzegam. Siedzi w fotelu naprzeciw łóżka. Musiał go sobie tam przysunąć, bo jestem pewna, że stał w innym miejscu. Ale tu nie fotel jest ważny. Widzę Tomlinsona. Wściekłego.
- Coś ty sobie myślała? - pyta, starając się tłumić złość - Jak mogłaś się doprowadzić do takiego stanu?
Patrzę na niego jak na skończonego debila. Nie dam mu wmówić, że w tym pokoju, to mnie można o coś obwiniać. O nie.
- Ja mam się tłumaczyć? To ty zniknąłeś bez śladu na dwa dni!
Dopiero teraz czuję, jaki tłumiłam w sobie gniew, gdy go nie było. Albo inaczej. To strach o ukochanego zepchnął złość na drugi plan. Teraz jednak widzę, że Louis jest cały i zdrowy. Mało tego. Robi mi wyrzuty.
- Chyba za bardzo nie tęskniłaś!
Podnosi zarówno głos jak i siebie z fotela. Targają nim takie nerwy, że musi zerwać się na równe nogi. Czuję, że ja też długo nie usiedzę.
- Chyba sobie kpisz - syczę - Pisałam, dzwoniłam, ale ty nic! Martwiłam się! Bałam, że coś ci się stało!
Jego wyraz twarzy się nie zmienia. Nadal jest zły jak osa.
- Mhm. Widziałem jak się martwiłaś w objęciach Harry'ego.
Zastygam zaskoczona.
- O czym ty mówisz?
Widzę jego spojrzenie, pełne rozczarowania. Po chwili słyszę jeszcze głośne prychnięcie.
- Ty nawet nie pamiętasz, co się z tobą działo - mówi z niesmakiem.
Wstaję z łóżka wzburzona.
- Czyli ja nie mogę się upić, ale gdy ty to robisz jest wszystko w porządku? Co za hipokryzja.
- Mnie nie próbują zabić - mówi przez zaciśnięte zęby - A ty wystawiasz im się jak na złotej tacy.
Wtedy dociera do mnie, że może mieć rację. Nie mam pojęcia, co się ze mną wczoraj działo. Równie dobrze mogłam się obudzić w jakiejś melinie z nożem przy gardle. Pijana dziewczyna równa się bezbronnej dziewczynie.
Nawet fakt, że dom jest teraz mrowiskiem ochroniarzy nie przywraca mi spokoju. Już raz ich przechytrzono.
Louis widząc, że milczę kontynuuje.
- Gdy przyjechałem zastałem cię klejącą się do Stylesa. Nie takiego przywitania się spodziewałem.
Mrugam zaskoczona. Więc o to ta cała awantura?
- No i? Byłam pijana. Z resztą, co jest złego w przytulaniu?
I wtedy w mojej głowie zwalnia się blokada. Przypominają mi się miłe usta Harry'ego zatopione w moich wargach. Iskierki tańczące w zielonych tęczówkach chłopaka. Piękny uśmiech. Pamiętam pocałunek oraz słowa jakie wypowiedział. Czuję zarówno ciepło rozchodzące się po moim ciele, jak i wyrzuty sumienia.
Dopiero teraz podnoszę głowę, aby jeszcze coś powiedzieć Louisowi. Głos grzęźnie mi w gardle. Chłopak patrzy na mnie z taką furią, że mam ochotę się schować.
- Co w tym złego?! - Jego krzyk nosi się po pokoju. - To, że tuliłaś się do Harry'ego! On nie może cię dotykać! Nie chcę, żeby to robił! Jesteś moją dziewczyną. Tylko moją! Nikt inny nie ma prawa cię tknąć. Należysz do mnie.
Patrzę na niego oniemiała. Chłopak dyszy głośno, wciąż groźnie na mnie łypiąc. Dopiero po dłuższej chwili udaje mi się coś wykrztusić.
- Nie jestem rzeczą, żeby przypisywać mi właściciela.
Louis kręci głową.
- Wiem, Aly. Po prostu... szlag mnie jasny trafia, gdy widzę go przy tobie. Wkurwia mnie to, że dogadujesz się z tym śmieciem lepiej niż ze mną. Gdy masz problem, pierwsza osoba do której idziesz to on. Nie ja. Tylko on.
Przerywam mu.
