niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 4

Muzyka

W pomieszczeniu było bardzo zimno. Każde wypuszczenie powietrza z ust równało się małej chmurze pary. Masywne mury piwnicy nie przepuszczały żadnego ciepła. Czułam się jakbym była w lodówce. Z drugiej strony zimno sprawiało, że lepiej mi się myślało. Mogłam całkowicie skupić się na Westonie.
Mężczyzna siedział naprzeciw. Wpatrywał się we mnie z taką intensywnością, że w normalnych okolicznościach pewnie bym się zarumieniła i spuściła wzrok. Ale to nie były normalne okoliczności. Dzisiaj zginął człowiek i prawdopodobnie mam przed sobą morderce. Nie pozwolę, aby ominęła go sprawiedliwość.
O Richardzie Westonie opowiedział mi pokrótce Tobias, kiedy razem pokonywaliśmy schody do piwnicy. Byłam tak wściekła, że nie jestem pewna jak to się właściwie stało, że ominęłam strażników i znalazłam się w tym pokoju. Wcale jednak nie żałuję.
- Niesamowite - zawołał Weston - Czyli to tak działa? Wystarczy, że powiem czego chce i od razu mi to dajecie? - przyłożył palec do brody, udając, że się zastanawia - Szczerze mówiąc jestem głodny, co dzisiaj w menu?
Mój śmiech wypełnił całe pomieszczenie.
- Och Weston, masz wspaniałe poczucie humoru - przyznałam z wyczuwalną ironią - To będzie urozmaicenie, biorąc pod uwagę długość twojego pobytu tutaj. Bałam się o naszych strażników, przecież zanudziliby się, gdybyś był kompletnym sknerą.
Rozbawienie zniknęło z jego twarzy, zastąpił je chytry uśmieszek.
- Gdzie jest twój kochaś? Chciałbym zobaczyć was razem. Muszę przyznać, że wasza dwójka jest naprawdę ciekawa.
- Mój kochaś, jak go nazwałeś, nie ma czasu na przejmowanie się takimi gnidami jak ty - warknęłam.
- Uu ostra jesteś, lubię takie. Po co jednak te niegrzeczności? Jest tak miło.
- Będzie miło, jeżeli będziesz współpracował.
- To jest szantaż?
- Szantaż? O nie, to była tylko porada - wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do Westona. Widziałam kątem oka, że ochroniarze zaciskają palce na broni. To dodało mi pewności siebie. Pochyliłam się nad mężczyzną - I dam ci jeszcze jedną. Nie prowokuj mnie, bo ja nie mam anielskiej cierpliwości Colina.
Sama byłam zaskoczona spokojem w moim głosie.
- Zaczynasz mi się podobać dziewczyno.
Puściłam jego komentarz mimo uszu. Wyprostowałam się i wróciłam na swoje miejsce.
- Dlatego chciałeś rozmawiać właśnie ze mną?
Weston patrzył na mnie dłuższą chwilę. Potem przejechał wzrokiem po strażnikach. Mogę przysiąc, że przeszedł go dreszcz. Pokręcił głową.
- Jesteś zagadką.
Marszczę brwi, trochę zniecierpliwiona.
- Co to ma znaczyć?
- Każdy w mediach marzy o wywiadzie z tajemniczą dziewczyną członka najpopularniejszego boysbandu naszych czasów. Dostajecie tysiące najróżniejszych propozycji dziennie - zmierzył mnie wzrokiem - Ale ty o niczym nie wiedziałaś.
Bo Colin nie chce mi nic mówić. Dlaczego muszę się dowiadywać o wszystkim ostatnia?
- Nie interesuje mnie to - skłamałam - Chcę znać powód, dla którego włamałeś się na teren One Direction?
- Przecież powiedziałem, chciałem...
- Prawdziwy powód.
Weston wyglądał na zaskoczonego, chociaż bardzo starał się to ukryć.
- Nie mam pojęcia, co masz na myśli.
Zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem.
- Szkoda.
Gestem pokazałam ochroniarzom, aby go zabierali.
- Może coś ci przyjdzie do głowy w czasie pobytu w celi. Podobno to bardzo odświeża pamięć.
