piątek, 24 czerwca 2016

Rozdział 5

Nigdy się nie spodziewałam, że czyjś ryj może mnie tak wkurzyć.
Patrząc na Tracy Morell mam ochotę ją zamordować. Teraz, gołymi rękami. Swoim złośliwym uśmieszkiem jeszcze dolewa oliwy do ognia. Tak samo uśmiechała się wtedy w kuchni, kiedy ona i Louis... Nienawidzę tej suki.
- Och, kochanie - słyszę jej piskliwy głos i krew mnie zalewa - Masz tyle pieniędzy i naprawdę nie mogłeś kupić tej dziewczynie czegoś ładnego? Wygląda jak szkarada.
Zabije ją.
Może nie tyle za to, że nazwała mnie szkaradą, jak za zwracanie się do Louisa kochanie. On jest moim chłopakiem, a ta dziewczyna chyba nie może tego zrozumieć. Już chcę do niej ruszyć i wszystko jej dokładnie wytłumaczyć, kiedy czuję silne ramiona Tomlinsona. Trzyma mnie mocno, bym nie zrobiła nic głupiego.
Patrze na niego spode łba.
- Naprawdę musicie ją wytresować. Jest bardzo... niewyżyta - na twarzy Tracy maluje się grymas.
Poczułam, że Louis napina mięśnie. Również jest zdenerwowany.
- Czego chcesz? - warknął.
Widzę, że dziewczyna jest urażona jego niemiłym tonem. Kompletnie mi jej nie żal.
- Muszę pilnie porozmawiać z Colinem Ralphy'm.
Już chcę jej powiedzieć, żeby się wypchała, jednak Tomlinson jest szybszy.
- Colina nie ma.
- Z chęcią zaczekam.
- I nie wiemy kiedy wróci.
- Tym lepiej, niech wasza gosposia przygotuje jakieś dietetyczne przekąski. Już dawno powinna to zaproponować - mówiąc to spojrzała z pogardą na czerwoną z wściekłości Meg - Naprawdę musicie uważać kogo zatrudniacie.
Louis puścił moje ręce i podszedł szybko do Tracy. Teraz to ja się przestraszyłam. Wiem, że Louis nigdy nie uderzyłby kobiety, ale z tej Morrel jest taka suka, że nie wiem czego się spodziewać. Idę więc za nim, będąc gotową na ochronę dziewczyny.
Louis jednak gwałtownie staje i nachyla się nad dziewczyną,
- Nigdy więcej nie krytykuj Alex, Meg ani nikogo innego w tym domu. Nie mam pojęcia co chcesz od Colina i szczerze mówiąc mam to w dupie. Masz w tej chwili opuścić to miejsce, bo inaczej wyprowadzi cię ochrona. Rozumiesz?
Tracy uśmiechnęła się w niewiadomy sposób.
- Jesteś słodki - przyznała. Nagle ujęła twarz Louisa w sposób jakby próbowała go pocałować. Chłopak szybko się uwolnił, ale i tak widać było zaskoczenie na jego twarzy. Na mojej również.
- Czy tobie oprócz tłuszczu odessali też resztki mózgu? - usłyszałam nagle.
Spojrzałam na Harry'ego, który też najwidoczniej miał dosyć Tracy. Zapomniałam całkowicie o jego obecności.
Tracy była widocznie oburzona.
- Bardzo śmieszne. Zajmij się lepiej swoimi sprawami. Na przykład Kate pieprzącą się z każdym po kolei.
Harry zbladł. Chyba chciał coś powiedzieć, lecz zabrakło mu słów. Wyglądał jakby słowa Tracy odnowiły dopiero co zasklepione rany. Kate go zdradzała? Dlaczego Harry nic mi nie powiedział, tylko dusił to w sobie? Louis też wygląda na zaskoczonego i jakby oczekuje, że Styles zacznie zaprzeczać. Jednak nic takiego nie ma miejsca. Czyli to prawda.
Mam ochotę przytulić Harry'ego i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Kiedy napotykam jego zbolały wzrok, nie wytrzymuję i idę do niego, jednak ten kręci głową i omijając mnie, wychodzi z pomieszczenia. Odprowadzam go wzrokiem.
- Wynoś się stąd Tracy - powiedziałam cicho, czując pieczenie pod powiekami.
- Żadna prostaczka twojego pokroju nie będzie mi mówiła, co mam robić!
- Ochrona! - głos Louisa był twardy. Po jego twarzy widziałam, że on również myśli o Harrym. Oboje chcemy być teraz przy przyjacielu.
Do pomieszczeni wchodzi dwóch umięśnionych mężczyzn w ciemnych strojach. Na ich widok Tracy podnosi się gwałtownie.
- To co mam do powiedzenia, dotyczy również ciebie Louis.
- Mam to w dupie Morrel - spojrzał na strażników - Proszę ją wyprowadzić.
Mężczyźni pokiwali głowami i ruszyli do dziewczyny.
- Sama wyjdę - wyprzedziła - A ty - wskazała na mnie - Nie przyzwyczajaj się do tego miejsca.
Po chwili wyszła z eskortą ochroniarzy.
Przez moment zastanawiam się co miała na myśli. Szybko jednak przestaje zaprzątać sobie tym głowę. To wariatka, nie ma co się nią przejmować. Przypominam sobie za to o Harrym. Jego zielonych oczach w których kryła się rozpacz.
- Chodźmy do niego - mówię do mojego chłopaka.
Louis patrzy na mnie dłuższą chwilę.
- Nie - odzywa się w końcu - On teraz musi być sam.
- Ale...
- Przyjdzie, kiedy będzie chciał rozmawiać - zapewnił, uśmiechając się lekko - Faceci inaczej znoszą takie rzeczy niż kobiety.
Chcę się z nim kłócić, ale potem odpuszczam. Louis zdecydowanie zna się lepiej na logice mężczyzn niż ja. Ostatecznie więc kiwam głową.
Brunet obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie. Składa długi pocałunek na moim czole.

Muzyka
Przez kilka następnych dni nie dzieje się nic szczególnego. Colin gdzieś zniknął, nikt nie wie gdzie się podziewa. Podejrzewamy, że załatwia jakieś ważne sprawy i dlatego nie daje znaku życia. I chociaż chłopaki mówili, że już nie raz tak znikał, to z każdym dniem jestem coraz bardziej zaniepokojona.
Odgarnęłam włosy z czoła i nachyleniłam się nad kartką. Przyjrzałam się szkicowi, który przed chwilą narysowałam i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Znów rysowałam. I na dodatek podobało mi się to co stworzyłam, co zdarzało się bardzo rzadko.
Dzisiaj rano pierwsze co zrobiłam to wyciągnęłam kartkę i zaczęłam szkicować. Nawet się nie ubrałam,więc nadal siedzę w bieliźnie. Kosmyki włosów wypadają mi z luźnego koka. Zupełnie jednak na to nie zważam, cała pogrążona w rysowaniu.
- Tutaj jesteś - usłyszałam dobrze znany mi głos - Śniadanie gotowe, Meg woła wszystkich na dół.
Podniosłam wzrok na swojego chłopaka. Nie miał na sobie koszulki, przez co mogłam oglądać pięknie wyrzeźbione mięśnie. Z trudem powstrzymałam się, aby nie przejechać po nich palcami.
- No to chodźmy - uśmiechnęłam się i wstałam. Wzrok Louisa padła na moje nagie ciało. Lustrował je całe, od dołu do góry. Zatrzymał się na moich niezbyt dużych piersiach uwięzionych w czerwonym staniku. Przygryzł wargę, przez co z trudem powstrzymałam śmiech. Spojrzał mi w oczy, zobaczyłam zarówno zachwyt jak i pożądanie. Już wiem na co on ma ochotę. Pokręciłam głową.
- Idziemy na dół - powiedziałam, po czym wzięłam z krzesła jedną z bluzek Louisa. Chciałam ją na siebie włożyć, lecz została mi ona wyrwana z ręki, a sama nie wiem kiedy wylądowałam na łóżku. Tomlinson znajdował się na mnie i zaczął składać lekkie pocałunki na szyi i obojczyku. Czułam przyjemne ciepło i coś w rodzaju łaskotek. Bardzo mi się podobało.
- Louis... - głośne jęknięcie wyrwało mi się z ust - Musimy zejść na śniadanie.
Chłopak oderwał się od mojej szyi i przeszył mnie swoimi szaro-niebieskimi tęczówkami.
- Nie musimy - zaprzeczył z łobuzerskim uśmiechem.
W porządku, stwierdziłam w myślach, wcale nie byłam głodna.
Przyłożyłam rękę do nagiego ciała Louisa, penetrując każdy jego skrawek. On w tym czasie pozbył się mojego stanika i rzucił go gdzieś na podłogę. Leżałam więc przed nim w samych majtkach i wcale nie odczuwałam skrępowania. Wręcz przeciwnie - chciałam przejąć inicjatywę. Szybkim ruchem przewróciłam Louisa na plecy i usiadłam na nim w rozkroku. Był lekko zdziwiony, ale po chwili uśmiechnął się szeroko pozwalając abym kontynuowała. Przyłożyłam usta to jego ust łącząc je w początkowo delikatnym a później mocno namiętnym i pełnym pożądania pocałunku. Wplątałam ręce w jego brązowe włosy, cały czas - niby przypadkiem - poruszając tyłkiem i drażniąc tym samym krocze Louisa. Jego dłonie zajęły się moimi piersiami. Oboje coraz ciężej oddychaliśmy. Zeszłam pocałunkami niżej, po jego szczęce, szyi, ramionach do klatki piersiowej. Tam się dłużej zatrzymałam pieszcząc jego sutki. Moja ręka powędrowała do jego spodni.
I w tym momencie zostałam gwałtownie przewrócona na plecy. Nade mną pojawił się uśmiechnięty Louis.
- Nie tak szybko - szepnął po czym zatopił usta w mojej szyi. Odchyliłam głowę do tyłu ułatwiając mu do niej dostęp. Znów plątałam palce w jego włosy, bo wiedziałam, że to jeszcze bardziej go nakręca. Jego ręka bawiła się zadziornie gumką od moich majtek. Potem zszedł pocałunkami w dół i zaczął pieścić moje piersi. Louis znał mnie na wylot i wiedział, że właśnie tym może doprowadzić mnie do szaleństwa. Moje ciało wygięło się w łuk, kiedy zaczęły go przeszywać intensywne odczucia. Przymknęłam powieki oddając się w całości rozkoszy, jaką zapewniał mi mój chłopak. Uśmiech napłynął na moją twarz. Tak, to mój chłopak. Louis znów jest moim chłopakiem. W zasadzie nadal w to nie wierzę. Mimo, że zaraz będziemy uprawiali seks.
Nagle zęby Louisa zacisnęły się na moim sutku, przez co z mojego gardła wyrwało się głośne jęknięcie, Chłopakowi widocznie się to spodobało, bo ponowił swoją pieszczotę. Wiłam się pod nim jak wąż, szalejąc z przyjemności. Nie wiem nawet kiedy Louis pozbawił mnie ostatniej części garderoby. Leżałam pod nim całkiem naga. Tomlinson przerwał na chwile pieszczoty oglądając mnie jak jakiś drogocenny okaz. Nie czułam się jednak skrępowana, w oczach Louisa widziałam coś, co zawsze chciałam dostrzec w oczach mężczyzny.
Miłość.
Ręka Louisa znalazła się na moim kroczu. Na początku jedynie gładził łagodniej to niezwykle czułe miejsce, jednak z czasem jego ruchy stawały coraz bardziej zdecydowane sprawiając mi jeszcze większą przyjemność. Miałam przyspieszony oddech i nie panowałam już na mruknięciami i stęknięciami, które z siebie wydawałam. Cała byłam skupiona na tym, co robi Louis. Serce biło mi szybko i czułam, że nadchodzi kulminacyjny moment. Zanim jednak to nastąpiło zobaczyłam głowę Lou między moimi nogami i poznałam niesamowite zdolności jego języka. Zacisnęłam ręce na pościeli i z chwilą kiedy przyszedł orgazm nie wytrzymałam i krzyknęłam głośno. Louis dał mi chwilę, abym doszła do siebie, widocznie z siebie zadowolony. Nie chciałam mu pozostawać dłużna, więc bez zbędnych ceregieli ściągnęłam mu spodnie razem z majtkami, odsłaniając jego przyrodzenie. Trzeba przyznać, że Matka Natura hojnie go obdarowała. Złapałam jego członka w dłoń, przesuwając po nim ręką w górę i w dół. Louis oparł się o oparcie łóżka, pozwalając mi kontynuować zabawę. Widząc to trochę przyśpieszyłam, a następnie złożyłam lekki pocałunek na jego główce. Potem całowałam go już całego, robiąc to w coraz bardziej erotyczny sposób. W końcu włożyłam go do ust. Początkowo poruszałam nim minimalnie. Z czasem powiększałam skalę ruchów, aż w końcu włożyłam go całego. Słyszałam syk nabieranego powietrza prze Louisa, co powiedziało mi że sprawiam mu przyjemność. Poczułam jego rękę na moich włosach.
- Przestań - mruknął.
Chwycił mnie w talii i przewrócił na plecy.
- Trzeba to skończyć.
Czułam jego napierającego członka między nogami. Serce waliło mi jak głupie z ekscytacji. Ja też chciałam już to zakończyć.
Louis znów mnie pocałował w naprawdę namiętny sposób. Jego język łaskotał mnie w podniebienie. W między czasie łagodnie we mnie wszedł przez co z gardła wyrwał mi się głośny jęk. Zaczął się poruszać zapewniając nam obojgu wspaniałe doznania. Napięłam wszystkie mięśnie do granic możliwości. Lou przyspieszył. Uniosłam biodra w górę, chcąc być jeszcze bliżej niego. Czułam jego oddech na mojej skórze. Pokój wypełniały jęki. Wbiłam paznokcie w plecy Louisa. Pchnięcia były bardzo szybkie i mocne, ale teraz to nie miało znaczenia. Zbliżał się szczyt. Jeszcze tylko kilka szybkich ruchów i... Doszliśmy równocześnie. To było coś niesamowitego. Jeden z najcudowniejszych orgazmów jakie mi kiedykolwiek zafundował. Położyłam rękę na jego policzku.
- To było wspaniałe - powiedziałam, nadal dysząc jak po przebiegnięciu maratonu. Louis uśmiechnął się i złożył czuły pocałunek na moich ustach.
Nagle drzwi pokoju otworzyły się na oścież.
- Macie zejść na dół, bo Meg zaraz... O kurwa! Moje oczy!
Louis szybko zszedł ze mnie i zaczął szukać bokserek. Ja chwyciłam za skotłowaną kołdrę, zwinęłam się w kulkę i okryłam się cała łącznie z głową. Zostawiłam jedynie mały otwór na oczy. Lou w tym czasie zdążył założyć spodnie dresowe.
- Mogę już patrzeć? - Niall stał w progu z rękami zasłaniającymi oczy. Wyglądał jak dziecko, które liczyło do zabawy w chowanego.
- Moglibyście zamykać drzwi na klucz kiedy zamierzacie uprawiać seks i oszczędzać innym widoków dupy Louisa - stwierdził odsłaniając oczy i wchodząc do sypialni.
- I tak wiem, że ci się podoba - droczył się Louis.
Niall poruszył śmiesznie brwiami.
- Cicho cukiereczku, nie przy twojej dziewczynie.
Wybuchłam śmiechem, wyłaniając się z ciemnej pościeli. Owinęłam ją sobie na piersiach, tak by zasłaniała wszystko do łydek.
- Calineczka się wykluła, w tej kołdrze wyglądałaś jak otyła muzułmanka.
Teraz wszyscy się śmialiśmy. Trzeba było przyznać, że sytuacja była naprawdę komiczna.
- Czego ty od nas chciałeś? - zapytał w końcu Louis.
- Meg od godziny woła was na śniadanie, ale teraz wcale się nie dziwię, że wam się nie śpieszyło.
Spojrzeliśmy z Louisem na siebie w tym samym momencie, śmiejąc się cicho.
- Zejdziemy za pięć minut - zapewniłam.
Niall pokiwał głową rozbawiony i opuścił pokój. Chociaż miałam wrażenie, że chętnie by został i jeszcze sobie z nas pożartował. Cały Niall.
Zeszłam z łóżka i podeszłam do szafy Louisa - bo to w jego sypialni się znajdowaliśmy. Wyciągnęłam jakiś tshirt i szorty. Odnalazłam na podłodze moją bieliznę i założyłam wszystko na siebie. Odwróciłam się do Louisa, aby mu powiedzieć, że możemy iść, gdy zobaczyłam jego zamyśloną twarz.
- Coś się stało? - zapytałam podchodząc bliżej.
Spojrzał na mnie z niezwykłą powagą.
- Wiesz, że kochaliśmy się bez zabezpieczenia?
Pokiwałam głową.
- Wiem, ale mam teraz dni niepłodne, więc malutkich Tomlinsonków nie będzie.
Na twarzy Louisa pojawił się uśmiech i coś w rodzaju ulgi.
Niesamowicie mnie to zabolało.
- Na szczęście.
Auć.
- Chodź, Meg na nas czeka - powiedział, po czym splatając nasze palce wyprowadził mnie z sypialni.
W mojej głowie siedziała tylko jedna myśl.
Louis nie chce mieć ze mną dziecka.


Wieczorem pomogłam Meg sprzątać po kolacji. Lubię jej pomagać, bo czuję wtedy, że chociaż w minimalnym stopniu odwdzięczam się im za to co dla mnie robią. Jest mi głupio, że zapłacili za tyle rzeczy, utrzymują mnie a ja nic w zasadzie nie robię.
Na koniec Meg zrobiła nam herbaty, więc usiadłyśmy w jadalni pogrążając się w babskich pogaduchach. W tym domu byłyśmy tylko my dwie, więc bardzo się do siebie zbliżyłyśmy.
- Moja córka strasznie lubi te ciastka - powiedziała wyjmując z komody paczkę - Mieszka w Holandii i zawsze gdy przyjeżdża zwozi mi ich całe torby. Są naprawdę bajeczne. Spróbuj skarbie.
Położyła je na stole i usiadła naprzeciw mnie. Posłusznie wzięłam jedno ciastko i ugryzłam kawałek. - Pyszne - przyznałam zgodnie z prawdą.
Meg przyjrzała mi się przenikliwie.
- Dobra skarbie, chłopcy już poszli. Możesz mi powiedzieć co cię gryzie.
Ciastko stanęło mi w gardle. Skąd ona wie? Czy naprawdę aż tak widać o czym myślę? Że zastanawiam się, czy mój chłopak myśli o mnie poważnie? Albo czy zostawiłby mnie, gdybym zaszła w ciążę? Nie mogę zapomnieć o powadze i strachu w jego oczach gdy przypomniał sobie, że nie użyliśmy zabezpieczenia. Nie podoba mi się to.
Meg zupełnie jakby czytała mi w myślach.
- Jeżeli chodzi o Louisa, to pamiętaj, że on często szybciej robi niż myśli. To dobry chłopak ale bardzo... lekkomyślny.
To prawda. Louis zawsze był bardzo impulsywny i mówił wszystko bez zastanowienia. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że on dobrze wie co powiedział. Nie rozumiem tylko dlaczego tak uważa.
- Nie chodzi o Louisa - kłamię. Nie chcę opowiadać tej historii Meg, wydaje mi się to takie niezręczne.
- Więc o kogo?
Postanawiam dalej brnąć w to kłamstwo.
- Martwię się o Drinę. Ona jest w zaawansowanej ciąży, a ja odkąd wróciłam z Paryża w zasadzie się z nią nie kontaktowałam.
Meg przyjrzała mi się uważnie. Jestem niemal pewna, że wyczuła kłamstwo, jednak widziała, że nie mam ochoty o tym mówić.
- Zadzwoń do niej. Na pewno nie ma ci tego za złe.
Pokiwałam głową.
- Mam nadzieję.
Nagle rozległ się głośny huk w kuchni i dźwięk rozbitego szkła. Spojrzałyśmy z Meg po sobie  zerwaliśmy się z miejsca w tym samym momencie. Wbiegłyśmy do pomieszczenia i zastałyśmy tam Harry'ego, zbierającego kawałki talerza. Podniósł na nas wzrok. Poczułam ukłucie bólu. Było tak przepełnione smutkiem, że miałam ochotę podejść i mocno go przytulić.
- Przepraszam, wyślizgnął mi się - powiedział cicho.
Meg pokręciła głową.
- Zostaw, ja to pozbieram - westchnęła.
Harry wyprostował się i unikając mojego wzroku, opuścił kuchnie. Spojrzałam na miejsce w którym znikł. Nie, tym razem nie pozwolę aby przeżywał to wszystko sam. Nie mogę stać bezczynnie, jeżeli jestem w stanie jakkolwiek mu pomóc.
Biegnę za nim.
- Harry zaczekaj!
Chłopak zatrzymał się i wolno odwrócił w moją stronę.
- Alex, nie mam ochoty o tym rozmawiać - powiedział prosto z mostu. Tym mnie zaskoczył. Może Louis miał rację, chłopaki inaczej znoszą tego typu sytuacje. Muszę wymyślić coś innego.
- Nie o to chodzi - zaczynam - Pamiętasz, mieliśmy o czymś porozmawiać?
Zanim zaprowadził mnie do Tracy chciał mi coś bardzo powiedzieć. Nie wiem co to było, ale wydawało się że to ważne. A teraz może odwrócić jego uwagę od tej suki Kate.
Harry patrzył na mnie dłuższą chwilę. Potem rozejrzał się po strażnikach poustawianych na korytarzu. Podszedł bliżej, tak że niemal czułam jego oddech.
- Przyjdę do ciebie w nocy. Prześlizgnę się w czasie zmiany warty - widząc moje zdziwienie dodał - Tutaj dzieje się coś bardzo dziwnego Alex. Lepiej, żeby żaden z nich nie słyszał naszej rozmowy.
Zielone tęczówki Harry'ego były utkwione w moich. Zrobiło mi się gorąco. Nie wiem czy przez to co powiedział, czy w jaki sposób na mnie patrzył. Jedno i drugie mocno mnie intrygowało.
- Będę czekać detektywie Styles.
Harry uśmiechnął się odsłaniając białe zęby. Nareszcie się uśmiechnął. Byłam dumna, że to mi udało się to spowodować. Nawet takim kiepskim żartem.
A może to coś innego go wywołało?


***
Wracam z rozdziałem po długiej przerwie. Dziękuję wszystkim za miłe komentarze ( za groźby również), to daje ogromnego kopa do pracy.
Powyżej pierwszy i chyba ostatni raz opisałam scenę +18. Nie potrafię tego robić, ale się starałam!
Bez przedłużania, postaram się aby rozdział 6 pojawił się jak najszybciej. Miłego czytania! 

sobota, 18 czerwca 2016

Wyjaśnienia

Od dawna nie pojawił się tu nowy rozdział za co was mocno przepraszam. Bardzo dużo się ostatnio u mnie dzieje przez co nie miałam czasu ani nawet ochoty na pisanie Look. Teraz jednak postaram się to wszystko nadrobić i piąty rozdział pojawi się już w piątek!
Dodatkowo szykuję nowe opowiadanie, trochę inne niż te dotychczas.
Pozdrawiam, Rouse xoxo