- Harry jest moim przyjacielem.
- Nie wydaje mi się, żeby z jego strony to była tylko przyjaźń.
Ignoruję jego głupią uwagę. Czuję, że znów napełnia mnie złość.
- Jesteś zazdrosny? - pytam, lecz nie daje mu dojść do głosu - Ty? Przecież ja nigdy nie dałam ci powodów do zazdrości.
Orientuję się, że w moim głosie słychać było ogromny wyrzut. To oburza Louisa.
- A ja niby ci daję?
- A nie?
- No nie przypominam sobie!
Wiążę ręce na piersiach.
- Więc gdzie byłeś?
- Nie zmieniaj tematu!
- A może powinnam zapytać z kim byłeś?
- Nie rozumiem.
- Tracy Morrel? A może z jakąś inną dziewczyną?
- Zwariowałaś - stwierdził.
Czuję pieczenie pod powiekami. Chyba ma rację - wariuję. Inaczej tego nie można wyjaśnić.
- Po prosty chce zrozumieć, czego mi brakuje - mówię cicho. Samotna łza spływa mi na policzek. Louis to widzi i od razu do mnie podchodzi. Chce złapać moją twarz w dłonie i zetrzeć ją jednym delikatnym ruchem, sprawiając tym samym, że motyle w moim brzuchu znów będą próbowały się uwolnić. Wiem, że chce. Lecz ja mu na to nie pozwalam, robiąc krok do tyłu.
Zabolało go to.
- Niczego ci nie brakuje - mówi - Jesteś idealna.
Czuję kolejne łzy. Nie potrafię ich powstrzymać.
- Może chodzi o gwałt? Nie wiążesz ze mną przyszłości, bo się mnie brzydzisz.
Jego oczy szerzej się otwierają. Nie dziwię się, sama jestem zdziwiona tym, co wygaduję. Nie cofnę jednak moich słów. Muszę sobie z Louisem wszystko wyjaśnić. Nie zniosę więcej niedopowiedzeń.
- Aly, ty jesteś moją przyszłością. Jak mógłbym się ciebie brzydzić?
Teraz już rozpłakałam się na dobre. Nie protestuje, gdy przyciska mnie do piersi. Oboje tego potrzebujemy. Rozmowa jest jednak nadal nie skończona.
- Ale nie chcesz mieć ze mną dziecka.
Chłopak podnosi głowę, aby na mnie spojrzeć. Jest zaskoczony.
- Co?
- Widziałam ulgę na twojej twarzy, gdy ci powiedziałam, że na pewno nie jestem w ciąży - mówię lekko zażenowana - Cieszyłeś się.
Chłopak potrzebuje chwili, aby zrozumieć mój roztrzęsiony od płaczu głos. Gdy jednak dochodzi do niego sens moich słów, kręci głową i mocniej mnie do siebie przyciska.
- Alex to nie tak. Gdybyśmy mieli zostać rodzicami, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Kochałbym tego maluszka i starał się wychować na wspaniałego człowieka. Chcę mieć z tobą dziecko, bardzo chcę. - Jeździ kciukiem po linii moich ust. - Ale jeszcze nie teraz. Zróbmy to w odpowiedniej kolejności. Najpierw ślub.
Zadrżałam na dźwięk tego słowa. Wizja welonu i białej sukni wydaje mi się bardzo odległa. Jednak Louis powiedział to w taki sposób, jakby miał już wszystko zaplanowane. Czy ja jestem gotowa na tak poważny krok, jakim jest ślub? Albo raczej czy Louis jest na to przygotowany. Myślę o jego zniknięciu. Nie dawał znaku życia, miał gdzieś moje uczucia. Teraz nie chce mi nawet powiedzieć, gdzie przebywał.
Nie, on nie jest gotowy na małżeństwo.
- Gdzie byłeś? - pytam cicho.
- Czy to takie ważne?
Kiwam głową.
Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy mieli przed sobą żadnych tajemnic. Louis łamie tą przysięgę, więc czy mogę mu ufać? A przecież zaufanie to podstawa związku.
- Ty naprawdę myślisz, że cię zdradzam? - pyta, a w jego głosie kryje się smutek.
Wzruszam ramionami.
- Dla ciebie przecież to nic nowego, już to robiłeś.
