sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 1

Muzyka

Chciałam krzyczeć, ale głos ugrzązł mi w gardle.
Cały czas było słychać strzały. Na ścianach pojawiały się coraz nowsze ślady po pociskach. Leżałam z twarzą przyciśniętą do podłogi. Louis okrywał mnie własnym ciałem. Zacisnęłam mocno powieki, modląc się w duchu aby to się już skończyło. Moje serce wali jak oszalałe. Co tu się dzieje?
Czuję przyspieszony oddech Louisa. On również się boi, kto by się nie bał? Ale tutaj nie chodziło o strach.
Strzały ucichły, ale i tak nie mieliśmy odwagi się poruszyć. Dopiero po kilku minutach Louis usiadł na swoich kolanach, uwalniając mnie ze swojego uścisku. Dźwignęłam się na łokcie jęcząc cicho.  Odwróciłam się do Louisa, aby zapytać czy nic mu nie jest. Otworzyłam usta i... Zobaczyłam wielką czerwoną plamę na jego koszulce.
Teraz miało to sens. Czerwona kropka na ścianie zniknęła zanim rozległy się strzały. Najpierw padł jeden, dopiero potem rozległy się kolejne. To miał być śmiertelny strzał. Kropka była na mojej bluzce, celowano we mnie. A Louis przyjął pocisk na siebie. Uratował mi życie.
Szybko się do niego przyczołgałam. Krew leciała bardzo obwicie. Jeśli zaraz nie zatoruję krwotoku, to Louis się wykrwawi na moich oczach. Nie mogę do tego dopuścić. Rozejrzałam się gorączkowo wokół i chwyciłam pierwszą lepszą koszulkę leżącą na podłodze. W duchu przeklinałam to, że nie uważałam na zajęciach pierwszej pomocy. Spojrzałam na zbolałą twarz Louisa.
- Nic mi nie jest - wychrypiał.
Popatrzyłam na niego wymownie.
- Właśnie widzę.
Uniosłam jego klejący się tshirt do góry odsłaniając ranę. Strużka krwi popłynęła na podłogę. Starałam się zamaskować grymas na mojej twarzy. Nie przepadam za krwią, właściwie się jej boję. Nie mogę jednak teraz stchórzyć. Louis mnie potrzebuje.
Przyłożyłam koszulkę do rany i zaczęłam ją uciskać, żeby zatrzymać krwawienie. Właściwie nie miałam pojęcia co trzeba robić w takich sytuacjach, ale ta czynność często była pokazywana na filmach akcji, które z Louisem tak często oglądaliśmy. Daj Boże, abyśmy po raz setny obejrzeli Jamesa Bonda albo Szklaną Pułapkę.
Szybko odsunęłam od siebie złe myśli. Wszystko będzie w porządku. Musi być. Nie dam odejść Louisowi.
- Gdzie masz komórkę? - zapytałam łagodnie. Dopiero gdy uniosłam wzrok dostrzegłam, że niebiesko-szare tęczówki chłopaka są utkwione w mojej twarzy. Jeździł od włosów, przez oczy do ust i na nich się zatrzymał. Zupełnie jakby uczył się jej na pamięć, co ani trochę mi się nie podobało. Nigdzie go nie puszczę, nie musi tego robić.
Poczułam pod palcami coś lepkiego. To krew przesiąkła już moją koszulkę. Muszę coś robić nie tak, bo Louis krwawi zbyt mocno. Przygryzłam wargę. Zaczęła mnie ogarniać panika.
- Lou gdzie jest komórka? - powtórzyłam. W moim głosie było słychać napięcie.
Brunet zacisnął mocniej szczękę. Co on wyprawia? Zaraz umrze na moich oczach!
W końcu zdenerwowana zaczęłam przeszukiwać jego kieszenie. Znalazłam jego smartfona w dżinsach i niemal od razu wybrałam numer na pogotowie.
- Zadzwoń go Colina - wychrypiał.
Pokręciłam głową i przyłożyłam telefon do ucha.
- Nie ma czasu - rzuciłam.
Jeden sygnał, drugi.
- Aly - niemal szeptał - zadzwoń do Colina. Wytłumacz mu wszystko, on będzie wiedział...
Był śmiertelnie poważny. I blady. Zaczynał powoli tracić kontakt z rzeczywistością i widziałam jak walczył, aby nie stracić przytomności. Po drugiej stronie słuchawki już słyszałam kobiecy głos. Jeśli nie zawiadomię teraz pogotowia, to Louis umrze. Wykrwawi się. Z drugiej strony prosił, abym zadzwoniła do Colina. Byłam rozdarta. Postąpić rozsądnie, czy spełnić jego żądanie?
Przygryzałam wargę tak mocno, że poczułam metaliczny smak krwi kiedy rozłączyłam połączenie z pogotowiem i zadzwoniłam do Colina. Z każdym sygnałem mój niepokój narastał. Louis wciąż na mnie patrzył, jakby mój widok pozwalałam mu zachować świadomość. A może chodziło o coś innego. Nie miałam czasu się teraz nad tym zastanawiać.
- Halo? - usłyszałam niski głos Colina.
Szybko powiedziałam mu o strzelaninie i o ranie Louisa. Mój głos drgał gdy opisywałam jego stan i nawet nie wiem, kiedy na policzkach pojawiły mi się łzy. Z Tomlinsonem było coraz gorzej.
- Za parę minut pojawią się ratownicy. Przez cały czas rozmawiaj z Louisem, nie daj mu zasnąć, rozumiesz?
Odruchowo pokiwałam głową i dopiero po chwili zorientowałam się, że przecież Colin mnie nie widzi. Szybko przytaknęłam.
- Mocno uciskaj, zaraz przybędzie pomoc.
Nawet nie zdążyła odpowiedzieć, bo Colin się rozłączył. Rzuciłam komórkę na bok, nie zważając czy jest w całości. Skupiłam się na ranie Louisa. Koszulka była już cała we krwi, więc rzuciłam ją na bok i wzięłam jakąś koszulę z podłogi. Starałam się mocno przycisnąć ją do rany, bojąc się równocześnie, aby nie pogorszyć jego stanu.
Nagle jego powieki zaczęły opadać. O nie.
Wolną rękę przyłożyłam do jego policzka.
- Louis otwórz oczy - poprosiłam - Nie zostawiaj mnie, słyszysz.
Widziałam jak próbował się rozbudzić, jednak powoli się poddawał. Zaczęłam głośniej płakać. Nie, on nie mogę umrzeć. Po prostu nie może.
- Otwórz oczy!
To już nawet nie był płacz, tylko wycie. Głowa chłopaka opadła bezwładnie na bok. Zaczęłam krzyczeć, lecz nic to nie dawało. Oderwałam jedną rękę od rany i przyłożyłam do jego szyi, aby pilnować pulsu. Bogu dzięki serce wciąż biło. Błagałam w duchu aby pomoc już nadeszła. Niech mu ktoś pomoże, do jasnej cholery.
Odgarnęłam palcami włosy z jego czoła, zostawiając przy tym smugę krwi na jego skórze. Oddałabym wszystko aby te szaro-niebieskie tęczówki znów świdrowały mnie na wylot. Jeszcze tylu rzeczy nie zdążyliśmy sobie powiedzieć. Przypomniałam sobie, jak szeptał, że mnie kocha a ja nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Pamiętałam sposób w jaki wtedy na mnie popatrzył. Na samą myśl brakowało mi tchu.
Kiedyś oglądałam film o ludziach w śpiączce, które słyszały wszystko co działo się przy ich łóżku szpitalnym. Nie miałam pojęcia, że dotyczy to osób nieprzytomnych, ale warto było spróbować.
Kolejne łzy popłynęły mi po policzkach.
- Ja też cię kocham - wyłkałam, niemal szeptem.
Wtedy drzwi do apartamentu zostały wyważone z taką siłą, że wylądowały przy łóżku. Po pomieszczenia wbiegli mężczyźni w czarnych strojach i bezlitośnie odciągnęli mnie od Louisa. Zaczęłam krzyczeć, wierzgać się kopać. Nie chciałam odstępować go na krok, ale byłam zbyt wyczerpana aby walczyć. Wpadłam w histerie. Płakałam, wyłam, wyklinałam. Nie potrafiłam nad sobą zapanować.
- Alexandro! - ktoś złapał mnie za nadgarstki. Wpadłam w panikę i próbowałam się wyrwać. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to młoda kobieta. Szatynka z włosami związanymi w ciasny kucyk. Ładna. Miała niebieskie oczy i małą bliznę nad łukiem brwiowym.
- Oni wiedzą co robią, pomogą mu - mówiła opanowanym głosem, tak aby pokazać, że panuje nad sytuacją - Wiemy co tutaj się stało i jeszcze dzisiaj zabieramy ciebie i Louisa do Londynu.
Starałam się skupić na jej słowach, lecz zaczynało mi się kręcić w głowie. Zbyt dużo zdarzeń i informacji uderzało na mnie z każdej strony. Przez jej ramię widziałam kilku ratowników, przenoszących Louisa na profesjonalne nosze. Miał na sobie maskę tlenową. Wyglądało to koszmarnie. Dalej stało kilka osób z bronią w ręce i ubraniem podobnym to antyterrorystów. Jeden z nich cały czas wykrzykiwał coś do słuchawki w swoim uchu. Kiedy jego surowy wzrok spotkał się z moim, przeszedł mnie niemiły chłód.
Znów spojrzałam na kobietę.
- Wracamy do domu - powiedziałam bardziej dla siebie niż dla niej. Mimo to, pokiwała głową i lekko uniosła kąciki ust.
- Tak - powiedziała - Do domu.

Kiedy zobaczyłam wille chłopaków, poczułam dziwną ulgę. Chciałam wbiec do swojego starego pokoju i skryć się w kącie przed całym światem. Zapomnieć o dzisiejszym dniu.
Samochody zatrzymały się na podjeździe. Nie zważając na słowa ochroniarzy otwieram drzwi i staję na mokrej kostce. Zaraz obok mnie przebiegają ratownicy ciągnąc nosze z Louisem. W drzwiach budynku widzę już Meg i mężczyznę w stroju podobnym, jak te do operacji.
Stoję osłupiała. Czy oni zamierzają go operować w domu?
Szybko biegnę do środka kompletnie ignorując nawoływania Holly. Czyli ochroniarz, która wyprowadziła mnie z apartamentu w Paryżu. Kobieta przez całą podróż nie odstępowała mnie na krok i chociaż nie starała się narzucać pytaniami, to irytowała mnie samym spojrzeniem.
Wpadłam do holu i pierwszą osobą na której zaczepiam wzrok jest Harry. Chłopak stoi do mnie tyłem, jedną rękę ma zaczepiona na karku a drugą opiera o ścianę. Od razu do niego podbiegam, wymawiając cicho jego imię. Kiedy zielone tęczówki spotykają moje, czuję, że znowu się rozklejam. Szybko wtulam się w ciało Harry'ego, a on zamyka mnie w mocnym uścisku.
- Już w porządku - szepcze w moje włosy - Jesteście bezpieczni.
Pokręciłam głową, nie odrywając twarzy od jego ramienia.
- To moja wina, Harry.
- Przestań - powiedział stanowczo i wziął moją twarz w dłonie, abym widziała jego oczy. Robił to jednak inaczej niż Louis - W niczym nie zawiniłaś, rozumiesz? Jesteś bardzo dzielna, dzięki tobie nie wykrwawił się na miejscu.
Wiedziałam, że próbuje dodać mi otuchy, ale w tym momencie to mnie niewiarygodnie irytowało. Harry'ego tam nie było. Nie wiedział co tam zaszło. Nie widział tej cholernej czerwonej kropki. Ani Louisa osłaniającego mnie własnym ciałem.
Zacisnęłam mocniej zęby. Myślałam, że ja i Harry jesteśmy identyczni. Jednak teraz widzę, że w ogóle mnie nie rozumie.
- Gdyby nie ja, w ogóle by nie krwawił - powiedziałam trochę ostrzej niż zamierzałam i wyrwałam się z objęć Harry'ego - Zostaw mnie w spokoju.
 Odwróciłam się na pięcie, nie chcąc widzieć zaskoczenia malującego się na jego twarzy i wbiegłam po schodach na górę. Miałam ograniczoną widoczność przez ciemność i łzy. Znałam jednak drogę do mojego dawnego pokoju na pamięć, więc trafiłam do niego bez problemu. Zatrzasnęłam mocno drzwi za sobą i przywarłam do nich plecami. Potem zsunęłam się powoli na podłogę chowając twarz w dłonie.
Niewiarygodne, że jeszcze rano leżałam w objęciach Louisa w błogiej nieświadomości wszystkiego. Niemal parsknęłam nerwowym głosem, kiedy przypomniałam sobie o zdradzie Louisa, która teraz wydawała się zupełnie nieistotna. Co mnie obchodzi co działo się dwa lata temu, ważne jest tu i teraz. A teraz Louis jest operowany.
Muszę wziąć się w garść, nie jestem tu przecież najważniejsza. Nabrałam głośno powietrza, a następnie wypuściłam je przez nos. Wstałam opierając się o ścianę i wytarłam łzy z policzków. Rozejrzałam się po saloniku. Wszystko wyglądało tak, jak przed moim wyjazdem. Tyle, że jest tu czyściej. Pewnie Meg regularnie go sprzątała.
Nagle kątem oka dostrzegłam ruch. Przerażona spojrzałam w tamtą stronę, cofając się odruchowo o krok. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to lustro, stojące w kącie. Pokręciłam głową, wstydząc się mojej głupoty. Nie uszło jednak mojej uwadze, że wyglądam okropnie. Byłam cała brudna, włosy kleiły mi się do czoła od potu i krwi Louisa. Oczy miałam czerwone i podkrążone, a na policzku niewielką ranę. Musiałam się skaleczyć odłamkiem szła, gdy leżałam na podłodze w czasie strzelaniny. Kiedy to wszystko doda się do siebie, wychodzi naprawdę okropna mieszanka. I tak właśnie wyglądałam.
Szybko ruszyłam do łazienki.


Długo nie odrywałem wzroku od miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stała. Czułem złość wypełniającą mnie od środka. Rozumiem, że Alex jest zdenerwowana tymi wszystkimi wydarzeniami, ale to nie jest powód aby się na mnie wyżywać. Chociaż nie jestem pewny, czy to to mi przeszkadzało. Może chodziło o to, że nie lubię być bezsilny, gdy ona jest w tym stanie. Nie cierpię patrzeć jak jest smutna, zagubiona lub wkurzona. Chciałbym jej pomóc, sprawić aby na jej twarzy zawitał uśmiech. Ale nie mam pojęcia jak. 
Zganiłem się w myślach za to co robię. Zamiast martwić się o rannego przyjaciela, przejmowałem się jego dziewczyną. Muszę się opanować.
Ostatni raz spojrzałem na schody, skrycie mając nadzieję, że dziewczyna jednak zejdzie po czym poszedłem do salonu, dołączając to reszty. Liam zajmował miejsce w fotelu, pogrążony we własnych myślach. Niall pocieszał płaczącą Meg. Kobieta traktowała nas jak własnych synów, była też bardzo wrażliwa, więc bardzo przeżywa to co się dzieje. Colin siedział na jednej z kanap rozmawiając przyciszonym głosem z Holly. Blondynka, chociaż nie wyglądała, jest młodą policjantką z naprawdę dużymi sukcesami detektywistycznymi. Oprócz tego jest naprawdę ładna i seksowna. Wydaje mi się też, że spodobał jej się Niall. Na przeciwko zobaczyłem Zayna skupionego całkowicie na swojej komórce. Przewróciłem oczami.
- Nawet teraz musisz esemesować z Perrie? - zapytałem siadając obok niego.
Chłopak oderwał oczy od ekranu.
- Ona też się martwi - powiedział, po czym wrócił to telefonu. Wzruszyłem ramionami, opierając głowę o oparcie.
Ratownicy mówili, że Louis utracił dużo krwi i miał szczęście, że Alex zatamowała krwotok, bo wykrwawiłby się na miejscu. Zastanawia mnie, o czym myśli człowiek bliski śmierci. Co było ostatnią rzeczą w głowie Louisa, zanim stracił przytomność. Potem pomyślałem o zaschniętej krwi na czole Alex i jestem prawie pewien, że to ona w całości wypełniała jego myśli. Nie wiem dlaczego, ale poczułem niemiłe ukłucie zazdrości.
- Harry? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Colina - Przynieś, proszę, czarną teczkę z mojego gabinetu. Leży na biurku.
Westchnąłem głośno po czym kiwnąłem głową. Niechętnie wstałem z kanapy i wyszedłem z salonu. Gabinet Colina znajduje się w prawym skrzydle na samym końcu korytarza na parterze. Zanim tam dotrę minie trochę czasu. Postanawiam iść jednak najpierw do swojego pokoju w sąsiednim skrzydle po telefon. Wbiegłem po drewnianych schodach na górę, echo moich kroków niosło się po całym pomieszczeniu. Wystukiwałem palcami rytm piosenki o mijające ściany. Oglądałem po kolei wszystkie drzwi, ale dopiero przy jednym pozostałem wzrokiem na dłużej. Zastanawiałem się, czy zajrzeć do Alex. Wybiegła nagle, a jeśli coś głupiego wpadło jej go głowy? Szybko jednak odtrąciłem tą myśl i ruszyłem do swojego pokoju. Już miałem chwycić za klamkę, gdy nagle usłyszałem trzask drzwi. Odwróciłem się, ale korytarz świecił pustkami.
Zmarszczyłem brwi. Może się przesłyszałem? Jednak dźwięk był tak wyraźny, że nie mogłem sobie tego zmyślić. Już miałem sprawdzić jego źródło, kiedy usłyszałem dzwonek komórki zza moich drzwi. Ostatni raz obiegłem spojrzeniem korytarz i ruszyłem odebrać połączenie.

Wzięłam długi, gorący prysznic. Zupełnie jakbym wodą chciała zmyć z siebie wspomnienia dzisiejszego dnia. Starałam się jednak już o tym nie myśleć, ale w uszach wciąż dźwięczały mi odgłosy strzałów. Nie mogłam zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło. Jak to się stało, że Louis walczy teraz o życie?
A co gorsza.
Dlaczego do jasnej cholery, mnie przy nim nie ma?
Wytarłam twarz miękkim ręcznikiem i przejrzałam się w lustrze. Byłam naprawdę zmęczona, co podkreślały podkrążone oczy. Rana na policzku była lekko opuchnięta, ale wyglądała lepiej niż się spodziewałam.
Chciałam założyć znów ubrania w których przyjechałam, jednak dopiero teraz dostrzegłam, że są całe we krwi. Odrzuciłam je więc do kosza na pranie i owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Czułam jak z moich mokrych włosów skapuje woda.
Opuściłam łazienkę, mając nadzieję, że gdzieś w szafie znajdę jeszcze jakieś ubrania. Jednak kiedy tylko zapaliłam światło w pokoju, stanęłam jak wryta.


Wracając z gabinetu Colina, postanowiłem skorzystać z okazji i przejrzałem zawartość czarnej teczki. Początkowo myślałem, że to nic ciekawego, same potwierdzenia sprzedaży. Dopiero pod koniec dostrzegłem coś, co przykuło moją uwagę. Na jednej z faktur widniało dobrze znane mi imię i nazwisko. Tranzakcji dokonała pani Elizabeth Collins. Dlaczego matka Alex miałaby cokolwiek kupować od Colina? Wydało mi się to podejrzane i zamierzałem dowiedzieć się więcej, kiedy usłyszałem kroki na korytarzu.
Szybko zamknąłem teczkę i ruszyłem jakby nigdy nic. Okazało się, że to Niall.
- No nareszcie, Colin już się nie może doczekać - oznajmił.
- Mógł sam sobie iść po tą cholerną teczkę - burknąłem.
Razem z blondynem weszliśmy do salonu, w którym panowała absolutna cisza. Nawet Meg już nie płakała, tylko wpatrywała się tępo w stolik.
- Oh, dziękuję Harry - powiedział Colin, a jego głos wydawał się wyprzyzwoicie głośny przy ciszy, która aż dzwoniła w uszach - Lepiej późno niż wcale.
Kiwnąłem głową, po czym rozejrzałem się po salonie. Kogoś mi brakowało.
- Gdzie Liam?
- Wyszedł zaraz za tobą - powiedział mężczyzna, nie odrywając wzroku od dokumentów z teczki.
Zmarszczyłem brwi. Nigdzie nie widziałem Payne'a. Gdzie mógł się znów włóczyć?
Nagle w mojej głowie ponownie rozległ się trzask drzwi. Pokój Alex. Otworzyłem szerzej oczy. Wiem gdzie on jest.
Bez zastanowienia wybiegłem z salonu.

- Długo kazałaś na siebie czekać - Liam opierał się o szafkę po drugiej stronie pokoju - Zaczynałem się niecierpliwić.
- Zostaw mnie w spokoju - powiedziałam zrezygnowana.
Liam był ostatnią osobą, jaką miałam ochotę teraz oglądać. Chłopak jak nikt inny potrafił działać mi na nerwy.
- Ależ kochanie, ja cię nie trzymam - na jego twarzy pojawił się ohydny uśmieszek.
- Chcesz czegoś? - warknęłam już mocno poirytowana - Nie ukrywam, że nie przepadam za twoimi wizytami.
- Ja nie ukrywam, że nie przepadam za tobą.
- Więc co tu robisz?
Nawet z tej odległości dostrzegłam błysk w jego oku. Wcale mi się to nie podobało, czułam że zaraz stanie się coś niedobrego.
- Louis jest moim przyjacielem - powiedział wreszcie - Nie chce, żeby coś mu się stało.
- Przynajmniej w jednym się zgadzamy - przerwałam mu - Ale jeśli jeszcze nie zauważyłeś, to coś się właśnie stało. Jest ranny i operowany. Naprawdę wolałabym teraz być przy nim, niż tracić z tobą czas na rozmowy o niczym.
Podeszłam do szafy, odwracając się tyłem do tego dupka. Zaczęłam przeglądać półki, jedną ręką mocno ściskając ręcznik. Onieśmielał mnie fakt, że jestem z Liamem w jednym pomieszczeniu niemal całkowicie naga. To krępujące. Starałam się jednak tego nie okazywać, mając świadomość, że chłopaka jedynie cieszą moje słabości i brak komfortu.
Nagle poczułam mocną dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku. Nagle Liam wykręcił mi go w bardzo bolesny sposób i odwrócił twarzą do siebie. Jego oczy były ciemne, pozbawione emocji. Przełknęłam cicho ślinę. Pchnął mnie mocno na szafę z taką siłą, że aż się zakołysała, a ślady półek z pewnością zostały na moich plecach. Przyparł mnie swoim ciałem z taką siłą, że nie mogłam się ruszyć, a nawet oddychać. Ogarniała mnie panika, a w myślach znów pojawił się James, który zrobił dokładnie to samo. Cała zesztywniałam, byłam bliska płaczu.
Nie mogłam jednak płakać. To jest Payne, nie okażę przy nim słabości. Nie dam mu tej satysfakcji.
Liam nachylił się tak, że niemal muskał moje ucho.
- Chciałem się ciebie pozbyć na samym początku, bo wiedziałem, że będą z tobą same kłopoty - zaczął uśmiechając się jak szaleniec, niepokoiło mnie, że jego twarz jest tak blisko mojej - Wszystkim powtarzałem, że jesteś nic nie warta i nie opłaca się na ciebie tracić czasu. Udało ci się jednak wszystkich owinąć sobie wokół palca, przez co żyłaś niemal jak księżniczka.
Przypomniałam sobie pierwsze noce w tym domu. Bezsenne, wypełnione łzami. Ciągnące się uczucie odosobnienia od innych i ciągłe wątpliwości. Nienawiść ze strony Liama, negatywne nastawienie Louisa i unikanie Zayna i Nialla, bojąc się aby mnie nie wykorzystali. Na początku miałam jedynie Harry'ego. Jednak chłopaka często nie było, bo jeździł do swojej dziewczyny. Byłam sama. Nie nazwałabym tego królewskim życiem.
- Problem w tym, że nie jesteś księżniczką - dokończył dokładnie badając mnie wzrokiem - Możesz mi wytłumaczyć, co jest w tobie tak wyjątkowe? Co oni wszyscy w tobie widzą?
Zmarszczyłam brwi. Myślałam, że przyszedł tutaj z powodu Louisa, dlaczego więc wypytuje o mnie? Stawałam się coraz bardziej zdezorientowana.
- Nie rozumiem - wychrypiałam.
- Bo ty mało rozumiesz, zdążyłem się przyzwyczaić - westchnął - Nie wiem co w tobie jest, ale działasz mi tak niesamowicie na nerwy, że... Nie ważne. Nie po to tutaj przyszedłem.
- Więc może w końcu mnie oświecisz, bo naprawdę chciałabym się ubrać.
Liam zmierzył mnie od stóp do głów, przez co przeszedł mnie niemiły dreszcz. Niech on mnie nie ogląda.
- Jeszcze bardziej denerwuje mnie to, że to ty powinnaś teraz leżeć na dole, a nie Louis.
Spojrzałam na niego niewzruszona. Miałam dość czasu, aby to wszystko przeanalizować.
- Powiesz mi coś, czego nie wiem?
Dopiero gdy to powiedziałam, zdałam sobie sprawę ile poczucia winy w sobie noszę. Boję się o Louisa, wiem, że jeśli coś pójdzie nie tak, to będzie to wyłącznie moja wina.
Po twarzy Liama przemknął cień zaskoczenia. Szybko jednak przybrał beznamiętną minę.
- Moja propozycja jest wciąż aktualna. Pomogę ci stąd odejść i ulokuję w bezpiecznym miejscu. Może i się nie cierpimy, ale nie wyrzucę cię na bruk.
Nagle zrobił krok do tyłu, lecz nie puścił mojej ręki. Czułam jak pulsuje w niej ból.
- Ależ ty miły - prychnęłam.
- Mówię poważnie Collins - syknął - Tu nie chodzi o mnie, tylko o Louisa. Oboje chcemy dla niego jak najlepiej. Kiedy jesteście razem wam obojgu grozi niebezpieczeństwo.
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Jak to? Czyli takich ataków może być więcej?
Brunet pokiwał głową.
- Powiem ci jedynie tyle, że komuś bardzo się nie spodobał wasz związek. Nie wiemy komu, ale jest to człowiek o dużych wpływach. W środku Paryża padły strzały i dosłownie nikt tego nie zauważył. To musiało być planowane działanie z dopracowanymi wszystkimi szczegółami.
- Z wyjątkiem jednego, to nie Lou miał być ranny.
- Właśnie - na jego twarzy nie było grama współczucia, ale nie jestem pewna czy na nie zasłużyłam - Dlatego uważam, że powinniście się rozdzielić. I jestem pewien, że ty też tak myślisz.
Ja wolałabym przy nim zostać. Znaleźć się w jego ramionach i nigdy ich nie opuszczać. Rozsądek jednak mi podpowiada, że Liam ma racje.
Nie cierpię, gdy ma racje.
- Problem w tym, że ja ci nie ufam. Nie ma mowy, że gdzieś się ruszę mając wyłącznie twoje słowo.
Wiem, że tymi słowami go obraziłam, że miałam to gdzieś.
- Więc porozmawiamy z Colinem, na pewno się zgodzi.
Musze przyznać, że te słowa mnie zabolały. I pewnie o to chodziło Liamowi.
- A Louis?
- Faktycznie on może mieć z tym problem, bo w końcu tak bardzo cię kocha, ale myślę, że jeśli się dowie, jak uwiodłaś jego przyjaciela - w tym momencie jego ręce wylądowały na moich biodrach i udach. Poczułam jak jego palce wsuwają się pod mój ręcznik. Nie wiem nawet kiedy z mojego gardła wydarł się głośny wrzask. Byłam przerażona. Próbowałam odsunąć od siebie Liama, ale miałam za mało siły. Krzyczałam jak oszalała.
- Pojebało cię - warknęłam - Puszczaj mnie zboczeńcu!
Wróciły wszystkie wspomnienia z Jamesem z tamtej imprezy. Jak się na mnie rzucił, a następnie rozbierał. Nie zważał kompletnie na moje krzyki, a w razie nieposłuszeństwa po prostu zdzielił po twarzy. Po moich policzkach zaczęły lecieć gorące łzy, a ciało drżało, gdy przypomniałam sobie chłód dotyku Jamesa.
Kiedy otworzyłam oczy dostrzegłam niewzruszonego, rozmazanego od łez Payna. Wyłam cicho, przewidując już jak to dalej się potoczy.
I w tym momencie nie wiadomo skąd wyrósł za Liamem Harry. Brunet złapał bruneta i oderwał ode mnie w niezwykle brutalny sposób. Na jego twarzy malowała się wściekłość, gdy pchnął Payna do tyłu. Słyszałam, że coś do niego mówił, ale byłam tak zaskoczona, że nic nie zrozumiałam. Po chwili obaj zniknęli za drzwiami mojego pokoju, zostawiając mnie samą.
Osunęłam się wolno na podłogę i schowałam twarz w dłoniach. Początkowo próbowałam się uspokoić i wyrównać oddech, ale potem dałam sobie spokój i płakałam dalej. Bolało mnie całe ciało, a w myślach cały czas był tamten ciemny pokój i James. Wszystko odżyło we mnie, jakbym cofnęła się w czasie i znów przez do przeszła. Ogarnęło mnie przerażenie, na samą myśl o tym.
Nienawidzę Payna.
Nienawidzę go za to, co zrobił. Odnowił stare rany, udowadniając mi, ze tak naprawdę nigdy się nie zagoiły. Miałam ochotę zwymiotować.
Nagle drzwi się otworzyły. Początkowo myślałam, że wrócił Payne i już chciałam krzyczeć, gdy dostrzegłam burzę ciemnych loków. Harry bez zbędnych wstępów podszedł do mnie i zamknął w mocnym uścisku. Oparłam czoło o jego klatkę piersiową. Dziękowałam Bogu, że Harry znalazł się tutaj w odpowiedniej chwili.
- Nic ci nie jest? - zapytał ściszonym głosem.
W jego oczach widziałam troskę i przerażenie.
Pokręciłam głową.
- Dziękuję - wychrypiałam, bardziej zatapiając się w jego koszulkę - Bardzo dziękuję.



***
Witam wszystkich serdecznie! Pierwsza notka, więc nie będę się niepotrzebnie rozwodzić. Rozdziały zamierzam dodawać raz w tygodniu, mam nadzieję, że mi się uda. Proszę po przeczytaniu a wyrażenie swojej opinii w komentarzu. Miłego czytania :) 

środa, 20 stycznia 2016

Bohaterowie i zwiastun




Alexandra Collins




Louis Tomlinson


Harry Styles
Victoria Collins
Liam Payne
Zayn Malik
Niall Horan
Tobias String
Holly Flowles
Colin Ralphy
Tracy Morrel
Meg
oraz inni 




Pierwszy rozdział pojawi się 30 stycznia.