środa, 9 sierpnia 2017

Rozdział 12


Rozdział jest dedykowany Patrycji Wójcik 

Dałaś mi kochana kopa do pisania


Harry

Gdy wracam nad ranem ze szpitala, na drogach jest już niemal pusto. To pozwala jechać mi z dużą prędkością. Jedynie samochód, asfalt i ja. Chwila oderwania od rzeczywistości. Tego potrzebuję. Mam wiele do przemyślenia. Przede wszystkim sytuację z Alex. Wciąż nie potrafię uwierzyć w to, co się wydarzyło w szpitalnej sali. Wydaje mi się to tak nierealne i nieosiągalne. Właściwie Alex zawsze była poza moim zasięgiem. Okazuje się, że aż do teraz.
Nie jesteśmy razem, to oczywiste. Minęło zbyt mało czasu od jej rozstania z Louisem, aby chciała się ponowie wiązać. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadza. Aly dała mi dzisiaj coś, na co czekałem w zasadzie od początku naszej znajomości.
Szansę.
Naprawdę mam szansę u tej dziewczyny. Czuję jak kolejna fala radości zalewa mnie od środka, a noga automatycznie mocniej wciska pedał gazu. Przyspieszam, a obraz za szybami zaczyna się rozmywać. Znam te drogi na pamięć, więc wiem, że nic mi nie będzie.
Nagle słyszę dzwonek mojego telefonu. Spoglądam na ekran. Holly. Kobieta wydzwania do mnie już od dłuższego czasu. W zasadzie to nic dziwnego zważając na późną porę. Martwi się. Mimo to nie mam zamiaru odbierać. Nie chcę na razie wracać do rzeczywistości pełnej problemów. Wolę trwać w błogim wyobrażeniu spokoju i wolności. Ja i pusta droga. Oraz Alex.
Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy, gdy przypomnę sobie sposób w jaki dzisiaj na mnie patrzyła. Jej zazwyczaj rozbiegane, niebieskie tęczówki dzisiaj były skupione wyłącznie na mojej osobie.
Śmiała się.
Ale nie tak jak wciągu ostatnich tygodni. Nie zmuszała się, nie próbowała na siłę rozładować napięcia. To był prawdziwy śmiech. Udało mi się sprawić, że poczuła radość. Widziałem to po niej całej. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem z siebie tak dumny.
Naprawdę zakochałem się w tej dziewczynie.
Nagle czuję uderzenie.
Spoglądam w lusterko i dostrzegam parę świateł za moim samochodem. Marszczę brwi i wtedy uderzenie się powtarza. Kierowca za mną za wszelką cenę stara się zniszczyć mi błotnik. Ale nie ze mną te numery. Wciskam pedał gazu i jadę jeszcze szybciej niż wcześniej. Na chwilę udaje mi się zgubić mój ,,ogon''. Właśnie, tylko na chwilę.
Znów się pojawia i to w towarzystwie jeszcze jednego samochodu, który bez problemu mnie wyprzedza, zmuszając mnie do hamowania. Zaczyna do mnie docierać co się dzieje. Czyżby po Zaynie teraz była moja kolej? Na samą myśl cały sztywnieje. Nie mogę dać się zabić. Ale może to tylko moja wyobraźnia. Możliwe, że to po prostu zwykli piraci drogowi. Szybko jednak przekonują mnie, że nimi nie są.
A właściwie wtedy, kiedy zaczynają ostrzeliwać mój samochód.
Kurwa.
Skręcam gwałtownie w jakąś mniejszą ulice. Samochód, który mnie hamował dał się nabrać i pojechał dalej, lecz ten z tyłu nadal podąża za mną jak cień. W dodatku rozlegają się kolejne strzały. Do diabła, co tu się dzieje? Czy to naprawdę mój koniec?
Znów w moich myślach pojawia się Alex. Jak zareaguje jeżeli dowie się, że mnie już nie ma? Wyciągam gwałtownie powietrze. Nie mogę jej tego zrobić. Nie teraz, gdy wiem, że naprawdę jej na mnie zależy.
Nieoczekiwanie robię drift obracając auto o sto osiemdziesiąt stopni. Kierowca za mną zupełnie się tego nie spodziewał. To jest moja szansa. Wciskam gaz do dechy i zwiększam odległość między nami. Uda mi się. Wierzę w to. Wracam na ulice, którą jechałem wcześniej. Za paręnaście kilometrów będę znów w mieście. Lecz wtedy kolejne strzały rozrywają mi tylną oponę i tracę kontrolę nad pojazdem. Wypadam z drogi, a potem nastaje już tylko ciemność.

Louis
Uderzenie, uderzenie, kopnięcie, uderzenie.
Krople potu skapują mi z czoła, a mięśnie błagają o chwilę odpoczynku. Mimo to nie przerywam i dalej uderzam w ciemny worek treningowy. Odczuwam ból już niemal w całym ciele. To mój sposób na nie myślenie o problemach. Jestem skupiony jedynie na jednym punkcie. Znów uderzam w niego z całej siły. Odreagowuję wszystkie ostatnie wydarzenia.
Nagle jednak ktoś przerywa moją świętą ceremonię, wpadając gwałtownie do pomieszczenia.
Spoglądam na Liama.
- Co do kur... - nie daje mi dokończyć.
- Holly znalazła coś ważnego. Musisz to zobaczyć.

Gdy przychodzę do gabinetu Holly, zastaję już tam Nialla i Milesa. Kobiety początkowo nie widzę, dopiero po chwili dostrzegam ją pochylona nad klawiatura komputera.
- Świetnie, że już wszyscy jesteście. Podejdźcie bliżej.
Robię to co kazała i od razu uderza we mnie, jak Holly strasznie wygląda. Z jej zawsze perfekcyjnie upiętych włosów wystają kosmyki sterczące w każdą stronę świata. Miała na sobie te same ubrania co dzień wcześniej, a pod oczami okropne cienie. Musiała spędzić tu co najmniej cała noc. Widać, że jest wykończona. Robi mi się jej naprawdę żal.
- Jak wiecie przez ostatnie kilka dni moi ludzie badali nagrania z kamer w całym domu.
- Trochę tego było - zauważył Miles.
- Tak - przyznaje mu rację Holly - Jednak okazało się, że większość kamer albo została wyłączona, albo zasłonięta.
- No to świetnie - burczę - Czyli stoimy dalej w miejscu.
- Niezupełnie. Tak jak mówiłam wcześniej, ktoś pozasłaniał wszystkie kamery na korytarzach - zaczęła Holly, klikając coś w komputerze - Nie mógł jednak pamiętać o jednej, bo sami o niej nie zapomnieliśmy. Jest oddalona o jeden korytarz od sypialni Zayna. Tuż przy schodach.
- Jak mogliście zapomnieć o kamerze? - pytam oburzony.
- Nie ma jej na planie. Nie powinno tam być żadnej kamery... - Mieles marszczy brwi.
- Znalazła się tam przypadkiem. Ktoś się pomylił, gdy je montował. - wyjaśniła Holly.
- Bogu dzięki, że się pomylił.
- Patrzcie.
Holly włącza mam nagranie z kamer. Widzę pusty korytarz. Przez kilkanaście sekund obraz nie ulega zmianie. Jednak gdy dostrzegam wysoką sylwetkę, czuje narastające podniecenie. To musi być ten człowiek. Morderca Zayna. Nie mogę jednak dostrzec twarzy, bo zlewa się wielka plamę.
- Zidentyfikowanie twarzy zajmie nam jeszcze chwilę. Myślę, że do jutra się wyrobimy.
- Najważniejsze, że macie sprawcę. - mówię.
Uśmiech sam napływa mi na twarz. W końcu coś się dzieje.

Alex
- Mogę?
Podnoszę wzrok na stojącą w drzwiach Vicktorię. Naprawdę nie mam ochoty na jej towarzystwo, ale po namowach Harry'ego postanawiam się zgodzić.
- Jeśli musisz.
Vicky wchodzi niepewnie do środka i zajmuje miejsce na krześle przysuniętym do mojego łóżka. Widzę, że jej jest tak samo niezręcznie jak mi.
- Jak się czujesz? - pyta.
Wzruszam ramionami.
- Jak gówno - wzdycham - Ale jest już lepiej. Najważniejsze, że z maluszkiem wszystko w porządku.
Kiwa głową ze zrozumieniem. Nagle uśmiech pojawia się na jej twarzy.
- Wciąż nie wierzę, że zostanę ciocią. To wspaniałe.
Sile się na sztuczny uśmiech.
- Szkoda, że w takich okolicznościach - mówię.
Niespodziewanie Vicky łapie mnie za rękę i o dziwo jej nie wyrywam.
- Już niedługo, złapią tego drania i wszystko będzie w porządku. Będziecie bezpieczni, oboje.
Patrzę na nią ze zwątpieniem w oczach. Mam wrażenie, że to nigdy się nie skończy.
- Skąd ta pewność?
- Dzwonił do mnie Liam. Znaleźli jedno nagranie na którym widać sprawcę. Jest jednak strasznie rozmazane i muszą nad nim trochę popracować, aby rozpoznać twarz. Do jutra powinni się z tym uporać.
Czuję ogromną ulgę. Czyli jest szansa, że to wszystko się skończy. Liczne ataki, śmierć i ból najbliższych. Moje dziecko będzie bezpieczne.
- To bardzo dobra wiadomość - przyznaje, a moje usta rozciągają się w szczerym uśmiechu.


Budzę się w nocy cała zlana potem. Miałam okropne koszmary. Śnił mi się Zayn cały we krwi. I to ja miałam nóż w ręce. Ja go zamordowałam bez żadnych skrupułów. Na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Coś musiało się stać.
- Alex? Wszystko w porządku?
Aż podskakuję na dźwięk głosu Louisa. Nie wiedziałam, że tu jest. Właściwie co on tu robi? Jest środek nocy. Jestem pewna, że to nie jest pora odwiedzin. Ale co go to właściwie obchodzi? To pieprzony Louis Tomlinson, może robić co chce.
- Tak - mówię przecierając zmęczone oczy - Miałam zły sen.
Kiwa głową ze zrozumieniem. Spoglądam na niego i wtedy do mnie dociera jak on wygląda. Jest w okropnym stanie. Mam złe przeczucia.
- Louis, coś się stało?
Patrzy na mnie zbolałym wzrokiem. Taka odpowiedź mi wystarcza.
- Co się dzieje?
Chłopak chowa na chwilę twarz w dłoniach. Z każdą sekundą jestem coraz bardziej zdenerwowałam. Wyobraźnia podsuwa mi coraz czarniejsze scenariusze. Niech on nie trzyma mnie dłużej w niepewności. To jak tortura.
- Louis, powiedz mi! - wołam niemal błagając.
W końcu chłopak się podnosi. Mam wrażenie, że jego oczy się szklą. O nie, przecież Louis nigdy nie płacze.
- Colin uważa, że nie powinnaś o tym wiedzieć ze względu na twój stan - zaczyna niepewnie - Ale pierdolić go, musisz się dowiedzieć.
- Do sedna - mówię z naciskiem.
Niemal widzę jak układa sobie w głowie, to co chce powiedzieć. Przełykam głośno ślinę, cała w nerwach.
-Znaleziono rozbity samochód Harry'ego za miastem - mówi w końcu - Potem dostaliśmy wiadomość.
Czuję się jakbym dostała pięścią w brzuch tak mocno, że nie mogę nabrać oddechu. Nie mogę stracić Harry'ego. Jest dla mnie zbyt ważny. Tylu rzeczy nie zdążyliśmy sobie powiedzieć. On nie może podzielić losu Zayna. Czuję jak rośnie mi gula w gardle. Mój Harry.
- Jaką wiadomość? - w końcu się zdobywam na to pytanie, chociaż kurewsko boję się odpowiedzi.
Louis patrzy na mnie pustym wzrokiem i teraz już jestem pewna, że jego oczy się szklą. Jemu też jest ciężko. Mimo ostatnich wydarzeń, to wciąż jego przyjaciel.
- Harry został porwany.