Nie wierzę, że to powiedziałam. Dlaczego jestem dla niego tak podła? Wiem przecież, jak się obwinia za noc z Mayą. Z resztą był wtedy dzieciakiem. A ja zapewniałam, że nie mam o to do niego żalu.
Teraz widzę jego szerzej otworzone oczy, przepełnione bólem. Żałuję tego, co powiedziałam. Powinnam trzymać język za zębami. Louis wypuszcza mnie z objęć. Czuję, że rośnie między nami ściana, którą trudno będzie rozbić. Zraniłam go. I to mocno.
Chłopak szuka czegoś po kieszeniach i po chwili wyjmuje małe, czerwone pudełeczko.
- Byłem w Stanach. Pojechałem po to. - Podniósł rękę wyżej. - Kiedyś obiecałem ci, że będzie najpiękniejszy jaki uda mi się znaleźć. Dotrzymałem słowa. Nie wiem tylko, czy jeszcze się przyda.
Wręcza mi pudełko. Znów przybiera maskę obojętności, jak w pierwszych tygodniach mojego pobytu w tym domu. Chce ukryć ból, jaki mu zadałam. Zdradza się jednak, gdy ostatni raz na mnie patrzy. Oczy nigdy nie kłamią, a w jego widzę wszystko.
Po chwili już go nie ma. Zostaję sama w pokoju z czerwonym pudełeczkiem w ręce. Domyślam się co to jest. Łzy znowu napływają mi do oczu, gdy zaciskam na nim palce, aby otworzyć wieko.
Pierścionek zaręczynowy. Najpiękniejszy jaki kiedykolwiek widziałam.



***
Nie przewidziałam, że po powrocie do Polski zastanę zepsutego laptopa. To jest główną przyczyną opóźnienia się rozdziału. Z następnym postaram się szybciej uwinąć.
Pozdrawiam!  

poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział 6

Po wybuchu bomby Colin przydzielił mi sypialnie w tym samym skrzydle. Jeszcze w nim nie spałam, bo cały czas nocuje u Louisa. Nie wiem czy dałabym radę zasnąć bez jego ciepłych ramion. Dlatego mam nadzieję, że szybko załatwię sprawę z Harrym i będę mogła wrócić do Tomlinsona.
Usiadłam na kanapie rozglądając się po wnętrzu pokoju. Był mniejszy od mojej poprzedniej sypialni i nie miał piętra. Za to urzekł mnie sposobem, w jaki został urządzony. Ściany były pokryte farbą o różnych odcieniach fioletu, podłoga wyłożona brudnobiałym drewnem. Jasne grube meble dodawały mu nowoczesności. Pod jednym z wysokich okien stał szklany stolik i dwa turkusowe fotele. Trochę dalej znajdowała się ogromna szafa z pięknymi wzorami wyrytymi w drewnie. Po drugiej stronie stało dwuosobowe łóżko z cienkim, prześwitującym baldachimem. Na podłoże leżał puszysty dywan a trochę dalej chodnik przypominający skórę barana. Mam nadzieję, że to sztuczne. Nad moją głową wisiał nie za duży kryształowy żyrandol, który pięknie oświetlał wnętrze. Jestem pewna, że tą sypialnie urządzała kobieta.
Spojrzałam na zegarek.
23:50
Warty zmieniały się pięć minut przed północą. Lada chwila powinien pojawić się tu Styles. Przypomniałam sobie powagę w jego zielonych oczach gdy mówił, że w tym domu dzieje się coś dziwnego. Potem uśmiech, gdy nazwałam go detektywem, bo odkrył coś nowego. Mam nadzieję, że teraz też uda mi się go wywołać.
Harry jest wspaniałym człowiekiem. Dlatego nie mogę znieść myśli, że cierpi przez niepotrafiącą go docenić kretynkę. Nigdy nie poznałam Kate i w zasadzie nie powinnam jej oceniać. Wiem jednak, że ona nie zasługiwała na Harry'ego. Jest dla niej za dobry.
Zastanawiam się czy Styles znajdzie kiedykolwiek kobietę, która zrozumie jaki skarb posiada. Sama myśl o tym, że miałby zostać sam do śmierci mnie przeraża. Po prostu nie on.
Moje przemyślenia przerywa ciche trzaśnięcie drzwiami. Odwracam się i widzę Stylesa. Ma na sobie ciemne dżinsy i czarny T-shirt. Jego włosy opadały na ramiona. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.
- Dobrze, że jesteś - wychrypiał - Bałem się, że mnie wystawisz.
- Ciebie nigdy - zapewniłam naprawdę szczerze. W jego oczach znów zobaczyłam iskierki radości. Brakowało mi ich przez ostatni czas.
- Co miałeś mi powiedzieć? - zapytałam, chcąc przerwać ciszę.
Iskierki gwałtownie zgasły. Harry dosłownie przez ułamek sekundy wyglądał na zmieszanego, zupełnie jakby wyrwała go z jakiejś mocno osobistej refleksji. Po chwili jednak usiadł obok mnie z poważną miną.
- To co ci teraz powiem musi pozostać ścisłą tajemnicą. Moją i twoją, rozumiesz?
Naszą. Podobało mi się to. Po tylu dniach milczenia znów mamy coś wspólnego.
Kiwam głową.
- Może najlepiej będzie jeśli powiem ci to wprost - westchnął - Uważam, że Colin jest jedynie marionetką w rękach kogoś o wiele ważniejszego.
Patrzę na niego dłuższą chwilę, próbując przyswoić jego słowa.
On kontynuuje.
- Przypadkiem natknąłem się na bardzo dziwne dokumenty. Niewiele zdążyłem przeczytać, ale wszystko wskazuje na to, że nad nim ktoś jest. Zacząłem dalej węszyć i dzięki pomocy Tobiasa wiem gdzie Colin aktualnie się znajduje.
- To znaczy?
Harry uśmiechnął się lekko, najwidoczniej dumny, że udało mu się uzyskać takie informacje.
- Norwegia - zrobił chwilę przerwy - A dokładnej zimowa rezydencja hrabiego Leonarda DaBell'a.
Zmarszczyłam brwi.
- A kto to?
- Nie mam pojęcia, ale po umowach jakie zawierali jestem pewien, że to ktoś mocno nadziany i wpływowy.
Kiwam głową ze zrozumieniem. Chociaż właściwie nie może to jeszcze do mnie dotrzeć, to mu wierzę. To w zasadzie ma sens.
Nasuwa mi się jednak jedno pytanie.
- Ale od trzech lat niczego dziwnego nie zauważyliście? Czegoś co by wskazywało, że nie podejmuje samodzielnych decyzji?
Harry kręci głową.
- Wczesniej mieliśmy innego opiekuna, Colin przejął nas rok temu - przez chwilę jednak wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał - To była bardzo szybka i bezpodstawna zmiana. Zazwyczaj zmienia się opiekuna na życzenie zespołu, ale my byliśmy bardzo zadowoleni. Pewnego dnia po prostu pojawił się Colin, poprzedni opiekun zrezygnował a my musieliśmy to wszystko zaakceptować.
- Colin jest chyba dobry w tym co robi.
- Bardzo dobry - w głosie Harry'ego słychać było sympatie - To dzięki niemu tyle osiągnęliśmy.
Od razu widać, że chłopaki lubią i szanują swojego opiekuna. Ja też uważam go za dobrego człowieka.
- Harry - zaczęłam przyciągając uwagę zielonych tęczówek - Tylko po to wkradłeś mi się w środku nocy do pokoju?
Z przezarażeniem zrozumiałam jak to zabrzmiało. Jakbym liczyła na coś więcej. Na samą myśl czuję się zawstydzona.
Przeraża mnie, że z drugiej strony nie żałuję moich słów. Właściwie to się cieszę, że je wypowiedziałam.
Harry jednak nie wyczuł podtekstu. Właściwie wyglądał na zmieszanego.
- To nie jest wszystko - mówi w końcu.
Widzę jego niepewność. Zdecydowanie to do niego nie pasuje. Wolę wesołego, trochę szarmanckiego i pewnego siebie Stylesa.
- Powiedz mi - proszę.
Przez chwilę trwa cisza, którą niechętnie przerywa Harry.
- Gdy przeglądałem te dokumenty... To może być oczywiście przypadek, ale myślę, że lepiej żebyś się dowiedziała.
- Zaczynam się bać - mówię z uśmiechem, chcąc trochę rozładować sytuację. Harry jednak pozostaje poważny.
- Parę podpisów należało do Elizabeth Collins.
Patrzę na niego jak na idiotę. Niby w jaki sposób moja matka ma zawierać jakieś umowy z Colinem? To absurd. Ona odeszła do jakiegoś mężczyzny w Stanach. Z resztą nigdy nie miała głowy do biznesu.
Z drugiej strony Harry by mnie nie okłamał i nie powiedział o tym, gdyby tego dokładnie nie sprawdził. Mimo to pytam.
- Jesteś pewien, że to moja matka?
- Nie, razem z Tobiasem próbowaliśmy ustalić gdzie aktualnie przebywa, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Wszystkie tropy się jednak urywają.
Kiwam głową próbując uporządkować myśli. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek usłyszę o tej kobiecie. Po jej odejściu w zasadzie miałam taką nadzieję. Nigdy nie wybaczę jej tego, co zrobiła.
Muszę jednak dowiedzieć się czy to ona ma jakieś tajne układy z Colinem. Nawet jeśli to mało prawdopodobne. A jest na to tylko jeden sposób.
- Muszę zobaczyć te dokumenty - oświadczam.
Harry kiwa głową zupełnie jakby się tego spodziewał.
- Jutro pójdziemy do gabinetu Colina.
- Jak chcesz ominąć ochronę?
 Problem nie polega na tym, że nas nie wpuszczą. Weszlibyśmy pewnie bez większych trudności. Chodzi o to żeby żaden nas nie zauważył. W innym razie momentalnie dowie się o wszystkim Holly, a następnie Colin. Wtedy możemy zapomnieć, że czegokolwiek się dowiemy.
- Coś wymyślę - zapewnił, po czym dodał - Jeżeli chcesz wtajemniczyć we wszystko Louisa, to nie ma sprawy.
- Nie - mówię od razu i chyba zbyt gwałtownie, bo Harry patrzy na mnie lekko zaskoczony - Nie chcę go w to mieszać. To nasza sprawa.
Jako dobra dziewczyna powinnam o tym powiedzieć swojemu chłopakowi. Wiem jednak jakby to wyglądało. Wszystko musiałoby być po jego myśli, aby nic mi się nie stało. Chciałby sam załatwić całość. A na włamanie do gabinetu zdecydowanie by się nie zgodził, żebym nie narobiła sobie kłopotów. Dopiero po strzelaninie w Paryżu stał się tak nadopiekuńczy. Najchętniej nie pozwalałby mi nawet robić kanapek, żebym nie skaleczyła się nożem. Zaczynało mnie to wkurzać.
Harry wzrusza ramionami.
- W porządku.
Później atmosfera zmieniła się diametralnie. Nie było już śladu po napięciu w powietrzu. Zdecydowaliśmy z Harrym, że lepiej będzie jeżeli zostanie do rana, co poskutkowało tym, że pół nocy przegadaliśmy. Widać było, że ze Stylesem było coraz lepiej. Powoli zbierał się po Kate. Znów żartował, przez co momentami śmieliśmy się tak głośno, że obawiałam się, aby któryś z ochroniarzy nie wparował nam go pokoju sprawdzić co się dzieje. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Nad ranem postanowiliśmy obejrzeć film. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam Harry'emu na ramieniu.
To była pierwsza noc, gdy nie miałam koszmarów.

Gdy rano się przebudziłam Harry'ego już nie było. Nie kryłam uśmiechu na twarzy, gdy zobaczyłam jasny koc na swoim ciele. Miło z jego strony.
Wzięłam szybki prysznic, chcąc się rozbudzić. Potem założyłam świeże ubrania i zeszłam na śniadanie, gdzie poinformowano mnie, że Louis zniknął. Nikt nie wie, gdzie się podziewa. Będzie chciał, to się znajdzie - myślę. Wracam do swojego pokoju i postanawiam wykorzystać chwilę, by zadzwonić do Driny i dowiedzieć się co u niej.
- Wszystko w porządku - przyznała i chociaż jej nie widziałam, byłam pewna, że się uśmiecha - Maluszek chyba wybiera się na euro we Francji, cały czas trenuje.
Śmieję się cicho.
- Musi przecież być w szczytowej formie.
- Szkoda tylko, że skopie przy tym swoją matkę na amen - westchnęła - Opowiadaj lepiej jak z Louisem.
Zapewniam, że wszystko jest dobrze. Mamy bardzo dobry okres w związku. Dawno tak dobrze się nie dogadywaliśmy.
- Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy.
- A Jack jak się czuje?
Drina wzdycha.
- Jest lepiej. Jeździ na rehabilitację i jakoś daje radę, Tom bardzo nam pomaga, często nas odwiedza.
Trochę mnie to uspokaja, lecz nie zagłusza wyrzutów sumienia. To ja powinnam przy nich być w tych trudnych chwilach. A ochroniarze nie wypuszczą mnie z willi chłopaków, bo mogę przypominać ser szwajcarski.
- To super - mówię w końcu.
- Mam nadzieję, że ty również niedługo wpadniesz!
Teraz to już poczucie winy zżerało mnie od środka.
- Oczywiście - mówię i dodaję chcąc zmienić temat - Muszę zobaczyć twój brzuszek, nie wiesz nawet jak zazdroszczę wam tego maluszka!
Słyszę śmiech blondynki.
- Zawsze możecie z Louisem sami sobie takiego zmajstrować.
Poczułam się jakbym dostała w twarz.
Nie, nie możemy. Louis nie chce mieć ze mną dziecka. Znów widzę w pamięci jego pogrążoną w uldze twarz. Czuję pieczenie pod powiekami.
- Tak, możemy - mówię, a głos mi lekko drży. Na szczęście Drina niczego nie usłyszała.

Siedzę w salonie przeskakując leniwie z kanału na kanał. Czuję na sobie wzrok ochroniarzy stojących przy drzwiach. Właściwie w prawie każdym pomieszczeniu znajduje się co najmniej dwójka. Colin nie dopuści aby ktokolwiek znów dostał się do domu.
Wiem jednak, że patrzą z innego powodu. Harry wyznał mi, że w siedzibie ochrony jesteśmy głównym tematem rozmów. Traktują nas jak bohaterów z serialu telewizyjnego. Spekulują, obmawiają, wymieniają się plotkami. A gdy tu przyszłam miałam zaczerwienione od płaczu oczy. Będą mieli nowy temat do rozmów.
Może i by mnie to śmieszyło. Gdyby nie Noe fakt, że zginął człowiek.
Znów przypominam sobie ciało tamtego ochroniarza. Miał na imię Miles. Może zostawił gdzieś żonę i dzieci, które tęskniąc czekały na powrót taty. Mam ochotę znów się rozpłakać, gdy pomyślę, że nigdy więcej go nie zobaczą. I to przeze mnie.
Potem znów myślę o Louisie. Plama krwi powiększająca się gwałtownie na jego jasnej koszulce. I ten przerażający spokój w jego oczach. Jakby wiedział, że to już koniec i przyjmował to do wiadomości. Na samą myśl, że mógłby wtedy odejść na zawsze, czuję niesamowity ból. Nie wyobrażam sobie życia bez Louisa. Nie mogę go stracić.
- Oh, Alex - do pomieszczenia weszła nagle Holly - Wszędzie cię szukałam.
Uśmiecham się lekko do blondynki.
- I znalazłaś. Coś się stało?
Teraz to ona się uśmiecha.
- Mamy gościa - mówi jedynie, po czym zaprasza kogoś gestem dłoni.
Wchodzi pewnym krokiem. Wygląda ślicznie, jak zawsze, chociaż pod jej oczami widać cienie, co świadczy o zmęczeniu. Ona również się uśmiecha i to, o dziwo, szczerze.
- To niespodzianka zorganizowana przez Colina. Kazał cię serdecznie pozdrowić.
Zastanawiam się czy Holly mówi tak na serio. Może to tylko sen. Kolejny koszmar.
Nie mogę się jednak oszukiwać. Po prostu los znowu ze mnie zadrwił. I przysłał tutaj moją siostrę.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię znów widzę! - zawołała Vicky.
Tylko jej mi tutaj brakowało.


***
Żeby pisać trzeba mieć wenę. A ja znalazłam ją dopiero przedwczoraj gdy przyjechałam na wakacje do Chorwacji. Mam nadzieję, że uda mi się w tym czasie jak najwięcej napisać.
Buźka, Rouse xoxo