Weston uśmiechnął się drwiąco.
- Nic mi nie zrobicie, bo niczego na mnie nie macie.
Uśmiechnęłam się teatralnie.
- Oh mój drogi, zgrywanie niewiniątka w niczym ci nie pomoże. Im szybciej przyznasz się do winy, tym dla ciebie lepiej.
- Jakiej winy? O czym ty mówisz? - wyglądał na naprawdę zdezorientowanego.
- O zamordowaniu naszego ochroniarza. Oprócz tego dojdzie ci jeszcze włamanie i próba zabójstwa - spojrzałam na niego z góry - Czuję, że długo się nie zobaczymy.
Przez krótką chwilę napawałam się przerażeniem na twarzy Westona, a następnie opuściłam pomieszczenie.

Kiedy tylko drzwi się za mną zamknęły, poczułam że opuszcza mnie cała adrenalina. Mięśnie zaczynają mi ciążyć, a głowa pulsować tępym bólem. Opieram się ramieniem o ścianę, nie rozumiejąc co się dzieje. Mam ochotę wymiotować.
Słyszę podniesione głosy, ale nie z pokoju przesłuchań, tylko pomieszczenia obok. Prostuję się i idę w tamtym kierunku. Coraz wyraźniej słyszę kłótnie.
- Kto ją tam, kurwa, wpuścił?!
To Louis. Poczułam ukłucie bólu na myśl, że on musiał to wszystko oglądać. Stanęłam po cichu w progu, chcąc dokładnie przyjrzeć się scenie, która się tutaj odgrywa. Louis stał do mnie tyłem. Widziałam jego napięte ramiona. Mój żołądek ścisnął się jeszcze bardziej, gdy spod koszulki dostrzegłam wystający kawałek bandaża. Holly miała wypieki na twarzy. Piorunowała Louisa wzrokiem.
- Nie denerwuj się, nic jej się nie stało. Masz rację moi ochroniarze zrobili ogromną głupotę pozwalając jej tam wejść.
- Okazali się całkowicie niekompetentni, ich głównym zadaniem jest chronienie Alex...
- Nie - widać było, że cierpliwość Holly się kończy - Ich głównym zadaniem jest chronienie was wszystkich.
Louis przeczesał palcami włosy. Zawsze uginały mi się kolana na ten gest, teraz byłam zbyt zagubiona, aby cokolwiek zrobić.
- Posłuchaj Holly, gdyby cokolwiek jej się stało, ja...
- Alex?
Mój wzrok spotkał się z oczami Harry'ego. Po chwili już wszyscy się we mnie wpatrywali z dezaprobatą. Serce mocniej mi zabiło. Opuściłam głowę, czując się niekomfortowo. Widzę, że wszyscy są na mnie źli za to co zrobiłam. Nie powinnam tam wchodzić, niepotrzebnie się narażałam.
Z drugiej strony to moje życie i mogę robić co chcę, a oni nie powinni mieć do mnie pretensji.
Nie licząc Louisa, dla którego wiem, że jestem ważna. On ma prawo się na mnie wściekać.
Gdyby to on wywinął mi taki numer, to bym go chyba zamordowała.
- Zamierzasz coś powiedzieć? - głos Tomlinsona wyrwał mnie z zamyśleń. Wciąż słychać w nim było gniew.
Podniosłam na niego wzrok.
Jest mi głupio, bo przeze mnie się tak zdenerwował. Coś jednak w jego tonie i nastawieniu tak mnie irytuje, że nie ma mowy o przeprosinach.
Przybieram wrogi wyraz twarzy.
- Nie.
Louis aż czerwienieje. Czuję satysfakcję pomieszaną z poczuciem winy. Co ja robię?
- Moglibyście nas na chwilę zostawić? - chociaż jego prośba skierowana była do zgromadzonych, to jego oczy były utkwione we mnie. Wiem, co się zaraz stanie i najchętniej też bym opuściła pokój.
Chłopcy wychodząc unikali mojego wzroku. Jedynie Harry lekko się do mnie uśmiechnął, przez co wiedziałam że jest po mojej stronie. Trochę mnie podniósł na duchu, bo to oznaczało, że nie zrobiłam aż takiej głupoty.
Kiedy drzwi się za mną zatrzaskują serce wali mi jak oszalałe. Przed Westonem byłam twardzielką, ale to jest Louis. Przed nim nie umiem udawać.
- Więc?
Ciarki przeszły mi po plecach słysząc jego szorstki głos.
- Co więc?
- Nie zgrywaj głupiej, Alex. Dlaczego tam weszłaś? Nie powinienem cię zostawiać samej w sypialni, mogłem się spodziewać, że coś odpierdolisz - zabolało - Powinienem cię pilnować.
Zacisnęłam pięści.
- Nie jestem dzieckiem.
- Ale tak się zachowujesz!
- Teraz to ty się zachowujesz jak gówniarz. Nic się nie stało. Stoję przed tobą w jednym kawałku - mówię z naciskiem - Nic mi nie jest.
- Mogło być - usłyszałam taki ból, że momentalnie zmiękło mi serce - Nie mogę cię znowu stracić, Aly.
Znów zobaczyłam go z czerwoną plamą na koszulce, powiększającą się z każdą sekundą. Jego zamykające się oczy i gasnący blask z twarzy. Nigdy nie pozwolę, aby Louis przeżył coś takiego.
- I nie stracisz.
Zawiązał ręce na klatce piersiowej i oparł się tyłem o stolik. Czułam rosnące między nami napięcie. Dlaczego on się tak denerwuje? Ja też byłabym zła. Ale nie aż tak. W końcu nic się nie stało.
- Louis - zaczęłam niepewnie - Jest coś o czy chciałbyś mi powiedzieć?
Zmierzył mnie krótkim spojrzeniem. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Rozpływałam się w szarościach i błękitach oczu Louisa. Nagle poczułam ciepłe palce podnoszące moją brodę do góry i usta przyciśnięte do czoła.
- Przepraszam - wyszeptałam - Nie pomyślałam o tobie. Nie planowałam tego, po prostu gdy zobaczyłam Westona na ekranie... W zasadzie nie wiem dlaczego to zrobiłam.
Louis uśmiechnął się łagodnie.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz - poprosił - Zgoda?
Pokiwałam głową. Uśmiech chłopaka się powiększył, a na twarzy nie było śladu po wściekłości. Przymknęłam powieki rozkoszując się chwilą.
- Wyjedźmy stąd, Aly - wyszeptał mi prosto do ucha - Gdzieś daleko, bardzo daleko.
Oderwałam się od niego zdziwiona.
- Żartujesz?
- Mówię śmiertelnie poważnie. Wyjedziemy, tylko we dwoje. Nikt nie będzie wiedział gdzie jesteśmy, nawet chłopaki. Zaszyjemy się w jakiejś małej mieścinie na końcu świata. Albo kupimy ogromny dwupiętrowy dom z drewna na wsi, tak jak zawsze marzyłaś. Znajdziemy sobie kryjówkę i będziemy żyli w spokoju. Założymy rodzinę, nikt nas nie znajdzie. Będziemy bezpieczni i szczęśliwi.
Wiedziałam, że ten pomysł to absurd, ale mimo tego na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Takie życie byłoby idealne.
Lecz nie jest możliwe.
- A co z zespołem? Chłopakami? Mamy tak po prostu ich wszystkich zostawić?
- Odejdę z zespołu, chłopaki zrozumieją. Widzą, co się dzieje i myślę, że spodziewają się mojej rezygnacji - przejechał palcem po moim policzku - Ale nie zostawimy ich, kiedy wszystko się uspokoi odezwiemy się i wszystko będzie po staremu.
Pokręciłam głową.
- Colin się w życiu na to nie zgodzi.
- Już się zgodził - widząc moje zdziwienie, zrobił niewinną minę - Rozmawiałem z nim o tym, też uważa to za dobry pomysł. Wystarczy jedno twoje słowo, Aly. I już nas tutaj nie będzie.
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Chciałabym wyjechać z Louisem. Zostawić to wszystko i żyć w ciszy i spokoju. Założyć rodzinę. Czy Louis naprawdę to powiedział?
W mojej głowie pojawiła się wizja pięknego, wielkiego domu. Po salonie w którego centrum stała długa kanapa biegały roześmiane dzieci. Przy schodach stał Louis, który z uśmiechem pomagał małej dziewczyne wchodzić po schodkach, trzymając ją za drobniutkie rączki. Ja opierałam się o futryne drzwi kuchennych z ścierką w ręce. Obserwowałam wszystko z czułością. Poczułam ciepło rozchodzące się w moim brzuchu. To jest moje największe marzenie. I chociaż z chęcią bym się teraz zgodziła na wszystko co zaoferuje Louis, to wiem , że nie moge.
Nie wyjadę, dopóki nie dowiem się kto zabił strażnika.
Ani kto jest odpowiedzialny za postrzelenie Louisa.
Nie mogę mu jednak odmówić, widząc na jego twarzy, ile to dla niego znaczy. Czeka na odpowiedź, ale ja kompletnie nie wiem, co mam powiedzieć. Znajduje się pomiędzy młotem, a kowadłem.
Nagle rozlega się pukanie do drzwi i stają w nich Harry i Liam. Z jednej strony dziękuję im w duchu, za to, że wybawili mnie z tej całej sytuacji, a z drugiej wzdrygam się na widok Payne'a.
- Colin chce was widzieć - jego wzrok jest zimny jak lód - Oboje.

Siedząc na kanapie w gabinecie Colina zastanawiałam się do czego właściwie ten człowiek jest zdolny. Za to, co zrobiłam zdecydowanie zostanę ukarana, nie wiem jednak w jaki sposób. Chłopaki opowiadali, że kiedyś musieli umyć wszystkie okna w willi, a Meg cały czas na nich krzyczała, bo zostawiali smugi. Wtedy się z nim śmiałam, ale teraz się boję. Nie wiem, co może być w głowie Colina.
Właśnie mierzył mnie dokładnie wzrokiem. Jego oczy wydawały się malutkie zza grubych okularów.
- Cieszę się, że znaleźliśmy się tutaj w komplecie. Zgodnie z Holly ustaliliśmy, że będą organizowane spotkania, na których będziemy planować nasze kolejne poczynania. Zaczynamy teraz.
- Gdzie ona jest? - zapytał Niall.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Chłopaki są poruszeni nagłą decyzją o spotkaniach, a jego jedynie obchodzi gdzie jest Holly. Ciekawe.
- Zaraz o tym powiem - odpowiedział rzeczowym tonem - A teraz.
Zatrzymał się przy mnie, przyglądając dokładnie z góry. Przełknęłam głośno ślinę.
Zaczyna się.
- Wstań proszę Alexandro.
Zrobiłam to, co kazał. Wyprostowałam się, ale mimo to byłam sporo od niego niższa. Miałam złe przeczucia, ale mimo to starałam się zachować kamienny wyraz twarzy. Dałam sobie radę z Westonem, dam i z Colinem. Chociaż wiem, że ten drugi jest sto razy gorszy.
- Twoje dzisiejsze zachowanie było skrajnie nieodpowiedzialne. Szczególnie, że Richard Weston jest podejrzany o zabójstwo naszego ochroniarza. Niepotrzebnie naraziłaś swoje życie i mogłaś zepsuć naszą pracę, którą włożyliśmy w uzyskanie zeznań Westona. Wykazałaś się lekkomyślnością i nieposłuszeństwem.
Poczułam krew napływającą do policzków. Spuściłam głowę nie mogąc już dłużej wytrzymać jego przeszywającego na wskroś wzroku.
- Mimo to, dzięki twojej impulsywności i przekonaniu w swoje możliwości Weston zaczął mówić. Od razu po twoim wyjściu zgodził się zeznawać. Teraz rozmawia z nim Holly.
Słychać było tylko trzask drzwi i już nie było Nialla w pokoju. Colin spojrzał za nim i jedynie lekko się uśmiechając pokręcił głową. Bardzo ciekawe.
- Wracając, dobra robota Alexandro. Jednak następnym razem staraj się powstrzymać swoją rządzę sprawiedliwości. Zgoda?
- Zgoda - również się uśmiechnęłam.
- Możesz usiąść - odwrócił się do pozostałych - Przejdźmy do omawiania innych spraw.
- Czy to Weston stoi za wybuchem? - głos Harry'ego był lekko zachrypnięty, co wywołało u mnie miłe dreszcze. Kurcze, co ja mówię?
- Jest zdecydowanie za wcześnie, aby znaleźć już winowajcę. Oczywiście Weston jest podejrzanym, lecz aby mu to udowodnić potrzebujemy czasu.
- Nie mamy czasu - zauważył Louis - Nie wiadomo, czy nie szykują kolejnego ataku. Nie możemy czekać, musimy działać.
- Tak, masz rację. Najpierw jednak trzeba mieć plan, aby to działanie nie było bezsensowne. Jakieś propozycje?
Nastała chwila ciszy. Chłopaki patrzyli po sobie, jakby szukali dobrego pomysłu. W końcu odezwał się Liam.
- Ja nadal uważam, że jest jedno rozwiązaniem, które już wielokrotnie wam przedstawiałem. Naprawdę wy...
- Morda! - warknął Louis.
- Zamknij się - w tym samym momencie powiedział Harry.
Chłopaki patrzyli na Liama z takim gniewem, że niemal było widać pioruny. Jak to możliwe, że najlepsi przyjaciele mają nagle takie zgrzyty? Wiem, że to moja wina. I tego tez nie mogę tak zostawić.
- Myślę, że każdy powinien to przemyśleć na spokojnie - mówię - I zaplanujemy dalsze kroki jutro.
Colin przez chwilę patrzył na mnie w skupieniu.
- Masz rację - przyznał - W porządku, zważywszy na bardzo późną porę, wszyscy do swoich pokoi.
Wrócimy do tego.


Przez parę następnych dni panował spokój. Dalej jednak nie wiedzieliśmy co robić. Weston zaczął zeznawać, lecz zdaniem Colina wciąż nie mówi nam wszystkiego. Podobno to kwestia czasu. Mam taką nadzieję.
Dom to teraz mrowisko ochroniarzy. Są wszędzie, a termin taki jak ,,prywatność'' nie istnieje. Gdyby teraz ktoś wdarł się do domu, nie miałby szans na ucieczkę.
Bardzo dużo czasu spędzam z Louisem i jeśli to możliwe, to zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Na razie nie wspomina o wyjeździe i jestem mu za to wdzięczna. Nie podjęłam jeszcze decyzji, nie wiem co mam o tym myśleć.
Nagły ból brzucha wyrwał mnie zamyśleń. Od rana mam okropne mdłości. Nie mam siły nawet, aby się ubrać i leżę w piżamie. Dobrze, że Louis pojechał z Niallem i Zaynem na jakiś wywiad. Nie chcę, aby mnie widział w takim stanie. Znów czuję ścisk i już po chwili zrywam się z łóżka. Biegnę do sedesu, zwracając dzisiejsze śniadanie. Musiałam zjeść coś nieświeżego. Siadam chwilę na posadzce, aby nabrać oddechu. Parę minut później czuję się już normalnie, więc podnoszę się i pierwsze co robię to myję zęby. Patrzę na siebie w lustrze i mam wrażenie, że to wcale nie jestem ja. Zupełnie jakby ostatnie wydarzenia dodały mi lat. W prawdzie mogły się do tego przyczynić też nieprzestane noce. Mimo, że śpię u boku Louisa to cały czas budzę się z krzykiem, lub cicho płaczę do poduszki tak, aby Tomlinson tego nie widział. Nie chcę, aby wiedział jaka jestem słaba. Za dnia się trzymam, ale nocą daję upust emocjom. To co się tu dzieje, zaczyna mnie powoli przerastać. Ale wiem, że nie mogę się poddać, ze względu na Lou. To on daje mi siłę.
Nagle słyszę pukanie do drzwi. Krzyczę, aby wejść, po czym wycieram usta ręcznikiem i opuszczam łazienkę. W progu stoi Harry, na którego widok serce lekko mi przyspiesza. Chłopak od dłuższego czasu umyślnie mnie unika. Widzę, jak przy kolacjach unika mojego wzroku, kiedy pojawiam się w pomieszczeniu, on zaraz wychodzi. Rozmawia ze mną tylko, gdy musi. Czuję, że coś się zepsuło w naszej przyjaźni. To już nie jest ten sam Harry, on coś ukrywa. Mam tylko nadzieję, że to nic związanego z tamtym incydentem w kuchni... Chociaż, nic się przecież nie stało. Nie wiem dlaczego to wciąż rozpamiętuje.
- Chodź na dół, ktoś na ciebie czeka.
Był widocznie spięty. Oszczędziłam mu więc rozmowy i kiwając głową wyminęłam go w drzwiach. Nagle jednak poczułam, że chwyta mnie za rękę i zatrzymuje. Odwracam się, napotykając zieleń jego tęczówek.
- Jest coś ważnego - był zdecydowanie za blisko - O czym muszę ci powiedzieć.
Stałam sztywno, a on trzymał mój nadgarstek. Miał ciepłe palce. Nie mogłam przestać patrzeć w jego oczy, wyrażały taki... smutek.
- Więc mów.
Między nami była przerwa, lecz mimo to czułam się nieswojo. Nie potrafiłam się jednak odsunąć.
Harry pokręcił głową i przygryzł dolną wargę.
- Nie teraz, to sprawa na dłuższą rozmowę.
 Nie wiem dlaczego, ale miałam złe przeczucia. A pozycja, w jakiej się aktualnie znajdujemy, tylko je pogłębia. Mimo to się zgodziłam i już po chwili szliśmy na dół. Ja jednak cały czas myślałam o jego zielonych oczach i delikatnym dotyku. Co on może chcieć mi powiedzieć? Dlaczego nie zrobił tego teraz? I na miłość boską, co powiedziałby Louis, gdyby nas wtedy zobaczył.
Jesteś idiotką, Alex. Przecież nic się nie stało. Rozmawialiście i tyle. Złapał cię za nadgarstek, wcześniej łapał cię za gorsze rzeczy i nie widziałaś w tym nic nadzwyczajnego. Teraz sobie coś ubzdurałaś. Oby tak było.
Zeszliśmy po schodach i weszliśmy do salonu. Spojrzałam ukradkiem na Harry'ego. Przybrał normalny, lekko znudzony wyraz twarzy. Tak, to na pewno tylko wyobrażenia. To mój przyjaciel, może ma jakieś kłopoty z Kate i chce o nich porozmawiać. Tak, to na pewno o to chodzi. Bo przecież, o co innego.
- Witaj, Alex.
Stanęłam jak wryta, słysząc ten zjadliwy i za razem piskliwy głos. Odwróciłam się i nie wierzyłam temu, co widzę. Siedziała jakby nigdy nic w fotelu z filiżanką herbaty w ręce.
Tracy Morell.



***
Przede wszystkim należą wam się przeprosiny! Niestety bardzo opuściłam się z pisaniem rozdziału. Jest to częściowo spowodowane brakiem weny, jak i czasu oraz chęci. W mojej głowie ta historia cały czas się toczy i mam pomysły już na kolejną część. Takie cofanie się i przelewanie tego na słowa niestety zajmuje sporo czasu i sił. Ale koniec narzekania. Dodaję ten rozdział i szybko biorę się za następny.
Wesołych świąt! xoxo

4 komentarze:

  1. Cudooowny, mega genialny rozdział :D Sie dzieje! Uwielbiam <33333 <333 Ciekawe o co chodzi Harry'emu? Jaką decyzje podejmnie Alex?? I czego tu szuka Tracy?! Więęęc.. czekam z niecierpliwością na next'a jak zawsze :* Kocham <3333 <333333

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny,czekam na next ♡♡ :-* :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Więcej, Kobieto 😄😄💖💖

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju ale mi sie podoba, szybko dodawaj następny bo sie już doczekać nie mogę :D
    A jeżeli mogę to zapraszam do siebie zaczynam nowy i mile widziane byly by jakieś nowe osoby :D
    http://happiness-despair-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń