sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 3

Zamknęłam oczy i odliczałam w myślach do dziesięciu. Nic nie słyszę, ale mam świadomość, że stoi przy mnie Tobias nieustannie coś tłumacząc. Czuję jak szybko bije moje serce, zupełnie jakby chciało się wydostać z mojej piersi i uciec. Szczerze mówiąc ja również mam ochotę zniknąć. Zaszyć się gdzieś, z dala od tego wszystkiego. Po prostu rozpłynąć się w powietrzu.
Do mojego nosa doszedł zapach spalenizny. Zamrugałam gwałtownie a spod moich powiek popłynął potok łez. Nie mogłam znieść widoku zmasakrowanej sypialni. Ciemny osad pokrywał ściany i podłogę, a szarawy dym przyćmiewał całe wnętrze. Zasłoniłam usta ręką, gdy zobaczyłam spalone meble i wciąż jarzące się książki. Zabrakło mi powietrza.
- Alex!
Nagle pojawił się przy mnie Louis. Odpychając Tobiasa podbiegł do mnie i mocno do siebie przytulił. Byłam tak oszołomiona tym co się stało, że nie potrafiłam nawet na niego spojrzeć. Czując jego przyśpieszony oddech w moich włosach, ulżyło mi.
- Trzeba ją stąd wyprowadzić.
Mam wrażenie jakby głos Louisa pochodził gdzieś zza ściany, a on stoi tuż obok.
- Zgłosiłem wszytko do centrum, zaraz pojawi się sztab medyczny. Trzeba sprawdzić czy nic jej się nie stało.
Tobias patrzył na mnie ze współczuciem, kiedy Louis wziął mnie na ręce i wyniósł ze zgliszczy mojej sypialni. Mężczyzna uratował mi życie. Gdyby nie on, wybuch by mnie zabił.

Niecierpliwie stukałem nogą o podłogę przyglądając się ratownikowi medycznemu, który właśnie zajmował się Alex. Brunetka była całkowicie oszołomiona, sprawiała wrażenie jakby nie miała pojęcia co się wokół niej dzieje. Wpatrywała się tępo w przeciwległą ścianę, bez żadnych emocji wymalowanych na twarzy. Jedynie od czasu do czasu po jej policzku spłynie pojedyncza łza, którą natychmiast ścieram. Chcę jej pomóc i dałbym wszystko aby wiedzieć teraz jak to zrobić. Pragnę znaleźć się w jej umyśle, szukać w nim rozwiązania. Boli mnie, że mimo szczerych chęci nie mogę nic uczynić. A ona nawet nie chce na mnie spojrzeć.
- Nie ma obrażeń wewnętrznych - mówi w końcu mężczyzna przyglądając jej się z niepokojem - Jest trochę posiniaczona i obolała, ale to zniknie w ciągu kilku dni. Bardziej martwi mnie jej stan psychiczny. Doznała ogromnego szoku przez co zamknęła się w sobie. Nie wiem ile to potrwa, ani jak jej pomóc.
Jego słowa wywołały we mnie niepohamowany gniew.
- Jak to nie wiesz? - zapytałem ostro - Jesteś lekarzem do kurwy nędzy, powinieneś pomagać pacjentom!
Mężczyzna spojrzał na mnie chłodno.
- Jestem ratownikiem medycznym, nie lekarzem. To jest różnica. Nie jestem tym bardziej psychiatrą, który teraz będzie niezbędny do dalszego leczenia panny Collins.
Spojrzałem odruchowo na Alex, mając nadzieję, że nie usłyszała tego co powiedział ten idiota. Potem wróciłem do tego gościa i widząc jego uniesioną wysoko głowę nie wytrzymałem i pchnąłem go na ścianę. Facet wyglądał na mocno zdziwionego, przez co miałem ochotę się roześmiać. Zamiast tego jednak chwyciłem jego koszulkę i uniosłem go do góry, napinając mocno mięśnie. Na jego twarzy malował się strach, co jeszcze bardziej mnie nakręcało.
- Louis, przestań - usłyszałem cichy głos za sobą - To nic nie da.
Odwróciłem się puszczając mężczyznę, który z hukiem spadł na ziemię. Niebieskie oczy Alex utkwione były we mnie. Serce mnie zakuło, gdy dostrzegłem kryjącą się w nich pustkę.
- Zabierz mnie stąd - niemal błagała.
Bez zbędnych pytań pomogłem jej wstać, a następnie wziąłem ją ręce. Normalnie Alex by protestowała, ale wiem, że teraz była tak przerażona, że nie miała na to siły. Wtuliła jedynie twarz w moją koszulkę.
Zaniosłem ją do mojej sypialni i położyłem delikatnie na łóżku. Okryłem ją szczelnie kocem i poprawiłem poduszkę. Z bólem zauważyłem, że Alex znów jest w innym świecie wpatrując się bez wyrazu w sufit. Odgarnąłem włosy z jej czoła i założyłem je za ucho. Dziewczyna nawet tego nie zauważyła.
Przyszło mi na myśl, że może ochroniarze już się czegoś dowiedzieli o wybuchu. Wstaję z łóżka, poprawiając jeszcze koc i idę w stronę drzwi.
- Louis, połóż się ze mną - słyszę nagle - Nie chcę zostać sama.
Gdy spojrzałem na dziewczynę dosłownie wszystko w środku mnie bolało. Nie ma nic gorszego niż bezsilność w czasie cierpienia ukochanej osoby. Szybko kładę się obok niej i otulam mocno ramieniem.

Po paru godzinach Alex zasnęła, a ja wymknąłem się cicho z pokoju. Od razu po otworzeniu drzwi, dostrzegłem trzech ubranych na czarno ochroniarzy pilnujących mojej dziewczyny. Trochę za późno, pomyślałem zirytowany. Mimo to kiwnąłem mężczyznom na powitanie i ruszyłem korytarzem na dół. Wciąż w domu unosił się zapach spalenizny, przez co nie mogę przestać myśleć o spalonym pokoju Alex. Jak do tego mogło w ogóle dojść? Dlaczego ochrona niczego nie zauważyła? Czułem jak narasta we mnie irytacja. Gdyby coś stało się Aly, nie mam pojęcia co bym zrobił.
Wszedłem do kuchni, gdzie zastałem Zayna, Nialla i Liama siedzących przy stole. Widząc mnie od razu zaprzestali rozmowy, a po ich minach mogłem łatwo wywnioskować o kim ona była.
- Jak ona się czuje? - zapytał Niall, w jego oczach kryło się współczucie.
Usiadłem na wolnym miejscu i wzruszyłem ramionami.
- Tak jak każdy po drugim zamachu na swoje życie w ciągu tygodnia - przetarłem dłonią zmęczoną twarz - Jest źle. Boję się, że to wszystko ją przerośnie i zrobi coś głupiego.
Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze. Nie wyobrażam sobie życia bez Aly, to tak jakbym pozbawił się części siebie. Zrobię wszystko, aby została przy mnie na zawsze.
- Wiadomo co tam się w ogóle stało? - zapytałem.
Chłopaki wymienili wymownie spojrzenia.
- Wybuch był spowodowany przez bombę - powiedział w końcu Horan. Spojrzałem na niego jak na skończonego debila. Jakim cudem w jej sypialni znalazła się bomba? Wtedy przypomniał mi się Colin, mówiący o intruzie. Zapewniał, że ten człowiek nie ma szans, aby dostać się do domu. Grubo się pomylił. Znów czuję jak zbiera się we mnie fala złości. Gdyby Colin zaostrzył ochronę żaden zamach nie miałby miejsca. Robi mi się niedobrze na samą myśl, że jakiś nieobliczalny człowiek chodził niezauważony po naszym domu. Być może nadal w nim jest.
- Tą bombę - zaczął niepewnie Malik - Zostawiono pod łóżkiem. Siła wybuchy była na tyle duża, że nikt obecny w pokoju by nie przeżył. Alex spała, gdyby Tobias się w porę nie zorientował, to wiesz jak by to się skończyło.
Zacisnąłem mocniej szczękę.
Nie chce wiedzieć, jakby się to skończyło. Jestem jednak cholernie wdzięczny Tobiasowi za to co zrobił. Chociaż jest on ochroniarzem Alex, więc to leży w jego zakresie obowiązków. Nie jestem jednak pewny, czy każdy miał by na tyle odwagi, aby w takiej sytuacji ratować kogoś zamiast siebie.
- Oboje mieli dużo szczęścia - odezwał się nieoczekiwanie Liam. Wpatrywał się w stół z dziwnym, napięciem na twarzy.
- Coś nie tak? - pytam, zdziwiony jego zachowaniem. Liam był naprawdę szczerym człowiekiem, a teraz gołym okiem było widać, że coś w sobie dusił.
- Myślę... - urwał, starając się dobrać odpowiednie słowa - Że trzeba to skończyć.
W kuchni zapanowała grobowa cisza. Niall i Zayn wpatrywali się w Liama z wyrzutem. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc co się dzieje.
- Co skończyć? - zapytałem.
- To wszystko z Collins. Stary ona miała jedynie naprawić twój medialny wizerunek, a następnie wylecieć na zbity pysk. Coś ta druga część się przydłuża.
Poczułem jak moje mięśnie się napinają.
- Ciebie jakoś trzymamy do tej pory - warknąłem.
- Posłuchaj - głos Payna złagodniał - Rozumiem, że ci na niej zależy, ale naprawdę nie mam ochoty kupować garnituru na twój pogrzeb. Już raz zostałeś przez tą dziewczynę postrzelony i cudem przeżyłeś, następnym razem możesz nie mieć takiego szczęścia.
- To co się tutaj dzieje nie jest winą Alex - musiałem użyć dużych nakładów silnej woli, aby nie podnieść głosu - A nawet jakby było, to nie wyrzuciłbym jej narażając na niebezpieczeństwo.
Spojrzenie Liama skrzyżowało się z moim i niemal było widać spięcie między nami. Wiem, że Alex i Payne za sobą nie przepadają, ale chłopak naprawdę przesadził proponując coś takiego.
Moje spojrzenie padło na Horana i Malika.
- Zgadzacie się z nim? - pytam ostro.
Niall przeczesuje palcami włosy.
- Niezupełnie - mówi w końcu - Uważam, że powinniśmy ją gdzieś ukryć do wyjaśnienia sprawy. Tutaj już nie jest bezpiecznie.
Pomyślałem o Aly, leżącej teraz w mojej sypialni. Jej puste spojrzenie i błagalny ton głosu, gdy prosiła o zostanie z nią. Jest przerażona, potrzebuje zapewnienia bezpieczeństwa. Zaszycie się w jakimś miejscu jest dobrym pomysłem.
- Masz racje - mówię kiwając głową - Porozmawiam z Colinem i Holly.
Wstałem i ku mojemu zdziwieniu to samo zrobił Liam.
- Pójdę z tobą.
Nie brzmiało to jak propozycja tylko podjęta decyzja. Nie chciałem tracić czasu na niepotrzebne kłótnie więc kiwnąłem głową na zgodę. Czegokolwiek nie próbowałby Liam i tak pomogę Aly.
Niespodziewanie do kuchni wbiegł Harry. Oddychał ciężko a jego oczy były szeroko otwarte.
- Złapali intruza - powiedział cicho.
Całą piątką wypadliśmy z pomieszczenia.

Harry zaprowadził nas do piwnicy. Od kąt się wprowadziliśmy, mieliśmy kategoryczny zakaz chodzenia po podziemiach. Nigdy jakoś żadnego nie ciągnęło to sprawdzenia co tutaj się znajduje. Jednak idąc teraz ciemnym kamiennym korytarzem, rozumiem dlaczego nie mieliśmy tutaj wstępu. To miejsce przypominało lochy średniowiecznego zamczyska. Ściany wyłożone były ciemnym, ciężkim kamieniem o nierównej powierzchni. Podłoga była klepiskiem ziemi i gliny, która zostawiała jasne ślady na naszych butach. W wielu miejscach wychodziła wilgoć. Szczególnie na suficie widać było mokre plamy i zacieki. Jedynym źródłem światła były stare, zniszczone, podłużne lampy zawieszone nad naszymi głowami. Patrząc na ich stan, zastanawiało mnie jakim cudem wciąż działają. Każdy kąt przyozdabiały pajęczyny i tony kurzu.
- Klimatycznie - mruknąłem cicho.
Szliśmy dłużej niż się spodziewałem. Nie wiedziałem, że nasze podziemia są aż tak rozległe. Przez całą drogę panowała cisza. Miałem wrażenie, że chłopaki milczą z mojego powodu. Wiedzą, że jestem zdenerwowany i nie chcieli jeszcze pogarszać sprawy. Właściwie byłem im za to wdzięczny.
- To tutaj - powiedział Harry i skręcił w lewo.
Zrobiliśmy to co chłopak i już po chwili zobaczyliśmy Colina i Holly. Oboje nie wyglądali na zdziwionych.
- Dobrze, że jesteście - przywitał nas Colin.
Chciałem od razu przejść do konkretów.
- Gdzie on jest?
Musiałem zobaczyć tego człowieka. Dowiedzieć się dlaczego chciał skrzywdzić Aly. Moją Aly.
- W pokoju przesłuchań - głos Colina był opanowany - Pilnują go ochroniarze.
- Wiadomo kim jest? - zapytał Harry.
- To Richard Weston, dziennikarz z popularnego magazynu o gwiazdach - wyjaśniła Holly - Twierdzi, że włamał się żeby zrobić wam zdjęcia, ale nie dostał się do domu.
- Musi kłamać - wtrącił Zayn - Nie możliwe aby był tu ktoś jeszcze i obszedł cały system bezpieczeństwa.
Na twarzy Holly pojawił się słaby uśmiech.
- Właśnie - otworzyła jakieś metalowe drzwi - Wchodźcie, cała rozmowa Colina z Westonem będzie nagrywana. Obejrzymy ją na ekranie.
Zatrzymałem się gwałtownie patrząc na nią jak na wariatkę.
- Nie ma mowy, ja chcę z nim rozmawiać.
Holly spojrzała na mnie przepraszająco. To jeszcze mocniej mnie zirytowało. Odwróciłem się do Colina, mając nadzieję na wsparcie. Widząc jednak jego surową minę, wiedziałem, że sprawa jest już przesądzona.
- Jesteś zbyt blisko związany z Alexandrą, abym cię tam wpuścił. Ten człowiek jest nam potrzebny, nie pozwolę, abyś przekreślił naszą szansę na posunięcie się dalej w tej sprawie.
Niechętnie musiałem przyznać, że miał rację. Nie wiem czy potrafiłbym trzymać nerwy na wodzy, mógłbym się rzucić na Westona za najmniejszą zniewagę, rzuconą w stronę Alex.
W końcu z rezygnacją kiwam głową i wyprzedzając Holly, pierwszy siadam przed wielkim ekranem. Po drugiej stronie widzę już szyderczy uśmieszek Richarda Westona. Wszystkie moje mięśnie automatycznie się napinają.
Zachowaj spokój - mówię sobie - Dla niej.

Strzał.
Drugi.
Trzeci.
Głucha cisza.
Słyszałam jedynie swój nierówny oddech. Ciemność otulała całe pomieszczenie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że leżę na podłodze.
W kałuży krwi.
Nie mogę się ruszyć. Czuję okropne pieczenie w dolnej części brzucha, lecz nie mogę unieść głowsy aby tam spojrzeć. Coś mnie blokuje. Albo ktoś.
Po moich policzkach spływają łzy. Zdaje sobie sprawę, że to już koniec. Nic nie  mogę zrobić, jestem bezsilna. Coś zimnego jeździ po moim obojczyku. Czuję gładką powierzchnię metalu i zaokrągloną końcówkę. Zamarłam, gdy zrozumiałam co to jest.
W tamtym momencie w mojej głowie gościła tylko jedna osoba. Brunet o szaro-niebieskich oczach i czarującym uśmiechu. Oddałabym wszystko, aby zobaczyć Louisa przed ostatecznym pociągnięciem za spust. Znów zaczęłam płakać. 

Wtedy ciemna postać, najwidoczniej zniesmaczona moim zachowaniem, przeklęła głośno i przyłożyła pistolet do mojego czoła. Kaptur zsunął mu się z głowy, a moje oczy szerzej się otworzyły.
Strzelił. 


Obudziłam się z krzykiem. Znów miałam koszmary. Przerażona rozejrzałam się po ciemnym pokoju i znów krzyknęłam, gdy zobaczyłam, że to nie moje sypialnia. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i wpadło przez nich dwóch mężczyzn w czarnych, ochroniarskich ubraniach. Automatycznie zasłoniłam się bardziej kołdrą.
- Wszystko w porządku? - zapytał jeden, dokładnie przyglądając się pomieszczeniu.
Dopiero po chwili udaje mi się opanować głos.
- Tak -  robi mi się głupio - To był tylko zły sen.
Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Ku mojemu zdziwieniu na twarzy ochroniarza nie widzę politowania, tylko zrozumienie.
- W razie jakiś problemów jesteśmy na korytarzu.
Po tych słowach obaj opuścili sypialnie, zostawiając mnie samą. Przygryzłam dolną wargę próbując zebrać myśli. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem w pokoju Louisa. Pamiętam jak mnie tu przyprowadził po wybuchu. Na samo wspomnienie robi mi się słabo. Gdyby Tobias spóźnił się kilka sekund, to już byłabym trupem. Szybko odpycham od siebie tą myśl i wstaje z łóżka. Z niezadowoleniem stwierdzam, że mam na sobie tylko w podkoszulkę i koronkowe majtki, w które ubrałam się przed wybuchem. Nie wyjdę tak z pokoju, szybciej bym umarła. Podeszłam do szafy Louisa i wyciągnęłam z niej białą koszulkę z krótkim rękawem i szare. dresowe spodnie. Szybko założyłam na siebie ubrania i wyszłam na korytarz. Moim oczom ukazali się trzej mężczyźni w ciemnych strojach. Wysłałam im słaby uśmiech, po czym poszłam szukać Louisa. Po chwili zorientowałam się, że jeden z nich idzie za mną. Teraz nie będą mnie spuszczać z oka. Boją się kolejnego ataku.
Schodząc po schodach usłyszałam dziwne odgłosy. Zaciekawiona przeskakiwałam co dwa schodki, chcąc jak najszybciej sprawdzić ich źródło. Moje tętno przyspieszyło, gdy zobaczyłam Meg trzymającą się za pierś. Szybko podbiegłam do kobiety. Jej oczy się rozszerzyły gdy mnie zobaczyła.
- Nie... Nie powinno cię tu być, idź na górę skarbie.
Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. Dlaczego Meg chciała się mnie pozbyć? Przez to moje złe przeczucia jedynie się pogłębiły.
- Alex!
Przez ramię Meg dostrzegłam Tobiasa. Uśmiechał się, ale jego oczy były smutne. Zupełnie jakby ktoś zestawił niepasujące do siebie dwa obrazki.
- Nic ci nie jest? - zapytałam gdy chłopak do nas podszedł. Dostrzegłam cienie pod jego oczami, o wiele wyraźniejsze niż wcześniej.
- To ja powinienem cię o to zapytać - zauważył - Chodź może do kuchni.
Złapał mnie za ramię, ale skutecznie się wyrwałam. Nie zamierzałam nigdzie iść bez wyjaśnień ich dziwnego zachowania.
- Dlaczego? - zapytałam - Co się stało?
Tobias chyba chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie podszedł do nas jakiś inny ochroniarz. Na rękach miał gumowe rękawiczki.
- String, chodź, jesteś potrzebny.
Tobias przeprosił mnie na chwilę i poszedł za mężczyzną do pokoju obok. Patrzyłam jak obaj znikają za ścianami innego pokoju.
Odezwała się moja ciekawska strona. Chciałam wiedzieć, co tam jest i dlaczego wezwali tam Tobiasa. Wiem, że jest czymś w rodzaju przełożonego. Kiedy przed wybuchem przyszedł mi się przedstawić, wszystko mi dokładnie wytłumaczył. Byłam jednak tak zmęczona, że właściwie nie słuchałam. Zrozumiałam jedynie, że ma na imię Tobias, dla przyjaciół Tobi i jest moim ochroniarzem. Potem się wyłączyłam.
Znów spojrzałam na drzwi i niewiele myśląc, poszłam w tamtym kierunku.
- Alex, to nie jest dobry pomysł - słyszałam głos Meg, ale celowo ją ignorowałam. Pobiegłam przed siebie, zanim kobieta zdążyła coś jeszcze dodać.
Z każym krokiem hałąsy stawały się coraz wyraźniejsze, dlatego chodząc do pokoju spodziewałam się tłumu ludzi, a zastałam jedynie kilka osób. Nie zwróciłam jednak uwagi na nikogo konkretnego. Całą moją uwagę pochłoną czarny worek, wokół którego wszyscy byli zebrani.
Serce mi stanęło.
Ktoś został zamordowany.
- Alex.
Na twarzy Tobiasa widzę współczucie i ból. Z trudem sama powstrzymuję łzy. Muszę się jednak dowiedzieć więcej.
- Kto to jest? - pytam patrząc, jak ochroniarze zasuwają czarny, plastikowy worek.
- To Miles, jeden z ochroniarzy.
Może na początku nie dostrzegałam jak bardzo odczuwa do Tobias, ale gdy usłyszałam jego drżący głos, poczułam ukłucie w sercu. To mógł być jego przyjaciel. Nie ośmielę się jednak o to zapytać.
- Zrobił to ten sam człowiek, który... - słowa ugrzęsły mi w gradle. Nie chciałam znów myśleć o wybuchu i zapachu śmierci unoszącym się teraz w mojej sypialni.
Tobias ostrożnie skinął głową.
- Najprawdopodobniej.
To było już dla mnie za dużo. Strzelanina, ranny Louis, intruz, bomba w mojej sypialni, niewinna ofiara. Zrobiło mi się słabu, przez co musiałam przytszymać się ściany. Po chwili jednak sama siebie skraciłam za słabość. Muszę być twarda chociażby dla Milesa, który zginął z mojego powodu.
- Tobias - zwróciłam się do mężczyzny - Zaprowadź mnie do Colina.

- Nazwisko - głos Colina był chłodny. Miałem wrażenie, że sam ma ochotę rzucić się na mężczyznę za to, że go ośmieszył. Włamał się na jego teren, nikomu jak dotąd się to nie udało. Wyobrażam sobie jak to musiało zdenerwować Colina.
- Richard Weston.
Mężczyzna był niski, o sportowej sylwetce. Jego głowę zdobiły kasztanowe loki, podobne do tych Harry'ego, tyle że bardziej zaniedbane. Na twarzy miał kilkudniowy zarost i okulary w plastikowych oprawkach. Jedno szkło było pęknięte.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu wyobrażając sobie jak facet obrywa od ochrony.
- Weston - zazwyczaj spokojny Colin teraz wyglądał na rozgniewanego - Wczoraj po południu nasze kamery zarejestrowały osobę niepożądaną. Byłeś nią ty, w jakim celu wdarłeś się na tą posesję?
Colin dosłownie mordował Westona wzrokiem. Ten jednak nic sobie z tego nie robił, a nawet był rozbawiony.
- Jestem ogromnym fanem Nialla Horana. To chyba te błękitne oczy tak na mnie działają.
Automatyczne wzrok wszystkich padł na Horana, który trochę się zmieszał. Szybko jednak odzyskał pewność siebie, jego oczy były utkwione w Holly. Nie patrzyli jednak na siebie jak szef ochrony i klient.
Wróciłem do podglądu. Colin był wściekły.
- Powtórzę moje pytanie, w jakim celu włamałeś się na posesję?
- Musiałem zobaczyć z bliska tego słodziutkiego blondynka. Myślisz że podpisze mi się w pamiętniku?
Widząc jego obrzydliwy uśmiech zrobiło mi się niedobrze.
- Naprawdę na twoim miejscu wolałbym współpracować. Chyba, że chcesz spędzić całą noc w jednym pomieszczeniu z Owenem Morrisonem, którego już miałeś okazję poznać.
Rozbawienie zniknęło w mgnieniu oka. Weston niespokojnie poprawił się na krześle i przeczesał ręką włosy. Chyba się spocił. Uśmiechnąłem się złośliwie. Nie wiem, co to za koleś ten Owen, ale naprawdę podoba mi się, że budzi taki strach w tym dupku.
- Więc - Colin był widocznie z siebie zadowolony - Będziesz rozmawiał?
Mężczyzna pokiwał głową, mocno zaciskając szczękę.
- Świetnie - Colin wstał z krzesła i podszedł do przesłuchiwanego, opierając ręce o stół - Kto jest twoim zleceniodawcą?
Weston zbladł. Zupełnie jakby od udzielenia tej informacji zależało jego życie.
Może faktycznie tak było.
- Alex? - głos Holly wyrwał mnie zamyśleń.
Podążyłem za wzrokiem dziewczyny i zesztywniałem.
Stała tam. W moich za dużych ubraniach. Wyglądała trochę jak dziecko. Jak mała dziewczynka, która prosi swojego tatę o wygonienie potworów spod łóżka. Patrząc teraz na nią jestem przekonany, że wystarczyłoby jedno jej słowo abym ruszył na wojnę z każdym czającym się na nią potworem.
- Będę rozmawiał jedynie z dziewczyną. Z panną Alexandrą Collins, do nikogo innego nie odezwę się słowem.
W oczach Alex można było zobaczyć błysk w chwili gdy spojrzała na ekran. Gdy zrozumiałem co chce zrobić było już za późno, bo dziewczyna zniknęła.
- Alex, nie! - krzyknąłem wybiegając na korytarz. Wciąż tak samo przerażający i nadal pusty. Spóźniłem się.
Usłyszałem szczęknięcie ciężkich metalowych drzwi.
- Więc rozmawiajmy.
Niemiły dreszcz przeszedł moje ciało, gdy uświadomiłem sobie, że naprawdę to zrobiła. Wróciłem do pokoju i było tak jak myślałem. Na ekranie dostrzegłem zdziwionego Westona, czerwonego z wściekłości Colina i małą brunetkę, zajmującą miejsce na przeciwko przesłuchiwanego. W jej ruchach nie było grama zawahania i niepewności. Za to gdy zrobiono zbliżenie na jej twarz, coś ścisnęło mnie w żołądku. Jej niebieskie oczy... Były całkowicie puste.

***
Miłego czytania, pozdrawiam xoxo
                                         

4 komentarze:

  1. To sie porobiło :o Cudo, mega, genialne, wow! :D Uwielbiam <33333 <333 Hmm.. tyle myśli, a nie wiem co tu pisać :P Jestem bardzo ciekawa co dalej i nie moge sie doczekać następnego rozdziału :3 Mam nadzieje, że wszystko im sie pozytywnie poukłada ;) Kocham <3333 <333333 Czekam na next'a z niecierpliwością jak zawsze kochana :D Życze dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie. Będę kontynuować czytanie. Pozdrawiam ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! :)
    Piszę, ponieważ właśnie dodałam Twój blog do mojego spisu i chciałabym, abyś sprawdziła czy wszystko się zgadza.
    http://newborn-nowonarodzeni.blogspot.com/p/wasze-blogi_26.html
    Całuję ♥ xxx

    OdpowiedzUsuń