środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział 8

Obracam mały, gładki przedmiot w palcach. Jest piękny. Zawsze o takim marzyłam. Jednak teraz nie mogę powstrzymać łez. Pozwalam im płynąć. Wszystko mi jedno. Nikt mnie nie widzi.
Słyszę pukanie do drzwi. Ja jednak się nie ruszam. Wiem, kto tam stoi. Victoria dobija się do mnie od dobrej godziny. Nie chcę jej widzieć - z resztą jak każdego. Moim jedynym marzeniem jest samotność. Chować się w tym pokoju jak najdłużej się da. Wtedy nikogo nie zranię.
- Alex proszę, chcę ci pomóc - słyszę.
Pomoc? To nie mnie jest ona potrzebna. Ja zadałam ból. Uderzyłam w czuły punkt osoby, na której najbardziej mi zależy. Z którą łączy mnie miłość. Jak mogłam być tak lekkomyślna? I podła? Kręcę głową. Jestem idiotką, głupią idiotką.
Zamykam oczy. Uderzenia w drzwi nie ustają. Wiem, że Vicky sobie nie pójdzie dopóki jej nie otworzę. Nieraz to przerabiałyśmy przed moim wyjazdem. Wzdycham i wstaję. Chowam pierścionek do kieszeni dżinsów - czuję, że muszę mieć go przy sobie. Otwieram drzwi i ukazuje mi się moja siostra. Jak zwykle wygląda obłędnie.
- Nareszcie - mówi, a w jej głosie słychać ulgę - Chodź, porozmawiajmy.
Spoglądam na zegarek i kręcę głową.
- Już jest pora kolacji - zauważam.
Vicky podąża za moim wzrokiem i po chwili się zgadza. Idziemy w ciszy. Ja nie mam ochoty na rozmowy, a ona chyba nie wie co ma powiedzieć. Czuję kłucie bólu w sercu. Siostrzana relacja nie powinna tak wyglądać. Nie potrafię jej jednak wybaczyć. Za dużo się wydarzyło.
- Alex...
Spoglądam na nią.
- Co?
Dziewczyna wygląda na zmieszaną.
- Ja trochę widzę co tu się dzieje i chociaż wiem, że będziesz miała moją radę gdzieś, to... zastanów się, kto jest warty twojego cierpienia.
Patrzę na nią marszcząc brwi. Vicky kładzie mi jeszcze rękę na ramieniu, po czym wchodzi do jadalni. Zdezorientowana robię to samo.  W głowie caly czas nam słowa siostry.
Większość domowników siedzi już przy stole. Moje serce zaczyna szybciej bić, gdy widzę Tomlinsona. Staram się jednak przyjąć obojętny wyraz twarzy. On również mnie ignoruje. Zajmuję swoje miejsce witając się z Niallem i Zaynem. Nie widzieliśmy się dzisiaj, bo cały dzień przesiedziałam w mojej sypialni.
Wszyscy jedzą i rozmawiają. Niall cały czas rozśmiesza czymś Holly i mam wrażenie, że co jakiś czas jego ręką spoczywa na jej kolanie. No ładnie. Szykuje się chyba coś większego. Moja siostra zawzięcie dyskutuje o czymś z Liamem. Nie podoba mi się to połączenie. Jedno gorsze od drugiego. Zayn rozmawia z Meg, lecz cały czas ma w dłoniach telefon. Jestem pewna, że pisze z Perrie. Oni naprawdę są nierozłączni. Nawet gdy dziewczyna jest w trasie, muszą być cały czas w kontakcie.
Czuję na sobie wzrok Louisa. Nie chcę na niego patrzeć, bo wiem, że zaleje mnie kolejna fala wyrzutów sumienia. Pierścionek zaczyna uwierać mnie w kieszeni. Szukam rozpaczliwie czegoś, co odwróci moją uwagę. I wtedy orientuję się, że kogoś mi tu brakuje.
- Gdzie jest Harry? - pytam Zayna.
Pokój Malika i Harry'ego są niemal na przeciwko. Pomyślałam, że może on coś wie.
Zanim jednak Mulat mi odpowiada słyszę głośne prychniecie. Podnoszę wzrok na Louisa.
Jest zdenerwowany. Wskazuje na to zaciśnięta mocno szczęka i spojrzenie zdolne zabić. Dlaczego on się tak złości? Naprawdę jest aż tak zazdrosny o Harry'ego? Wystarczyło, że wymówiłam jego imię i już jest zły jak osa.
Zayn przypatruje nam się z zainteresowaniem.
- Jest w pokoju. Nie zejdzie na kolację - mówi.
- Świetnie. - Nie przestaję patrzeć na Louisa. - Więc idę do niego.
Czuję satysfakcję, gdy widzę jak Tomlinson się napina. Wiem, że igram z ogniem, ale nie mogę znieść tego, co robi Louis. Stara się mną manipulować, tak abym przestała zadawać się ze Stylesem. Nie pozwolę mu na to.
Wstaję od stołu i opuszczam pomieszczenie zanim ktokolwiek zdąży zadać mi jakieś pytanie. Każdy jest jednak tak zajęty, że nawet nie zauważa, że wychodzę. Wyjątkiem jest Louis, który już po chwili podąża za mną.
Słyszę, że mnie woła, ale ja uparcie idę do przodu. Nie chcę się z nim konfrontować. Jeszcze nie czuję się na siłach.
Chłopak mnie dogania i chwytając za ramiona pcha na ścianę, a nastpnie przygnata swoim ciałem abym nie uciekła. Czyli nie mam wyjścia, muszę z nim rozmawiać. Spuszczam wzrok w dół. Oddech Louisa łaskocze mnie przyjemnie w policzek przez co jest mi jeszcze trudniej.
- Nie uciekaj - szepcze.
Czuję jak serce gwałtownie przyśpiesza mi na dźwięk jego głosu. Zdaję sobie sprawę, że mimo rozpaczy i złości ja naprawdę... tęsknię. Za jego dotykiem, ciepłym spojrzeniem, pocałunkami. Za nim całym.
Ale nie mogę być z nim teraz blisko.
- Puść mnie - mówię, wciąż na niego nie patrząc.
Chłopak chwilę się waha, ale potem się odsuwa. Teraz najchętniej bym odeszła, ale wiem, że Louis znów mnie chwyci i do siebie przyciągnie.
- Robisz to specjalnie - słyszę nagle.
Kręcę głową.
- Nieprawda.
- A gdzie teraz szłaś? - pyta zaczepne - Alex spójrz na mnie!
Niechętnie, ale robię to, co każe. Jest zdenerwowany, ale nie tak bardzo jak wcześniej. Wiem, że tak naprawdę on też nie chce tej kłótni.
- Harry jest naszym przyjacielem. Jak możesz być o niego zazdrosny? - pytam.
- Po prostu widzę co się dzieje.
- Louis nic się nie dzieje! Uroiłeś coś sobie i próbujesz mnie o to oskarżać!
Chłopak chce coś powiedzieć, ale potem rezygnuje. Nastaje długa cisza, która w tym momencie jest jak kat. W końcu ja ją przerywam.
- Jestem twoją dziewczyną, powinieneś mi ufać - szepczę.
Louis łapie mnie za dłoń.
- I ufam.
Na jego twarzy niema już nawet śladu po złości. Zupełnie jakby wcześniejszych wydarzeń w ogóle nie było. Chłopak przyciąga mnie do siebie obejmując w pasie. Pozwalam mu na to, ja też jestem spragniona jego dotyku, zapachu.
- Przepraszam, masz rację. Przesadzam - przyznaje.
- Ja też przepraszam. To co wczoraj powiedziałam było...
Właśnie, jakie? Podłe? Z pewnością. Szczere? Oczywiście, byłam wściekła, a on wie jak było. Czy żałuję, że mu to wszystko powiedziałam? Sama nie wiem. Wcześniej, kiedy się do siebie nie odzywaliśmy, wydawało mi się, ze tak. Ale teraz nie mam pojęcia.
- Nie mówmy już o tym - proponuje, na co ja od razu przystaję.
To oczywiste, że nie chcę się z nim kłócić. To mój chłopak, kocham go. I wiem, że on czuje do mnie to samo. Widzę uśmiech na jego twarzy, zupełnie jakby słyszał moje myśli. Również się uśmiecham i wtedy Lou łączy nasze usta. Jest to wytęskniony, spragniony siebie nawzajem pocałunek. Louis opiera mnie o ścianę, a ja oplatam go nogami i wsuwam palce w jego ciemne włosy. Nasze usta dalej toczą zażartą walkę. Czuję jak ręce Louisa suną po moim tyłku. Wkłada rękę do kieszeni i... stawia mnie na ziemi.
Patrzę na niego zdziwiona. W korytarzu słychać nasze przyśpieszone oddechy. Po chwili wiem już co znalazł. W dłoni trzyma pierścionek.
- Powiedz mi szczerze - zaczyna patrząc mi w oczy - Chcesz tego?
Zatyka mnie. Nie mam pojęcia co mu odpowiedzieć. Czy chcę? Chcę. Ale nie jestem pewna, czy on wie co mi deklaruje. Kręcę głową.
- Louis to nie jest takie proste. Nie jesteśmy chyba na to gotowi, z resztą teraz nie jest odpowiedni moment...
- Nie o to pytałem - przerywa mi.
Pokazuje znów na pierścionek.
- Chcesz tego? - pyta.
- Oczywiście, że chcę.
Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Wypuszcza mnie z uścisku. Po czym klęka na jedno kolano.
- Alexandro Emily Collins, wiem, że to nie jest wymarzony moment i sytuacja, ale... czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zgodzisz się zostać moją żoną?
Zakrywam usta dłonią.
- Wariat - śmieję się.
Louis nadal patrzy na mnie wyczekująco. Uśmiech nie znika z jego twarzy. Zdaję sobie sprawę, że naprawdę kocham tego człowieka i nawet jeśli coś będzie szło nie tak jak powinno, to razem możemy to naprawić. Wybudujemy sobie wspólną przyszłość. Małymi kroczkami, cegiełka po cegiełce. Damy radę, wiem o tym. Jestem gotowa podjąć ryzyko.
- Tak - mówię - Wyjdę za ciebie.

Przyglądam się jak Louis miarowo oddycha. Jest taki spokojny gdy śpi. Zupełnie inny niż na co dzień. Uśmiecham się lekko. Mój narzeczony nie potrafi wysiedzieć w miejscu.
Narzeczony. Chyba jeszcze do mnie nie dotarło, że naprawdę mi się oświadczył. Nie wyobrażam sobie, żebym za jakiś czas była panią Tomlinson. Mam wrażenie, że to toczy się trochę za szybko.
I może dlatego nie sprawia mi to radości. Znaczy cieszę się z zaręczyn. Ale nie tak jak myślałam,że będę się cieszyć. Nie mam ochoty skakać i obwieszczać światu, że Louis Tomlinson mi się oświadczył. Mam wrażenie, że ja po prostu to zaakceptowałam. I to mnie przeraża, tak nie powinno być.
Zdejmuję z siebie rękę Louisa i zsuwam się po cichu z łóżka. Zbieram swoje ubrania z podłogi i zakładam na nagie ciało. Potem opuszczam jego sypialnie, starając się nie robić przy tym żadnego hałasu. Nie chcę, aby się obudził.
Na korytarzu jak zwykle napotykam kilku ochroniarzy. Staram się ich ignorować i iść pewnym krokiem przed siebie. W domu panuje cisza - nic dziwnego, jest dosyć późno. Każdy raczej przebywa w swoim pokoju. Chłopaki opowiadali mi, że kiedyś gdy Colin wyjeżdżał ta willa stawała się jedną wielką imprezownią. Melanże trwały średnio tydzień, czasami dłużej. Boję się nawet wyobrazić w jakim stanie musiał być później dom.
Schodzę na dół, chcąc napić się wody. Albo nawet coś zjeść. Mam gdzieś późną porę, umieram z głodu. Nic nie zjadłam na kolacji.
Wchodzę do kuchni, ale nie jestem w niej sama. Widzę ciemną czuprynę buszującą w lodówce. Uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy.
- Powinny być jeszcze naleśniki - mówię, podchodząc bliżej Harry'ego - Meg jak zawsze zrobiła trochę na zapas.
Teraz Harry powinien się szeroko uśmiechnąć i rzucić jakiś słaby żart o naleśnikach. Nie robi tego. Marszczę brwi, zdziwiona nagłą ciszą. Obraził się? Nie chce ze mną rozmawiać? Nic nie rozumiem. Staję obok niego, jednak ten nadal uparcie mnie ignoruje. Nie wytrzymuję i chwytam jego twarz w dłonie. Chcę aby na mnie spojrzał. Szybko tego żałuję.
Cały obszar pod jego lewym okiem jest szaro-fioletowy, co podkreśla jeszcze słabe światło lodówki. Wygląda to okropnie. Krzywię się, ale nie zabieram ręki. Jeżdżę delikatnie palcami po całym siniaku.
- Louis ci to zrobił?
Nie musi odpowiadać, znam odpowiedź. Czuję jak przepełnia mnie złość. Rozumiem jest zazdrosny, ale to nie jest powód aby się bić. Patrzę z współczuciem na twarz Harry'ego. Kolejny punkt na liście wyrzutów sumienia.
- Nie patrz tak na mnie - chrypi, a mnie przechodzą przyjemne ciarki - Nie jestem małym chłopcem, nie lituj się nade mną.
Bierze moją dłoń w swoją i zdejmuje z twarzy. Widzę jak cały sztywnieje, gdy dostrzega pierścionek na moim palcu. Nie jest głupi, wie co to. Nic nie mówi, ale podnosi na mnie wzrok. Wygląda jakby dostał właśnie w twarz i to sprawia mi ból.
- Gratulacje - szepcze, puszczając moją rękę.
- To... świeża sprawa.
Kiwa głową.
- Domyślam się. - Jego głos jest obojętny, mina tak samo. To mnie boli jeszcze bardziej, chociaż nie rozumiem dlaczego.
- O co ci chodzi?
Chłopak patrzy na mnie pustym wzrokiem.
- O nic.
Czego ja się spodziewałam? Że będzie skakał z radości? Przecież pamiętam co mi mówił zanim mnie pocałował. A właściwie ja pocałowałam jego. To wszystko jest strasznie zagmatwane.
- Chodź - słyszę nagle.
Robię zdziwioną minę.
- Gdzie?
- Do gabinetu Colina. Holly mówiła, że może jutro wrócić, a wtedy na pewno nie uda nam się tam dostać.
Boli mnie, że nagle zrobił się tak zimny, ale wiem, że nic na to nie poradzę. Znam dobrze Harry'ego i już się nauczyłam, że ta maska obojętności to jego tarcza do radzenia sobie z problemami.
- Więc chodźmy - mówię.
Wychodzimy na korytarz w ciszy. Jest pusty, co mnie dziwi. Gdzie podziali się ochroniarze? Patrzę pytająco na Harry'ego, ale ten jedynie wzrusza ramionami. W zasadzie do samego gabinetu nikogo nie spotykamy. Nie podoba mi się to. Wszystko rozgrywa się zbyt spokojnie i cicho. Zaczynam się nawet zastanawiać, czy to nie podstęp. Niemożliwe aby wszyscy ochroniarze naraz zniknęli.
- Coś musi się dziać - mówi Harry - Musimy się śpieszyć, nie wiem za ile wrócą.
Wyobrażam sobie jak kilku ochroniarzy przyłapuje nas w gabinecie. Grzebiących w jakiś papierach. Nie mam pojęcia co by później z nami zrobili i nie chcę się dowiedzieć, dlatego przyspieszam kroku.
Kątem oka przyglądam się Harry'emu. Mimo jego siniaka muszę przyznać, że w półmroku panującym na korytarzu wyglądał pięknie. Miałam wrażenie, że jego zielone tęczówki świecą w ciemności rzucają poświatę na twarz. Na ramiona opadały mu ciemne włosy. Czy to źle, że mam ochotę zatopić w nich palce?
Kręcę głową. Muszę się uspokoić. Wariuję.
Dochodzimy na miejsce, gdzie również zastajemy pustkę. Wiem, że tak ma być, lecz wciąż nie mogę zwalczyć niepokoju. Czuję, że stanie się coś złego.
Ciągnę za klamkę, ale czuję opór. Otwieram szerzej oczy i próbuję jeszcze raz.
Zamknięte.
Pięknie. Nie mamy przecież klucza. Odwracam się do Harry'ego.
- Co teraz?
- Patrz.
Podchodzi do wielkiego kwiatka stojącego w rogu. Wkłada rękę za doniczkę i już po chwili macha mi przed twarzą małym kluczykiem. Gapię się na niego będąc pod wrażeniem.
- Colin chowa klucze w donicy?
Dostrzegam słaby uśmiech na twarzy chłopaka.
- Nie - mówi, otwierając drzwi. - To kluczyk Meg. Używa go, gdy chce posprzątać gabinet.
Kiwam głową. Faktycznie taka skrytka bardziej pasuje mi do Meg.
Wchodzimy do środka. Byłam tu już kilka razy, więc wiem jak wszystko wygląda. Od razu podchodzę do biurka i przeglądam szuflady. Wyjmuję różne teczki i zaczynam czytać, szukając tego jednego nazwiska. Harry w tym czasie przetrząsa regał.
Po jakiś piętnastu minutach wciąż nic nie mamy, a mi już mieszają się literki. Mimo to nie przerywam. Muszę poznać prawdę.
- Sprawdź jeszcze na dole - proponuję brunetowi.
Chłopak posłusznie robi to, co powiedziałam. Nie mija minuta, gdy słyszę.
- Mam! To jest ta teczka i te papiery.
Idzie do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Tyle, że ja nie potrafię go odwzajemnić.
Też coś znalazłam. O wiele gorszego niż się spodziewałam. Czytam wszystko jeszcze raz mając nadzieję, że po prostu się pomyliłam. Że tam nie ma nazwiska mojego narzeczonego.
- Alex co się stało? - W głosie Harry'ego słyszę niepokój.
Podnoszę na niego wzrok i momentalnie moje oczy napełniają się łzami. Unoszę wyżej trzymaną przeze mnie umowę.
- Louis dostaje za nasz związek pieniądze. Moja matka mu płaci - mówię drżącym głosem.
Widzę zdziwienie na twarzy chłopaka. Po chwili podchodzi do mnie i bez słowa zamyka w swoich ramionach. Wtulam się w jego ciało popadając w coraz większą histerie. Coś w co wierzyłam po prostu się rozpadło. W jednej sekundzie. Zaufanie jakie budowałam przez długi czas do Louisa zniknęło. Ale najbardziej boli mnie to, że ja go naprawdę kocham. Jak on mógł mnie okłamywać tyle czasu? Jestem tutaj pół roku i nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Jego pocałunki, słowa... wszystko wydawało się naprawdę szczere, a okazało się tylko kolejnym kłamstwem. Do cholery jasnej przecież my uprawialiśmy seks! Jak on mógł udawać? JAK?
W tym momencie dobrze, że Harry mnie trzyma, bo na pewno bym upadła. Nie mam kompletnie siły, zupełnie jakby ten kawałek papieru pozbawił mnie całkowicie chęci do życia. Mam ochotę zasnąć i więcej się nie budzić. Zniknąć. Tak po prostu. Zero bólu, złamanych serc i skończonych debili.
Jak ja mogłam być taką idiotką? Nie raz zawiodłam się na Louisie, dlaczego zawsze dawałam mu kolejną szansę? Bezgranicznie mu ufałam i uparcie wierzyłam, że się zmieni. Że to tylko kwestia czasu. Sama się się oszukiwałam i na pewno nie zamierzam tego ponawiać. To jest koniec.
Koniec z Tomlinsonem. Nie chcę go więcej widzieć. Nie chcę z nim rozmawiać. A już na pewno słuchać jego tłumaczeń. On chciał ślubu. Oświadczył mi się, co było też jedynie fikcją. Zniszczyłabym sobie życie. On zniszczyłby mi życie. Mam dosyć, tego jest zbyt dużo.
Nagle na korytarzu słychać podniesione głosy i zbliżające się kroki. Zamieram w bezruchu, patrząc w drzwi. Zaraz się otworzą i będziemy mieli przesrane. Oboje. Czuję jednak, że teraz jest mi wszystko obojętne. Co mogą mi zrobić? Wyrzucić z domu? Nawet chciałabym odejść. Niech mnie przyłapują. Bylebym już nie musiała widzieć Tomlinsona.
Niespodziewanie Harry łapie mnie w pasie i ciągnie gdzieś ze sobą. Nie wiem nawet kiedy znajdujemy się w szafie, nie mam jednak czasu o tym myśleć, bo w tym samym momencie drzwi gabinetu otwierają się na oścież. Przez szczelinę widzę Colina, jak zawsze w drogim garniturze. Później wchodzi kilku ochroniarzy, a na końcu... Louis.
Serce gwałtownie mi przyśpiesza, a moja dłoń odnajduje rękę Harry'ego. Splatam nasze palce.
- Wreszcie wróciłeś - mówi Tomlinson.
Ma na sobie dresy i białą koszulkę. Włosy ułożone w nieładzie. Dopiero co wstał z łóżka i wygląda zniewalająco. Czuję, że coś mnie ściska od środka. Przybieram bardziej plecami do klatki piersiowej Harry'ego, a na moich policzkach pojawiają się świeże łzy. Chłopak obejmuje mnie mocno w pasie.
- Sam prosiłeś, abym przyjechał parę dni po tobie.
Colin zajmuje swoje miejsce przy biurku, przez co mam na niego idealny widok. Louis podchodzi do niego i opiera ręce o blat.
- Co powiedziała Elizabeth?
Zamieram. Wytężam słuch najbardziej jak potrafię.
- To twoja decyzja. W Norwegii byłeś na tyle przekonujący, że pozwala ci zrobić, co uważasz za słuszne.
Louis kiwa głową.
Wzbiera się we mnie złość. On był w Norwegii z Colinem. Odwiedził moją matkę, a mi wcisnął bajeczkę o szukaniu idealnego pierścionka. Mam ochotę wyskoczyć z tej pieprzonej szafy i powiedzieć mu, co o nim myślę. Wygarnąć wszystko, co leży mi na sercu, a potem wyjechać. Daleko, nie oglądając się za siebie. Zapomnieć o Tomlinsonie, mojej matce i wszystkim, co się z nimi wiąże. Zacząć od początku, z nowymi ludźmi, którzy nie sprawią mi tyle bólu. Ściskam mocniej rękę Harry'ego. Takimi jak on.
Louis chyba chce już opuścić gabinet.
- Alexandra - głos Colina brzmi poważnie. - Nie może się o niczym dowiedzieć.
Louis patrzy na niego z kamiennym wyrazem twarzy.
- I się nie dowie.
To się chuju zdziwisz - myślę. Niech tylko Harry mnie puści.
- W porządku - mówi Colin, wzdychając - Jest już późno, trzeba udać się do swoich pokoi.
Wstaje od biurka i rozglądając się po pomieszczeniu, wychodzi. Reszta robi to samo, zostawiając nas samych w gabinecie. Czekamy chwile, upewniając się, że odeszli. Potem opuszczamy swoją kryjówkę. Harry nie puszcza mnie ani na moment, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Nie wiem, czy dałabym sobie radę gdyby nie on. Dodawał mi sił.
Podnoszę na niego wzrok. W jego zielonych oczach widać troskę i ciepło. Wiem, że mogę na niego liczyć. Harry nigdy mnie nie zawiódł i tego nie zrobi. On był ze mną od początku.
I chcę, aby i teraz mnie nie opuszczał.
- Zostaniesz ze mną? - pytam tak cicho, że niemal szepczę - Nie chcę być sama.
Chłopak ściera nowe łzy płynące po mojej skórze.
- Oczywiście.





***
Zapraszam do obserwowania mojego opowiadania. Wtedy będziecie miały powiadomienie o nowym rozdziale :)
Pozdrawiam! 

12 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że Louis coś knuje. Nie lubiłam go od początku, w sumie to ff o Harry'm ^^ Cieszę się, że Alex w końcu poznała prawdę i ten dupek nie będzie jej dłużej okłamywać. Czekam na rozwój wydarzeń, całusy xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że Louis coś knuje. Nie lubiłam go od początku, w sumie to ff o Harry'm ^^ Cieszę się, że Alex w końcu poznała prawdę i ten dupek nie będzie jej dłużej okłamywać. Czekam na rozwój wydarzeń, całusy xx

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie... i nie po mojej myśli... chyba że Louis nie przyjął tej propozycji lub coś takiego... rozwalenie tego związku to dla mnie najgorsza rzecz... Lou chyba nie jest aż taki żeby oświadczać się dla pieniędzy, proszee... ale tak czy siak czekam na dalsze rozdziały. Weny życze ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana proszę powiedz że Louis to naprawi. Ja si3 tak nie bawię. Fakt najbardziej lubię Harrego ale tu on nie pasuje. Louis powinien z nią być. Jak ty możesz szczeże to jestem trochę zła na Lou i Colina. Ale pierścionek chyba coś znaczy? Napraw to bo ja zepsuję ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Minęło 8 dni od dodania 8 rozdziału więc powiem ci tak...


    Streszcza się. Jestem bardzo niecierpliwa. 😉

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawaj dawaj z tym rozdziałem... ja sie tak nie bawie 😠 również jestem niecierpliwa, a do tego teraz jest taki wątek... ty polsacie ty 😡😘😡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polsat to może za dużo powiedziane😝 ale zaczynasz mnie denerwować. A może ty sobie z nas jaja robisz co? 👀👀👀

      Usuń
    2. Ehh kto to wie, oby związek Lou i Alex był naprawiony bo nie wiem co ja zrobie...😞

      Usuń
    3. Już jej mówiłam że ma to naprawić bo inaczej ją zepsuję.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń